Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lunaria

Użytkownik
  • Postów

    202
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Lunaria

  1. Pojęłam dziś z rana beznadziejną decyzję, a mianowicie porzuciłam rower na korzyść publicznego transportu zbiorowego W drodze do pracy automat biletowy nie chciał przyjąć moich pieniędzy i zmuszona byłam wysiąść, kupić bilet w kiosku i czekać na następny. W drodze powrotnej wypadły z rozkładówki trzy tramwaje pod rząd, czekałam tragicznie głodna na przystanku przez 30 min, po czym poszłam na nogach. Nigdy więcej MPK
  2. Właśnie dziwi mnie to, że u mnie jest to wyłącznie kwestia czytania i co podkreślam również czytania czegoś co ktoś do mnie napisał. Nie wiem, może to taka podświadoma forma podtrzymywania kontaktu...mam duży problem z samotnością. W ogóle czasami uważam że to mój jedyny macierzysty problem na którym wypączkowała cała reszta, chociaż to chyba byłoby zbyt proste.
  3. Właśnie dziwi mnie to, że u mnie jest to wyłącznie kwestia czytania i co podkreślam również czytania czegoś co ktoś do mnie napisał. Nie wiem, może to taka podświadoma forma podtrzymywania kontaktu...mam duży problem z samotnością. W ogóle czasami uważam że to mój jedyny macierzysty problem na którym wypączkowała cała reszta, chociaż to chyba byłoby zbyt proste.
  4. Mam osobliwe natręctwo, jak myślę. Może już ktoś o tym pisał, ale ciężko przebrnąć przez 83 strony. Otóż czytam po stokroć te same rzeczy. Głównie coś co sama napisałam, ale czasem też coś napisane przez kogoś innego do mnie. Bywa że napisanego i wysłanego już sms'a czytam tyle razy że uczę się go na pamięć, a później mogę przytaczać go w głowie tyle razy ile chce. Nie mam tak zawsze, ale są dni kiedy jestem jakoś bardziej pobudzona i wówczas to się dzieje. Myślę, że wynika to z tego, że upewniam się czy napisałam dokładnie to co chciałam i uspokajam się upewniając że właśnie tak to miało zabrzmieć, to miałam na myśli. Nie wykluczone, że tego posta też będę jeszcze czytać kilka razy, chociaż dziś mam lepszy dzień pod tym względem . Nigdy się tym specjalnie nie przejmowałam, nie jest to nieprzyjemne, jedynie czasu się trochę marnuje, aczkolwiek normalne to to nie jest. Poza tym mam nerwicę lękową i chyba jeszcze inne niezdiagnozowane rzeczy
  5. Mam osobliwe natręctwo, jak myślę. Może już ktoś o tym pisał, ale ciężko przebrnąć przez 83 strony. Otóż czytam po stokroć te same rzeczy. Głównie coś co sama napisałam, ale czasem też coś napisane przez kogoś innego do mnie. Bywa że napisanego i wysłanego już sms'a czytam tyle razy że uczę się go na pamięć, a później mogę przytaczać go w głowie tyle razy ile chce. Nie mam tak zawsze, ale są dni kiedy jestem jakoś bardziej pobudzona i wówczas to się dzieje. Myślę, że wynika to z tego, że upewniam się czy napisałam dokładnie to co chciałam i uspokajam się upewniając że właśnie tak to miało zabrzmieć, to miałam na myśli. Nie wykluczone, że tego posta też będę jeszcze czytać kilka razy, chociaż dziś mam lepszy dzień pod tym względem . Nigdy się tym specjalnie nie przejmowałam, nie jest to nieprzyjemne, jedynie czasu się trochę marnuje, aczkolwiek normalne to to nie jest. Poza tym mam nerwicę lękową i chyba jeszcze inne niezdiagnozowane rzeczy
  6. Może się mylę, ale myślę, że Twój mix zaburzeń to wcale nie mix. Wszystko zdaje się kręcić wokół tego perfekcjonizmu. Sama mam z tym problem, może trochę inny niż Twój, ale ciągle mi się wydaje że czegoś nie robię wystarczająco dobrze, że się do niczego nie nadaję. Perfekcjonizm jest chyba często związany z nerwicą. Może psychoterapia by pomogła. Sama się jeszcze na odwagę nie zdobyłam, ale polecam Skąd ja to znam! Aczkolwiek 'spokój' w moim wypadku oznacza, że nic się już gorszego nie może wydarzyć. Np. nie zostawi mnie za 3 lata, kiedy już będę bardziej przywiązana.
  7. Może się mylę, ale myślę, że Twój mix zaburzeń to wcale nie mix. Wszystko zdaje się kręcić wokół tego perfekcjonizmu. Sama mam z tym problem, może trochę inny niż Twój, ale ciągle mi się wydaje że czegoś nie robię wystarczająco dobrze, że się do niczego nie nadaję. Perfekcjonizm jest chyba często związany z nerwicą. Może psychoterapia by pomogła. Sama się jeszcze na odwagę nie zdobyłam, ale polecam Skąd ja to znam! Aczkolwiek 'spokój' w moim wypadku oznacza, że nic się już gorszego nie może wydarzyć. Np. nie zostawi mnie za 3 lata, kiedy już będę bardziej przywiązana.
  8. dzięki, popytam. U psychologa nigdy nie byłam a psychiatra nie przypadł mi do gustu. Przepisał leki i do domu. Nie powiem, fajne leki :) ale co z tego
  9. tak, tylko od czego zacząć, gdzie się udać? dopiero się wdrażam w forum, nie wiem czy polecacie tu dobrych specjalistów. Kurcze boje się iść do psychologa czy tym bardziej na terapie i o sobie mówić.
  10. Witam. Jest to mój pierwszy post i mógłby zostać rozbity na kilka wątków, ale chciałam zebrać do kupy to co mnie tu sprowadza. Z informacji ogólnych, to jestem kobietą, mam 25 lat, mieszkam głównie w Krakowie :) Od kiedy pamiętam było coś ze mną nie tak. Maiłam kiepską rodzinę. Niby wszystko ok., rodzice nie pili, nie bili, ale nigdy z nimi nie rozmawiałam, każdy żył osobno, nawet jako dziecko płakałam pod kołdrą nic nikomu nie mówiąc. Później ojcu odbiło. Zaczęły się kłótnie, pretensje, teksty pt. głupia jesteś, nienormalna, do mnie do matki. Mimo to w okolicy uchodził za przykładnego obywatela, ojca, męża, co mnie do dzisiaj doprowadza do szału. Ja zawsze uchodziłam za osobę silną psychicznie, twardą, niezależną, wytrwałą. To był taki mój sposób na życie – skoro nie można uzyskać nic od innych to trzeba radzić sobie samemu. Dobrze się uczyłam, miałam swoje pasje, po studiach szybko znalazłam pracę. Niby wszystko wygląda ok, ale jest źle i to bardzo. Problemy z nerwicą zaczęły się w liceum. Najpierw wegetatywna, biegunki, zaparcia. Później hipochondria, aż w końcu silne lęki, duszności. Wylądowałam w szpitalu, dostałam leki, pomogło doraźnie, na terapię nikt mnie nie wysłał. Od tamtej pory jak lęki wracają to łykam leki przez kilka dni i przechodzi. Z negatywnymi emocjami też sobie nie radzę, wściekam się byle czym, mówię rzeczy których nie powinnam i coraz częściej widzę w sobie ojca co mnie przeraża. Teraz doszło chyba coś w rodzaju depresji. Płaczę, czuje że strasznie się nie lubię, że na nic dobrego nie zasługuję. Łapie się na tym, że chce zrobić sobie fizyczną krzywdę, żeby przestało boleć psychicznie. Myślę, że na pogorszenie samopoczucia z roku na rok wpływa coraz większa samotność. Nie chce już sobie ze wszystkim radzić sama, brakuje mi siły. Chciałabym, żeby w końcu ktoś mi pomógł, nawet jak zapewniam, że sobie poradzę. Mam znajomych, ale widujemy się rzadko. W szkole mieli więcej czasu, teraz mają swoje życie. Miałam sporo facetów, ale żadnego na dłużej, wszyscy odchodzili, budowali trwałe związki z kimś innym, ze mną zrywali kontakt. Nie mam z kim zjeść obiadu, iść potańczyć a co dopiero zaplanować urlop. Nieraz próbowałam to zmienić, starałam się, żeby było dobrze, ale nie wychodziło. Mam wrażenie, że skoro tak było do początku, skoro nikt nigdy mnie nie chwalił, nie mówił „kocham” to tak już będzie zawsze. Nie znam innej opcji. Wiem, że powinnam się leczyć, ale boje się, że to nic nie pomoże, że nie trafię na odpowiedniego człowieka i wówczas będę już mogła powiedzieć, że spróbowałam wszystkiego i nic nie pomogło. I co wtedy?
×