Skocz do zawartości
Nerwica.com

moyraa

Użytkownik
  • Postów

    474
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia moyraa

  1. Zgadzam się. Utopia kojarząca się z niebywałą przyjemnością, czymś ponadziemskim, mistycznym. Moje fantazje lubią krążyć wokół tego tematu. Tyle że - im, jak mi się wydaje, głębszą tworzę relację, tym później w większą pustkę wpadam. Nagle któregoś pięknego dnia się budzę, i... Mniej więcej. (zaznaczam, że nie mam określonej diagnozy ZO)
  2. Ja raczej nie chcę "wyzdrowieć". Przez dłuższy czas czułam się "normalnie", moje życie płynęło sobie zwyczajnym torem, ale nie czułam. Emocjonalnie czułam się opustoszała. Potrzebuję tej przestrzeni pustki i pełni jednocześnie, specyficznego czucia, wyobcowania. To jest głęboko moje. Zrozumiałam, że "normalny" świat nie jest dla mnie, tam nie znajdę swojej prawdy. Może docenię siebie taką, jaką jestem dzięki sprawdzeniu siebie w trochę innej rzeczywistości.
  3. mgielka22, a czemu wam z tą osobą nie wyszło? Co takiego "zaburzeniowego" (jak i niekoniecznie zaburzeniowego) przeszkadzało w relacji?
  4. moyraa

    Żyję pozorami

    Równowaga. Równowaga pomiędzy braniem, dawaniem, byciem dla siebie, a byciem dla drugiego człowieka. To proste, a jednocześnie tak trudne. Nikt Ci jednak nie da przepisu, każdy ma własną drogę do przebycia. Czasem książki dają wiele do zrozumienia, niekoniecznie powieści.
  5. LIGHTING CRASHES, jesteśmy w podobnym wieku. Niby wiek to tylko wiek, ale może rzeczywiście w młodości łatwiej naprostować to i owo. Im dłużej tkwi się w jakichś mechanizmach, tym trudniej. Nie wiem, czy jakkolwiek Cię to pocieszy, ale ja rok temu chorowałam na bulimię (czasowo byłam bliżej anoreksji), miałam zaburzenia nastroju (najczęściej były to objawy depresyjne), cięłam się, żyłam lękiem przed odrzuceniem, kiedy tylko pojawił się ktoś, z kim, moim zdaniem, złapałam porozumienie emocjonalno-intelektualne. Pustka, bezsilność, brak motywacji. Dzisiaj nie jest idealnie (nigdy nie będzie - na pewno nie bez przerwy), ale wciąż idę do przodu i czuję coraz większą swobodę. Czasem ciągnie w stronę starych, znanych rejonów. Tak, ciągnie... Ale jest mi lepiej, emocjonalnie łatwiej. Ostatnio zdałam sobie sprawę jak bardzo. Chcę Cię tylko uświadomić, że DA SIĘ. I pamiętaj - nie jest ważne co Ci jest - choć teoria w wielu kwestiach może coś podpowiedzieć, to nie odpowie na Ciebie osobiście. Ktoś mi nie raz mówił - wszystko, czego potrzebujesz masz w sobie. Może tak właśnie jest. I tam szukaj siebie. I życia. A inni przy okazji będą mieli dla Ciebie inne znaczenie, niż mieli dotąd... Trzymaj się. Życzę Ci powodzenia!!
  6. Mało jest ludzi na tyle świadomych (czy to dobre słowo - nie wiem - trochę denerwuje mnie dzisiejsze kładzenie nacisku na świadomość...), by widzieć ludzi z odległości - tak, uważam, że dystans emocjonalny jest do tego zadania potrzebny (w sensie - poczucie, że to odrębna jednostka, brak poplątania, lęku o to, że ktoś "we mnie włazi") - do widzenia ich w szarościach.
  7. Bo wszystko w naszym organizmie jest ze sobą powiązane. Niestety zwykle lekarze nie patrzą na ciało i umysł jak na jedność (ba, odcinają jeden narząd od drugiego). Zamiast leczyć przyczyny, to leczą objawy. Może kiedyś to się zmieni. Oby.
  8. Mam dość... Wciąż wracam do tego, że głównym punktem moich myśli staje się jedzenie i cele, które są z tym związane - utrata wagi, polepszenie stanu skóry. Nie potrafię na dłuższy czas odłożyć tego wszystkiego na bok, by skupić się na życiu... Nie wiem z resztą czego od tego życia wymagam, a jedzenie jest wszędzie. Nie chcę jakoś wartościować uzależnień, ale alkoholik przynajmniej nie ma obok siebie na każdym kroku alkoholu, na co dzień (zwykle). Ok, są imprezy i tak dalej, też trudna sprawa, ale jednak jedzenie to coś, co pozwala żyć i to wszystko komplikuje... A może gdyby nie moje ED o charakterze bulimicznym, to na to miejsce w takich chwilach (= przez większość czasu) nie byłoby niczego innego i żyłabym w całkowitej pustce, może już by mnie tutaj nie było? Nie wiem...
  9. outsiderka., masz rację... U mnie znowu źle. Od przedwczorajszego wieczoru czułam, że odpływam daleko, przestawałam być realna. To było... przyjemne. Wczoraj z rana, do, powiedzmy, południa, wręcz unosiło mnie zbyt mocno. Wieczorem poczułam się okropnie samotna, bezradna i zdesperowana, ale też wiedziałam, że nic mi nie pomoże i jakoś trzeba to przeczekać... Ja to nie ja, bla bla bla... Nie rozumiem dlaczego od kilku dni czuję jak bym miała zapomnieć wszystkie chwile lub zapamiętać je skrajnie szczątkowo. Dziś? Czuję, że znów usuwam się w pustkę i nie mam pojęcia jak mam wypłynąć z powrotem na powierzchnię. Oczywiście cała sytuacja poprzedzona tym, że kogoś poznałam... A jakże. Tyle że teraz naprawdę chcę dla siebie dobrze, chcę żyć, ale z tym chorym poczuciem zależności - które z kolei jest związane z pustką - nie potrafię jest to cholernie trudne, nie wiem jak go usunąć. Nie chcę znów być pustą lalką... Naprawdę zaczęłam rozumieć co znaczy ŻYĆ i znowu mam przechodzić przez to samo? Czuję, że bliskość - a może nie tyle bliskość, co to, że komuś na mnie zależy, że czegokolwiek ode mnie oczekuje - uśmierca mnie, więzi, ale przecież nie chcę z niej rezygnować... A mówiłam sobie, że jeśli już będę miała wpadać w koleiny, to chociaż nie w te same... Dystans, nie kombinować, śmiać się z samej siebie... Żeby tak móc w ten sposób na to spojrzeć i nie topić się... Myślałam, że TO już mnie nie dotyczy, że będę mogła budować relację czując się przy tym komfortowo. I co? ... A może jeszcze nie wszystko skreślone, może to chwilowy kryzys... -- 25 mar 2014, 16:17 -- Już lepiej. Jestem z siebie dumna, bo po prostu CHCĘ czuć się normalnie i daję z siebie wszystko... Mam nadzieję, że ta normalność kiedyś będzie gościła nie tylko u mnie, ale i u was - na stałe... :)
  10. idle, jednorazowy wyskok nie oznacza, że cały ten czas "poszedł się jebać". Jeśli w ten sposób na to spojrzysz, skreślisz te dwa lata - bardzo możliwe, że wrócisz do "nałogu" (może i bez cudzysłowia).
  11. moyraa

    kim jestem?

    Miałam podobny problem do Twojego. Z tego "uzależnienia" brały się kolejne i kolejne... Jestem prawie pewna, że teraz jestem w innym miejscu, choć grunt jest jeszcze dość śliski. Wiedz jednak, że DA SIĘ. Możliwym jest uwolnić się. A to życie "po drugiej stronie" to zupełnie inna bajka. Mimo że dopiero zaczynam po tej "drugiej stronie" żyć i nabywać umiejętność pływania, to mogę powiedzieć, że warto walczyć. I tak jak któryś z poprzedników już napisał - czytaj filozofów. Może powiem inaczej - mnie pomogło, choć trudno napisać ściślej jak to wszystko przebiegało. ... akurat wczoraj o tej książce pomyślałam.
  12. marimorena, wypróbować wszystko, co się da. Jeśli pozostaniesz przy zdrowych zmysłach - to znaczy, że jesteś odporna. A tak poważnie - też mnie to ciekawi.
  13. AddictGirl21, widać krzywdę można sobie zadawać w różny sposób... Pewnie są i sposoby, które nie przejdą nam nawet przez myśl. Ale na szczęście, jak narazie, mam to za sobą.
  14. To może sprostuję - mi nie o to chodziło ok, wiem, że nie tylko o mnie tutaj chodzi, ale zaczęłam temat), że naumyślnie siebie krzywdziłam poprzez kontakty seksualne z byle kim i byle gdzie. Jeśli tak zabrzmiało i wprowadziłam was w błąd, to wybaczcie. Raczej miałam na myśli to, że później okazywało się to dla mnie destrukcyjne (nie chce mi się rozpisywać teraz na ten temat, bo to bardziej skomplikowane), ale mimo wszystko brnęłam dalej. Nie znaczy to, że takich sytuacji było wiele...
  15. MistyDay, materiału do książki tutaj nie zamieszczam(y), więc nie widzę potrzeby, by się nie wiadomo jak starać...
×