-
Postów
1 284 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Midas
-
tahela, rozsądnie, a można wiedzieć jaki cel czy tajemnica? W moim wypadku emocje wzięły górą stąd zarobione pieniądze poszły tak naprawdę w błoto Co do "po drugie" myślę, że każdy się z Tobą zgodzi, ale co do "po pierwsze" to ja bym polemizował. Myślę, że profil kształcenia nie ma nic do rzeczy. My młodzi SAMI sobie zgotowaliśmy taki los. Czy też rodzice nam zgotowali? Otóż miliony ludzi od dłuższego już czasu wybiera studia, a studentów i profesorów jest zdecydowanie za dużo jak na zapotrzebowanie na rynku pracy. Natomiast iść do zawodówki albo nauczyć się jakiegoś porządnego fachu samemu(z pomocą np. ojca jak w przypadku krystiana) jest obciachowe i niemodne wśród "yntelygencyji". A tutaj zapotrzebowanie jest ogromne, nie dość, że rynek potrzebuję dobrych fachowców, którzy zarobią więcej niż niejeden magister to w dodatku może on sam założyć firmę i później zatrudniać informatyków do szpachlowania Sami sobie taki los zgotowaliśmy. Co jak co, ale na obczyźnie trzeba się naprawdę dobrze nastroić. Ja pojechałem już z depresją więc może dlatego tam mi było już wszystko jedno. Nie powiem, bo po pracy lubiłem sobie kupić 2-3 piwa na odstresowanie tym bardziej, że są tańsze niż w Polsce Ale nie robiłem awantur ludziom, nie szukałem "dymów" i do pracy zawsze byłem w stanie pójść. No chyba nie ma cudzoziemca, który nie znałby słów: kuwa, kuwa macz, i spiedalaj
-
Bo na zachodzie mniej niż 1000 ojro miesięcznie nie zarobisz, nawet wycierając blat na stołówkach. Jak na nasze warunki jest to kwota powyżej przeciętnej krajowej. Nie wiem jak w Anglii, ale w Belgii ceny niektórych artykułów spożywczych były po przeliczeniu na złocisze takie jak w PL, a było też sporo tańszych(np. słynny cukier ) Jeżeli ktoś ma jeszcze jakiś fach to już w ogóle kosmos jak na polskie warunki. Zależy też jak definiujesz odbijanie Kradłeś? gwałciłeś? Upijałeś się tak, że do roboty ciężko było iść? Ćpałeś wszystko co Ci nygasy wciskali? A najwięcej to jest historii typu: pojadę, odłożę, wrócę i się ustatkuje w Polsce. Wynik: a) Jadę, zarabiam, przepierda*lam pieniądze na bieżąco, i sobie tak tam żyje. b) Jadę, zarabiam, dobrze mi, nie wracam c) Jadę, zarabiam, odkładam, prze*pierdalam w Polsce i się nie statkuje Ja jestem po opcji c) teraz zamierzam robić podejście drugie z planem na odłożenie i ustatkowanie w PL, tylko żeby przetrwać to piekło tam
-
No i masz punkt zaczepienia, tego się trzymaj, to będzie Twoja szansa. Tylko żebyś się nie stoczył na tych wyspach, tym bardziej po takich przeżyciach(strata ojca). Młodym ludziom za granicą w dziwny sposób zajebiście odpier*dala, może oszałamiająco długo nie byłem, bo pół roku, ale widziałem swoje. Poza tym znam sporo opowieści na ten temat. Doskonale rozumiem Twoją frustrację jeśli chodzi o te zarobki nasze polskie(nie mając kwalifikacji). Sam jestem w podobnej sytuacji, tzn. mam zajebiste opory znalezienia czegoś za tysiaka i też pewnie będę emigrował, też jestem w podobnym wieku co Ty. Natomiast skoro nie znasz języka to ta przerwa pół roczna dobrze Ci zrobi. W sam raz na szlifowanie języka i to nie musisz nic płacić, żadne szkoły... http://www.angielski.edu.pl/ http://chomikuj.pl/ Co do drugiego linka, do wyboru do koloru, kursy mp3, książki, programy, można zostać poliglotą. I jak widzisz w przykładzie wyżej są ludzie, którzy mają gorsze problemy , a walczą za co trzeba darzyć ich szacunkiem i brać z nich przykład! Mimo, że Laima jest kobietą, a my faceci niby powinniśmy być dużo silniejsi. Dasz radę! pozdro PS. Tahela najdłuższe zdanie jakie w życiu czytałem
-
Mnie wkurza, że zbliżają się święta
-
carlosbueno, dokładnie jest tak jak piszesz. Zobaczcie to, przecież to jest....to jest....no....nie do opisania [videoyoutube=qynj64_AHIY&feature=related][/videoyoutube]
-
Nie jest to prawdą z prostej przyczyny... postaram się wytłumaczyć jak najprościej...otóż pracodawcy po prostu by się to nie opłacało. Na chwilę obecną koszt utrzymania pracownika jest na tyle nieopłacalny, że przedsiębiorcy wolą ciąć koszta byle nie zatrudniać ludzi, ewentualnie zatrudniać ich na czarno co jest bardzo nagminnie stosowane w PL. W przypadku zniesienia ZUS-u(nie wspominam o innych podatkach dochodowych itp.) spadło by bezrobocie, firmy miały większe możliwości osiągania zysków, co skutkowałoby ich rozwojem. Byłby to kolejny impuls do rozrostu firmy, czyli popytu na coraz większą ilość pracowników. Te czynniki wpływają na spadek bezrobocia, dzięki czemu na rynku pracy jest konkurencja i pracodawca nie mógłby sobie pozwolić na "schowanie do własnej kieszeni" gdyż inne firmy oferowałyby więcej za pracownika. Tak więc społeczeństwo nie dość, że szybciej by się rozwijało technologicznie i infrastruturalnie to miałoby więcej pieniędzy niż tych pierwotnie oddanych na ZUS, które de facto są I TAK PRZEJADANE I TRAGICZNIE tracą na wartości. Pytanie dlaczego tak proste rozwiązania nie wchodzą w życie? Odpowiedź też jest prosta. Co robiliby armia urzędników? Jest to tak znaczący elektorat, że nie ma szans, że któraś z partii mogłaby się im przeciwstawić, drugą częścią elektoratu są Ci którzy owe zasiłki i zapomogi dostają. Błedne koło i nakręcająca się spirala pogrążania Państw w biedzie i stagnacji. Pragmatyczną odpowiedź na Twoje obawy jest właśnie szara strefa. Zapytaj gościa z szarej strefy ile zarabia, a potem gościa co robi to samo legalnie , abstrahując już od pozytywów zniesienia ZUS-u na skalę całej Polski, którą opisałem wyżej Jako ciekawostkę podam, że Chiny są największym pożyczkodawcą na całym ŚWIECIE, stąd obecny niepokój na rynkach finansowych uciekanie w złoto(czyli wartość realną) i niepokój związany z możliwym konfliktem zbrojnym na skalę globalną. W mapce, która wstawiłem post wcześniej można też zobaczyć, które państwo było do tej pory najmniej zadłużonym na świecie....LIBIA, czyż to nie ciekawy zbieg okoliczności?
-
intel, w pełni się z Tobą zgadzam, szczególnie z tym stwierdzeniem Jednak Grecy i Włosi NIGDY nie byli na tyle silnymi gospodarkami żeby pozwolić sobie na tak nierozsądną politykę zadłużania. Ba tu nawet nie chodzi tylko o Greków i Włochów tylko o całą Europę(i nie tylko) Spójrz na tą mapęhttp://www.economist.com/content/global_debt_clock Przywileje i słynne "darmowe państwowe" i wszelkie inwestycje nie biorą się znikąd, jest to ogromny proces zadłużania, który w każdym przypadku skończy się tak jak u Greków, a to dopiero początek. Takie instytucje jak ZUS w Polsce to nasz mały symbol tego dzieje się i dziać będzie na świecie. Sensem tego co chciałem napisać intel, było to, że w takiej formie jak OBECNIE pomoc społeczna jest NIEMORALNA i ludzie powinni mieć tego świadomość, a nie pytać dlaczego tak mało dają? dlaczego nie dają? dlaczego tam mają taki burdel? Są to zjawiska naturalne dla instytucji państwowej, która funkcjonuje na zasadzie okradnij jednego- daj drugiemu. Twoje wyliczenia oddają sens tej farsy, a raczej bezsens. Podwójne złodziejstwo zawsze będzie niemoralne. Raz to okradanie obywateli jednych na rzecz drugich, a dwa to okradanie wszystkich, bo przecież zagarnięte pieniądze od tych pierwszych dziwnie przepadają i się kurczą chociaż nie przepraszam, dbają o rozwój architektoniczny miast http://1.bp.blogspot.com/-gtc2bCNZ_BA/TY3evw1y7NI/AAAAAAAABY8/WF4s6AaXIIc/s1600/3.JPG http://3.bp.blogspot.com/-c0v-MPBdFVo/TY3eoXQyCWI/AAAAAAAABY0/pB6Zm3RPgeE/s1600/2.jpg Pomoc społeczna powinna działać na zasadzie dobrowolnie organizowanych fundacji społecznych(niepaństwowych) natomiast na emeryturę każdy powinien odkładać sobie sam.
-
Wiem, że to co napiszę będzie niepopularne wśród forumowiczów, no ale... Pomoc społeczna? powinna być tylko i wyłącznie organizowana przez społeczeństwo DOBROWOLNIE. Wszystko co jest państwowe jest nieefektywne, a pieniądze wpływające do ZUS-u są gospodarowane w ten sposób, że efekty każdy widzi. Jest to nakręcająca się spirala, która znajdzie koniec w postaci bankructwa. Wtedy o czymś takim jak emerytura ludzie będą mogli pomarzyć nie mówiąc o zasiłkach. Jeżeli ludzie mówią, że coś im się należy...to tylko można pomyśleć jaki rozkład moralny panuje w obecnych czasach w społeczeństwie, którego skutki(dziwne, że większość ludzi tego nie widzi) mają obecnie miejsce począwszy od Grecji kończąc na Włochach. Do nas niedługo dojdzie taka nędza, że szybko trzeba myśleć jak dosłownie przeżyć... A ZUS? zlikwidować ok, ale problemem są bieżący emeryci, których trzeba opłacać. Nie zlikwidowanie natomiast skutkuję piramidowaniem ogromnego długu. Tak źle tak niedobrze... Rozwiązaniem mogło być sprywatyzowanie wszystkiego w 89r. jednak wtedy byłyby strajki większe niż te sierpniowe 80'. I piszę to z perspektywy osoby, która ma pod jednym dachem członka rodziny przyjmującego rentę. Według mnie moralnie nie ma do tego prawa. NIE, gdy pieniądze zostały zabrane innym siłą i poprzez grabież.
-
Witam, Dlaczego nie ma możliwości edytowania swoich postów? Na innych forach jest opcja "zmień" albo "edytuj", bardzo przydatna. Przykładowo w jednym poście chciałem wstawić video używając opcji "videoyoutube", ale trochę pomieszałem i zrobiłem spory bałagan w nim zanim się nauczyłem je prawidłowo wstawić i nie mam możliwości pousuwania zbędnego bajzlu. EDIT: tutaj widzę, że jest ta opcja to dlaczego w wątku "zabawy" takiej nie ma?
-
Dasz radę! miesiąc to znakomity wynik , ja mogę pozazdrościć tylko. Też rzucam, ale mój wynik to na razie 48 godzin... Ciągnie Cię fizycznie jeszcze?, czy psychicznie? Podobno po takim czasie to już tylko psychicznie.
-
OMEN1695 nie wyśmiewają, bo wiedzą że by wpie***l dostali jakby to robili Jakbyś chciał to byś ich tam poustawiał tylko by na baczność chodzili No, ale oczywiście nie o to chodzi... Pamiętam jeszcze za czasów szkolnych, była właśnie grupa ludzi towarzyskich, ale też taka jak Ty, (było też masę innych różnych grupek, ale to nieważne). Bardzo prawdopodobne, że tylko wydaję Ci się, że Cię nie akceptują. Nie jesteś towarzyski skutkiem tego jest, że masz mało/wcale znajomych, ale to nie znaczy, że Cię nie szanują. Po prostu jest sobie w klasie taki OMEN1695 i tyle...tak na to patrzą. Ważne żebyś był sobą nie miał kompleksów bez względu na to jaki masz typ osobowości. Prędzej czy później(będąc sobą) znajdziesz bratnie dusze, a może nawet poznasz jakiś ciekawych ekstrawertyków. Jak byłem w Twoim wieku byłem duszą towarzystwa(teraz się to pozmieniało, no ale nieważne) i często gęsto wolałem porozmawiać o poważnych sprawach i problemach właśnie z introwertykami. Są to ludzie zazwyczaj godni zaufania, inteligentni, choć z różnych powodów zamknięci w sobie. Takie jest moje zdanie i myślę, że pewna część Twojej klasy ma takie samo zdanie. Tak więc kompleksy schowaj do lamusa i rób swoje. I nie porzucaj przypadkiem sztuk walki, masz 16 lat to jeszcze kilka i panika będzie w grupie... ale przed Tobą Pozdrawiam
-
Dziękuje Wennus i Asteckax3. Na tym forum są świetni ludzie. Nie wiem czy u Ciebie Wennuss jest podobnie, ale ja mam tak, że np. śpię 9 godz, wstaję rano full energii, a po 3 godz. chociaż zaplanowałem sobie "to i tamto" łapie mnie sen jakby była już noc. Prześpię się z godz-dwie,później wstaję i full energii do działania godz-dwie, później chcę mi się spać, jednak usnąć nie mogę, podnoszę się z łóżka, full energii i spać nie mogę przez pół nocy. Następnie wstaję o 14 nazajutrz itd, itd...Kolejność poszczególnych etapów dowolna:) Jednym zdaniem nie mogę sobie zorganizować normalnie dnia, bo mam na przemian napady mega senności , a energia przychodzi w najmniej odpowiednich godzinach;/ Asteckax3 nie każdy psycholog pewnie masz rację, ale ten do którego ja bym poszedł to najprawdopodobniej w 95 % bym się z nim nie dogadał. Chociaż podobno "Nie znam istoty terapii. To nie frazesy i rozmowy o zaprawianiu słoików i urodzinach cioci Halinki. Terapia to proces.Długotrwały."... dlatego czekam na rozwój sytuacji i może w koncu pójdę;] Złota kobieta jesteś Nie wiem jakie masz schorzenia, ale skoro piszesz, że tak dużo ich, to na pewno nie zaliczam się do tych z "wyższą rangą" problemu. Jednak Twoja chęć pomagania innym jest na pewno bardzo szlachetna, jeżeli w dodatku czujesz się przez to lepiej Ty, to jest to właśnie według mnie definicja prawdziwego i szczerego altruizmu. No, ale jak już się zadeklarowałaś(mam na myśli 2 ost. zdania) to już za późno żebyś to odwołała;) Tak więc w razie czego chętnie skorzystam z Twojej pomocy. Odnośnie tego żeby porozmawiać z kolegą/koleżanką, to od kilkunastu miesięcy bardzo pieczołowicie pracowałem nad tym żeby nie mieć komu się zwierzyć i pogadać szczerze. Jestem mizantropem od kilku lat, a teraz te problemy wzbogaciły mnie o niechęć do spotkań z jednostkami, co kiedyś mi sprawiało przyjemność. Tak więc ta mieszanka spowodowała to, że najlepsze przyjaźnie praktycznie zatraciłem. Ludzie zaczęli mnie drażnić, wkurwia mnie nawet babsztyl przede mną w kolejce w sklepie, zastanawiający się czy kupić 10dkg boczku czy polędwicy, a przecież to zwykła klientka robiąca zakupy. Zrobiłem się taki Marek Kondrat z "Dnia Świstaka";/ Coś chciałem jeszcze napisać....ale wyleciało mi z głowy... no nic może później dopiszę. Pozdrawiam Was gorąco, też trzymam za Was kciuki, bo przecież każdy z nas ma większe bądź mniejsze problemy... ale WALCZMY!
-
Dzięki Ellis za miłe słowa, choć zdaję sobie sprawę, że sporo przesadzone, ale mimo wszystko fajnie usłyszeć takie(a raczej przeczytać ) Chyba złego sformułowania użyłem. Miałem na myśli płachtę na byka w znaczeniu pozytywnym, czyli że chciałbym zaatakować ten lek, tak jak byk czerwoną płachtę :) Tak czy inaczej zainteresował mnie temat. Pisałem wcześniej o lekach, które mi przepisała lekarka jak byłem z tymi dusznościami, dzisiaj wśród nich znalazłem Myolastan i z tego co piszą na internecie jest to właśnie anksjolityk tak więc od dzisiaj póki co będę wrzucał to w siebie co wieczór, zobaczymy. Jak nie pomoże to pokombinuje z antydepresantami, które niestety/stety wiążą się z wizytą u psychologa, którą tak chciałbym ominąć
-
Miałem nadzieje, że swoją stanowczością w tym, że nie pójdę do psychologa, ktoś podrzuci jakiś pomysł. Jednak moje "100%" zostało odparte "atakiem" pani moderator z jeszcze większym zdecydowaniem niż moje, że powinienem iść na diagnoze/terapie. Poczułem się jak pokerzysta po zagrywce vabank, jednak odparciu przez przeciwnika też vabank + dorzućmy żony;). Zastanawiam się nad tym(nad pójściem do specjalisty, nie nad dorzuceniem żony, której długo pewnie nie będę miał), co z mojego punktu widzenia jest w tej kwestii olbrzymią zmianą. Przejrzałem niedawno forum, poczytałem o DDA, o nerwicy, psychoterapii, psychoanalizie i jeszcze paru innych ciekawych terminach. Złapałem się za głowę jak rozległa jest to tematyka, studenci psychologii mają przesrane. Zainteresował mnie temat psychoterapii. Pomyślałem sobie, że zanim miałbym iść do lekarza to muszę poznać trochę wroga. Opinie ludzi na internecie jak i samych ekspertów przechodzą ze w skrajności w skrajność. Mam tu na myśli sposoby terapii jak i wybór, i skuteczność psychoterapeutów. W końcu trafiłem linkując tu i ówdzie niczym zabłakana owieczka na termin Terapii racjonalno-emotywnej behawioralnej(Albert Ellis:D), która wydała mi się bardzo logiczna, wcześniej dryfując po temacie autopsychoterapii(miałem nadzieje, że to coś dzięki czemu postawię się na nogi bez lekarzy). Pomyślałem, że teraz tylko wystraczy znaleść placówkę, która zrobi na mnie te behawioralne egzorcyzmy i dowiedzieć się ile to kosztuję. w Zasadzie na tym się zatrzymałem oprócz tego, że natknąłem się jeszcze na termin "wyuczonej bezradności", który również mi przypadł do gustu i wydał się logiczny, skutkiem tego było znalezienie książki o banalnej nazwie "Optymizmu można się nauczyć"(niech nie czytają teraz wrogowie piractwa internetowego), którą bezczelnie ściągnąłem w formie e-booka nie płacąc ani grosza, ale jak pomoże kupię i ze sto oryginałów:). Jest jedno ALE, otóż podobno behawioralizm stoi w opozycji ze Seligmanem(autorem w.w. książki). Dlatego doszedłem do wniosku, że po moich podbojach w poszukiwaniu wiedzy i czegoś łopatologicznego jestem w materii psychologii duuuużo głupszy niż wcześniej.... Mimo to póki co przeczytam książke, za którą będę się zabierał i czytał miesiąc znając życie, a później pomyślę nad ewentualną wizytą u specjalisty. Jeżeli chodzi o moje samopoczucie to chyba jestem na dnie. Oprócz tego, że przestawił mi się zegar biologiczny(co widać). Moja aktywność polega na.....nic nie robieniu i bez sensownym szukaniem rozwiązania na to lekarstwa np. w internecie(choćby przykład wywodów wyżej), zamiast działaniu. Problem w tym, że chcę działać, ale jednak nie chcę(tak jak dziewica chcę dać, ale nie da;)), jakbym czegoś się obawiał, sam nie wiem może mam w podświadomość wpisane, że i tak się nie uda cokolwiek postanowię;/. W dodadku wrócił mi skurcz w klatce piersiowej i nierówny oddech, miałem już wcześniej z tym problem, lekarz mi przepisał różne leki przeciwbólowe. Myślałem, że to było niedotlenienie i pasywny tryp życia który ostatnio prowadzę, ale po lekturze forum domyślam się, że to objawy nerwicy. PS. Ellis ten lek o, który napisałeś podziałał na mnie jak płachta na byka, ale jakie efekty uboczne masz na myśli? Natomiast odpowiadając Tobie xanonymous. Trzeba coś robić 100% zgadzam się, leżę teraz w łóżku, i trzymam laptopa które ktoś zrobił, żeby mieć choćby na chleb. Natomiast co ja daję w zamian??? Póki co nic i to dobija mnie bardzo...Wiadomo w końcu coś będę musiał znaleść, ale nie mów, że praca mało płatna może sprawiać przyjemność, ta z moimi kwalifikacjami. Za granicą byłem w Belgii pół roku. Mógłbym tam spać w namiocie, jeść codziennie makaron, byle skupić się na żmudnej robocie, jednak ludzie tam....koszmar. kurestwo, złodziejstwo, ciągłe bijatyki, awantury, ciągłe "podkładanie nóg"(wszystko Polacy). W dodadku pojechałem sam, więc łatwo nie było. Jedyne dlaczego tam wytrwałem to, że nastwaiłem się tylko i wyłącznie na pracę. Jakbym miał się tam uspołeczniać z tymi ludźmi to chyba bym zwariował jeszcze bardziej. Choć nie ukrywam, że zastanawiam się jechać znowu... Brat oczywiście leczy się od zdiagnozowania choroby, nie jestem kompletnie w temacie czy ma dobrego lekarza czy nie, możliwe że do dupy, bo napady ma dość często mimo, że regularnie bierze leki. Dzięki za wszystkie rady, chyba się zastosuję SZCZEGÓLNIE do jednej z nich....picia z ojcem;) A i biznesplan oczywiście tajemnica, może kiedyś do tego wrócę..... Tym miłym akcentem kończe moją pisanine, pozdrawiam wszystkich i życzę miłego grudnia, który trwa u mnie już ponad 4 godziny
-
Witam, Dziękuję Ellis za wsparcie, fajnie też, że mój nick Ci nie obcy:) Poczytałem forum i powiem szczerze, że jest mi teraz trochę głupio. Poznałem takie historie o których pisałem w poście wyżej, czyli jedne z tych o których się nigdy nie dowiem. Czytając co poniektóre opowieści użytkowników cisną się na usta takie słowa jak gniew, żal, ogromne wpółczucie, niedowierzanie, bezradność... Rozmyślając o tym pomyslałem o swoich najbliższych przed którymi zamknąłem się w skorupie obojętności, a przecież ich przeżycia i problemy też nie należą do przyjemnych. Moja depresja jest uwarunkowa ich depresją... czyli mój stan przy ich jest jedynie namiastką bólu i cierpienia. Ponadto, gdy czytam posty na forum, w pewnym sensie podziwiam tych ludzi, że oni naprawdę dają radę, niektórzy są w beznadziejnych sytuacjach, a jednak walczą, mają nadzieję, próbują resztkami sił. Inni mają dość błahe problemy, nawet bardziej niż np. mój. Można odnieść wrażenie, że każdy ma problem duży, bo dotyczy jego samego, jednak konfrontując te problemy jedni są w o wiele gorszych inni, w o wiele "lepszych" sytuacjach. Jedyne co odróżnia nas wszystkich to podejście do problemu. Forumowicz x, który może lada moment umrzeć, a ma na utrzymaniu rodzinę, która do tej pory niemal nienawidził (jednak dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ich kocha), mógłby zamienić się na problem z forumowiczem y, którego dotyczy mobbing w pracy... On przecież potrafiłby uporać się z tym mobbingiem w jeden dzień po tych przeżyciach, które "oddał" forumowiczowi y. Tu jest chyba klucz. Jeszcze nie wiem jak odnieść to do siebie, ale muszę popracować nad nastawieniem, przemyśleć co mogę zrobić dla rodziny i siebie. Jedno wiem na pewno, że muszę zacząć od siebie żeby móc pomóc im. Podoba mi się forma pisania o tym co myślę, nigdy tego nie robiłem, postram się to robić tutaj choćby dla samego siebie, będę mógł wrócić do tchniących myśli w momentach jakich mam ostatnio wiele, czyli niechęć do wszystkiego. Pozdrawiam
-
Od urodzenia byłem wesołym dzieciakiem, matka mówiła, że praktycznie nie płakałem w porównaniu do mojego brata. Rodzina mówiła, że jestem typem wesołka jakich mało. I faktycznie tak było wszystko mnie cieszyło, gdy zbliżała się noc i miałem iść spać myślałem sobie „nie chcę iść spać niech już będzie ranek!”. W wieku szkolnym miałem świetne relacje z rówieśnikami, byłem w czołówce najlepszych uczniów w klasie, odnosiłem sukcesy sportowe nawet na szczeblu wojewódzkim. Dziewczyny już w przedszkolu za mną biegały, w szkole też miałem powodzenie. Można by powiedzieć świetne dzieciństwo. Problemem był chyba tylko ojciec alkoholik. Większość czasu z nami nie mieszkał, wyjeżdżał w delegacje za granicę. Jednak gdy wracał uchlany, w domu panowała atmosfera strachu, niepewności, żalu, płaczu. Matka nie tłumaczyła nam o co chodzi, co według mnie patrząc z perspektywy czasu było błędem. Nauczyła nas żyć w strachu i że to coś naturalnego co minie gdy pojedzie. Trwało to z 17 lat i w tym wieku zjechał na stałe. Raz pił, raz nie jednak strach do niego został. Typowy krzykacz i awanturnik, niedorajda. Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy chcą popełnić samobójstwo, chorują na depresje. Rozmyślałem kiedyś nad tym i twierdziłem, że już lepiej przed samobójstwem coś zrobić nietypowego i dopiero się zabić, np. napad na bank, wyjazd autostopem dookoła świata, ewentualnie skok z najwyższego budynku na świecie, a nie podcinanie żył. Poza tym życie wydawało mi się takie wspaniałe z tyloma możliwościami. Idąc samemu ulicą cieszyłem się, że w każdej chwili mogę zrobić co chcę, że człowiek to istota z nieograniczonymi możliwościami, cieszyły mnie nawet takie głupoty ,że schylałem się brałem kamień rzucałem nim w drzewo, aby upewnić się w tym, że każda przeze mnie ubzdurana głupota będzie zrealizowana. Zawsze byłem ambitny w gimnazjum postanowiłem, że będę milionerem od tego czasu postawiłem wszystko na jedną kartę żeby to osiągnąć. Przez to liceum zaniedbałem w imię projektu, choć uczyłem się w najlepszym w mieście, studia rzuciłem po roku, twierdząc, że nie są do niczego potrzebne żeby zarabiać pieniądze, a poszerzać horyzonty można samemu w bibliotece, czy też w Internecie. Projekt powoli zaczął kwitnąć. Jednak nagle wszystko się posypało. Streszczając- rodzice zbankrutowali, są zadłużeni tak, że ja z bratem będziemy ich spłacali pewnie do końca życia, matka choruje na depresje ciągle ma problemy ze sobą, brat zachorował na schizofrenie, ojciec chodzi i się drze o wszystko na wszystkich, raz pije raz nie. Nawiedzają nas komornicy. Odwróciła się od nas rodzina, rzuciłem dziewczynę z którą byłem kilka lat, wyjechałem za granicę robić fizycznie, wróciłem spłaciłem część długów, ale tylko z powodu matki, której mi jest tak bardzo szkoda. Wiem, że jedyna nadzieja w uratowaniu stanu psychicznego mojej rodziny jestem ja. Jednak nie mam już siły, nic mnie nie cieszy, uwielbiam spać, wstanie rano jest dla mnie największym koszmarem, w połowie dnia czuję się jakbym nie spał dwie doby, nauka mi kompletnie nie wchodzi, mam zaburzenia koncentracji, pamięć chomika, wymarniałem fizycznie, jestem cyniczny, izoluję się od przyjaciół, jestem aspołecznym człowiekiem bez sił do działania. Czasem mam podryw jakbym wziął extazę albo coś podobnego, ale trwa to pół godziny albo ze dwie i mija…W domu przyzwyczaiłem się do ataków brata schizofrenika, płaczów matki i awantur ojca. Przybija mnie to, jednak zacząłem reagować bez emocji. Na nic nie mam ochoty, nie chcę mi się szukać pracy za 1200,-, nie skończyłem prawa jazdy, nie mam wykształcenia, pieniędzy na realizowanie projektu biznesowego, życie straciło sens. Cel, który obrałem już dawno stracił na znaczeniu. Jedyną moją pasją jaką realizuje jest sen. Uwielbiam spać, śnić ułożyć się wygodnie w łóżku i mieć wszystko w d*pie. Kiedyś cieszyłem się, że sen mimo, że to kilka godzin trwa jakby parę minut, teraz są to minuty na wagę złota… Zdaje sobie w pełni sprawę, że moja depresja jest niczym w porównaniu do problemów choćby moich bliskich, czy też większości na tym forum. Ba twierdzę nawet, że ludzie na całym świecie mają problemu większego kalibru niż oni, co dopiero ja. Wojny, tortury, skrajny głód, powodzie, tornada i można by znaleźć multum różnych przykładów, które nawet nam się nie śniły i o których nigdy się nie dowiemy. Jednak to wcale nie dodaje mi sił, wręcz przeciwnie. Życie na ziemi nie jest ostatnim stadium, a skoro nim nie jest to po co się męczyć, starać, osiągać cokolwiek i walczyć, i tak śmierć jest nieunikniona. Jedyne chyba co bym teraz chciał to osiedlić się gdzieś na bezludnej wyspie na Pacyfiku i zająć się np. rybołówstwem, zsynchronizować się z naturą, żyć spokojnie w słońcu w harmonii z naturą. Samemu, bez nikogo, bez problemów tak błahych, które sobie ludzie sami sprawiają… Po co to wszystko napisałem, nie wiem….jedyną przyczyną chyba jest Twój post Ellis żebym napisał dokładniej o co chodzi. Z natury nie lubię się użalać, pierwszy raz wylałem jakąś część swoich myśli na "papier" do tego je upubliczniając. Psycholog odpada na 100%. Jestem pewien, że psycholog nie rozwiąże problemów, z którymi sam nie mogę sobie poradzić… Z całym szacunkiem, ale gość który przepisze leki i powie parę frazesów… Pomyślałem sobie ewentualnie o jakiś lekach bez recepty, polecacie coś? Jestem ciekaw jak może działać taki lek, odurzy mnie znarkotyzuję myśli…
-
Wydaję mi się, że mam permanentną depresje. Stąd moja obecność tu.