ewita, coś w tym jest. Siedzę w domu już tak długo i wiem, że jak sie z niego nie wyrwę to nie wyzdrowieję, ale oczywiście wiadomo, że makabryczne objawy nie pozwalają i tak w kółko. Poznałem w necie dziewczynę z Warszawy. Umówilismy się u niej. Pojechałem samochodem z Krakowa (co prawda z siostrą, bo sam bym "umarł ze strachu"). Jak juz tam przyjechałem, jak się spotkalismy, jak otoczyły mnie całkiem nowe bodźce (pierwszy raz w stolycy) to cała ta nerwica, depresja i inne badziewie nagle, na te parę godzin zniknęło. Było super! Da się, ale to niestety wymaga tytanicznego wysiłku.
Gratulacje Konrad - też bym chciał!