z tym dawaniem upustu emocjom to fakt. od razu lepiej się poczułam :)
u mnie w rodzince jest troszkę inaczej. nie pamiętam żebym kiedyś usłyszała od rodziców że mnie kochają, czułości żadnych też nie pamiętam. ale mam to gdzieś. W pewnym momencie było mi to potrzebne i przeszkadzało mi że są tacy zimni, ale teraz już nie. Oni za wszelką cenę starają się omijać temat mojej choroby, nic nie robią żeby pomóc, tylko ciągle słyszę że się o mnie martwią. doprowadza mnie to do szału. co komu po ich martwieniu?? mam przez to jeszcze większe poczucie winy. ja nawet nie chcę od nich pomocy , wystarczy żeby nie przeszkadzali. to głównie ja sama uważam się w tym domu za wariatkę (chyba, nie wiem dokładnie bo u nas w domu się nie rozmawia - chyba że o pierdołach), bo jakimś dziwnym trafem zawsze ja nie mam racji i doprowadzam do awantury. Awantura jest zawsze kiedy zaczyna się rozmowa na jakiś powazny temat.
Nie chcę żeby ktoś myślał że moja matka to jakiś potwór, ona jest strasznie naiwna i każdy kto chce może jej wleźć na łeb. moja mama chce żebym zawsze ustępowała w sytuacji konfliktowej (np. z moją siostrą i jej facetem - ale to długa historia, będąca przyczyną wszelkich spięć w mojej familii), ale ja w zyciu nie ustapię jeśli jestem przekonana że mam rację. Jej sie to nie podoba i jest jak jest. Własnie teraz nie rozmawiamy ze sobą. Zgodnie ze schematem sytuacja niedługo się ustabilizuje i zapanuje sztuczny spokój. Na szczęście rodzina mojego męża stoi za mną murem. pozdrawiam i dzięki za wysłuchanie