
depas
Użytkownik-
Postów
2 260 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez depas
-
Kalebx3, przez rok spotykałem się indywidualnie ze specjalistką w ośrodku dla uzależnionych w Dublinie. Świetna babka, 30 lat doświadczenia, ogromne wsparcie i pomoc. Nigdy nie bawiłem się w AA, jakoś brak mi wiary. -- 28 sty 2013, 22:07 -- Tak więc tylko straszak i stopniowe odzwyczajanie się od sięgania po alkohol. W najlepszych momentach mógł dla mnie nie istnieć. Parę miesięcy temu miałem wpadkę i teraz dochodzę do siebie, stopniowo mniej myślę o alkoholu, znów znika z mojej głowy powolutku, do stanu optymalnego, czyli jak gdyby nigdy nie istniał.
-
Od dwóch lat, z kilkoma przerwami na jednorazowe wybryki nie piję. Brałem w tym czasie disulfiram. Od grudnia zaszyłem się. Często marzę o alkoholu, fantazjuję na temat picia każdego rodzaju jaki istnieje, na temat bycia naj_banym i w euforii. Po zaszyciu nie można pić rok. Nie wiem co potem. Póki co na codzień są inne problemy, depresja i fobia.
-
izzie, ja wprawdzie właśnie odstawiam Depakine, jednak nie z powodu skutków ubocznych. Biorę go już 4 miesiące i jedyne z czym miałem problem to przez pierwszy tydzień silne mdłości i zmęczenie. Biorę 300 + 500mg dziennie i nie zaobserwowałem wypadania włosów, ani też nie przytyłem. A odstawiam go ponieważ nie wydaje mi się żeby na mnie działał w jakikolwiek sposób, biorę też inne leki i nie widzę powodu żeby dokładać sobie silny lek kiedy on nie działa. Zwłaszcza że nie jest on miły dla wątroby na dłuższą metę.
-
MIRTAZAPINA (Auromirta ORO, Mirtagen, Mirtor, Mirzaten, Remirta ORO)
depas odpowiedział(a) na yoan22 temat w Leki przeciwdepresyjne
Zatem powodzenia z sertraliną, zaczynasz od sporej dawki... -
gh78, lekarka w szpitalu powiedziała mi że sertralina będzie dla mnie dobra, ponieważ w przeszłości używałem dragów, a to wiadomo że robi bajzel w głowie. Sertralina z kolei ma dobrze oddziaływać na mózg, reperować usterki spowodowane nadużywaniem. Mój obecny lekarz znowu twierdzi, że sertralina nieco pomaga na uzależnienia w tym sensie, że zmniejsza chęć sięgnięcia po używkę, w moim wypadku alkohol.
-
gh78, bardzo Ci współczuję, spotkałem w szpitalu kiedyś osoby również uzależnione od benzodiazepin i było im bardzo trudno. Sam dwukrotnie się od nich uzależniłem i wiem do jakiego stanu to może doprowadzić człowieka, ale za każdym razem udawało mi się z tego wyjść w ciągu paru tygodni, bo nigdy benzo nie brałem dłużej niż kilka miesięcy. Jeśli chodzi o Asertin też uważam że w ciągu paru tygodni powinny ustąpić negatywne objawy. Ale z drugiej strony bierzesz bardzo dużo innych leków i nie sposób przewidzieć jak i kiedy zareagujesz na kolejny. Nigdy nie spotkałem się z tym żeby ktoś stosował aż tyle leków, mam nadzieję że bardzo powoli ale uda Ci się z większości tych rzeczy zejść i pozostać na 2 - 3 środkach. Asertin jest ponoć szczególnie dobry jeśli pacjent miał wcześniej problemy z uzależnieniami, a nuż pomoże i Tobie po doświadczeniach z benzo.
-
Chciałbym chodzić dwa, nawet trzy razy w tygodniu, ale tak samo, funduszy brak. To już są miesięcznie astronomiczne koszta...
-
elfrid, naprawdę, pocenie się nie wydaje mi się żadnym problemem, jeśli lek (dowolny lek) miałby postawić mnie na nogi i uwolnić od lęku. Co do kastracji, hmm, przyzwyczaiłem się trochę, Rispolept już w tej kwestii "zrobił swoje" i Anafranil niewiele miałby tu do namieszania. Pewnie masz rację i powinienem się uprzeć przy swoim i mniej więcej wprost zażądać danego leku, odmawiając jednocześnie podnoszenia dawki poprzedniego. Czemu Anafranil a nie paro? Niedawno pewna sytuacja życiowa doprowadziła mnie do stanu jaki zapamiętałem przy braniu paro, obezwładniający lęk. Nie chcę tego znów przechodzić. Chyba że lekarz zgodziłby się przepisać mi benzo, inaczej nie dam rady. Z kolei Anafranilu nigdy nie brałem, a wyczytałem ostatnio że jest on "the most powerful antidepressant ever made". Działają na mnie takie slogany, zresztą czemu miałoby być inaczej jeśli żarłem już prawie wszystko, z prawie takim samym ch_jowym skutkiem. Zawsze nieznane daję jakąś nadzieję, compliance powinna być przynajmniej na początku dobra.
-
Kalebx3, nie bardzo wiem tylko jak doktora skłonić żeby od razu wypisał Anafranil zamiast cackać się jeszcze z dawkami sertry. Pewnie wystarczyłoby stanowczo postawić sprawę i zażądać wprost, nie wiem jednak czy to przejdzie i nie skończy się tak, że będę musiał zmieniać lekarza. Z tym "znam się" od lat, nie mam siły z kimś nowym zaczynać od zera i wyliczać wszystkie leki jakie brałem w ciągu ostatnich 15 lat. Czy Twój lekarz jest skłonny zmieniać leki na Twoją sugestię?
-
Pustka i apatia, przynajmniej lęk trochę odpuścił. Hurra.
-
niecierpliwy, mam nadzieję że masz rację i mój doktor będzie myślał tak samo. Słyszałem że klomipramina i paro mają podobną efektywność na lęk, ale klomi szerszy zakres działania, oddziaływuje na więcej receptorów. Jestem pewien że prędzej czy później będę ją brał. A jak u Ciebie wygląda póki co branie paro, zauwżasz już jakieś pozytywne efekty?
-
Dark Knight, mam nadzieję że Twój lekarz bez oporów przpisze Ci Anafranil. Mój zpewne będzie chciał zwiększać sertrę o 50mg najpierw, potem, z oporami, o 100 i czekać parę miesięcy. Kiedyś wpradzie stwierdził że prędzej czy później dojdziemy do klomipraminy, ale podejrzewam że będzie to długa i zawiła droga...
-
Dark Knight, ja również pokładam spore nadzieje w klomipraminie, trochę na zasadzie jeśli nie ona to co? Próbowałem już tylu leków i moje lęki były oporne na ogromną większość z nich. Z kolei o klomipraminie wyczytałem niedawno iż to "najpotężniejszy antydepresant jaki kiedykolwiek stworzono". Hmmm, brzmi jak dobre hasło reklamowe, przyznaje, ale faktycznie jest to bardzo mocny lek, choćby dlatego ma tyle potencjalnych skutków ubocznych. Ale jak pisałem, jeśli nie klomipramina to co? Na pewno nie paro, a do sertraliny tracę zaufanie. Może się mylę (oby) i 200mg rzeczywiście pomoże, pewnie będę miał okazję to sprawdzić, znając mojego doktora. Wolałbym jednak od razu spróbować z Anafranilem.
-
Obudziłem się tak jak zasnąłem wczoraj - z poczuciem lęku. Jakby coś za moment miało się stać, coś strasznego. Ciężko to wytrzymać zwłaszcza kiedy nie widać nadziei na poprawę i wydaje się że tak będzie już zawsze. A jeśli tak ma być, czy w ogóle warto..?
-
bułka, chodzę na terapię raz w tygodniu, przydałoby się częściej. Coś pomaga ale raczej tylko doraźnie. Dużo kopiemy w moim dzieciństwie itd. Chodzę indywidualnie ale myślę że powinienem zacząć chodzić na grupową stricte pod fobię społeczną.
-
Filmik całkiem dobrze oddaje naturę fobii społecznej jak dla mnie. Zmagam się z nią prawie całe życie i czasami mam dość. Dzięki z linka.
-
miko84 dzięki za odpowiedź. Zastanawiam się i dochodzę do wniosku, że na mnie SSRI po prostu nie działają wcale. Nie doświadczyłem akatyzji na 20-40mg fluoksetyny, na sertralinie delikatnie i mogło to być związane z inną sytuacją (mocny stres), po miesiącu na paro jedyny odczuwalny skutek to wciąż narastający lęk. To właśnie lęk jest moim głównym problemem, i tutaj SSRI w ogóle nie pomagają, nie wiem czemu mój doktor chce w nie brnąć. Niedługo pewnie zwiększę dawkę sertry. Jedynym lekiem który autentycznie i wyraźnie pomógł na lęk (poza benzo oczywiście) była wenlafaksyna, już przy 75mg (rok 75mg, rok 150mg). Wenla pomogła, choć oczywiście tylko do pewnego stopnia i po 2 latach zmieniłem ją na fluo. I tak dalej. W każdym razie spróbuję 150 albo i 200mg sertraliny, dam jej parę miesięcy. Jeśli nic z tego nie będzie, poproszę o klomipraminę. Na paro brak mi odwagi żeby jeszcze raz przechodzić przez piekło ciągłego lęku. PS Jak tam na mirtazapinie? Wciąż dobrze się sprawuje? Brałem ją również przez parę miesięcy (30mg) i nieco pomogła, jednak tylko nieznacznie na lęk. Ale wydaje mi się że to dobry lek, po prostu nie dla mnie, nie na tak hardkorowe lęki i fobię społeczną.
-
Bianka78, wielki dzięki za słowa otuchy, mam nadzieję że Tobie wkrótce się poprawi.
-
Fobia społeczna jest prawdopodobnie moim największym problemem, z całej gamy syfu jaki fundują mi zaburzenia osobowości. Zdecydowanie fobia i brak pewności siebie. Wiecie jaka była jedyna rzecz która NAPRAWDĘ pomagała? Alkohol Może jeszcze wysokie dawki benzo. Od jednej i drugiej substancji uzależniłem się i teraz od dłuższego czasu jestem od nich wolny. Niestety, jestem również wolny od dobrego samopoczucia, oraz tej pięknej choć złudnej pewności siebie i braku lęku społecznego. Przez 10 lat próbuję różnych leków z prawie takim samym, czyli żadnym skutkiem. Wieczna samokrytyka i zgadywanie co myślą o mnie inni, niekiedy wręcz "słyszenie" ich myśli na mój temat. Podobno nie lubię i nie szanuję sam siebie, stąd automatyczne i naturalne założenie że inni myślą o mnie w taki sam sposób. Nie pracowałem nigdzie przez dłuższy czas, i wczoraj, po całych dwóch dniach pracy w nowym miejscu zrezygnowałem. Znów to samo, wyobcowanie w nowym toważystwie i ciągły lęk przed oceną, paranoiczne rozkminki i chorobliwa nieśmiałość. Brak wiary w swoje możliwości. Leki? Coś tam robią, ale niewiele. Mniej niż mi się wydawało. Te dwa dni pracy kosztowały mnie mnóstwo zdrowia i doprowadziły do pojawienia się znów myśli samobójczych. Sertralina w tej dawce mi nie pomaga, buspiron nie działa na lęk społeczny a risperidon działa albo wcale, albo bardzo subtelnie. Co dalej? Już prawie wszystko było. Paroksetyna doprowadziła mnie do takiego stanu że targnąłem się na swoje życie, nie będę próbował jeszcze raz, nie dam rady. Biorę antydepresant, lek przeciwlękowy, neuroleptyk i stbilizator (wciąż jeszcze Depakine). I wciąż nic, fobia jest nie do zniesienia, fobia i w ogóle lęk. Chyba teraz będę żebrał psycha o klomipraminę. Przepraszam za długość wpisu i jeśli nie na temat, w "jęczarni" też już byłem :)
-
Zrezygnowałem z pracy po dwóch dniach, ponieważ nie potrafiłem odnaleźć się w nowym środowisku, czułem się jak odludek i dziwak. Nie wiem czy inni też tak o mnie myśleli, ale pewnie tak, zresztą jakie to ma znaczenie, kiedy ja sam jestem swoim największym wrogiem i sędzią. Zawsze i wszędzie czuję się obco, i potrzeba mi 10 razy więcej czasu niż normalnym osobom na jako takie przyzwyczjenie się do nowego otoczenia, a zanim to nastąpi, cierpię i dobija mnie stres. Po dwóch dniach pracy nie wiedziałem już jak się nazywam, bolała mnie głowa i brzuch, byłem fizycznie i psychicznie wyczerpany. Trzeciego dnia nie dałem już rady pójść. Najgorszy jest lęk i fantazje samobójcze, układaniue planu, co kiedy i jak. W jakiś perwersyjny sposób fantazje samobójcze przynoszą chwilowe ukojenie i zmniejszają ból, dają swego rodzaju nadzieję i przynoszą ulgę od cierpienia. Raz już próbowałem, ale miałem "szczęście", nie udało się. Teraz czuję jakby napisanie nowego listu pożegnalnego było najlepszą rzeczą jaką mógłbym zrobić...