Nie wiem już co mam robić...zalogowałam się na to forum z nadzieją, że ktoś mnie zrozumie nie będzie się naśmiewał i wytykał palcami. Od ponad roku zmagam się z tym demonem choć nie potrafię okreslić do końca z jakim. Jestem bardzo nerwowa, pół roku temu lekarz stwierdził u mnie silną nerwicę, ale w tym kierunku nic nie zdziałał. Powiedział jedynie: ''Jesteś taka młoda po co się denerwujesz, przecież nawet nie wiesz co to problemy'' Bardzo mnie te słowa zabolały...Wszystko zaczynało się od poczucia smutku, rozbicia, poczuciu winy zaczęłam nienawidzić swoje ciało, swój charakter. Uważałam, że jestem gruba i tutaj rozpoczęły się schody a mianowicie poddałam się drastycznej diecie i wykańczającym ćwiczeniom byłam katem dla mojego ciała..schudłam, zadowolenie zagościło na mej twarzy, jednak po dwóch dniach rzuciłam się na jedzenie, pochłaniałam wszystko z łzami w oczach. I tak tyłam i chudłam. Byłam już tym całym chaosem bardzo zmęczona, poddałam się, pogrążając się jeszcze bardziej w bezsensie. Zamknęłam się na otoczenie, na świat, na ludzi. Nie wychodziłam i nadal nie wychodzę z domu. Jedyne co jestem w stanie robić to leżeć po kołdrą, słuchać muzyki i patrzeć się bezczynnie w okno, tam znajduje se normalny świat, którego ja nie toleruję. Potem doszło tak potworne poczucie winy i wewnętrzne cierpienie, ze zaczęłam się okaleczać. Trwało to miesiąc, dzień w dzień, ręce bardzo bolały, potem przeszłam na nogi...jakoś wstałam z tego upadku na totalne dno, przestałam dużo dały mi rozmowy z osobami które same uciekały się do podobnych procederów i wyszły z tego. Wczoraj po pół rocznej przerwie znowu poharatałam ramię...jestem nikomu niepotrzebna, bezużyteczna. Znajomi potrzebują mnie wtenczas kiedy muszą się wygadać, bo nikt inny ich tak nie wysłucha jak ja. A ja...a ja chłonę te wszystkie problemy jak gąbka i zaczynam żyć ich życiem, wczuwam się w ich postać. Empatia ma swoje plusy, ale zarówno jakże dużo minusów...łatwo mnie zranić, boje się bliskości, odrzucam uczucie choć tak bardzo chciałabym kogoś pokochać...w ludziach doszukuję się wad, ranię ich nieświadomie, nie zdając sobie z tego sprawy...raz jestem wesoła a raz tak smutna i zdołowana, że nie wiem co mam począć...tych drętwych i szarych dni jest coraz więcej. Ostatnio zapisałam się do psychiatry, niestety w domu xle to przyjęli. A ja się zastanawiam co może mi dolegać...mam straszne lęki, boję się czasami wyjść z domu, ciemność mnie paraliżuję, czuję coś na plecach, zimny pot oblewa moje ciało, boję się ludzi...