Skocz do zawartości
Nerwica.com

Supełek

Użytkownik
  • Postów

    25
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Supełek

  1. ten wątek, do którego nieustająco wracam... ponieważ za każdym razem na nowo uświadamia mi, jak wiele w życiu jest rzeczy, które człowieka mogą cieszyć - bo jakoś tak to jest, że porażki widzi się nawet te najmniejsze-i w dodatku się je wyolbrzymia... a za to szczęścia często upatruje się tylko w wielkich rzeczach. a to niedobrze
  2. ailia92, moja rada? poszukaj dobrego psychologa, który Cię poustawia, zanim Cię wszystko przerośnie.. znam to skądś: rodzicielskie "weź się w garść" iren53, USG tarczycy nie robiłam, nigdy, hormony tarczycowe trzymają się w normie. parę razy miałam je robione, bo zdarzało się nieraz, że lekarz przy okazji innych badań patrzył na mnie, patrzył... i stwierdzał, że chyba coś nie tak z tarczycą mam ale jednak hormonki trzymają się norm co do "górek" - napiszę Ci szczerze, zupełnie nieleniwie i niezłośliwie że jestem teraz tak wykończona studiami i użeraniem się ze swoim zdrowiem, że chwilowo nie umiem sensownie napisać (nie, nie mam na myśli depresji, tylko kilka zarwanych kompletnie nocy ) ale na tej górce nie mam zrywów typu, jak to określił mój lekarz "postawię sobie karuzelę na środku ogródka" co jest ważne, a uświadomiłam sobie wypełniając ankietę dotyczącą moich wahań, ja jestem mocno uzależniona od innych czynników.. np. to nie tak, że wstaję pewnego dnia i stwierdzam, jaki to świat jest piękny, ja zostanę prezydentem, a w ogóle, to muszę zaliczyć dziś minimum trzy imprezy to jest raczej kwestia zyskiwania sił i łatwiejszego przestawiania się na pozytywne myślenie - nagle sporządzam sobie listę 10 osób, z którymi się spotkam (jak się spotkam z jedną z nich, to już jest dobrze ), przypominam sobie, że poza studiami miałam się zająć jeszcze tym, tamtym i śmamtym.... a w ogóle, to życie jest piękne i trzeba się cieszyć tym, co jest etc. etc. etc.... jednak przy tym wszystkim - tak naprawdę wystarczy mały bodziec (słowo, przeczytany artykuł), bym z powrotem zjechała i zaczęła uprawiać czarnowidztwo, mówiąc... bardzo oględnie Póki co, biorę Lamitrin i, odpukać, zaczyna mnie ładnie stabilizować A skąd Twoje słowa? Czyżbyś miała problemy z tarczycą i wnioski jakieś z tego płynące? :) (wiem, że teoretycznie niedoczynność=ospałość itd., z powodu zwolnienia metabolizmu; nadczynność=nadpobudliwość; ale u mnie te zmiany są szybciutkie)
  3. amelia83, cieszę się, że komuś to też, poniekąd, sprawiło radość jasaw, dzięki to wszystko jest bardzo trudne... ale myślę, że wyjdzie na dobre, choć są takie momenty, że się odechciewa.. ale tym razem lekarz chyba trafił lepiej z lekami i czuję, że to wszystko może się jakoś uspokajać... na początku terapeutka podchodziła ostrożnie, uprzedziła, że czasem pary w trakcie terapii się rozstają... ale już jakiś czas temu powiedziała, że mamy szansę być bardzo dobrym i bardzo rozsądnym małżeństwem, jeśli oboje będziemy pracować... (i że tak w ogóle, w jej opinii skromnej, jesteśmy dla siebie stworzeni )
  4. dzięki :) zaręczeni jesteśmy od ponad roku... ale przyszła nerwica... i zeżarła wszystko, byliśmy na granicy rozejścia się.. odtąd walczymy... od wielu miesięcy jakiś czas temu terapeutka powiedziała, że srebrne obrączki są czasem dobrym sposobem na tych, którzy panicznie boją się małżeństwa... najpierw się ucieszyłam... potem wpadłam w te swoje kretyńskie paniki.. wtedy uznaliśmy, że faktycznie to niegłupi pomysł ale myślałam, że już TZ zapomniał... faktycznie, ciekawa rzecz :))) bardzo emocjonalna... i myślę, że prędzej utwierdzi mnie w decyzji, niż skłoni do ucieczki ))) a co najśmieszniejsze, bo tego się nie spodziewałam... chyba najbardziej gapię się na obrączkę na palcu mojego TZa... jakby coś krzyczało: MÓJ, MÓJ, MÓJ, TRALALALALAAAAA..... :)
  5. Wuzetka... a na tej wuzetce-kleks ze śmietany... a w tym kleksie... srebrna obrączka... jeszcze wczoraj mój TZ był na mnie zły, bo uznał, że w pewnej ważnej sprawie nie stoję za Nim (choć byłam przekonana, że Mu właśnie pomagam) A jak skomentował tę niespodziankę mój TZ? "Łatwo jest mówić piękne słowa, gdy jest dobrze, miło, uroczo przy świecach. A trudniej, gdy jest życiowo. Więc uznałem, że właśnie teraz jest na to dobrym moment"
  6. ja mam dodatkowo, z rzeczy bardziej "na bieżąco", nerwicę lękowo-depresyjną, jakby co... wiecie co? to jest niesamowite gdy czyta się ten wątek? ileż podobieństw !!!! ale to w sumie budujące :) tak naprawdę wiele osób tu wchodząc ma ten sam problem. niszczy własne szczęście. kiedy zaliczyłam kompletny zjazd kilka miesięcy temu, było źle... zaczęłam prowadzić pamiętniko-dzienniczek terapeutyczny ( niezła sprawa. po kilku miesiącach niesamowicie widzi się pewne schematy... doszłam do tego, że przestałam widzieć wszelkie dobre rzeczy, widziałam tylko to, co złe.. nagle z ataku pt.: Może to nie ten? przeszłam do fazy: NIC NIE JEST DOBRZE, W NICZYM NIE PASUJEMY, CZEKA MNIE TRAGICZNY ŻYWOT... już się chciałam wyprowadzać.. TZ w pierwszym odruchu też zastanawiał się, ja szybko mogę się spakować.... wszystko pękło po "pamiętnej rozmowie na podłodze" ja w kurtce i w butach, w jednym rogu przedpokoju.. TZN w drugim... stawał potem biedak na głowie, żeby mi pomóc. a ja tonęłam w wyrzutach, typu "On tak się stara, a ja Go nie chce, odpycham, niech mnie zostawi w spokoju" ale miałam w głowie pojedyncze sytuacje, które dawały do myślenia... jak mi jest bardzo źle, staram się sobie ja przypominać... ot, np.: siedzę u terapeutki (pierwsze spotkanie). gadam spokojnie, ja to ja (już dwóch terapeutów zwróciło uwagę na takie mechanizmy obronne.. potrafię o najgorszych rzeczach opowiadać tak, jakby gadała o mrówce spacerującej po ścianie.. ZERO emocji) no i opowiadam p. Ani, jak ja to wszystko staram się ogarnąć, że może ja się wyprowadzę, odpoczniemy etc... lalalala, wszystko pod kontrolą...bo ja przecież MUSZE MIEĆ WSZYSTKO POD KONTROLĄ... aż tu nagle pada spokojna wypowiedź, że możemy terapii nie przetrwać, bo wiele par się rozpada w trakcie terapii (a przy tym,ze NIE MOGĘ dalej funkcjonować bez głębokiej terapii) I wiecie, co się stało? nim zdążyłam się zastanowić, co czuję... (zwłaszcza, że ja zasadniczo niewiele wtedy czułam...) wybuchłam płaczem... miałam wrażenie,że ktoś mi wyrywa serce: JAK TO??? ŻE CO??? ŻE MY SIĘ MIELIBYŚMY ROZSTAĆ???? i to mnie trzyma... jeśli tracę grunt, włącza się takie coś... ale jak grunt odzyskuje, natychmiast włączają mi się racjonalizacje i analizator... mam ogromne problemy z dopuszczeniem kogoś do pełnej bliskości, bardzo się boję zranienia.... wolę znaleźć milion powodów, dla których powinnam bohatersko odejść pierwsza, zamiast narazić się na zranienie np. za 10 lat... I jestem pewna, że wiele z Was ma to samo... Ale wiecie? Wczoraj mój brat cioteczny został ojcem... jejku, pamiętam te smarkate na wspólnych Świętach, urodzinach... a tu proszę: szast, prast i stary koń prawie 27-letni.... kiedy tak patrzę na to, jak zwariował, myślę sobie... że kiedyś, KIEEEEEEDYŚ też tak zwariuję... i też będę szczęśliwa.... i tego staram się trzymać... (ech, to pewnie ten Lamitrin, to na pewno nie jaaaa ) P.S. żeby nie było, nadal mam bzika w temacie "podobieństw/różnic" partnerów.. i myślę, że zajmie mi lata, zanim uwierzę tak głęboko, BARDZO GŁĘBOKO w swojej psychice, że pewne rzeczy mam nie tylko w teorii.. ale i naprawdę w nie wierzę... nie mniej, póki co, bardzo często stawiam sobie pytania: czy na pewno do siebie pasujemy pomimo, że moja terapeutka łapie się już przez to czasem za głowę...
  7. Moja znajoma, która też miewa różne problem z nastrojami jakiś czas temu zaproponowała, żebyśmy poszły na coś, gdzie można pokopać, pobić, powrzeszczeć etc. plus joga, na wyciszenie, w inne dni i ja uważam, że taki zestaw jest absolutnie rewelacyjny... w niektóre dni - taka aktywność, która rusza krew, spala się kalorie, można się "powyżywać".... ale w inne dni - nauka wyciszania, bo takie nerwusy mają z tym problem tylko kompletnie, ale to kompletnie kasy na to teraz brak... P.S. gdzie Ty masz ośnieżone aleje? u nas wszystko pływa...
  8. Mój kot, który jest święcie przekonany, że moja egzystencja będzie smutna, pusta i niekompletna, jeśli min. raz dziennie nie wsadzi mi swojego nosa do mojego...
  9. Powrót do domku (tydzień mieszkałam poza) Przytulenie do Narzeczonego (nawet, jeśli włączyły się "te" moje jazdy, ukryte lęki, bla bla bla) i... widok jego 4 literek w nowych spodniach... radość psa, ganiającego w śniegu za frisbee mruczenie i tulenie się mojego ukochanego kota (pomimo początkowych fochów ). a nawet...drugi kot, który tradycyjnie podsiada mnie przy biurku, gdy tylko odejdę od kompa.. brakowało mi tego Tak, ja też jestem zazwierzęcona Aaaaa, jeszcze serniczek ze świąt-rozmrożony i nieco podgrzany, mmmm....
  10. intel, jak to, kto ma JAJA, by to zrobić??? żartujez sobie? wiesz? ja w gruncie rzeczy zazdroszczę tym, u których myśli samobójcze przybierają postać fantazji... wow, KILKA MIESIĘCY dumania nad tym, jak się zabić??????? to oznacza, poza męczarnią, że ta osoba ma KILKA MIESIĘCY, podczas których być może ktoś zdąży jej pomóc... ja byłam po tygodniu myśli "s" wykończona.. bo u mnie nie są na etapie wielkiego planowania, rozważania. krótko i treściwie "skończ to". tak naprawdę jest na to milion sposobów, jak ktoś chce zrobić, to skutecznie, podkreślam, NAPRAWDĘ CHCE, SKUTECZNIE i nie ma PRAWDZIWYCH oporów, to zrobić to szybko... ja nie mam problemów z manipulacją ze swoim organizmem. choćby typu- nie dam sobie przebić ropnia, wyjąc drzazgi.. ale sama sobie mogę wszystko rozbabrać, rozgmerać, jeśli uznam,, że ostateczny cel jest wart tego... dlaczego nie opisywać??? wnioski nasuwają się choćby po przeczytaniu postu Łazarza. bo to nakręca... tak, jak na forach bulimicznych/anorektycznych-tych, które nie są DOBRZE moderowane, aż roi się od tematów, w których ludzie ze szczegółami opisują, jak to sobie pomóc w wymiotach, tak samo jest tutaj.... ważne jest, co czytasz o i czym myślisz... żeby uratować się kilka dni temu, chodziłam i jak czubek na głos powtarzałam sobie słowa/frazy (ale krótkie!!!) pozytywne. zauważyłam, że jeśli myślałam o czymś negatywnym, to się nakręcało. więc pomyślałam, że muszę, choćbym od tego rzygała, nakręcić się pozytywnie. więc szłam np. z psem na spacer, powtarzając głośno "życie jest wartościowe, wartościowe, wartościowe...". "jest dobrze, dobrze, dobrze..." itd. itp. kosztowało mnie to wiele, cała głowa krzyczała "g***, sama w to nie wierzysz". ale to było jedyne, co mi pomagało (a w domu-szperanie za różnymi metodami, badaniami etc.). KOLOSALNE znaczenie ma to, z czym się stykasz... wystarczyło poczytać wątki i tematy o CHAD i od razu stwierdziłam, że muszę mieć to k****o. a jeśli tak, nie widzę sensu walczyć o swoje życie... taki jest właśnie wpływ tego, co człowiek czyta i na czym się skupia.... a wracając. Łazarz, jeszcze raz gratuluję... na wszelki wypadek - możesz mi podesłać na priv informacje, co to był za szpital? moja kuzynka ma męża, u którego stwierdzono schizofrenię. różnie idzie z leczeniem... może zawsze warto skonsultować...
  11. ja uwielbiam-tę sypaną, ma świetną piankę. ciuteczkę osłodzoną (choć nie zawsze) i trochę mleczka....mmmmm.....
  12. w pełni się zgadzam... zwłaszcza, że czasem jest tak, że pod wpływem ekspozycji na silny stres wykształcają się pewne reakcje... jeśli nie radzimy sobie z tym, reakcje się utrwalają i rozlewają dalej... wtedy to już nie jest kwestia, że sobie człowiek "powie". po prostu ciało reaguje, zanim zdąży się pomyśleć... w dodatku układ nerwowy się wyczerpuje i coraz gorzej reaguje na totalne błahostki... człowiek przestaje mieć siłę, by walczyć... w październiku miałam takie jazdy po powrocie na uczelnię, że nic nie rejestrowałam... każde 45 minut zajęć, to było totalne wycięcie i musiałam calutką energię skupić na tym, by uspokoić szalejące serce, zawroty głowy, chęć wymiotowania... bez względu na to, jak sobie wszystko tłumaczyłam... było coraz gorzej. dostałam Tranxene na 2 tygodnie i przeszło. dopiero wtedy mogłam dumać, czemu się boję teraz mam np. tak, że jeśli mam ciężkie ustne zaliczenie-biorę hydroksyzynę. dzięki temu powoli wychodzę z tego przeklętego koła, w które się wpędziłam, a które sprawia, że nieważne co i jak - odpowiedź ustna = stan przedzawałowy a od jakiegoś czasu-po prostu ucieczka, by nieporadnie się chronić... leki dają siłę, a z tą siłą-mogę na terapii rozpracowywać, czemu tak nieracjonalnie reaguję i pomagają ukoić układ nerwowy, który jest tak kompletnie wyczerpany, że zaczął reagować histerycznie, jakby walką o życie, na coraz drobniejsze stresy... ale oczywiście same leki - nic nie pomogą na DŁUŻSZĄ metę :)
  13. Inka karmelowa I cappuccino o smaku brandy Wczoraj -> cappuccino szarlotkowe, raaanyyyyy, pokroić się za nie dam (bez skojarzeń, oczywiście ). i mój nowy kubeczek do kawy i widok psa klientki, którego odkąpałam tak, że błyszczy, jak autko nówka A w ostatnich dniach? caaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaała fura linków, stron etc., z których sukcesywnie chcę sobie zrobić książeczkę w segregatorze - będzie tam wszystko, co znajdę w temacie naprawiania siebie -> suplementacja, diety na główkę, joga, medytacja whatever plus troszkę badań, które w miarę odkładania chcę zrobić, by upewnić się, czy czasem do zmęczenia mojego układu nerwowego, który zdurniał już chyba do reszty w ostatnim czasie, nie dokładają się rzeczy, które można by podleczyć, przez co moje biedne neuronki troszkę odpoczną i cały UN zacznie sobie lepiej radzić ze stresem. bo teraz nie radzi sobie w ogóle, wykręcając mi brzydkie numery...
  14. mamak, bądź wytrwała, podobno zanim się efekt rozwinie, potrzeba dobrych kilku tygodni. Już pomijając, że wg ulotki objawy niepożądane mogą się rozwinąć głównie w ciągu kilku pierwszych... MIESIĘCY stosowania Ja dopiero po drugim dniu jestem. Mimo objawów ubocznych (być może trochę bardziej dokuczyły również dlatego, że lekarz zdecydował trochę pogonić tempo i na dzień dobry zaserwował 2 x 25mg, a po 2 tygodniach mam przejść na 2 x 50mg) ), ogólnie jest mi lepiej :) aczkolwiek wątpliwe, by Lamitrin tak szybko zadziałał Myślę, że to raczej kwestia odstawienia Citalu... lekarz mówił, że jeśli za mój kompletny zjazd odpowiada Cital, to pierwsza poprawa powinna być już po 2-3 dniach od odstawienia. Na razie wstrzymuję się z wpisaniem w odpowiednim temacie mojej opinii o Citalku, ale jeśli w ciągu najbliższych tygodni obserwacje się potwierdzą, to napiszę, że bardzo, ale to BARDZO nie lubię Citalu a tak w ogóle, to może głupio to zabrzmi, ale...specyfika stosowania Lamitrinu bardzo mi się podoba i podnosi mnie na duchu nie wiem, czy potrafię to dobrze wyjaśnić, ale... jeśli TEN SAM lek, choć nie jest nawet pewne, na bazie jakiego mechanizmu pomaga tym, których układ nerwowy działa nieprawidłowo i w wyniku tego maja padaczkę, jak również tym, których układ nerwowy działa nieprawidłowo, tylko że oni w efekcie mają chwiejny nastrój... to od razu zaczynam sie czuć mniejszym "krejzolem". trudno, jedni mają to, drudzy mają co innego.... grunt, żeby lek zadziałał, także NA DŁUŻSZĄ METĘ. pociesza mnie też, że nawet, gdyby za jaaaaakiś czas, po odstawieniu, okazało się, że jednak bez niego jest gorzej... to ludzie potrafią przyjmować to na padaczkę po wiele lat i nic im nie jest :) -- 20 sty 2012, 18:41 -- Melduję, że u mnie coraz większe wyciszenie... czasem mam wrażenie wręcz, że moja głębsza psycha nie wie, wth no bo przecież w sytuacji X należy dostawać zawału, s** po nogach, dostać trzęsawki i mieć wizje najczarniejsze... a tu organizm się uspokoił trochę i cosik się mojej psyche nie zgadza mam nadzieję, że to nie taka zmyła... i ufam, że powoli zmienią się utarte szlaki pt.: Sytuacja X = uciekaj !!!!!!!!!!!! jak to kiedyś pani terapeutka stwierdziła, u mnie uruchamia się odruch trochę tak, jak jaszczurce niebezpieczeństwo=UCIEKAJ !!!! a jeśli mam opisać, co czuję w danej sytuacji, nie umiem.. nic nie czuję.. CHCĘ UCIEKAĆ, to jedynie czuję
  15. Tomku, gratuluję i bardzo, podkreślam, BARDZO się cieszę, że napisałeś ten post Przyznam, że to forum obserwowałam już od jakiegoś czasu, ale for tego typu starałam się unikać - zauważyłam pewną tendencję - jest na nich mnóstwo wpisów dołujących i czasem mam wrażenie, że mało, iż ludzie faktycznie cierpią, to jeszcze dodatkowo się nakręcają, czytając nawzajem swoje posty Teraz jestem, ale sobie "filtruję". kiedy widzę temat sugerujący, że jest miejscem do prześcigania się w dołujących wyznaniach, omijam... Dziękuję Ci raz jeszcze za Twoje słowa (no może z wyjątkiem "tych" szczegółów - ominęłam je starannie, bo raczej działają dołująco, ale pomyślałam, że może potrzebowałeś napisania tego ). Są dla mnie bardzo budujące, zwłaszcza, że sama ostatnio byłam na krawędzi... Życzę zdrowia i powodzenia w dalszym leczeniu :)
×