Skocz do zawartości
Nerwica.com

mamma

Użytkownik
  • Postów

    132
  • Dołączył

Treść opublikowana przez mamma

  1. mamma

    Splątanie

    Witam Wiola, ylva. Zapraszam też inne osoby, które chcą z nami pogawędzić w tym wątku. Wiola, ja chyba mam odpowiedź na zadane przeze mnie wczoraj pytanie. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Otóż jeśli ktoś czytał moje posty w innych wątkach to wie, że w szkole podstawowej kilka razy przebywałam w szpitalach, gdzie diagnozowano, skąd się bierze moja niedowaga. Badano mnie pod kątem celiakii, i wszystkiego co tylko można wymyślić. Niepotrzebne to wszystko było, bo się okazało, że ja tylko szybciej spalam pokarm, a poza tym taka moja uroda. No ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że podczas wszystkich tych pobytów, dawano mi różne leki i nikt mi nie mówił na co i po co. Pamiętam, że już wtedy, jako dziecko, czułam złość, że traktują mnie w szpitalu tak przedmiotowo i nikt mi nic nie mówi tylko dlatego, że jestem dzieckiem. Do tej pory tak mi już zostało, że jak mi lekarz coś przepisuje, to oczekuję od niego/niej wyjaśnienia po co, na co to działa, czy mogę się spodziewać jakiś uciążliwych skutków ubocznych, itd. Ale lekarze nie są do tego przyzwyczajeni, bo pacjenci, jak mi się wydaje, wcale się tym nie interesują, przychodzą tylko jak roboty do lekarza, biorą receptę, wykupują lek, łykają, wyłączają myślenie. Dlatego planuję poświęcić jeszcze te 100 zł i pójść do dobrego neurologa. Takiego, który będzie miał dla mnie czas. Wytłumaczy mi, że dwie substancje psychoaktywne brane jakiś czas razem nie zrobią mi z mózgu "benzo-serotonino koktajlu". Przynajmniej taką mam nadzieję. A moim celem jest jak najszybsze branie Trittico w dawkach terapeutycznych, ale świadomie i spokojnie. Co Wy na to, jest jakiś sens w tych moich "psychoterapeutycznych" wypocinach, czy tylko usprawiedliwiam swoją fobię? Pozdrawiam, mamma
  2. mamma

    Splątanie

    Wiola, to umówmy się, że pomyślimy do jutra i wieczorem się zgadamy, ok? Ja już muszę iść spać, bo wstaję przed 7.00 rano. Do "poklikania", pa mamma
  3. mamma

    Splątanie

    Wiola, nie mogę uwierzyć Toż to ja uwielbiam szybką jazdę samochodem, nawet wybieram się na tor wyścigowy Za kierownicą jestem zawsze tak opanowana, że wszyscy mówią, że się minęłam z powołaniem, bo powinnam była zostać kierowcą rajdowym. Jako studentka też jeździłam stopem i nigdy nie myślałam, że coś złego mi się zdarzy. W ogóle to zanim poznałam mojego męża to pół Europy objechałam sama w wakacje, mając 20 lat! O co chodzi z tymi lekami, skoro takie fajne z nas dziewczyny?! Przecież musi być jakieś wyjście! Wiola, wymyśl coś!
  4. mamma

    Splątanie

    No tak Wiola, dzięki, że mnie rozumiesz, ale ja nie rozumiem siebie samej w tym sensie jak można być tak wybiórczo lękliwym. W swoim środowisku, wśród przyjaciół (którzy nie wiedzą o nerwicy) i w pracy mam opinię osoby tak przebojowej, że jak ja czegoś nie załatwię to już nikt nie da rady...a tu sobie łamię 1/3 tabletki na dalsze 3 części. Konia z rzędem temu, kto mi podpowie, jak ta ch....ną fobię pokonać. Jak zwykle pozdrawiam mamma
  5. mamma

    Splątanie

    Wiola, Przyszedł mi na myśl w tej chwili taki cytat Woody'ego Allena: "Nie chciałbym należeć do klubu, który przyjął by mnie za członka" Kupiłam sobie w aptece maszynkę do cięcia tabletek i codziennie dodaję troszeczkę, ale dawka terapeutyczna to to nie jest. Wiesz co, tak staram się z siebie żartować, ale ta fobia, to jest coś, czego nie mogę rozgryźć. No bo jak to jest możliwe, że z jednej strony zdaję sobie sprawę jaki ten mój lęk jest niepoważny, a z drugiej nie mogę się przełamać. Widocznie, jak mawia moja matka, w życiu nie można mieć wszystkiego. Pozdrawiam Cię i dziękuję, że jak zwykle o mnie nie zapominasz
  6. mamma

    Lęk przed śmiercią

    Te lęki są rzeczywiście chyba najokropniejsze. Pamiętam mój największy częstoskurcz napadowy serca. Stałam, chyba przez 30 min i bałam się poruszyć, tzn. zmienić pozycję ciała. Na szczęście, kiedy to się stało miałam w ręce telefon komórkowy i mogłam zadzwonić do męża, żeby natychmiast z pracy przyjechał do domu. Jak przyjechał, to zaraz poczułam się lepiej, bo on jest przeszkolony w udzielaniu pierwszej pomocy i reanimowaniu Ale nie musiał tej wiedzy na mnie wypróbowywać, bo na sam jego widok strach mi minął Pozdrawiam
  7. mamma

    Splątanie

    Absinthe, Szkoda, że zapodziałam gdzieś ulotkę, ale jest "updatowana", a lek ważny do 2015 r. I tam tak poszerzyli dział "skutki uboczne", że największym filozofom to się nie śniło. Sama sobie zerknij. To tak na marginesie, bo ja akurat tego wątku się nie boję. Pozdrawiam
  8. Ylva, też mi się wydawało, że u Ciebie to niestrawność -- 24 maja 2012, 00:24 -- Ponoć wątek "nie działa", więc sprawdzam tylko. Jeśli wszystko jest ok, to zapraszam tu wszystkie osoby z mojego wątku "Splątanie" mamma
  9. mamma

    Splątanie

    Ylva, a jak myślisz, dlaczego od roku nie biorę aspiryny? Bo zaktualizowali ulotkę kochana, o takie perełki jak coś w rodzaju wewnętrznego krwotoku, którego możesz nawet nie poczuć, czy coś tam takiego Wiem, jestem beznadziejnym przypadkiem Co dziwne, o czym pisałam w innym poście, w innych aspektach życia jestem odważna, a nawet mam trochę duszę ryzykantki. I zrozum tu człowieka...
  10. Proszę bardzo Już idę spać, bo teraz z kolei boli mnie gardło Do "zobaczenia" jutro. Spokojnej nocy ylva!
  11. Ylva, Ja też nie chcę jak inni wszystkiego zwalać na nerwicę, bo czasami i ludzie z nerwicą chorują naprawdę, ale powiem Ci, że taki ból w pasie mnie też jeszcze do niedawna często spotykał. Kilka miesięcy temu wylądowałam z tego powodu na izbie przyjęć, bo dostałam od lekarza rodzinnego skierowanie do chirurga, żeby mnie obejrzał. Na pocieszenie Ci powiem, że na strachu się skończyło, a bolało mnie ostro i to całe dwa dni. Po oględzinach chirurga przeszło. A z ta kąpielą to ci powiem, że to chyba dobra rada, bo wtedy, dzień wcześniej byłam na usg jamy brzusznej u najlepszego specjalisty od ultrasonografii w naszym województwie. Starszy lekarz, publikuje nawet artykuły za granicą. Mam do niego pełne zaufanie. I on mi jeszcze przed tą wizyta u chirurga (niepotrzebną na szczęście) powiedział, że to mi samo minie, tylko żebym sobie jakiś termofor położyła na brzuch. A więc kąpiel lub termofor. A jak do jutra nie przejdzie, to się będziesz martwić jutro. Ale na pewno przejdzie. No i no-spę forte weź Mamma
  12. Hej, już jestem. Okazało się, że mąż jeszcze nie śpi Zrobił mi masaż i duszności prawie całkiem przeszły...narazie Ylva, zrób sobie gorącą kąpiel. Ciepła woda pomaga na takie bóle. No chyba, że miałabyś wyrostek, ale to chyba należy wykluczyć. Ja miałam taki okres dwa lata temu, że codziennie miałam tępy ból brzucha. Na usg dwukrotnym nic nie wyszło. Jak już miałam mieć endoskopię, po wizycie u gastrologa, to z wrażenia, że mieli by mi sondę wkładać aż do brzucha wyzdrowiałam
  13. Witajcie Ja najczęściej miewam ataki paniki, albo po prostu złego samopoczucia przed snem, a kładę się późno bo pomiędzy pierwszą a drugą w nocy. Na szczęście mam nienormowany czas pracy Czy jest na forum ktoś podobny do mnie, kto chciałby "pogadać", gdy wszyscy u niego w domu już śpią, bo, np. właśnie źle się czuje i potrzebuje "pokrewnej duszy"? Ja mam teraz duszności, więc chętnie bym z kimś "pogadała", żeby oderwać myśli od "kuli" w gardle. Zapraszam do tego wątku nocnych marków każdego późnego wieczoru i nocy. Wspierajmy się, pogadajmy nie tylko o nerwicy. Pozdrawiam mamma
  14. A też tak masz, że Cię to trzyma tygodniami ciągle? Też się to u Ciebie wiąże z poczuciem ciężkości i słabości nóg - jakby się miały pod Tobą ugiąć i odmówić posłuszeństwa/przestać działać/sparaliżować itp. itd? -- 19 maja 2012, 13:44 -- Słabość nóg, taką, że mi się wydawało, że nie dojdę do domu, bo nogi odmówią mi posłuszeństwa to miałam na samym początku nerwicy. To był właściwie mój pierwszy "atak". Nogi jak z waty. Potem, jak już wiedziałam, że to tylko z nerwów i nogi się pode mną nie ugną, to ten wstrętny robal, który mnie toczy zwany "nerwicą" przeniósł się na duszności, potem na inne rzeczy, ach...szkoda pisać A co do tabletek to dziękuję Ci za radę, ale ja naprawdę nie mogę się przemóc. Oczywiście bywa, że biorę leki, np. antybiotyki, ale tylko w przypadku kiedy naprawdę nie mam wyjścia. Czuję się jak ostatni tchórz, chociaż, paradoksalnie w życiu, w kontaktach społecznych jestem odważna, nawet bardziej niż inni i postrzegana jako osoba silna. Ironia losu...
  15. Masz rację Monika. Nie ma tabletki na fobię przed tabletką , zresztą pewnie i tak bałabym się ją wziąść Tak sobie dzisiaj pomyślałam, że może w tym konkretnym przypadku moja niechęć do wzięcia antydepresantu ma jakieś uzasadnienie. Wyszłam sobie dzisiaj na dwór, patrzę i myślę - jakie niebo jest dziś niebieskie, jak pięknie wygląda taka świeża wiosenna zieleń, jakie fajne są moje psy, potem godzinę skakałam z moimi dziećmi na trampolinie...Czy tak zachowuje się osoba z depresją? Wystarczy, że przez jakiś czas nie odczuwam lęku to zaraz wracam dawna "ja", czyli "śmieszka", osoba której się chce żyć. Ja wiem, że lekarz to przepisał nie na depresję, tylko na lęk i na odstawianie xanaxu, ale mimo wszystko...może to fobia, a może "szósty zmysł". Wiem tylko, że jak w zeszłym roku miałam poważną infekcję to grzecznie i bez dyskusji przez prawie dwa tygodnie brałam uderzeniowe dawki antybiotyków, więc aż takiej "korby" to ja nie mam. No tak, znalazłam sobie wymówkę... A już obiecałam lekarzowi
  16. Witam, Wiecie z innego mojego postu, że mam tanatofobię (lęk przed śmiercią), ale ściśle z tym związany jest lęk przęd przyjmowaniem nowych leków (farmakofobia), no bo przecież taki lek może wywołać silną alergię, albo wywołać silne działania niepożądane (nawet nieodwracalne). Rzeczywiście reagowałam sporadycznie źle na niektóre leki, np. po ketonalu podanym mi na porodówce spuchłam tak, że zmieniły mi się rysy twarzy, no i miałam jeszcze dwa razy polekowe reakcje alergiczne, ale to już lżejsze, nie wymagające pomocy medycznej, tylko odstawienia danego leku. Dziś wieczorem obiecałam sobie, że wybije moja własna godzina "W", nie będę już po okruszku odcinać kupionym w aptece przecinaczem do tabletek leku zapisanego mi przez lekarza, tylko wezmę normalną dawkę terapeutyczną. Lekarz sam zaproponował mi, żebym zrobiła to w weekend, bo wtedy, jakbym się (chyba z nerwów) źle poczuła to mąż jest w domu. Jednak tak się boję, że od rana mnie "dusi", nie mogę nabrać powietrza, bolą mnie mięśnie, czuję się jakbym miała gorączkę - już czuję, że znowu to odłożę w czasie, że zrejteruję. Czy ktoś z Was miał fobię i ją pokonał? Czy macie jakieś swoje sposoby jak pokonać lęk? Bardzo liczę na Wasze rady. Wiem, że na tym forum (mam nadzieję ) nikt mnie nie wyśmieje. Pozdrawiam mamma, która chce być wreszcie radosną mamą
  17. Witajcie, Jak tak czytam wasze posty w tym wątku to czuję się tak, jakbyście pisali często po prostu o mnie. Ja też, jak kilka osób pisało, mam szczęśliwą rodzinę, tzn. męża, dzieci. Tak bardzo chciałabym być dla mojego męża oparciem, a czasem niestety jestem jeszcze jednym dzieckiem, które musi pocieszać, zapewniać, że "to nic", że nie umrę, itd. Ponadto aż zadziwiające jest, że prawie wszyscy mamy takie same objawy. Ja też na przestrzeni lat (bo na nerwicę choruję z przerwami 15 lat, tylko że dwa razy się "wycofywała", raz nawet na prawie cztery lata i raz na kilka miesięcy, ale zawsze potem niespodziewanie wracała, jak zmora) przechodziłam : - tachykardię, włącznie z tachykardią patologiczną (jak miałam założonego holtera to średnia pulsu w czasie aktywności dziennej była około 120, a wystarczyło, że zasnęłam w nocy to siedem godzin serduszko sobie spokojnie pukało 57 na minutę) - częstoskurcz napadowy serca - dolegliwości takie jak kilka miesięcy trwający tępy ból brzucha - mdłości mam codziennie, tylko, że na szczęście nie wymiotuję, ale zawsze mi się wydaje, że dziś właśnie tak się stanie - bóle mięśni, zwłaszcza nóg, tak jakby mnie grypa brała - dreszcze i częste uczucie zimna. Potrafię chodzić w trzech grubych bluzkach gdy reszta rodziny ma krótkie rękawki - uczucie słabości i braku sił. Często obwiniam się i myślę, czy to nie lenistwo, ale z tego co piszecie, to widzę, że nie. - uczucie ciężkości w żołądku po każdym posiłku - ból gardła, mimo, że nie jest chorobowo zmienione - "kula" w gardle, albo płytki oddech Normalnie jestem w szoku, że mamy takie podobne objawy. Teraz moja rodzinka śpi, bo jest już w pół do pierwszej w nocy, a ja siedzę i piszę, żeby przestać myśleć o dreszczach jakie teraz mam i zapomnieć o bólu mięśni ud. Ja mam jeszcze jeden problem, którego Wy nie macie raczej (albo o tym nie piszecie). Ja mam fobię na punkcie brania leków. Strasznie się boję działań ubocznych. Jak przeczytam ulotkę (a przecież standardowo straszą we wszystkich) to już wiem, że tego leku nie wezmę. Więc latami biorę tylko xanax, bo kiedyś, lata temu, lekarka psychiatra mi go zapisała i zaczęłam brać. Nic złego się nie działo, wręcz odwrotnie - pomagał, a lekarka sama zapisywała recepty na ten lek przez cztery lata. Teraz trafiłam na świetnego lekarza, zapisał mi inny lek, zaproponował odstawianie xanaxu, ale mnie oczywiście paraliżuje strach. Nie wiem co mam robić, żeby się przemóc. Już sobie wmówiłam, że pewnie dostanę jakiś najgroźniejszych działań ubocznych, nawet jeśli zdarzają się one raz na 100 tysięcy razy. Dużo się pisze o leczeniu depresji, sporo o leczeniu nerwicy, ale jak mam wyleczyć się z fobii, żeby móc wyleczyć się z nerwicy? Tak mi szkoda tych wszystkich lat, które były takie szczęśliwe, a ja rujnowałam sobie zdrowie zamartwiając się o ...zdrowie. Czy ktoś wie coś na ten temat, w jaki sposób można wyleczyć się z fobii? Wiem, że na to dobra jest terapia behawioralna, ale w moim mieście i miastach ościennych nikt takiej terapii nie prowadzi (długo szukałam). Pozdrawiam i przepraszam za przydługi post, ale kto mnie zrozumie jak nie Wy - "towarzysze niedoli" mamma
  18. mamma

    Splątanie

    O takie, o którym piszą w ulotkach leków przeciwdepresyjnych. Czy to może być aż tak niebezpieczne, jak splątanie w wyniku jakiegoś zatrucia, albo poważnych chorób, czy chodzi tylko o pewien rodzaj rozkojarzenia, lub przemijających zaburzeń pamięci (ale podkreślam - przemijających)? Pozdrawiam wszystkich forumowiczów. mamma
  19. mamma

    Splątanie

    Jak w temacie. Napiszcie mi, co to właściwie za stan. Czy przy braniu leków wg. wskazówek lekarza też się to może przydarzyć? Czy to może być groźne dla życia? W necie są same niejasne wiadomości. Pozdrawiam
  20. Wolne w pracy to jedno, ale chłopak leki jakieś musi dostać, po przecież pisze, że z nerwów "chodzi po ścianach". W domu też napisał, że ma nieciekawą sytuację, więc pewnie nie ma wsparcia. kubusnk - ja bym Ci radziła iść do innego lekarza rodzinnego w twojej przychodni, internista też może przepisać leki, które pozwolą Ci funkcjonować, a do czerwca czekać z taką nerwicą to szaleństwo. Trzymaj się.
  21. Nie wiem, czy takie pocieszenie coś Ci da, ale właśnie doświadczyłeś klasycznego ataku paniki, niemal książkowego. Uczucie duszenia się i trzęsiączka to jedne z głównych objawów paniki. Nie czytałam wcześniej Twoich postów, bo jestem tu stosunkowo nowa, ale czy bierzesz jakieś leki, byłeś z tym u lekarza? Pozdrawiam
  22. mamma

    Tanatofobia

    Dokładnie Ellis. Ten najnowszy lekarz stwierdził to powołując się w rozmowie na różne fakty. Po pierwsze żadna z psychoterapii nigdy do tej pory mi nie pomogła. Ponadto po ostatniej, na którą uczęszczałam przez cztery miesiące regularnie, moje lęki tylko się zwiększyły, a dawkę xanaxu musiałam zwiększyć o 100% (sic!), czyli z dawki 3x0,5 mg do 3x 1mg dziennie. I na koniec stwierdził jeszcze, że moja świadomość źródła problemu, to, że dokładnie zdaję sobie sprawę, że strach przed śmiertelną chorobą prawdopodobnie został zapoczątkowany choćby podczas pobytu w klinice, gdzie przez dwa tygodnie obcowałam z dziećmi często nieuleczalnie chorymi (choć ja, jak się okazało po badaniach, byłam zdrowa) sprawia, że psychoterapeuta nie ma chyba nic więcej do "odkrycia" grzebiąc w moim dzieciństwie. Czytałam dużo o leczeniu nerwic, np. w Niemczech. Nie wiem jak to wygląda teraz, bo książka opowiadała autentyczną historię młodej kobiety cierpiącej na agorafobię w latach 90tych. I tam przeczytałam, że na tamtejszy odpowiednik naszej kasy chorych, terapeutka jeździła z nią przez wiele tygodni autobusami, metrem, chodziła z nią po mieście, np. dwa przystanki jechała z psychoterapeutką, a potem tamta wysiadała i kobieta musiała następne dwa przejechać sama. Terapeutka czekała na przystanku końcowym, dostając się tam innym autobusem. Kurczę, to się nazywa leczenie. Szkoda, że u nas tak nie ma. U nas pewnie słuchałaby przez dwa lata, że boi się wychodzić z domu, bo jej tatuś nie przytulał i nie dał jej poczucia bezpieczeństwa
  23. mamma

    Tanatofobia

    Ja też szukałam terapii behawioralnej, ale tam gdzie mieszkam i we wszystkich miastach ościennych niestety nie znalazłam specjalisty od takiego rodzaju terapii.
  24. mamma

    Tanatofobia

    Do Tomcia Nerwica: A jaki to był nurt psychoterapii ? To był "standardowy Freud" , czyli nic z bechawioralnej, nic z pracowania nad tym jak oswoić lęk, tylko cały czas teksty lekarza typu: "tatuś był za surowy", "rodzice za mało się mną interesowali", itd. On nawet nie reagował kiedy czasem oponowałam, miał gotową, książkową tezę i tyle. Do wszystkich, którzy twierdzą, że każdy czuje lęk przed śmiercią. Ja znam jednego, który go nie ma - mój mąż. On skacze ze spadochronem, lata szybowcem robiąc ewolucje, łyka tabletkę, której ja się boję, żeby mi pokazać, że nic złego się nie stanie (nie proszę go o to, to jego inicjatywa ). A co ciekawe jest ateistą, mówi, że jest przekonany, że po śmierci nic nie ma, ale w ogóle mu to nie przeszkadza. Mówi, że najważniejsze, żeby jak najlepiej przeżyć życie zanim zjedzą nas robaki. Ach, gdybym tak mogła przeszczepić sobie do swojego mózgu jego myśli Pozdrawiam
  25. mamma

    Tanatofobia

    Dzięki Ellis. Chciałam tylko jeszcze dodać, bo pewnie część osób uzna, że użalam się nad sobą, że te pobyty w szpitalach miały miejsce w pierwszych klasach podstawówki, trwały po dwa, trzy tygodnie. A wielu z was pamięta, że to były inne czasy i rodzice nie mogli być z dziećmi na oddziale. Podczas jednego z pobytów zamknięto mnie na trzy dni do przeszklonej izolatki, miałam wtedy 9 lat, czułam się zdrowa i kompletnie nie wiedziałam dlaczego tam jestem. Byłam przerażona, sama i żadna z pielęgniarek nie chciała mi odpowiedzieć na żadne z pytań. Powiedziały jedynie, że na razie nie mogę izolatki opuszczać i bawić się z innymi dziećmi. To wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że musi się chyba ze mną dziać coś strasznego, skoro takie fakty mają miejsce. Po trzech dniach (to były lata osiemdziesiąte, więc wyników nie otrzymywało się tak szybko jak teraz) okazało się, że wszystkie badania laboratoryjne i inne są ok i mogę się przenieść na normalna salę i bawić z dziećmi. Nawet chodziłam tam do szpitalnej szkoły. To wszystko minęło wiele lat temu, ale lęk przed straszną i rzadko spotykaną chorobą pozostał. Myślicie, że można coś z tym zrobić? Miesiące psychoterapii nie pomogły. Lekarz obwinia moich rodziców, a ja nie staję się od tego mniej strachliwa. Pozdrawiam raz jeszcze.
×