W moim przypadku trzeba było sięgnąć maksymalnego dna, żeby coś się ruszyło. Bardzo mi pomgół wyjazd za granicę, gdzie któremu nie miałem pod nosem swoich ulubionych automatów. Gdy wróciłem, owszem były myśli, żeby zagrać, ale jednak kilkumiesięczna abstynencja pomogła wygrać z tymi myślami.
Terapia i mitingi są tylko wsparciem. Trzeba zacząć od siebie.