
vintage
Użytkownik-
Postów
114 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez vintage
-
La vita è bella, wiem, że jest trudno, ale trzeba pracować nad sobą. Fajny nick, uwielbiam ten film
-
Jeśli nie masz na myśli konkretnie swoich rodziców, ale rodziców w ogóle, to mylisz się. Nie wiem, jaki masz z nimi kontakt, piszesz, że przestałeś ich kochać, ale spróbuj się przełamać. Ja też uważałem, że na temat uczuć nie potrafiłbym z nimi rozmawiać, ale nastąpił taki moment, że potrzebowałem wsparcia, bo sam nie potrafiłem już sobie poradzić. Zastanów się nad tym i jeśli widzisz w tym choć cień szansy, to spróbuj z nimi porozmawiać, także na temat potencjalnych wizyt u specjalisty. Tłumiąc problem w sobie nie rozwiążesz go.
-
Laima, nie rób tego Aria, to jest mój nałóg. To znaczy nie samookaleczenie, ale zamykanie się w sobie ze swoimi cholernymi analizami i problemami. Wydawało mi się, że mam silną wolę, ale przed takim uzależnieniem nikt mnie nie ostrzegał. Ja po prostu muszę siebie gnoić, sam dostarczać sobie sytuacji i działać w taki sposób, żeby móc to sobie później wyrzucać.
-
Mam potężną chęć skrzywdzić się. Tym razem mocniej, gdybym sięgnął po żyletkę, nie byłyby to zadrapania, jak ostatnio, tylko blizny. Czuję ogromną samotność, czułem ją od lat, ale odpychałem to uczucie i czepiałem się żałośnie tych ograniczonych, rzadkich kontaktów ze światem zewnętrznym, jakie miałem. Nikt inny na pewno nie przywiązuje takiej wagi do wspólnych wyjść/spotkań, jak ja. To nigdy nie były dla mnie chwile wytchnienia ani rozrywka, tylko rozpaczliwe próby przekonania siebie, że wszystko ze mną w porządku, z tyłu głowy zawsze kołatała się myśl, że wszystko się zawali. Momenty, kiedy byłem naprawdę szczęśliwy w ciągu ostatniego roku można policzyć na palcach jednej ręki drwala. Nie można tak funkcjonować i oszukiwać siebie, że wszystko jest w porządku.
-
Mam obsesję, nie mogę przestać o niej myśleć, co robi, czy jest z nim. Prawie cały dzień spędziłem w pokoju, jestem żałosny. Nie mogę sobie wybaczyć, wracam myślami do sytuacji nawet sprzed półtora roku. Jestem w kompletnej apatii, chyba po to, żeby nie czuć bólu. Kurna, najgorsze, że nic nie zrobiłem, ona nawet nie wie, nigdy nie wiedziała, jak jest ważna. Nawet ja nie wiedziałem, oszukiwałem się.
-
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
vintage odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
A ja im bardziej uświadamiam sobie, jak irracjonalne i jałowe były moje myśli i działania, tym bardziej opuszczają mnie siły. Straciłem całkowicie poczucie sensu. Nie dziwie się, że stworzyłem swój wyimaginowany świat, jeśli tyle kosztuje mnie zderzenie z rzeczywistością. Miałem dziś ochotę coś rozwalić, skrzywdzić siebie. Waliłem pięścią w ścianę, chciałem się pociąć, ale obiecałem psycholog, że tego nie zrobię. Jest już dla mnie za późno, nie umiem funkcjonować wśród ludzi, na niczym mi nie zależy. Kompletnie nie rusza mnie wiadomość o śmierci polskich żołnierzy w Afganistanie. Jestem wściekły, odcinam się od wszystkiego. -
Ja też ciągle wspominam i myślę. Gdybym mógł po obecnych doświadczeniach jakoś wrócić do którejś z sytuacji z tą dziewczyną, nie zawahałbym się. Problem polega na tym, że moje tempo zmniejszania dystansu jest dużo wolniejsze niż większości ludzi i obawiam się, że w przypadku kolejnej osoby mogę popełnić podobne, jeśli nie te same błędy. W wynajdowaniu sobie przeszkód osiągnąłem mistrzostwo.
-
amstelek, jesteś w związku z dziewczyną, o której piszesz? Ja do tej o której piszę, zbierałem się ponad rok, bawiłem się w kotka i myszkę, nie dlatego, że nie byłem pewien swoich uczuć, ale dlatego, że nie umiem ich wyrazić. Wiedziałem, że to nie może tak wyglądać, że to jest powalone, że cały czas gadamy na fejsie a w realu nabieram wody w usta i strzelam gafy. Ile okazji zawaliłem, idealnych dla każdego, kto nie jest ułomem emocjonalnym, nie zliczę.
-
Dokładnie. Ja nie mogę sobie wybaczyć, że przysłoniłem sobie to co istotne jałowymi rzeczami, które są uzupełnieniem życia. Ja uczyniłem z nich jego treść i dopiero ostatnio wylany na mnie kubeł zimnej wody pokazał mi, ile przez to straciłem.
-
Mam bardzo podobnie: trudności z pogłębianiem kontaktu, pomimo względnych braków trudności z rozpoczęciem znajomości, tendencja do analizowania, niska samoocena. Kiedy ktoś do mnie mówi, potrafię kompletnie się wyłączyć. Ale, ale - piszesz, że wegetarianizmem i podejściem do picia alkoholu sam siebie wyobcowałeś. Co do drugiej części zdania to się zgodzę - sam się wyobcowałeś. Poglądy to tylko wymówka - jeśli umiesz je wyrażać stanowczo ale nienachalnie to zasługuje to tylko na szacunek. Jeszcze nie spotkałem się z ostracyzmem ze względu na abstynencję czy wegetarianizm (nie moje, bo nie uskuteczniam ). Co do deski, musisz sam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy nie negujesz swojej pasji, a wspólne jazdy mogą być furtką do pogłębiania znajomości.
-
Nie potrafię okazać miłości..
vintage odpowiedział(a) na jestem bogiem temat w Zaburzenia osobowości
Nic na siłę, gdyby mi ktoś powiedział 3 miesiące temu, że wyląduję u psychologa, popukałbym się w czoło. Odrzucenie przez tą dziewczynę doprowadziło jednak do uwolnienia lawiny przemyśleń, dotyczących nie tylko moich trudności z okazywaniem uczuć i stwierdziłem, że jeśli nie spróbuję rozwiązać tych problemów w sposób inny niż dotychczas (ukrywanie wszystkiego w sobie), to zwariuję. Doszedłem do momentu, w którym wyczerpałem już wszystkie wewnętrzne sposoby radzenia sobie ze sobą i poczułem, że muszę coś zmienić. Oczywiście, wybór tej drogi nie był prosty i kiedy usiadłem po raz pierwszy na fotelu u psycholog, w ogóle nie wiedziałem co tam robię i od czego zacząć. Ale przełamałem się, kontakt mamy bardzo dobry, wygląda na to, że poszczęściło mi się. Być może ułatwia mi to fakt, że jest kobietą, nie wiem, czy przed mężczyzną dałbym radę tyle powiedzieć, a i tak mówię więcej i zupełnie inne rzeczy, niż sobie planowałem (moja kolejna cecha:P). Jeśli uważasz, że jest Ci to niepotrzebne, to nie próbuj, może na początek wystarczy, żebyś spróbował otworzyć się przed tą dziewczyną. Ale jeśli powstrzymuje Cię niewiara w skuteczność psychoterapii lub strach przed pierwszą wizytą/otwarciem się, to radzę Ci spróbować, rezultaty mogą Cię zaskoczyć. -
Nie potrafię okazać miłości..
vintage odpowiedział(a) na jestem bogiem temat w Zaburzenia osobowości
jestem bogiem, myślałeś o psychoterapii? Ja zacząłem chodzić miesiąc temu i choć czuję ból, to nie wyobrażam sobie, że mógłbym to wszystko dalej trzymać w sobie. -
Nie potrafię okazać miłości..
vintage odpowiedział(a) na jestem bogiem temat w Zaburzenia osobowości
Ja nie potrafię uwierzyć w to, że ktoś może mnie kochać. Wszystkie sygnały neguję, a potem cierpię i wyrzucam sobie, że nie zadziałałem. Wspomnienia tych chwil, pewnej bliskości powracają po miesiącach i latach razem z żalem, że nic nie zrobiłem. Kilka razy musiałem wyjść na tchórza lub kompletnego dupka, który sam nie wie czego chce. Okazanie uczuć oznacza otwarcie, a boję się, że kiedy ta druga osoba zacznie widzieć, co siedzi we mnie w środku, zniechęci się albo wystraszy. Kiedyś już zniszczyłem związek przez własne kompleksy i wygląda na to, że do dziś to we mnie pokutuje, chociaż powtarzałem sobie, że wiem już, co robić, a czego nie. -
Problemy ze snem ( senność, bezsenność, sny itd. itp...)
vintage odpowiedział(a) na Kachur temat w Pozostałe zaburzenia
W ostatnich latach w moich snach pojawiał się głównie motyw niespełnienia. Były bardzo mętne, zazwyczaj opowiadały o przygotowaniach to jakiejś podróży, wydarzenia, które ostatecznie nie następowało. Wydaje mi się, że może to być związane z moim przekonaniem o tym, że nie daję z siebie wszystkiego, że zamiast dążyć twardo do celu robię wszystko na odwal się, lub odkładam zupełnie, ślizgam się po powierzchni życia zamiast żyć naprawdę. Ostatnio sny zrobiły się bardzo realistyczne, niedawno obudziłem brata krzykiem przez sen. Śniło mi się, że moi dziadkowie wyprowadzili się ze swojego obecnego domu, ponieważ było w nim coś niedobrego, jakieś zagrożenie. Pomogliśmy im w przeprowadzce, wynieśliśmy wszystkie rzeczy, zostawiając gołe ściany. Po wszystkim postanowiłem wrócić do domu, żeby upewnić się, że wszystko było już wyniesione. Na widok opustoszałego budynku czułem niepokój (w realu też tak mam, zwłaszcza boję się okien). W oknie stał mały chłopiec. Podszedłem do okna i zaczęliśmy rozmawiać, powiedział: - Wróciłeś po rzeczy? - Tak. - Nie boisz się? - Nie. - Wejdź. Spróbowałem otworzyć drzwi do domu, ale były zamknięte, a klucze zostawiłem u nas (mieszkamy obok dziadków). Powiedziałem, że zaraz wrócę i ruszyłem w kierunku naszego domu. Kiedy przeszedłem przez podwórko i byłem przy furtce usłyszałem głos chłopca: "Patrz." Odwróciłem się i zobaczyłem, że podniósł dłonie do twarzy i rozwarł powieki w nienaturalny sposób, oczy wypadły mu z oczodołów, wyrosły mu rogi i zaczął wydawać z siebie ryk. W tym momencie zacząłem krzyczeć i brat mnie obudził. Macie jakieś teorie? Jestem niewierzący i myślę, że religijne interpretacje można sobie odpuścić. -
Nie potrafię okazać miłości..
vintage odpowiedział(a) na jestem bogiem temat w Zaburzenia osobowości
jestem bogiem, Ja też nie widzę możliwości opisania tego co czuję, bo nie umiem ogarnąć tego nawet myślami. Najgorsza jest niepewność, czy po tych przeżyciach znowu nie popełnię tych samych błędów, gdy pojawi się kolejna wyjątkowa osoba (w co, na chwilę obecną, szczerze wątpię). Ja nie mam już żadnej nadziei, Ty piszesz, że wygląda to na to, że jest za późno. Jeśli nie możesz sobie ze 100% pewnością powiedzieć, że już po wszystkim, to spróbuj, nawet jeśli masz znowu wydukać (ale lepiej na trzeźwo). Jakkolwiek banalnie by to zabrzmiało, liczy się treść, a nie forma. Mój błąd polegał na tym, że zamiast być szczerym ze sobą i swoimi uczuciami, wziąłem pod uwagę milion mniej lub bardziej istotnych czynników, z jej reakcją na czele. Nie myśl o tym, co ona powie, co pomyśli, jak zareaguje. Zrób to dla siebie i uwierz, chłopie, jakkolwiek wyjdzie, będzie to lepsze od tkwienia w martwym punkcie. Asteckax3, Widzę, że mamy kompletnie różne problemy. Ja mam generalnie problem z przywiązaniem się do kogoś, ale jeśli już to nastąpi, to nabiera formy lekkiej obsesji, dlatego bardzo boję się okazać uczucie. Pragnę kontaktu, zainteresowania, dotyku, ale nie okażę tego w żaden sposób, bo boję się, że wystraszę tą drugą osobę. -
Nie potrafię okazać miłości..
vintage odpowiedział(a) na jestem bogiem temat w Zaburzenia osobowości
Mam tak samo. Piszesz, że przez sms'a wyrzygasz wszystko - to znaczy, że osoba, którą kochasz wie o Twoich uczuciach? Czy też nie okazałeś ich w żaden sposób? Ja też nie potrafiłem w konkretny, jednoznaczny sposób okazać swoich uczuć - przez ponad rok cackałem się z dziewczyną, na której bardzo mi zależało, były rozmowy (przez net i w realu - te pierwsze śmielsze, bo przez kabel Cię nie ugryzie ), kilka wspólnych wyjść, ale brakowało zdecydowanego działania. Teraz jest za późno i czuję się bardzo źle. Do psychicznych objawów doszły fizyczne, ostatnich kilka tygodni to koszmar. -
No i jeszcze ten facebook. Tłumaczę sobie, że jest mi potrzebny, bo mogę chcieć kogoś o coś zapytać, lub też ktoś może chcieć czegoś ode mnie, ale tak naprawdę chcę wiedzieć, czy ona też siedzi. Przez cały rok tak było, więcej przegadaliśmy na fejsie niż w realu, wyrobiłem sobie już odruch - jak włączam facebooka, to od razu patrzę, czy jest dostępna, a jeśli tak, to co chwila, nawet teraz zerkam na zakładkę, czy nie napisała, choć wiem, że nie napisze. Kretynizm zupełny.
-
Słabo, bardzo boję się otworzyć. Ludzie widzą, że się dystansuję i sami instynktownie nie zbliżają się. Doszło do tego, że na jakiekolwiek przejawy zainteresowania reaguję paniką, czuję się odsłonięty, narażony na obrażenia. Ja nie wierzę, że ktoś mógłby chcieć wysłuchać mojego zdania, nie mówiąc już o tym, że mógłbym komuś coś wytłumaczyć, wykazać błąd w rozumowaniu, a ponieważ nienawidzę siebie, nie wierzę, że ktoś może mnie lubić czy kochać. Przez ten cholerny brak pewności siebie i kompleksy nie jestem zdolny do okazania uczuć, choć wzbierają się we mnie do granic wytrzymałości. Na zewnątrz nie przedostaje się nic, jestem milczący, oschły, sztywny i nerwowy. Na zewnątrz widać nieogarniętego pierdołę, ewentualnie odcinającego się buraka. Niemego krzyku nikt nie usłyszy.
-
dziewczyna, Też doszedłem do wniosku, że z większością ludzi mam bardzo płytkie kontakty, zupełnie tak, jakbyśmy spotykali się z przyzwyczajenia, nie dla chęci przebywania ze sobą. Zwykle to ja inicjuję spotkania i chyba sam siebie oszukuję, że mi na nich zależy, bo tak naprawdę nie zależy mi na tym, żeby spotkać się z konkretną osobą/osobami, ale, żeby po prostu wyjść lub zaprosić kogoś, bo to da mi jakieś złudne poczucie, że nie jestem sam. Podczas spotkań często boję się spojrzeć w oczy, czuję wręcz namacalną niechęć do mnie. No i ta cholerna niespełniona miłość, jestem chyba o krok od obsesji. Czasami myślę, że od początku byłem skazany na porażkę i niepotrzebnie w związku z tym robiłem sobie nadzieje, a czasem, że szansa była, a zawaliłem sprawę przez negatywne myślenie i wycofaną postawę. Emocjonalnie jestem gimnazjalistą.
-
Kilka lat temu na popijawie zobaczyłem, że kumpel ma zakrwawione dłonie. Pociął się lekko, nie samobójczo, ale jak sam stwierdził, żeby poczuć ból. Wtedy poczułem obrzydzenie, ponieważ zrobił to przy ludziach i ewidentnie szukał uwagi (którą zyskał). Sam nie zdawałem sobie wtedy sprawy ze swoich głęboko zakorzenionych problemów i gigantycznego wewnętrznego rozbicia. Dwa tygodnie temu sam poharatałem sobie nogę nożykiem do papieru, niezbyt głęboko, w tamtej chwili odczuwałem potrzebę odreagowania wściekłości na siebie za lata jałowej egzystencji, zmarnowanych szans i oszukiwania samego siebie. Może była to kara. Pociąłem się w miejscu, w którym nikt nie mógłby zobaczyć rany, ale na kolejnej wizycie u psychologa przyznałem się do tego, co zrobiłem. Przyznała, że przestraszyła się o mnie, a na koniec wizyty stwierdziła, że bardzo dobrze, że jej powiedziałem i kolejne spotkania mogą odbywać się tylko pod warunkiem, że w tej chwili obiecam jej, że więcej nie podejmę takich działań, w przeciwnym razie kończymy współpracę. Od tamtej pory nie spróbowałem więcej. Wiem, że jedna próba to niewiele w porównaniu z problemem uzależnienia od samookaleczenia, ale skłoniło mnie to do przemyśleń nad tym, co spowodowało, że sięgnąłem po nóż. Wielokrotnie miewałem myśli samobójcze, ale tak naprawdę w kontekście reakcji otoczenia na taki ruch. Najczęściej wizualizuję sobie sytuację, w której po nieudanej próbie samobójczej zyskuję uwagę i współczucie ze strony otoczenia. Boję się śmierci, nie chodzi mi o zakończenie życia, ale o zwrócenie uwagi. Mam dość bycia niewidzialnym, a lata tłumienia w sobie emocji uniemożliwiły mi ich normalną ekspresję, dlatego fantazjuję o tak rozpaczliwym sposobie dania im upustu. Może tnąc się i informując o tym psycholog zrealizowałem po części swoją chorą fantazję? Tak cholernie potrzebuję uwagi i uczucia, a boję się sam je okazać, bo ludzie zobaczą zbyt wiele.
-
Musisz dać temu szansę. Chodzę na psychoterapię od miesiąca i w chwili obecnej jestem w kawałkach. Czuję ból, apatię, gniew, strach - wszystkie te rzeczy, które towarzyszyły mi od dawna, ale nabieram świadomości w ich przeżywaniu. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym dalej radzić sobie z tym sam. Czuję, że jestem dopiero na początku, bo nadal dręczą mnie kompleksy, niska samoocena, strach przed kontaktem z ludźmi i kompletny brak wiary w siebie, ale nie wyobrażam sobie, że mógłbym dalej radzić sobie z tym sam. Na pierwsze spotkanie przyszedłem obcykany, z gotowym scenariuszem tego, co będę mówił, jak będę mówił, jakich tematów w ogóle nie poruszę. To jest mój mechanizm działania w kontaktach z ludźmi, zawsze wyobrażam sobie sytuacje, swoje odpowiedzi, próbuję przewidzieć ich przebieg, a zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne - źle znoszę niespodziewane sytuacje, momenty, kiedy czyjaś (broń Boże kilku ludzi) uwaga skupia się na mnie. Nie umiem działać w czasie rzeczywistym, jeśli wiecie, o co mi chodzi. Zawsze sobie później to wyrzucam, wałkuje różne sytuacje z przeszłości, zmieniam w głowie ich przebieg, zastanawiam się, co by było gdybym postąpił inaczej/nie wycofał się. Przed kolejnymi dwiema wizytami również miałem w głowie gotowe eseje, mówiłem jak ze scenariusza, beznamiętnie, z perspektywy trzeciej osoby. Psycholog oczywiście zauważyła to i moim zadaniem na kolejne spotkanie było nie przygotowanie się Na ostatniej wizycie coś się zmieniło, zacząłem mówić o tym, co czuję w chwili obecnej, skonfrontowałem się z emocjami na poziomie przeżywającego zamiast obserwatora. Broniłem się rękami i nogami przed ich okazaniem, bo mimo wsparcia z jej strony, otwarcie się z uczuciami przy drugim człowieku na razie mnie przerasta. Na myśl o tym, ile straciłem przez strach przed otwarciem się, ogarnia mnie pusty gniew. Ale to początek drogi, jeśli tylko znajdę w sobie siłę na pracę nad sobą. A póki co, jej źródło widzę w kolejnych wizytach.
-
Psycholog poradziła mi, żebym każdej napotkanej osobie na starcie dawał +10 punktów. Jest cholernie ciężko, o ile w stosunku do kompletnie obcych nie sprawia mi to dużego problemu, tak w przypadku znajomych-nieznajomych nie mogę nawet wyobrazić sobie tego. Czuję tylko strach i niechęć, gdy widzę część z tych ludzi na uczelni. Zalewa mnie fala gorąca i głos staje w gardle. Kurewsko ciężko jest spojrzeć w oczy, gdy przez lata odwracało się wzrok.
-
Psychoterapia dziala!Czekam na każdego posta z wasza opinia
vintage odpowiedział(a) na maura temat w Psychoterapia
Jestem po trzeciej wizycie i z niecierpliwością czekam na kolejną. Zaskoczyło. Nie wiem, na ile to zasługa psychoterapii, na ile tego, że wreszcie otworzyłem się ze swoimi problemami na rodzinę, ale czuję dużą zmianę. Nadal czuję ból, w nocy bywa strasznie, ale mam wrażenie, że powoli zaczynam nad nim panować. Roztrząsanie przeszłości wciąż jest moją "ulubioną" rozrywką, ale nawet nie wyobrażam sobie, jak byłoby, gdybym wciąż był z tym sam. Fermentacja myśli osiągnęła punk kulminacyjny i teraz wszystko się wylewa, ale mam nadzieję, że będzie lepiej. Miałem poważne wątpliwości przed pójściem do psychologa, po przeczytaniu komentarzy o takich, którzy odklepują wizyty i karmią truizmami, ale teraz nie żałuję decyzji. Może to za krótko, żeby wyciągać wnioski, ale uważam, że zostanę przy tej psycholog. -
leonardo, piszesz o stresie związanym z rozmową z nieznajomym. Ja mam inny problem. Cholernie boję się zabrać głos w grupie znajomych z uczelni, i to w jakiejkolwiek sprawie, nawet w niezobowiązującej rozmowie. W związku z powtarzaniem roku (nie teraz, to dawniejsza sytuacja) trafiłem do grupy mocno już zintegrowanej, do której nie potrafiłem się w żaden sposób wkręcić. I nie mam tu na myśli dzikiego imprezowania, wspólnych wyjść itd. Otaczam się murem milczenia, przez który nawet zwykłe "cześć" ma częsty problem z przebiciem się. Podczas zwykłej rozmowy potrafię zdenerwować się tak bardzo, że 90% uwagi idzie nie na treść, ale na to, żeby nie palnąć jakiejś głupoty, nie wyjść na idiotę i nie okazać zdenerwowania, co oczywiście skutkuje efektem zupełnie odwrotnym. Nie wyliczę nawet ile wymian zdań skończyło się moimi zdawkowymi odpowiedziami, krępującym milczeniem albo jakąś głupią gafą. Nie jestem całkowicie odizolowany od ludzi, mam stare i stałe grupy znajomych i tłumaczyłem sobie, że wystarczą mi, że nikogo nowego nie potrzebuję (inna sprawa, że nerwówka dopada mnie niejednokrotnie także w tych grupach, ale nie o to w tej chwili chodzi). Mam tak, że jak już sobie postanowię, że z tą czy inną osobą żadnych kontaktów nie będzie, to stawiam między nią a sobą mur. Jest tak nawet wtedy, gdy widzę, że ten ktoś ma podobne zainteresowania, poglądy, poczucie humoru jak ja. Mur i koniec. Nie muszę nadmieniać, że doprowadza to do dziwnych sytuacji w szerszym gronie, jeśli znajdują się w nim osoby, z którymi rozmawiam, oraz te, z którymi nie umiem słowa zamienić, ponieważ te pierwsze widzą, jak momentalnie wycofuję się i zamykam gębę na kłódkę. Tak wyglądała sytuacja z dziewczyną, o której pisałem. Była ona jednym z tych znajomych-nieznajomych, ale od słowa do słowa, kilka wymienionych zdań i nawiązało się koleżeństwo. W niedługim czasie zacząłem czuć do niej coś więcej, ale nie potrafiłem w żaden sposób tego pokazać. Podstawowym powodem był mój zerowy kontakt z grupą, której oboje byliśmy częścią. Jak można przesiadywać z ludźmi codziennie od kilku miesięcy po kilka godzin na uczelni, nie zamieniając ani słowa i nagle wyjść wspólnie na browara, posiadówę czy imprezę? Na samą myśl ściska mnie w żołądku. Zaproszenia odrzucałem, nie dając oczywiście po sobie poznać, z jakiego powodu. Gdybym chciał z nią być, nie uniknąłbym wspólnych wyjść, a jak wytłumaczyłbym niechęć do nich? Że boję się ludzi? Że dla mnie zwykłe spotkanie towarzyskie jest tak samo stresujące jak ciężkie kolokwium? Wiem, że przez to straciłem płaszczyznę, na której nasza relacja mogłaby nabrać głębszego wymiaru. Kwestia jej przyjaciół, a naszych wspólnych znajomych była wtedy dla mnie nie do pominięcia, ale z perspektywy czasu wiem, że brak działania był dużym błędem. W końcu, po długim, cholernie długim czasie, zebrałem się i powiedziałem jej. Za późno. Nie mogę oderwać od siebie myśli, że szansa była, a mam podstawy, żeby tak myśleć. Spieprzyłem przez stawianie samemu przed sobą przeszkód. Bo zamierzam z tym swoim murem walczyć, bo muszę to zrobić, żeby wreszcie normalnie funkcjonować, żeby każdego wieczoru przed snem nie analizować wszystkich możliwych pieprzonych sytuacji z przeszłości, czy to z dnia dzisiejszego, czy sprzed miesiąca, czy sprzed lat, żeby rano zamiast strachu i zmęczenia jeszcze większego, niż wieczorem czuć siłę i motywację. I tak muszę się tego nauczyć, a kto wie, jak wyglądałaby relacja z tą dziewczyną, gdybym zaczął burzyć mur wcześniej. Co za gówno. Wiedzieć, że ludzie nie gryzą, że nie różnią się tak bardzo ode mnie, a jednocześnie czuć miękkie nogi i gulę w gardle na samą myśl o tym, żeby usiąść z kimś we dwójkę albo w większym gronie i po prostu rozmawiać. -- 05 gru 2011, 20:48 -- Trochę mnie poniosło, tu i tam wdarło się przekleństwo. Ekskjuze mła
-
Spieprzyłem, co się dało. Nie umiem rozmawiać z ludźmi, boję się, że wyjdę na niekompetentnego, na idiotę, na dzieciaka. Ten strach, ta nieumiejętność nawiązywania kontaktów uniemożliwiła mi podjęcie próby bycia w związku z osobą, na której mi zależy. Bardzo chciałem powiedzieć tej osobie, jak ważna jest dla mnie, ale posiadanie wspólnych znajomych, z którymi ona kontakt miała świetny, a ja zerowy, powstrzymało mnie od podjęcia próby. Dziś jest za późno. Cierpiałem, nie umiejąc otworzyć się przed nią, teraz cierpię, wiedząc, że zmarnowałem szansę. Gdzie w tym sens?