Skocz do zawartości
Nerwica.com

zujzuj

Użytkownik
  • Postów

    1 822
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zujzuj

  1. zujzuj

    chodzę na dziwki...

    No co ja poradze, że nie nawidzę terapii? Tak już mam i nic mnie nie przekona że czarne jest czarne, a białe jest białe!!! Dziekuje. Trzeba to zaakceptować Co do samego wątku i juz bardziej powaznie. Na wszystko da sie spojrzeć na wiele sposobów. ...zawsze zdania sie roznią. Tutaj piszecie o terapii. Terapia czyli proces mający naprawić coś co nie dziala poprawnie. Proces w którym otrzymujemy pomoc w zakresie klopotu z ktorym nie potrafimy sobie poradzić. Otóż ja nie sadze, że autor ma klopot z którym sobie nie radzi, nie sądze że jest uzalezniony. On coś robi. Może dziala pod wplywem impulsu, może najpierw robi potem mysli. To jednak sa cechy charakteru. Pewnie ze mozna jakos z nimi pracować i starać sie cos zmieniać. Jednak sugerowanie terapii w takich przypadkach nie oznacza tylko i wylacznie "idz tam a ktoś ci pomoże, bo to jego zawód". Takie niechciane cechy mają wszyscy. Kazdy robi głupie, niechciane rzeczy. Robi je ponieważ ma ku temu predyspozycje osobowościowe. JEdnak terapia nie polega na zmianie siebie na lepsze, w sensie wyobrażeniowego ideału. Nie polega na dodawaniu pozytywnych cech i odejmowaniu negatywnych. Polega czesto na czyms odwrotnym. Polega na akceptacji cech negatywnych. Na terapie nie nadaje sie ktoś kto robi głupoty. Tak mi sie wydaje. Na terapie powinien iśc ktoś po obserwacji i ze stwierdzonym zaburzeniem. Nie powinien iśc ktos kto przychodzi i mowi"prosze mnie zmienić". Innym wyznacznikiem jest sytuacja w której czlowiek traci kontrolę nad zyciem. Gdzie indziej przeczytałem, że na terapie przychodzą ludzie z których ponad połowa sie nie nadaje. Na terapie nie powinni chodzić ludzie zdrowi, tacy powinni żyć. Wy tutaj piszecie jakbyście terapie traktowali jako coś z góry jednoznacznie dobrego. Są przeciwskazania. Terapia jest w wielu przypadkach niewskazana. Terapia może być szkodliwa. Chcialbym żeby ludzie wybierający sie na terapie, myslący o niej podejmowali decyzje swiadomie. Ja tak nie robiłem, choc mam wrazenie że i tak mialem bardziej przyziemne podejscie od wielu tu obecnych. Jesli normalne cechy ludzkie bedziemy traktować jako jakieś "chore" które podlegają terapii to odmawiamy sobie prawa do nazywania ich po imieniu. Mozna w każdej sprawie wytworzyć mgłe abstrakcyjnych pojęć intelektualnych, ale to tylko oddalanie sie od problemu. Moim zdaniem autor robi swinstwo. Jakbym z nim rozmawiał twarza w twarz, to pewnie bym sie smiał i kazał mu sie puknac w głowe. Jednak na pewno nie byłbym skłonny jakos negatywnie go oceniać. Pewnie w taki sposób ocenił bym zwiazek. Uznałbym że jest nie udany. Radze nie robic dzieci i nie wiażać sie na stałe. Obecnie w moim srodowisku młodych ludzi sypią sie rozwody. Biora slub i po paru latach rozchodza sie gorzej niz 14 latkowie. Normalnie smiech na sali. Wykazują sie zupelną niedojrzaloscią, głupota egoizmem na poziomie nie 14 a 4 latka itd... czy nadają sie na terapie? Wrecz przeciwnie. Sa zupelnie zdrowi
  2. zujzuj

    chodzę na dziwki...

    Tak terapia by sie przydala. Faraio pomysl o terapii. Jak zwiniesz cos ze sklepu i bedziesz mial wyrzuty tez pomysl o terapii. Jak bedziesz jechal samochodem i krzykniesz na kogos "ty huju" i bedziesz sie potem wstydzil to tez pomysl o terapii. Terapii na która nikt cie nie przyjmie, ponieważ na poczatek trzeba zrobić konsultacje i leczyś ewentualne zaburzenia. Nie wiem za bardzo jakie, ale i tak pewnie jednak ktos sie znajdzie kto zrobi ci terapie. -- 01 lis 2011, 00:03 -- Choć może jakas terapia par byłaby pomocna.
  3. zujzuj

    chodzę na dziwki...

    Nie irytują mnie twoje posty. Irytuja mnie tylko te w których bezmyslnie(moim zdaniem) wklejasz tekst"polecam terapie". Przeciez ile było wątków, że nie pisałaś nic konkretnego a tylko ten tekst"polecam terapie" czy coś w tym stylu. Na litośc boską. Uważam że robisz to zupelnie bezrefleksyjnie i bez zastanowienia. Uważam że robisz to pod wplywem tesktów "terapia rozwija" "na terapi poznasz samego siebie" itd... Nie ma lęków, nie ma depresji, nie ma slowa o jakich kolwiek uczuciach i emocjach. Jesli kazdy mialby chodzić na terapie z kazdym ze swoich grzeszkow,slabosci itd... to byli by na niej wszyscy i to po 1000 razy. Nikt za ciebie nie bedzie zalatwial twoich klopotów. Tym bardziej takich. Czy autor placze bo nie chce, ale czuje potrzebe? Nie.
  4. zujzuj

    chodzę na dziwki...

    To nie jest problem na terapie. Ale już sie przyzwyczailem że kazdemu co by nie napisal polecasz terapie. Zaloze nowe konto o napisze że przestraszylem sie jak puscilem bąka i pomyslalem że to burza.. i jestem pewny że napiszesz "A czy myslales o terapi" . Czy ty masz jakąs prowizje? Autor poszedl kilka razy na dziwki i ty go wysylasz na terapie? "Dzien dobry. Mam klopot ktory chce zrzucic na pana. Nic mi nie jest nie jestem uzależniony. Jestem swinią... niech pan zdejmie ze mnie poczucie winy i zrobi tak żebym już nie byl" Czy nie slyszalas o tym że na ziemi sa idioci? Są swinie? Sa prymitywni egoisci? Są ludzie bez uczuć wyzszych? itd...itp... To jest ludzkie, a nie "chore" w sensie nie nadaje sie na terapie. Przecież tu nie ma nic. Ja nie widzę żeby autor cos szczególnie przezywał. Ma impuls i idzie na dziwki. Nie tak że zawsze chodzil, nie tak że jest seksoholikiem. Wszyscy mają impulsy i nie chodzą(na pewni nie jesli sa z dziewczyną i znią mieszkają) a on chodzi. To jest choroba? Nie ma nic o wyrzutach wobec dziewczyny... Skasujcie ten watek. On chodzi na dziwki chociaż mieszka z dziewczyną i pomimo tego że chyba te dziwki jakos ekstra mu nie slużąTak ma i już. inni robia inne dziwne rzeczy. Nie żen sie z dziewczyną(albo przynajmniej nie teraz) nie rob dzieciaka o tyle. A jesli nie chcesz chodzić na dziwki to nie chodz i tylko nie pisz że impuls jest jakiś wyjatkowy
  5. Nie na darmo mowi sie o chorobach cywilizacyjnych. Jakies tam centrum zdrowia, czy cos takiego przewiduje ze dopiero mamy przed soba ich gwaltowny wysyp. Ma to byc najwieksze medyczne wyzwanie 21 wieku. Jest tez ponad 500 stronicowa ksiązka Foucalta "historia szalenstwa w dobie klasycyzmu". Jest to ksiązka opisująca ewolucje spojrzenia na psychike ludzką od sredniowiecza po wspolczesne nam czasy. Niby w sredniowieczu można bylo zostac posądzonym o opetanie itd... jednak paradoksalnie ostracyzm spoleczny i podejscie spoleczenstwa było dużo bardziej tolerancyjne. Oczywiscie to w takim duzym uproszczeniu, ale jednak takowy delikwent nadal był czlonkiem spolecznestwa i nie byl chory. Dopiero potem nastala era upadlania i degradacji owych chorych osobnikow. Czasem "chory" w sredniowieczu mial lepiej niz w pozniejszych latach. Byl najczesciej zwyklym dziwakiem do czasu kiedy nie stawał sie niebezpieczny
  6. Na wsi kiedyś było podobnie. Waliło sie delikwentowi zupe z maku i sobie smacznie spał i był spokój. Te zaburzenia stwierdzane u dzieci to cos podobnego.
  7. Jest 5 ale. Bylem dzis u kolejnego psychologa po porade i diagnoze. Mowilem o tym bogu lekach itd... i dostalem że to wyrazne zaburzenia lekowe pod postacią fobii spolecznej. Nie ma raczej mowy o schizofrenii i że dla pscyhiatry takie cos to z automatu schizo. Borderline to juz na pewno nie. Mowila tez ze pracowala w szpitalu 5 lat i nie poleca. Więc najwyrazniej takie myslenie to nie jest choroba. Choroba w sensie schizofrenia czy coś bardzo powaznego. Bo fobia spoleczna to dla mnie nie choroba
  8. Odbieranie dzieci to "norma". Może nie powszechna ale norma. Sa linki w necie do głosnych spraw w USA kiedy zabierano dzieci rodzicom bo nie chcieli pozwolic na farmakoterapie. Nie wiem konkretnie o jakie zaburzenia chodziło. Jest tez fajny przykład działania pscychiatrii. Podobno jak w dawnych czasach niewolnik uciekał to był chory. Był chory na chorobę psychiczną zwaną drapetomanią :). Czyli to jest najnormalniej w swiecie wybieg czysto intelektualny zmieniający spojrzenie na ta sama rzeczywistość. Ta sama ale troche zmienianą. Bo do czasów "nie odkrycia" choroby pewnie uznawano że kolesiowi jest zle i chce byc wolny. Jak wynaleziono chorobę to nie dośc, że jego samego zdegradowano przy uzyciu nauki z człowieka do niewolnika, to jego czlowieczenstwo przejawijące sie w checi bycia wolnym zdegradowano i uznano za chore na dorazny uzytek spoleczny. Psychiatria to nie tylko przemysł, to takze spoleczenstwo które chce miec obywateli skrojonych na miarę. Doskonale przejrzystych standardowych szarych obywateli.
  9. No i to jest logiczne ale... Są 4 ale. 1Pierwszy psycholog kliniczny zrobił mi pelno testów i powiedział "schizofrenii pan nie ma". 2Potem byłem na terapii i kilka razy była o tym gadka i nie było mowy o koniecznosci brania leków. 3Teraz byłem u kolejnego i powiedział że jest to klasyczne myslenie paranoidalne, ale "to nie musi od razu oznaczać chory" i na koniec powiedział że prawdopodobnie diagnoza(szpitalna) bedzie optymistyczna i dla mnie rozczarowująca. Czyli sugerował że zostane uznany za zdrowego co mi sie nie spodoba. 4Byłem u psychiatry który powiedział że nie widzi u mnie symptomów choroby psychicznej i nawet nie zapisał mi leków. I tak w kółko. Każdy mówi że nie jestem chory(choc pojawia sie kwestia zab. osobowości). Jednak nikt nie może mi powiedzieć nic konretnego i jestem ciągle z reka w nocniku. Więc sie pytam o ta kwestie
  10. A czy urojenia paranoidalne wystepują tak sobie? Kiedy nie oznaczaja choroby?
  11. Chyba trzeba by na początek okreslic co znaczy świadomy. Trzeba by tez napisać co znaczy urojenie. Ja co prawda nie mam stwierdzonej schizofrenii(mam stwierdzony jej brak), ale miałem pewne przygody z mysleniem paranoidalnym. Mianowicie uwazalem że karze mnie Bóg. Lęki, ból psychiczny tłumaczyłem działaniem Boga.Czułem jego nie nawiść. Jednak jednoczesnie nie mialo to dla mnie wielkiej wartości i wagi. Było to myslenie wbrew pozorom bardzo logiczne, tylko że tylko jesli sie wezmie pod uwage niechęć do dostrzeżenia logiki w rzeczywistości doswiadczanej, lub nie mozność. W owej dotychczas przewidywalnej i bezpiecznej rzeczywistości dzieje się coś co dziac sie nie może. Czułem sie tak jakbym był kulturystą i co dzien podnosił cięzary. Podnosze coraz więcej 50 100 200 kg. Podnosze więcej niż inni... i pewnego dnia przychodze i nie potrafie podnieśc gryfu. Patrzysz na gryf,który znasz i wiesz dokładnie co powinno sie dziać. Wkładasz 100% siły ale on magicznie nie chce sie ruszyć. Jednoczesnie widzisz że inni dzwigają normalnie. Czyli rzeczywistość płata ci figla. Dzieje sie coś co przekracza twoje siły poznawcze i mozliwości pojmowania. Ja własnie tak sie czułem jak zaczęły sie moje lęki. Nagle lęk był tak ogromy i dział sie w tak błachych sytuacjach że nie mogłem w to uwierzyć. Dodatkowo trafiał mnie w sedno. Przyjął formę która dla mnie indywidualnie była bardzo trudna i upokarzająca. Więc w jak głupio by to nie brzmiało powołałem "na pomoc" byt który zapełnia wyrwe w czaso przestrzeni. Czy to sa kosmici, czy to jest Bóg nie ma znaczenia. Chwytasz sie jakiego kolwiek tworu abstrakcyjnego, zasłyszanego który jest w stanie wypelnic tą przestrzeń. Możesz uznać że jest ona "spójna". Tylko że ja po dośc krutkim czasie jakbym miał przedtawić swój swiatopogląd to nie było w nim miejsca dla Boga jako osoby. Ja jednoczesnie zdawałem sobie psrawę, z niedorzeczności swoich poglądów jednak nadal ten byt był mi potrzebny. Nie było innego potencjalnego wytłumaczenia. Po pewnym czasie ów boga działanie zaczeło mnie smieszyć. TZN poczułem sie 1000 razy silniejszy niz działanie które miały mnie zniszczyć pokonać, pognebić. Oczywiscie nie było to tak drastyczne jak brzmi. Nie uwazałem że jest tam daleko nad moją głową istota która mnie karze, jednak jednoczesnie uważalem że odbywam jakąś kare i mogę powiedzieć że byłem karany przez owego boga. Tylko pozorna sprzeczność i paradoks. Jego istnienie stało sie symboliczne i jednak "rzeczywiste" a raczej podstawy tego urojenia były w rzeczywistości. TZN bóg który miał mnie karać, nie był przezemnie uznawany za byt rzeczywisty jako postać. Był uważany za byt rzeczywisty jako symbol, czegoś jako coś w mojej głowie. Cos czego DOSWIADCZYLEM dawno dawno w rzeczywistości. Jako symbol owego doswiadczania. Jako zbiór dosawidczeń, zbieranych na przestrzeni lat. Był to symbol swiata. Kryła sie pod nim rzeczywistośc, rzeczywistość emocji doswiadczanych z zewnątrz na bazie których Bóg przybrał taki własnie obraz. Emocji jakimi byłem obdarzany. Bóg został rozbrojony i obecnie okreslam go jako bóg ekstrawertyczny. Bóg ekstrawertyczny ponieważ jest bogiem mojego ego. Ego jako tworu nastawionego na ekstawertyczne zycie w spoleczenstwie i którego nastawienie jest do swiata. Bóg to zbiór pewnych doswiadczen nabytych z pozycji mnie jako Michała. Pewnie jak byłem jeszcze bardzo mały. Z tej pozycji doswiadczamy swiata i rzeczywistosci. Jako osobowość uzbrojona w zmysły i mechaniczny intelekt. Mechaniczny intelekt mający pozwolić nam poruszac sie w mechanicznie okreslonej rzeczywistości. Jednak rzeczywistość jest duzo głebsza niż nasze rozumowe mozliwosci jej pojmowania. My jestesmy duzo głębsi i szersi niż to za kogo sie uwazamy i to co prubujemy za wszelka cene leczyć. A więc droga do uświadamiania i rozbrajania owych urojeń nie prowadzi przez lepsza orientacje w tym twardym swiecie. Jest takie miejsce w które można wpaść. Czujesz że masz wzrok, ale nie ma co widzieć, czujesz żemasz sluch ale nie ma co slyszeć ... czujesz że twój mózg pracuje aż sie dymi, chcąc cos zinterpretować, tylko że jest on bezurzyteczny w owej tajemniczej rzeczywistości. Więc działa jak działa, ale można sie temu przeciwstawić. Można zachować swiadomośc. Jednak jesli mówimy o schizofrenii to nie jestem pewien. może nawet mi sie wydaje teraz, że byłem swiadomy tego że jest to co sobie uroiłem nie mozliwe. Jednak może było inaczej. Ponieważ owe urojenie zostaje powołane do tego rzeby byc rzeczywiste. Ono musi sie wydawac rzeczywiste, bo inaczej jest bez urzyteczne. Urojenie ma pozwolić nam zrozumiec i wyjasnic swiat, więc jak może byc nie rzeczywiste? Może w nieschizofreniach, gdzie równolegle można mówić o sprawnym umysle jest to możliwe.
  12. Dokladnie to samo sobie pomyslalem.
  13. http://pracownia4.wordpress.com/2011/10/18/narod-na-prochach/ Wklejam link na temat współczesnej psychiatrii i doktrynalnie biologiczno-chemicznego spojrzenia na psychike czlowieka.
  14. No ale tak boi sie kazdy. Nie zaleznie czy nerwicowiec czy nie
  15. Tylko że ja mam wrazenie, że to zupelnie nie o taki lęk strach, chodzi. Przynajmniej czytając posty niektórych osób, to oni zupelnie nie pisza o czyms takim. Pozatym nerwica to tez jest jakas tam stygmatyzacja. Do tego dochodzi kwestia innych chorób. Przeciez nie ma wątków "boje sie że mam paranoje" . Boje w takim neurotycznym sensie.
  16. nerwica schizofrenia. Z tego co pewnie nieudolnie udało mi sie pojąć z koncepcji psychologii głębi Junga można te zaburzenia porównac pod pewnym kątem. W każdym z nich problemem jest stosunek systemu swiadomego do nieswiadomego. Schizofrenia to zalanie swiadomości przez treści nieświadome i brak kontroli. Dochodzi do dezintegracji. W nerwicy system swiadomości jest w stanie sie bronić i jest to coś na zasadzie pół na pół. Z tego chyba wynika lęk, przed schizo. Jung w swojej biografii opisywał swoje zmagania z tresciami nieswiadomymi. Jak sam pisał mógł nie dac rady i nie zasymilować tych treści i popaść w schizofrenię. Lub je wyprzeć przy użyciu brutalnej siły i usztywnić/zneurotyzować osobowość. Czyli schizofrenia to otwarcie na tresci nieswiadome i brak kontroli. Nerwica to częsciowe otwarcie i czesciowa kontrola. To by logicznie tłumaczyło powszechny lęk. Na jakims głebokim nieswiadomym poziomie boją sie otwarcia na tresci nieswiadome.
  17. No raczej nie chodzi o to, że dezintegracja jest powodowana zlą wiezią z ojcem. Przecież polowa spoleczenstwa miala by z tym problem. Kilka razy sie z takim stwierdzeniem spotkałe, ale juz nie pamietam gdzie. Ta dezintegracja miałaby polegać, na odrzuceniu obrazu meskości który w nas jest. Który funkconuje gdzieś w nieswiadomości. Jest książka "Młody Luter" Eriksona. On tam analizuje jego osobowość i proces jej tworzenia. Wymienia poszczególne zaburzenia typu borderline i cos tam jeszcze. Ojciec był pastorem i ten Luter w jakis symboliczny sposób mu sie sprzeciwił. Czyli odrzucił jego przekonania i władzę papieską itd... i cos tam. Luter został określony przez Eriksona jako prawdopodobnie najbardziej zły ze wszystkich wybitnych ludzi w historii. Był porównywany do Hitlera. Miał na to wpływ obraz Boga jaki stworzył i jakim straszył i gnębił ludzi(zdaniem Eriksona). Ale ten kryzys i przewartościowanie postało w oparciu o negacje wzorca męskiego który znał. Były opisywane mozliwości, że luter mógł pójść w stronę taką i taką. Ze jakies zaburzenia przechodziły w inne itd... Generalnie chodzi o to, że takie odrzucenie wzorca męskiego tylko może być podstwą do procesu dezintegracji
  18. Dziwi i nie dziwi. Jest winna grzebania po telefonie. Matka jest winna tego, że sie wydało. Co ma grzebanie po telefonie do rzeczy? Czy to wogole było grzebanie? Napisała że ktos sie cały czas dobijał, więc sprawdziła ... Czy to takie wazne? Pewnie, że nie powinno sie tego robić. Ludzie robią pełno malutkich rzeczy których robic nie powinni.
  19. :) puknij sie w głowę. Sam nie raz sprawdzałem kto dzwoni itd... bo może coś waznego. Jesli ktoś sie intensywnie kontaktuje i jest to twój kochanek. Jesli nie biorę komórki ze sobą i jest córka w domu. O jakies minimum można by zadbać.
  20. To nie powinna byc duskusja o tym czego kategorycznie nie wolno robic dziecku. To jest odwracanie kota ogonem. Podałem przykład matki z kumplem, ponieważ nie jesteście w stanie do niego zastosować swojego "nie pownna koniec kropka". A teoretycznie powinniscie byc w stanie ponieważ piszecie "nie powinno sie wtrącac koniec kropka" .Sytuacje są rózne. Rodzice są rozni, roznie sie dogadują. Dzieci są rozne, mają rozne pomysly... Takie doktrynalne rady nic nie wnoszą. Moim zdaniem nie powinna mówic ojcu, nie powinna sie radzic rodziny(to chyba byloby jeszcze gorsze). Nie wiem konkretnie co powinna zrobić, ale nie bedę pisał w oskarżycielskim tonie, w obronie rodziców do robienia błędów, nie załatwiania spraw, zachowań nie w porzadku.Bo moge robić co mi sie podoba i nic dziecku do tego, bo nie wolno sie dzieciom miesac w sprawy rodziców. Jesli chodzi o sms i ich przeglądanie, to jest to wina matki. Trzeba byc głupim żeby mieć romans i nie zadbac o niewydanie sie sprawy. Co do tłumaczenia i wdawania sie w szczegóły, to nie o to mi chodzi. Wystarczy powiedzieć, wiem że to dla ciebie problem ale to nasza sprawa i sie nią zajmujemy. Co kolwiek. A gadanie że ma sie 2 zamiast 1, a to przecierz fajniej :) wow. Potem w tym kontekscie pisanie oskarzycielsko i bronienie prawa do robienia czego sie chce i łamiania zasad i nie liczenia sie z innymi to jest dziwne. Bo sa mlodsi i nie wiedzą nic o zyciu. Nie wporządku zachowuje sie matka.
  21. Dokładnie to dostrzegłem w pierwszym twoim poscie. Dla ciebie w tym wszystkim ważniejsze jest życie intymne matki, niz sytuacja osoby postującej. W zasadzie to tylko to sie liczy, a reszta ma być podporzadkowana komfortowi zycia intymnego matki. Tylko że matka chyba sama o ten komfort nie zadbała i w zasadzie wmieszała w to swoją 16 letnia córkę. Czytałem post kolesia który matke przyłapał na obsciskiwaniu z jego kumplem, kiedy w 4 przyszli do niego. Pewnie powinien czuć sie winny, że swoją obecnością zburzył życie intymne matki. Matka powinna go opieprzyć, on przeprosić i obiecać że nie bedzie sie mieszał. Czym innym jest podejrzewanie czegoś. Inna sytuacja jest gdy rodzice nie podejrzewają że dziecko może sie domyslać. Starają sie je chronić.Wtedy pewnie można sie nie interesować i pewnie zrobił bym to samo co Sabaidee. Jednak tutaj jest juz zbyt pózno. Jesli nie mieszanie sie ma byc lepsze niż mieszanie sie to ok. Jednak nikt nie powinien czuć sie winny, z tego powodu że reaguje jak reaguje bo został wmieszany. To nie tak, że nie mieszaj sie bo zaburzasz jej komfort. Ona nie jest od tego zeby teraz myśleć jak bedzie najlepiej dla wszystkich i czy ojciec to, czy tamto. Nie jest od tego, nie powinna, ale chyba normalnym i naturalnym jest, że to robi. Jesli ryczy 2 tygodnie, jesli matka mowi że ją popierdoliło, to chyba coś tu nie gra. Tym powinna sie zająć matka. Tym powinien sie zając ojciec. O niemieszanie sie dzieci w sprawy intymne rodziców dbają rodzice,a nie dzieci. Jesli sie razem na cos tam umówili to ok, jednak chyba jakoś trzeba to wyjasnić, jesli sie wydało i jesli swiat sie wali. A mowienie że kogos popierdoliło, w sytuacji gdy nawet nie zadbało sie o minimum bezpieczenstwa sytuacji, jest troche nie poważne. Tu nie chodzi o swiat intymny kogokolwiek. Tylko o swiat emocjonalny w sensie rodziny. Rodzina prysła, dorosli mają to w dupie, a my debatujemy o zyciu intymnym. Generalnie nigdy przez net, nie pozna sie sytuacji. Nie da sie dać dobrej rady.
  22. A ja bym nie powiedział. Albo przynajmniej bym sie bronił rekami i nogami. Biorąc pod uwagę to co jest w poscie, to matka raczej nie bardzo poczuwa sie do zachowania w porządku. Może nie potrafii, to nie oznacza że coś robi celowo. Na pewno dla niej sytuacja tez jest trudna. Jednak chyba jesli coś by poszło nie tak jak chciałaby zeby poszło(matka), to bał bym sie że bedzie winić tego kogo najłatwiej winić i tego na którego wine najłatwiej zrzucić. Czyli pewnie nie zachowała by sie w porządku. Ludzie chcą zdrade ukrywać i boja sie zmiany zycia, bo to jest trudne, niebezpieczne. Czyli tak żle i tak nie dobrze. Dla tego sprawe ma załatwiac matka. Ma powiedzieć to pozycja wyjściowa. Niech załatwi. zalatwi czyli także, niech mnie poinformuje co i jak. Czy rodzice sie dogadali. Czy uznali że dają sobie wolną reke. Ja wolałbym wiedzieć,a jesli widziałbym uniki. Czyli jest jak jest i o niczym nie mysleć.to bym naciskał.
  23. Tak poniosło. Ponieważ widzę posty dyktujące. widze posty w których jest swiatopogląd. Widze posty egocentryczne Ja tez mogę napisac co bym zrobił. Dwa fronty. 1.Znalazł bym faceta i powiedział najdojżalej jak bym potrafił( napędzając słowa także negatywnymi emocjami) że wiem o wszystkim i zycze szczescia. Ze mam nadzieje, że w związku znajdą spelnienie. Choć oczywiście sytuacja jest dla mnie trudna i nie dażę kolesia sympatią, to potrafię sie wznieśc nad punkt widzenia dziecka i rozumiem, że ludzie szukają. Potrafie ulokowac swoje emocje w całej sytuacji i nie stawiac ich na piedestale. Potem bym mu dobitnie wyjasnił, że kolegami nie bedziemy i niech nawet nie prubuje. Juz samo to powoduje że sytuacja nie bedzie jaka była. To zmusza do zrobienia kroku 2. Biorę matke i tłumacze, że nie ma bata. Ma tą sprawę załatwić i poinformowac ojca. Nie ze względu na niego, nie ze względu na siebie. Tylko ze względu na mnie. Ale nie tak, że ma mnie uwzględnić. Tylko tak, że ja uwzględniam siebie i jej to wlasnie mowie. I mam zamiar to egzekfować. Ponieważ ja nie mam zamiaru brac na siebie tego syfu. A przecież jesli ona tego nie zrobi, to to brzemie mam na plecach. Więc w imię dobrze pojętego egoizmu, a także jakiejkolwiek dorosłości(po jej stronie) ma to zrobić. Gadek tłumaczących, że stagnacja jest dla nich(rodziców) dobra nawet bym nie słuchał. Na to za pozno, bo juz wiem. Trzeba było byc sprytniejszym, ale nawet sie nie postarało(co jest krzywdzące samo w sobie). Proste. Albo niech mi wyjasnio co i jak. Nie pewnośc nie wchodzi w grę. Nie branie odpowiedzialności, nie bierze sie z bezwględnej bezczynności. Bierze sie z czynności jesli trzeba. Tak chciałbym postąpić. Watpie czy byloby to mozliwe
  24. Ja też tak uważam. Kiedyś to przerabiałem. Ojciec wyjechał na wieś do dziadków i wrócił po tygodniu. Były wakacje i akurat ja w dniu powrotu ojca też pojechałem do dziadków. Tam się dowiedziałem, że ojciec, owszem był, ale wyjechał trzy dni temu. Nie rozmawiałem na ten temat później ani z ojcem, ani z matką. Ojcu tylko dałem znać, że wiem o tym 3-dniowym poślizgu w powrocie do domu. No ale z tego wynika, że niczego nie przerobiłeś. to jest ban. 1 To jest jej sprawa 2 To jest podejscie kalecząco ciasne i zupelnie bez wyobrazni. 3 LOL "tylko i wylącznie"..."może twoj ojciec tez zdradza". Boże ty zupelnie nie rozumiesz. Może ty masz coś na sumieniu, bo jakoś dziwnie odczytujesz ten post. To nie jest sąd. Tu nie ma winy i oskarżyciela. Ona nie ma przeprowadzić sądu ostatecznego nad ich duszami. 4 No tak. Posyp głowę popiołem i klęcz na grochu przez tydzien. Czy wy nie dostrzegacie jednej rzeczy? Ona nie pisze, że chce żeby sie zeszli. Ona nie pyta jak zrobić zeby sie zeszli. Wy ją traktujecie tylko i wyłacznie jako odrealniony standardowy przypadek. To sobie sami dopowiadacie i w tych "radach" jest chyba więcej waszego zycia i was samych niż autorki postu. Zrób tak jak ja, a nie jak bedzie najlepiej dla ciebie. Przecież nikt z was nie wie jak bedzie najlepiej. Tym bardziej że autorka sama nie wie czego chce i co mogła by zrobić. Tu chyba jest problem w tym, że jej nie ma w tym problemie. Nikt nie pomyslał, że to może być dla niej trudne. Matka na pewno nie. Była rodzina(choć na odległośc to była), teraz jej w zasadzie nie ma i nikt sie tym nie przejmuje. A wy idąc chyba za podejsciem rodem z teorii poradniczej i serialowej własnie to potwierdzacie. Przecież do działania motywują człowieka emocje, a nie sucha wiedza co sie powinno. Jesli ona pyta "co zrobić?" to są w tym emocje. Rady typu essprit to jakby oskarżenie że w ogóle sie miesza i czuje. Jak możesz byc zaangażowana w emocjonalne zycie swojej rodziny? To przecież takie dziwne. Nie rób tego i połknij swoje własne emocje. Najlepiej niech zejdą na sam dół i wylecą po drugiej stronie, gdzie nie ma oczu. Co to jest? Może lepiej jest sie nie mieszac i miec to w dupie. Ale czy jest to możliwe?! Czy był kiedyś na ziemi człowiek który tak by podszedł? Tu nie chodzi o zdradę, tylko o to co ona oznacza i co za soba niesie. Po pierwsze. To jest forum nerwicowców. Twoj problem to problem zyciowy. Problemy życiowe rozwiązują ludzie dojrzali. Tacy ludzie mogą ci coś poradzić. Tutaj takich nie ma. Poradz sie kogoś innego.
  25. w podaj ksiązce prawie nic nie ma o leku dezintegracyjnym. Jest w ksiązce pt "schizofreani", ale w tej podanej nie znalazłem. Był tu kiedyś na forum ktoś z bardzo podobnymi objawami co ja. Był u psychiatry i on mu powiedział, że ten stan jest bardzo niebezpieczny i może sie zakonczyc nawet schizofrenią. Ja jak byłem u tego psychologa klinicznego, on powiedział że "nie mam schizofrenii", ale tego własnie szukał i sie spodziewał. Pytał tez o męski wzór i powiedział, że powinienem sobie jakis znależć. Jak zapytałem, co jesli nie znajde, to powiedział że bedzie problem. Nie bardzo wiedziałem co to ma do rzeczy. Jednak jak zacząłem troche szperac i czytac pojawiła sie kwestia tego leku dezintegracyjnego. Ze jesli ktoś odrzuca, lub mu brak meskiego wzorca może dojśc do niebezpiecznej sytuacji dezintegracji osobowości. Nie bardzo rozumiem, na czym ma to polegać, bo przecierz wiele osób wychowuje sie bez ojca itd... więc nie wiem czemu własnie to miałoby być powodem tak drastycznych przezyc i stanów. Jednak chce włąsnie o to zapytać. Napotykałem ta kwestie w kilku książkach i były to tylko wzmianki. Czy są jakieś pozycje na ten temat?
×