
inez3
Użytkownik-
Postów
2 144 -
Dołączył
Treść opublikowana przez inez3
-
ESCITALOPRAM(Aciprex, ApoExcitaxin ORO, Betesda, Depralin, Depralin ODT, Elicea, Elicea Q-Tab, Escipram, Escitalopram Actavis/ Aurovitas/ Bluefish/ Genoptim, Escitil, Lexapro, Mozarin, Mozarin Swift, Nexpram, Oroes, Pralex, Pramatis, Symescital)
inez3 odpowiedział(a) na Martka temat w Leki przeciwdepresyjne
A tak w ogóle to czy komuś esci pomogło tak porządnie? Ja w swoim życiu brałam tylko Asentrę oraz Axyven i oba mnie stawiały do pionu. -
Czy jest możliwe, że bardzo mocno zareagowałam na 5mg Servanonu? To mój pierwszy dzień z nowym lekiem, wcześniej od listopada brałam Pramolan, ale od początku lutego poczułam znaczne pogorszenie stąd Servenon. W pracy dziś odczuwałam: mega drżenie, dziwne widzenie troche niewyraźnie, trochę zawroty głowy (trudno to opisać), mdliło mnie itd. W rezultacie zwolniłam się z pracy, poszłam do lekarza i dostałam zwolnienie na tydzień. Modlę się żeby mi przez ten tydzień trochę się wszystko ustabilizowało, bo w pracy nie mogę aż tak się czuć. Help...
-
ESCITALOPRAM(Aciprex, ApoExcitaxin ORO, Betesda, Depralin, Depralin ODT, Elicea, Elicea Q-Tab, Escipram, Escitalopram Actavis/ Aurovitas/ Bluefish/ Genoptim, Escitil, Lexapro, Mozarin, Mozarin Swift, Nexpram, Oroes, Pralex, Pramatis, Symescital)
inez3 odpowiedział(a) na Martka temat w Leki przeciwdepresyjne
Ok, dzięki za odpowiedź, bo juz na prawdę nie wiem co myśleć. Chciałabym żeby objawy chociaż trochę ustąpiły, bo w pracy muszę być na prawdę ogarnięta. Mam nadzieje, że przez tydzień wolnego uboki trochę osłabną... Ellora Servenon to też escitalopram. Trzymajcie kciuki za mnie, plis (chociaż się nie znamy), bo panikuje strasznie... Kurde, przechodze to już któryś raz a znów to samo... -
ESCITALOPRAM(Aciprex, ApoExcitaxin ORO, Betesda, Depralin, Depralin ODT, Elicea, Elicea Q-Tab, Escipram, Escitalopram Actavis/ Aurovitas/ Bluefish/ Genoptim, Escitil, Lexapro, Mozarin, Mozarin Swift, Nexpram, Oroes, Pralex, Pramatis, Symescital)
inez3 odpowiedział(a) na Martka temat w Leki przeciwdepresyjne
Witam, Mam pytanie. Dziś wzięłam pierwszą dawkę (5 mg) Servenonu jednocześnie nie biorąc już Pramolanu (2x50mg). Niestety moja reakcja była tragiczna, trzęsłam się, nie mogłam się skoncentrować, mdliło mnie i nie mogłam jeść. To wszystko stało się w pracy i musiałam się zwolnić do domu. Dostałam zwolnienie do końca tygodnia (poszłam do lekarza). Teraz czuje się już lepiej, ale moje pytanie brzmi czy to mógł być skutek uboczny? Tak szybko po pierwszej dawce? Czy może bałam się nowego leku i stąd efekt (ostatnio dużo gorzej czułam się w pracy, ale wytrzymywałam w niej). Będę wdzięczna za każdą odpowiedź. To mój 4 nawrót nerwicy, teraz po 2,5-rocznej przerwie kiedy czułam się zupełnie normalnie. Leczenie Pramolanem zaczełam pod koniec listopada. Było zdecydowanie lepiej. Teraz jakoś na początku lutego nastąpiło duże pogorszenie, znów lęki w pracy "jak ja tu wytrzymam" itd. Mój psychiatra na urlopie, inny przepisał właśnie Servenon, nie zaczęłam brać od razu, bo w pierwszej kolejności pomyślałam, że dam radę sama i poczekam na swojego lekarza (teraz wizyta w piątek). Niestety tak źle się czułam, że wylądowałam u kolejnego lekarza i mam brac ten Servenon... To tak w skrócie. -
mnie tez wozono na zajecia... potem juz umawialam sie tak, ze w jedna strone pojade sama, a w druga po mnie ktos przyjedzie, ale w koncu stwierdzilam, ze daje rade, wiec jezdzilam sama... tez leki mi pomogly sie uspokoic... jednak jak sie okazalo ostatnio moja terapia byla za krotka i stad te "nawroty"... nic, trza sie wziac porzadnie za terapie, potem odstawic leki i zyc normalnie.
-
ja wiem, ze bedzie dobrze, zawsze jest... tylko niepotrzebnie sie nakrecam i sie denerwuje i to doprowadza mnie do szlu. czasem az sama na siebie krzycze... grr... a jeszcze kilka tyg. temu bylo wszystko normalnie.. yyh a wy macie isc pozalatwiac swoje sprawy!!! ja tam nie uciekne, bo to i tak nic nie daje... wiec do boju. trzymam kciuki
-
takataka, witaj! ja ostatnio lubie czerwony, zwlaszcza na paznokciach
-
Witaj Syla18! tak jak napisali wyzej - udaj sie do specjalisty, bo tez mi to wyglada na depresje, ale nie jestm lekarzem, wiec nie mi diagnozowac. Wiem co przezywasz, wiec mnie twoj stan nie dziwi. pozdrawiam
-
ja tez nie umiem wyjasnic co to jest z tym lekiem przed komunikacja miejska. kiedys jezdzilam wszedzie... po czym zachorowalam i zaczal sie koszmar. pomogly tez leki, ale powiem wam, ze nawet w najgorszych chilaxch nie wysiadalam. ja nie balam sie, ze ktos mnie wysmieje. balam sie, ze bedzie goraco, duszno, ze zemdleje (nigdy w zyciu nie zemdlalam), ze zwymiotuje (tez mi sie nigdy nie zdarzylo poza domem). po czym bylo juz dobrze, nie balam sie - myslalam, ze wyzdrowialam. niestety, wrocilo... potem znow lepiej - kupilam samochod w koncu i jezdzilam wszedzie nim, ale w momencie kiedy zdarzalo mi sie, ze musze gdzies pojechac to i tak pojawial sie lek mimo, ze niby wszystko bylo ok. przelamalam juz duzo lekow, ale uswiadomilam sobie, ze to jest strasznie dlugi proces i nie bedzie to tak "hop siup"... dzis np. przyjechalam dopracy metrem i oczywiscie pelen luz... i wez tu czlowieku badz madry... ---- EDIT ---- ale ostatnio jadac autobusem i czujac sie dobrze myslalam o najgorszych scenariuszach, ale wogole mnie nie przerazaly. doszlam do wniosku, ze ja wcale nie boje sie, ze zemdleje czy zwymiotuje tam na srodku autobusu czy tramwaju. ja sie boje tego zlego samopoczucia, ze gdzies mnie zlapie i popsuje mi wszystko...
-
no, a ja dzis pojechalam do pracy meterem. zauwazylam, ze jak czegos nie planuje to sie nie stresuje... dziwne... jak zaplanuje i mam czas myslec to mnie zdenerwowanie dopada. dzis mam z mym lubym jechac do kolejnej galerii handlowej, a potem na spotkanie ze znajomymi...znajac zycie bedzie ok, wiec po co o tym mysle negatywnie? staram sie odganiac wszelkie "obrazki" pt.: "jakby to moglo byc"... jutro znowu wyjezdzam do domu mojego lubego na dlugi weekend i nie wiem... nie chce sobie zepsuc wyjazdu - o i zobaczcie, od razu mysle negatywnie...
-
bee84, no i piekne podsumowanie mojego dlugasnego posta
-
no dokladnie, bo powiem ci, ze jak dobrze sie czuje to moglabym gory przenosic. wszytsko jest normalnie: smutek, radosc, zlosc itd. a w sytuacji kiedy zle sie czuje to wszytsko odczuwam inaczej... jak jest ok to nie mam zadnych barier przed wyjsciem gdzies, na impreze (inaczej, boje sie, ze w klubie bedzie duszno i w zwiazku z tym bede sie zle czula), na zakupy, na kawe gdzies itd. sama decyduje czy chce czy nie, a tak do decyduja za mnie nerwy...
-
ja wczoraj pojechalam z moim lubyc na zakupy do galerii handlowej... nie wiem czemu bylam na poczatku lekko spieta, ale potem przeszlo... w rezultacie nie kupilismy mu bluzy, bo nic nie bylo szczegolnego... jutro w zwiazku z tym tez jedziemy w inne miejsce, a potem na spotkanie ze znajomymi... i mam watpliwosci, nie wiem czemu, przeciez ostatnio bylo ok... wczoraj galeria, przedwczoraj zakupy w supermarkecie - pelen luz, nawet chcialam isc do kawiarni posiedziec i zjesc cos dobrego (to u mnie cud, bo jak bardzo zle sie czulam to siedzenie w restauracji doprowadzalo mnie do mdlosci i wszytskie zapachy, ktore normalnie uwielbiam, tez)... ja nie wiem na czym to polega... teraz, ostatnio czuje sie tak jakby gdzies wewnetrznie moj organizm zaczal sie denerwowac, ale niemogl... w pracy zero nerwow, ide na poczte - zero nerwow, jade samochodem - zero nerwow... strasznie to dziwne, bo to tak jakbym sobie po czesci poradzila, ale po czesci nie. jednak najwazniejsze dla mnie w tej calej chorobie jest to, ze udalo mi sie odpepowic od rodzicow i nie dzwonic jak mi sie robi "nerwicowo"... powiem tak, ze jak czuje sie ok, to moglabym gory przenosic, imprezowac, byc w centrum zainteresowania, miec swoj swobodny wybor co do tego na co mam ochote, a na co nie. a tak to rzeczy ktore sa czasami dziela sie na te ktorych sie nie boje i te ktorych sie boje i sobie odmiawiam... rozumiecie o co mi chodzi, bo zamotalam strasznie ---- EDIT ---- *lubym
-
markus2000, magdalenagrob1985, witajcie wśród nas
-
ja tez sie wyszumialam w sumie, chociaz czasami jeszcze mnie nachodzi zeby zrobic cos fajnego.. ja ogolnie tez lubie swoj charakter, no, ale jest jedno "ale" i obie wiemy co :)
-
adam_s, ale da ci spokoj zebys mogl skupic sie na terapi... nie ma sie co zalamywac.
-
adam_s, a myslales o nauczaniu indywidualnym? moze to by bylo jakies wyjscie. w tym czasie terapia i moze potem juz by bylo dobrze... nie ma sytuacji bez wyjscia. u mnie ok, jakos mi tak znow wszystko przeszlo... nie mam zadnych lekow, nie denerwuje sie niczym i jakos idzie. pogoda? moze ja jestem dziwna, ale dla mnie lato jest okropne. kiedy moja choroba zaczela sie latem wlasnie wiec to, ze bylo goraco wcale nie pomagalo, bo goraco = duszno ---> slabo, niedobrze itd. (kiedys tak nie mialam), w zwiazku z tym jak jest chlodniej jest mi lepiej, ba nawet brak slonca mi nie przeszkadza, a jak pada? hmm, mozna sie zawinac w koc z kawa lub herbata i poczytac ksiazke
-
Pstryk, to smigaj do lekarza i to szybko. jakbysmy mieszkaly w jednym miejscu to bym cie zabrala ja czekam do stycznia i zabieram sie ostro za terapie. musze sie w koncu pozbyc tego perfekcjonizmu (tam gdzie go nie powinno byc) i potrzeby kontrolowania wszystkiego dookola... co do zmian? nie wiem w sumie jak to ze mna jest... czasami to co zaplanowane mnie przeraza, bo obmyslam wszystkie mozliwe "zakonczenia" badz scenariusze. juz sama nie wiem jak to ze mna jest. wczoraj rozmawialam z mama jak to bylo jak bylam mala czy np. balam sie isc pierwszy raz do przedszkola. nie, nie balam sie, jak mi mama powiedziala, ze po mnie wroci i nie bede musiala spac (nigdy mi sie nie chcialo) to nie bylo problemu. do szkoly podstawowej tez nie mialam problemu isc, ba nawet pocieszalam jedna kolezanke, ktora strasznie plakala na wszystkie wyjazdy szkolne chcialam jezdzic, lubilam, jedyne czego sie balam to choroba lokomocyjna, a zazwyczaj jezdzilo sie autokarem, ale jak z niego wysiadalam nie mialam zadnych problemow. co do relacji z innymi dziecmi - na pocxzatlu tam gdzie mieszkalam nie bylo podworka, wiec nie bawilam sie z innymi na powietrzu. bylam tez bardzo uparta, jak mi cos nie pasowalo to nie bylo sily zeby mnie przekonac i tak, bedac u moich kolezanek nie chcialam wychodzic z nimi na podworko i bawic sie z innymi dziecmi, nie wiem czy sie wstydzilam czy co, czy nie umialam sie bawic, nie pamietam./ potem sie przeprowadzilam i podworko juz bylo, nowe dzieci itp. i zaczelam szlajac sie z nmi, bawic w rozne zabawy itd. moja mama moj problem z wyjazdami wiazala na poczatklu z strachem przed choroba lokomocyjna. np. na wyjazd juz w liceum tez nie chcialam jechac, wlasnie dlatego, ze trzeba jezdzic autokarem. to byl pierwszy wyjazd gdzie sie zle czulam. nie moglam spac itd. do tego wszyscy chcieli imprezowac (jak to w liceum), a mi to przeszkadzalo, alkohol kojarzyl mi sie z tym, ze bede sie po nim zle czula itd... dziwne... no coz, moj tata byl/jest niepijacym alkoholikiem, nie bylo u mnie lania itd., ale atmosfera rozna, lacznie z wyrzucaniem walizki mu za drzwi... wracajac do tematu wyjazdu - przeszlo jak wrocilam do domu... potem juz 3 klasa i mega stres zwiazany z historia, tu sie wlasnie zaczelo... niew iem czy to wynik ambicji przerosnietych czy co, ale na lekcjach historii cala sie trzeslam, bylo mi slabo, niedobrze, choc umialam pewnie i na 7... jak w koncu sama sie zglosilam do odpowiedzi - przeszlo... no i potem juz 1 rok studiow, wyjazd na obozn - najgorszy okres mojego zycia, wtedy nerwica zaczela sie na dobre, rok trwalo (mniej wiecej) kiedy moj stan sie jako tako unormowal... z tego wszystkiego, jak tak sobie mysle, nawet moja mama powiedziala, ze nigdy jakichs wiekszych problemow z kontaktami z innymi nie mialam, nie lubilam siedziec na miejscu i jak bylismy umoich dziadkow na wsi to zawsze ciagnelam rodzine zebysmy pojechali na jakas wycieczke cos pozwiedzac i zawsze to lubilam. tak, bylam zwiazana z rodzicami - jedynaczka. troche pod kloszem, troche kontrolowana, nie musialam nigdy byc najlepsza, ale pamietam jak w podstawowce moj tata wyrywal mi kartki w zeszycie, bo brzydko pisalam, a musialo byc ladnie, mialam srednie oceny, ale bylam ambvitna. jak czegos nie umialam, to rzucalam ksiazkami, po czym po 5 minutach siadalam i chociazby uczylam sie na pamiec zeby cos wogole napisac... od 4 klasy podstawowki jezdzilam do szkoly sama, autobusem... uczylam sie jezykow, bylam w tym dobra... zawsze sie jednak czulam brzydsza i gorsza od innych dziewczyn, ktore mialy chlopakow, sympatie itd. apogeum to bylo lliceum - zazdroscilam kolezance, ze miala grupe znajomych, faceta, wakacje z nimi itd. mialam znajomych, ale nie byla to taka paczka.. ja uwazalam, ze jestem beznadziejna, niefajna, brzydka, nieatrakcyjna itd. potem zaczelam chodzic na imprezki, prawie co tydzien do klubow. swietnie sie bawilam, poznawalam roznych ludzi, facetow rowniez , ale zazwyczaj byly to znajomosci imprezowe... ludzie uwazali mnie za osobe pewna siebie, towarzyska itd., mi tylko przeszkadzalo i przeszkadza to, ze boje sie zlego samopoczucia, bo ono psuje mi wszystkoe. kiedy mnie mdli i cala sie trzese nie moge skupic sie na niczym innym, zamykam sie w sobie. gdyby nie to, to bym byla chyba najszczesliwsza osoba na swiecie. wreszcie moglabym pojechac tam gdzie chce, pozwiedzac swiat, zobaczyc to wszystko o czym marze... ło, ale sie rozpisalam... moglabym jeszcze duzo napisac, ale moze innym razem.
-
Pstryk, zabrzmialo to bardzo powaznie, ciekawe co takiego zrobil. no nic... u mnie dzien wdrodze. pojechalam z rodzicami na groby do moich dziadkow i przy okazji odwiedzilismy nasza rodzine. spotkalam moje sliczne i zadban kuzynki, spojrzalam na swoj wymiety t-shirt i sie zalamalam chyba czas sie troche wystylizowac znow
-
a moze mi ktoswyjasnic czemu Misiek dostal bana?? nextfriday, pewnie, ze bedzie tylko odrobina wysilku. terapia, ewentualnie leki i ciezka, bardzo ciezka praca nad soba.
-
no, ale ja nie jestem niesmiala ani nie mam fobii spolecznej. niemam problemow z aklimatyzacja np. w nowej pracy itd. dlatego za bardzo nie wiem o co chodzi... ogolnie mam w jakims sensie twardy charakter, potrafie soie poradzic w wielu sytuacjach, ale boje sie zlego samopoczucia gdzies poza bezpiecznym miejscem... pani psycholog mi powidziala, ze ja np. nie lubie byc do czegos zmuszana, niekoniecznie doslownie, bo to ja musze miec kontrole... Pstryk, to podejmuj, ja zaczynam od stycznia, bo niestety moja pani psycholog nie ma teraz terminow. nie zostawiaj tego tak.
-
istnieje, w necie wpisz klasyfikacja zaburzen i powinno wyskoczyc
-
cleo27, tez tak mam. to ja zawsez wszystko organizuje, zlatawiam i nie mam z tym problemu. nie boje sie ludzi, szybko aklimatyzuje sie np. w nowej pracy, mam dobry kontakt z ludzmi. ci co mnie znaja i nie wiedza o nerwicy twierdza, ze jestem pewna siebie, otwarta itd., to w takim razie niech ktos mi wyjasni skad ta nerwica?? ---- EDIT ---- a wogole bylam u psychiatry i znow mam brac 75mg asentry, a dopiero co w czerwcu zmniejszalam znow do 50 mg (moja zwykla dawka)... yhh...
-
moja mama na mnie mowila kiedys "od euforii do depresji" :) w jednej chwili radosc potem dol. tak, chodzilo zapewne o sprzecznosci...
-
yhh, czemu my tak mamy? czemu ciagle o tym myslimy? u mnie niby ok... zeroleku, stresu itd. normalnie jest, ale co z tego jak gdzies tam wewnatrz caly czas mysle? juzmyslalam, ze bedzie dobrze, (jakis czas temu), ale niestety wspomnienia wrocily. czesciow, tak jak mi pani psycholog powiedziala, przez forum... dzis ide do psychiatry po recepte. chcialam z nim pogadac, ale jak sie okazalo ma wszystkie terminy zawalone, wiec ide do innej pani...