Skocz do zawartości
Nerwica.com

aimx

Użytkownik
  • Postów

    124
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez aimx

  1. Stopy lubię, pomijając drobne szczegóły, ale są okej. Pępek mam ładny. Miękkie usta, gładkie dłonie. Ciemne obwódki wokół tęczówek. Dołeczki na lędźwiach. Wcięcie w talii. Proste zęby. Na początek chyba wystarczy. Z charakterem na razie nie mogę ruszyć.
  2. carlosbueno, to może pora coś w tym kierunku zrobić? stopniowo pozbywać się nienawiści, aż wreszcie polubić siebie. Wiem, że łatwo mówić, a trudniej zrobić, ale gdyby chociaż blokować te negatywne myśli na swój temat? Próbuję to ostatnio robić. To i tak krąży wszystko gdzieś w mojej głowie, ale przynajmniej nie wypowiadam tego świadomie, staram się nie zwracać uwagi. I, co być może nie jest pozytywne, szukam u innych ludzi czegoś, czego nie zaakceptowałabym u siebie;) jakoś mi z tym łatwiej, kiedy bardziej dostrzegam, że wszyscy są nieidealni. Nadal do pasji doprowadza mnie nos i nogi (już mi ciśnienie skacze, gdy to piszę ), ale chcę chociaż przestać marudzić na wszystko inne, bo potrafię dojść w swoich narzekaniach na Mount Everest. -- 02 cze 2013, 19:16 -- Nie chcę, by ten temat był drugą "Jęczarnią", tak btw.
  3. O Boże, jesteś mną To, co pogrubiłam, to po prostu żywcem wyjęte z mojej głowy. Teraz jestem w związku z facetem i już powoli znów zaczyna mi się włączać rozmyślanie nad moją orientacją Ale ja nie mam stwierdzonego bordera (nigdy nie byłam u żadnego lekarza od łba). Z drugiej strony coraz częściej myślę, że mogę na to cierpieć... Chciałabym, żeby ktoś wszedł w moją głowę i zobaczył, co naprawdę czuję, bo ja nie mam pojęcia. Mam wrażenie, że wszystkie emocje są gdzieś tam zamknięte i docierają do mnie tylko strzępki, że nie mogę się do nich dostać. Mój związek bardzo na tym ucierpi (tzn. jeszcze trzymam to wszystko w sobie, ale niedługo pewnie zacznę być jędzą). Już zaczynam być zazdrosna o wszystko, a każda najdrobniejsza uwaga na mój temat doprowadza mnie do pasji. Poza tym mam huśtawki uczuć. Zeszłej nocy na przykład nienawidziłam swojego chłopaka, chciałam mu przyłożyć i zostawić, choć nic mi nie zrobił (potrafiłam z boku ocenić, że nie mam prawa być na niego zła i jakoś się hamowałam), a już następnego dnia rano kochałam go nade wszystko. Poza tym bez przerwy (no dobra, z przerwami) trzęsę się o to, że mnie zostawi. Bywają momenty, że boję się cokolwiek powiedzieć, choć nie dał mi powodu, bym bała się, że odejdzie. Co to, kurna, jest? Od zawsze uciekałam od ludzi, gdy tylko robiło się poważniej i teraz też mam ochotę spierdzielić
  4. Rzeczywiście nie lubię swoich rodziców, choć nie wiem za co, bo zawsze byli dla mnie dobrzy i w porządku wobec mnie. Za dużo we mnie egoizmu chyba. Czuję się winna z tego powodu.
  5. Ja siebie w lustrze nigdy nie widzę jako "fajnej", "ładnej". Czasem w głowie sobie układam pozytywniejszy obraz siebie, oszukuję siebie, wyobrażam sobie, że mam inną twarz niż w rzeczywistości i wtedy jakoś mi łatwiej. A później patrzę w lustro i jebs, znów tragedia. O dysmorfofobii poczytałam właśnie, ale samą siebie to trudno zdiagnozować. ( Dean )^2, dlaczego?
  6. Ostatnio czuję się, jakbym była wręcz zdeformowana... Wpadam w jakiś szał i chce mi się wymiotować, gdy patrzę w lustro. Wydaje mi się niemożliwe żyć ze swoim ryjem, ze swoim ciałem, jestem obrzydliwa
  7. Ogólnie rzadko się na forum udzielam, ale czasem czytuję tematy i ja tam lubię carlosa, szkoda, że carlos nie lubi siebie
  8. carlosbueno, a ja się ostatnio zastanawiałam, czy łatwiej jest zabić się z miłości do siebie, czy z nienawiści. Bo chyba jednak musiałabym się nad sobą nieźle zlitować, by wreszcie to zrobić. klarunia, no to postaram się wbijać, chociaż głupio jest mi kłamać sobie samej w oczy a słonecznej_duszy chyba chodzi o to, że jestem marudą, która tylko jęczy, a nic nie robi vifi, tylko że czekać pół roku na wizytę u psychiatry... Ale w sumie co mi zależy, mogę poczekać. Wypadałoby w końcu się sprawdzić.
  9. klarunia, też wydaje mi się, że nad samooceną da się popracować, aczkolwiek zastanawiam się, na ile silny jest później ten pozytywny obraz siebie. Czy nie jest tak, że wystarczy drobna rzecz i wszystko legnie w gruzach. Ech, zdaję sobie sprawę, że wszyscy ludzie są nieidealni, że nie każdy musi być piękny, ba, każdy ma prawo być brzydkim, ale co ja zrobię no? Kiedy ja u siebie tego nie akceptuję. NIE CIERPIĘ SWOJEJ GĘBY. I dla mnie jest to doprawdy tragedia Wiem, że to żałosne, ale strasznie utrudnia mi to życie. A pisałam też, że charakterem nie nadrabiam, więc w ogóle przepadam z kretesem. I wiem, że z charakterem przynajmniej coś można zrobić, więc powinnam coś robić, ale co z tego. Próbowałam wmawiać sobie przed lustrem, że jestem ładna i dobra, ale to głupie i nic nie daje. Mam zakodowane w głowie, że jestem złą osobą. W dzieciństwie często mówiono mi, że jestem trudna w kontaktach, że nie da się ze mną rozmawiać - a takie oskarżenia się znikąd nie biorą. Ale teraz z kolei sama wierzę, że taka jestem i każdą relację psuję, by utwierdzić się i świat w przekonaniu, że jestem zła. Nawet jeśli komuś pomogę, to później odwalę coś, co tę moją dobroć zatuszuje. Dobra, bo trochę dywaguję. Co do zainteresowania facetów - wiesz, ja się nawet cieszę, że nie jest zbyt wielkie. Dlatego że wizja seksu z mężczyzną jest dla mnie tak wstydliwa, że wolałabym tego uniknąć, serio. Byłam kilka razy w sytuacji "podbramkowej" i kończyło się moją ucieczką w podskokach. Zaraz sobie wyobrażam, jak okropnie wyglądam w tym momencie, że jak ja w ogóle mogę się mu podobać, że przecież ja nawet nie wyglądam jak kobieta, że z tym gościem musi być coś nie tak. I tak się wstydziłam, że było to dla mnie nie do przejścia.
  10. I znów dziękuję za odpowiedzi. Fajnie, że ludzie tutaj starają się pomóc. słoneczna_dusza, ależ ja bardzo dużo (mimo wszystko) przebywam w samotności. Taki typowy paradoks - pragnę towarzystwa, ale i od niego uciekam, bo nie czuję się w nim pewnie. Ale też prawda, że wystarczy kilka chwil sam na sam ze sobą i już wpadam w jakiś dziwny stan, zaczynają mnie dręczyć myśli samobójcze. Trudno będzie zmienić moje postrzeganie samotności, bo moim największym lękiem jest, że będę umierać samotnie. Wydaje mi się, że znam swoją wartość - i jest ona bardzo znikoma. Wiem, że "wszyscy jesteśmy równi", że każdy człowiek ma takie same prawa, że każdy ma wady i zalety - i co z tego. Potrafię to odnieść do ludzi wokół, do siebie nie, choć jednocześnie jestem przewrażliwiona na swoim punkcie, trochę zadufana w sobie. Twoje porady są dobre i mądrze prawisz, ale niezwykle trudno będzie to wszystko wcielić w życie. Żeby zbudować mocny obraz swojej osoby, trzeba mieć na czym go budować przecież. vifi, tak, bardzo piękne są te moje uda i biodra, bardzo piękne Zwłaszcza w połączeniu z absolutnie płaską klatką piersiową. Rzeczywiście rodzice chcieli, bym miała najlepsze oceny - ale nie miałam. W sumie głowy mi za to nie urwali nigdy. Zresztą moje rodzeństwo było wychowane podobnie, a nie zauważyłam, by choćby kontakty z ludźmi sprawiały im trudność. Spojrzeć na siebie łaskawiej, powiadasz - tylko jak? Tak trudno zaakceptować swoje wady, choćby człowiek miał ich pełną świadomość. Nie umiem sobie powiedzieć: "Spoko, tego możesz nie umieć, odpuść" albo "Wcale nie musisz mieć idealnie ułożonych włosów". A przecież moja nienawiść do ciała jest wręcz absurdalna. Latem gotuję się w długich dżinsach, bo wstydzę się pokazywać nogi. Nie chcę, by inni dostrzegli moją niedoskonałość, bo czuję się z tym okropnie, wstydzę się, boję. Jest co wybaczać. Pomijając moje "stałe" wady - dużo złego ludziom zrobiłam. Poza tym cały ten fragment brzmi pięknie, i wiesz, że wcale nie chciałabym się z nikim zamieniać? Jestem pewna, że kimkolwiek bym nie była i tak znalazłabym milion powodów do nienawiści. nieboszczyk, sądzisz, że polubię siebie, gdy skoczę ze spadochronem...? to tylko kasę mi daj na to
  11. Mam tak samo... nie potrafię szczerze pokochać. Mnie nawet nie interesują inni ludzie. Wiem, że to zabrzmi paskudnie, ale jedynym ciekawym tematem jest dla mnie moja osoba. Oczywiście udaję - słucham, co do mnie mówią i zadaję pytania, jakby interesowała mnie odpowiedź, ale tak naprawdę mam to gdzieś, a takie udawanie jest dla mnie męczące. Nie umiem zmusić się do szczerego zainteresowania drugim człowiekiem.
  12. Dziękuję za odpowiedzi. słoneczna_dusza, ale ja nie mam nadwagi, moje BMI wynosi 20, tylko że moja budowa ciała jest taka, a nie inna. Chudnę od pasa w górę, a u dołu jak było źle, tak jest źle nadal. Tuszować, ta, można, ale po pierwsze - nie wszystko da się zatuszować, a po drugie... czasem trzeba zmyć makijaż, trzeba się rozebrać. A to już jest problem. Wiem, że nadwaga nie czyniłaby ze mnie złej osoby, to cechy charakteru czynią mnie złą. Jestem podła, zdradliwa. Tak bardzo boję się samotności, że plączę się w kilka związków na raz, żebym - gdy ktoś w końcu się na mnie pozna i zostawi - nie została całkiem sama. Jak walczyć z takim czymś? Boję się całkowicie zaangażować, bo wydaje mi się, że kiedy się odsłonię, kiedy nie zostanie już ze mnie nic z tej codziennej maski, to zostanę z niczym. Jak wspomniałam w pierwszym poście, uważam się za osobę złą, niegodną zaufania i dlatego oczywiście po pewnym czasie sama rozbijam te znajomości, by oszczędzić ludziom nieszczęść. coccinella, wiem, że to ich wybór, ale ja czuję, że oni nie lubię mnie, tylko jakieś wyobrażenie o mnie, które wkrótce zniknie, i oni się rozczarują, a ja tego nie zniosę. Wiem, że ludzie spokojni są potrzebni - ja sama za takimi przepadam, ale problem w tym, że to nie ja. Ja się sama blokuję. Czasem myślę sobie - czy przez zły wygląd mam zmarnować życie? I oczywiście odpowiadam sobie, że nie powinno tak być, ale później widzę się w lustrze i wpadam w czarną rozpacz. Nie umiem nad tym zapanować. Patrzenie na siebie łaskawiej nie wchodzi w grę, nie lubię sobie niczego wybaczać, dlaczego mam coś sobie wybaczać? Za dużo by tego było. Mam jakieś parcie na bycie niesprecyzowanym ideałem, ale to mrzonka, nie do spełnienia oczywiście, nie przy moich warunkach.
  13. Wydaje mi się, że bez zmiany całej mojej osobowości i wyglądu nie jestem w stanie siebie polubić ;( Mam duży nos, małe oczy, duże uszy, cienkie włosy, mały biust, duży tyłek, krótkie nogi, grube uda. Poza tym jestem nudna, zła, głupia, dzika. Boże, już nie mogę tak żyć... Stronię od kontaktów z ludźmi. Wyglądu nie mam, charakterem nie nadrabiam. Kiedy idę ulicą, przeglądam się w każdej szybie sklepowej, w oknach samochodów... czasem to, co w nich ujrzę jest w stanie zepsuć mi nastrój do końca dnia. Parę razy po prostu zawróciłam się do domu. Kupowanie ubrań to koszmar, stoję w tej przymierzalni, patrzę na siebie w tych wszystkich lustrach, widzę się z każdej strony i chce mi się płakać. Nienawidzę siebie, nienawidzę, nienawidzę... Są ludzie, którzy twierdzą, że mnie lubią, ale nie mogę im uwierzyć. Altruistycznie wolę im oszczędzać obcowania ze mną.
  14. aimx

    Myśli samobójcze

    Dlaczego NIE MOGĘ się zabić?! Chcę to zrobić, ale przeklęty strach mnie powstrzymuje, a przecież tak pięknie byłoby nie czuć, nie myśleć, nie męczyć się... Tak się znudziłam życiem
  15. Dlaczego zawsze jestem Robinem, a nie Batmanem? I wcale nie zależy mi, by być wiecznie w centrum uwagi, chciałabym po prostu być w centrum CZYJEJKOLWIEK uwagi. A mnie się zawsze dodaje po spójniku "i", po ostatnim przecinku albo w nawiasie. Taki dodatek do rzeczywistości, odskocznia dla innych, nie jestem nigdy prawdziwym życiem, nie wiem kim jestem. Chciałabym ze sobą skończyć, a nie mogę, zamiast tego jęczę na forum.
  16. Choć nie akceptuję swojej gęby, to nie chodziło mi o lęk przed patrzeniem na to, jak nasza twarz wygląda. To było coś takiego, że sądziłam, że twarz nie jest moja, że nie znam tej osoby. Wiedziałam, że w lustro patrzę ja, ale przerażało mnie to, nie mogłam tego jakoś zrozumieć. Taka fala myśli mnie nawiedziła, że myślałam, że oszaleję, więc odwróciłam wzrok.
  17. Czy macie czasem tak, że spojrzenie w lustro w stanie nietrzeźwym (niezależnie od używki) wywołuje w Was atak paniki? Ciekawi mnie, czym jest to u mnie spowodowane, a może jest to całkiem normalne?
  18. aimx

    [Olsztyn]

    A mnie zastanawia takie coś... jak wyglądają te spotkania? czy pojawia się na nich ktoś, kto jest bardzo żenujący towarzysko? bo ja jestem i nie chciałabym się czuć bardzo inna
  19. Generale! Przede wszystkim nie sądzę, byś stracił kumpla z takiego powodu. Co najwyżej zamieszkacie w oddzielnych pokojach. To po pierwsze. Po drugie - zalecam uprawianie sportu. Sport działa cuda, naprawdę. Poza tym techniki relaksacyjne (medytacja) też świetnie redukuje stres. Proponuję Ci też czasem po prostu poleżeć, posłuchać relaksacyjnej muzyki i nie myśleć o niczym. Jeśli chodzi o ziółka, to może melisa? Melisa dobra na wszystko. A pytanie - łóżko kumpla też skrzypi? Bo jak nie, to możecie się zamienić.
  20. Reakcja jest naturalna, ale nie normalna. Jeśli kobieta całe życie boi się mężczyzn, ponieważ ją zgwałcono, to należy pomóc jej się z tym uporać. Nie można całego życia spędzić w strachu. Tzn. można, ale nie należy.
  21. Zołzik, wydaje mi się, że jakby mi ktoś zdiagnozował choćby depresję, to poczułabym się a)wyjątkowo, b) poczułabym ulgę, że to wszystko jednak nie jest normalne. Inna sprawa, że problem stałby się dostrzegalny nie tylko dla mnie. Czytałam gdzieś, że narcyzi nie widzą swoich problemów, dopóki nie spadnie im na głowę jakaś katastrofa, więc nie wiem, czy rzeczywiście takim narcyzem jestem, ale chciałabym się wreszcie czegoś o sobie dowiedzieć. Mam też kłopot z natury takiej, że nie wyobrażam sobie wizyty u specjalisty. Przychodzę i co? Zaczynam jakąś litanię? Już to widzę w swoim wykonaniu. "Nie wiem, po co przyszłam, w sumie wszystko jest okej..." Łeb mi pęka, ugh. I znów zastanawiam się, czy wszystko, co tutaj napisałam, jest prawdą. Od zarania dziejów mam coś takiego. Rozmyślam sobie nad czymś i nagle - "ale czy ja rzeczywiście tak myślę?"... i wkładam wielki wysiłek w to, by odkryć, co rzeczywiście myślę, i nie wiem. Każda moja myśl wydaje mi się niesprawdzona, niegodna wiary (teraz nie wiem, czy to co napisałam o tym myśleniu jest prawdą ). Przepraszam, zagalopowałam się trochę.
  22. Piszesz, że Twoja rodzina jest beznadziejna, więc nie wiem, na ile przydatna okaże się rada, byś zwróciła się do rodziców? Albo możesz pójść do szkolnego psychologa, do pani pedagog... I powiedzieć, co Ci na sercu leży. Bo nam ciężko będzie Ci pomóc przez internet. Zwłaszcza, że nie mamy odpowiedniego wykształcenia.
  23. To chyba problem z Tobą, a nie z przyjaciółką? Czego od niej oczekujesz? Rozumiem, że powinna przejąć się Twoim stanem, bo wydaje się być "nienormalny". Musisz skierować się z nim do tych, którzy zechcą Ci pomóc, bo nikogo do tego nie zmusisz. Ludzie nie są dobrymi Samarytanami, niestety. Wiem jedno, że tak jak żyjesz teraz, nie da się żyć. Owszem, wytrwasz w ten sposób wiele lat, ale nie będzie to przyjemne. Lepiej coś z tym zrobić.
  24. aimx

    Samotność

    A mnie zastanawia pewna rzecz... Zgadzam się, że samotność nie jest naturalnym stanem, bo człowiek JEST zwierzęciem stadnym, ale w związku z tym rodzi się w mojej głowie pytanie: dlaczego zatem świadomie wybieram samotność? dlaczego nie cieszy mnie towarzystwo ludzi, dlaczego wolę być sama? ostatnio nawet nie cierpię z powodu samotności, szukam jej nieustannie.
  25. niewidoczny, krótko mówiąc - na łeb nikt mi niczego nie zdiagnozował, bo nie byłam nigdy u specjalisty, sama mówię, że jestem chora, bo tak się czuję.
×