Skocz do zawartości
Nerwica.com

aimx

Użytkownik
  • Postów

    124
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez aimx

  1. aimx

    Dziń dybry

    Witam wszystkich, wypada się chyba przywitać i rzec cokolwiek o sobie: lat mi 20, studiuję, płeć żeńska.
  2. Widzę, że tu raczej panowie się z tym borykają, ale ja też ciągle analizuję swoją orientację. Cholernie mnie to męczy. Lesbijka czy hetero? Nie widzę nic złego ani w tym, ani w tym, ale chciałabym się w końcu określić. Oceniam każdą osobę, zastanawiam się, czy mi się podoba, to takie irytujące, męczące.
  3. Problem w tym, że nie mam na takiego psychoterapeutę kasy. Bo przypuszczam, że na jednej wizycie by się nie skończyło. No ale to już inna bajka. Dziękuję za odzew.
  4. Owszem, 20 lat to nie jest tak dużo, ale coś mi się wydaje, że za 10 lat nic się nie zmieni, co najwyżej będzie gorzej. Jak mam nie być bierna? Nie umiem sama zmusić się do działania.
  5. Dobija mnie moja mózgownica. Nie mogę siebie znieść. Nie wiem, co ze sobą zrobić, jak to zmienić. Zacznijmy od tego, że samotność spędza mi sen z powiek. Ciągle się boję, że będę sama. Jednocześnie nie potrafię wejść w jakikolwiek związek już od 4 lat (w ogóle tylko raz z kimś byłam), po prostu nie mogę. Chcę i nie chcę - chcę poczucia bliskości, ale boję się je zdobywać. Wiem, że będzie to wymagało ode mnie otwartości, a ja nie potrafię. Mam na sobie grubą skorupę, której nie potrafię zdjąć. Wiecznie miła, uprzejma, uśmiechnięta - nie umiem okazywać prawdziwych uczuć. Boję się przywiązań. Boję się późniejszych rozstań. Ba! Boję się, że mój domniemany partner umrze i będę po nim płakać. Bez przerwy się boję, wszystkim się martwię. Potrafię cały dzień myśleć o tym, że powinnam wypastować buty, bo nie daj Boże się zniszczą. Ostatnio pastowałam kozaki o drugiej w nocy zamiast spać. Boję się spocić. Ubieram się za lekko i marznę, byleby tylko się nie spocić. Jestem tak strachliwą i znerwicowaną osobą, że to aż zadziwiające. A co ciekawe - moi znajomi twierdzą, że nie widzieli bardziej wyluzowanej osoby. Że niby ja jestem taka na luzie? Dobre sobie. Ja przecież nawet łóżka niezaścielonego nie zostawię, bo cały dzień będę się martwiła tym, że mi się pościel zakurzy. Poza tym nie umiem rozmawiać. Nie mogę wyjść z podziwu, przysłuchując się rozmowom innych ludzi. Oni się sobą nawzajem interesują - a ja mam ich wszystkich gdzieś. No niestety taka prawda, chciałabym, żeby było inaczej, ale nie wiem, jak to zmienić. Prowadzenie dialogu mnie męczy, muszę się wysilać, zastanawiam się, co powiedzieć. Najchętniej machnęłabym ręką i w ogóle nie rozmawiała. Oprócz tego samą siebie niesamowicie drażnię. Dochodzi już do autoagresji i nie wiem, co z tym zrobić. Nie umiem w inny sposób dać upustu emocjom - nie mogę płakać, krzyczeć czy rzucać się po pokoju. Coś tam we mnie, w środku, wrzeszczy, ale nie wychodzi na zewnątrz. Mam wrażenie, że w ogóle ja to nie ja. Nie mogę siebie zaakceptować. Czy to tylko biadolenie zdołowanej dziewuszki czy może przydałby się psycholog? A może sama sobie z tym poradzę? Tylko jak? Po tylu latach stagnacji towarzyskiej da się w ogóle ruszyć z miejsca? Skąd wziąć motywację? Wiem, ze życie mi ucieka, ale jak mam je gonić, skoro nie mam na to siły?
×