Skocz do zawartości
Nerwica.com

PrzyStań

Użytkownik
  • Postów

    20
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez PrzyStań

  1. Hello wszystkim, ja właśnie wróciłam z baletów, to element mojej terapii. Leków poprzedniego dnia wzięłam połowę mniej, przed wyjściem wcale. Bawiłam się rewelacyjnie. Zawiózł mnie taksówkarz, bo wybrałam się sama. Już duża ze mnie dziewczynka całe 30 na karku siedzi. I wiecie co, to wyskakanie się było lepsze jak stos tych lekarstw, rozmów z psychoterapeutą ( choć wielki ukłon w jego stronę za ten wspólny pomysł ) Anaflanil dał mi kopniaka do życia lecz skierował na bezsenność. Zaś Pernazinum, Depakine Chrono i Tisercin wypoziomowały wzburzone fale :) Oby niedziela była dobrym dniem. We Wrocławiu jest teraz pochmurne i jest 22 st. Pozdrawiam
  2. Witaj Olu, czytam Twoja historię i tak jakbym widziała lustrzane odbicie związku mojej siostry , który umarł niemal przed ołtarzem po 6 latach. Stawiając się przed faktem dokonanym, On stwierdził, że moja Siostra była jego jedyną kobietą i właściwie, to on nie jest pewien czy chce być z nią na całe życie. Moja Siostra ma 188 cm wzrostu jest szczupła, ma też 2 pewne widoczne wady fizjologiczne. Ale ma zasady, a teraz po tym wszystkim, co otrzymała od życia, codziennie rano pisze je na nowej kartce. [Dodane po edycji:] Proszę abyś spróbowała napisać na kartce za co lubisz/lubiłaś siebie najbardziej ? Co sprawia/sprawiało Ci przyjemność? Jaką lubisz/lubiłaś wizualnie siebie? Wymień przynajmniej 2 rzeczy, mogą to być naprawdę drobiazgi i nie spiesz się z tym. Widzisz Ty jesteś kobieta do kochania, jak my wszystkie :) Odkryj te pokłady w sobie , które mężczyzna ( którego kochasz ) przysypał. Wtedy nie tylko on, twoje czy jakiekolwiek otoczenie, ale przede wszystkim Ty sam poczujesz sie lepiej. Jeśli lubiłaś malować usta czerwona/malinową szminką zrób to. Jeśli podobałaś się sobie w blondzie , wróci do tego koloru. Tylko wtedy gdy będziesz sobą, będziesz spełnioną kobieta, kochanka a z czasem żoną i matką. A i prace wybieraj taka co będzie dawała satysfakcję :) [Dodane po edycji:] i zacznij słuchać, przecież nie musisz mówić w towarzystwie ... moja śp. Babcia mówiła mowa jest srebrem a milczenie złotem. Co nie oznacza że komukolwiek a zwłaszcza Tobie samej masz pozwalać na robienie z siebie idiotki. Jesteś zdrową kobietą, masz ciało, figurę, buzie zdrowe - mów sobie " jaką mnie Panie Boże stworzyłeś taką mnie masz" a że Twoim zdaniem przy tym tworzeniu spaprał sprawę,no cóż. Wiesz buzie można skorygować okularami "zerówkami" fryzurą, makijażem, idź do drogiej galerii gdzie robią makijaż ( np. tylko delikatny ślubny i niech będzie za darmo, na pewno zrobią to za darmo w INGLOT) nie się stylistki po meczą :) kup ładne i wygodne buty na koturnie , załóż sukienkę bombkę w jednym kolorze i kontrastowo sztuczną nawet biżuterię, a co !!! należy Ci się !!! być kobieta , być kobietą ... itd [Dodane po edycji:] Postaraj się wrócić do siebie. Pomału i spokojnie, nie analizuj też za dużo, bo to ewidentnie szkodzi Twojej psyche, a alkohol pij w niewielkich ale mocnych ilościach, aby zasnąć. Staraj się kontrolować siebie i to co robisz. Są tez psychoterapeuci w stowarzyszeniach, fundacjach właśnie dla ludzi z rożnymi problemami. Pomogą. Pamiętaj, nigdy nie jesteśmy samotni. Zawsze są wokół nas ludzie choć nie jesteśmy tego świadomi. Pozrawiam Cie serdecznie i jestem z Tobą. Damy radę - jak nie my to kto !! :)
  3. PrzyStań

    o kobietach

    no popatrzcie a mnie znajomy powiedział, ze nie powinno się MUSIEĆ kochać, zabiegać cały czas, czy zapewniać itd.. bo my jesteśmy kobiety do kochania :) i zgodzę się z moim znajomym mnie mdliło jak kolejny wielbiciel zaczynał mnie "wielbić" , a moim mężem jest mężczyzna, który mnie kocha i którego ja kocham, jesteśmy partnerami kochankami rodzicami i powiedziałabym że przyjaciółmi Jest ok , bywają kryzysy , ale one są tylko po to , a może zacytuję "naucz się patrzeć na każdy kryzys, jak na coś, co krzyczy żeby coś zmienić " kiedyś musiałam wybierać: moja mam albo mój mąż, i co zrobiliśmy - wyprowadziliśmy się z mężem i paromiesięczną córcią na drugi koniec kraju, mając tylko łóżeczko dziecka i nasze łóżko :)
  4. Anafranil 75 mg 1x1 na noc Afobam 0,25 mg - doraźnie MirtaMerc 15mg - efekt uboczny -> pomaga na bezsenność , mnie 2x15mg powalało z nóg na min 8 h
  5. Polecam na spanko MirtMerc 2x15 mg mnie powalało na min 8 godz. teraz czasem zarzucę 1x15 mg Spokojnych snów do rana /południa :) Pozdro. Aga
  6. Witam. To ja dołożę swój zestaw ostatnio przeczytany, a który gorąco polecam: 1. Wilbur Smith "Gdy poluje lew" >> powieść przygodowa-historyczna o Afryce 2. Trudi Canawan "Gildia Magów" >> trylogia czarnego maga 3. Elizabeth Gilbert " I że Cie nie opuszczę" >> krótko mówiąc książka o mnie - charakter osobowość bohaterki, mam nadzieję tylko nie zaliczyć rozwodu :), wesoła, prawdziwa, życiowa książka, trochę tez trudna 4. Katarzyna Grochola "Zielone drzwi" >> mega humor o twardej rzeczywistości
  7. Witajcie. Jestem z Wrocławia. I potrzebuję tego co WSZYSCY "DERESJANCI /LĘKOWCY/CHAD'OWIE" i chce żeby było takie miejsce dla NAS w rzeczywistości. iNFO O MNIE ZNAJDZIECIE I NAMIARY W Forum Psychologiczne>>Zaburzenia>>Depresja>> Temat "Chciałabym założyć Fundację ..." i uczestniczę też w temacie CHAD. Pozdrawiam " PrzyStań" Aga S.A. tel +48 790 592 666 gg 2208163 [Dodane po edycji:] błędne gg , poprawne 22908163
  8. Witajcie . Tez jestem z Wrocławia. I potrzebuję tego co WSZYSCY "DERESJANCI /LĘKOWCY/CHAD'OWIE" i chce żeby było takie miejsce dla NAS. iNFO O MNIE ZNAJDZIECIE I NAMIARY W Forum Psychologiczne>>Zaburzenia>>Depresja>> Temat "Chciałabym założyć Fundację ..." i uczestniczę też w temacie CHAD. Pozdrawiam " PrzyStań" Aga S.A. [Dodane po edycji:] i jeszcze jedno , korzystałam z pomocy słynnego prywatnego lekarza ( w kolejkach dorośli i dzieci) Niestety tak mi namixował leków, ze zamiast lepiej było gorzej. trafiłam do państwowej placówki. Polecam pana dr Wojciech Wysockiego z PZP na ul. Podwale 13 tel .rej +48 71 355-63-61. Jest psychiatra i psychoterapeutą. Nie krytykuje, słucha. A ja jestem wymagająca pacjentka. Pomogła mi też psycholozka z Fundacji CPK , mimo że ich statut nie przewiduje leczenia osób z zaburzeniami "depesyjnopodobnymi" w skutek wypalenia zawodowego itp .pozdrawiam
  9. Kochani, macie niesamowitą wiedzę na temat naszych leków, odnoszę wrażenie że jesteście już mądrzejsi od waszych psychiatrów/psychoterapeutów. A mi szkoda czasu na takie dywagowanie z jakiej to grupy, przecież po to poszłam do lekarza, to on ma się na tym znać , a nie ja. Nadmieniam że chodzę do państwowego lekarza, po tym jak sławny prywatny specjalista zrobił mi tzw. mix leków "jakichśtam" Biorę na noc Anafranil SR 75 mg : 0-0-1 i Afobam 0,25 mg jeśli nie zmęczę swojego organizmu fizycznie, tj, przekopanie działki sąsiadom, umycie okiem w mieszkanku itd. itd. ostatnio meczące są spotkania rekrutacyjne :) fizycznie, bo zasuwam na piechotę i trochę umysłowo jak słyszę, że mam za wysokie kwalifikacje. A że jestem wierząca to odpowiadam, ze pracodawca się myli i takie kwalifikacje ma Bóg, Allach, Budda , zależy w kogo się wierzy. Śpię zasadniczo jak niemowlę, a jak nie jestem zmęczona , to siup Afobam względnie MirtaMerc i co, jak nie my to kto sobie da radę , cio ??? :) [Dodane po edycji:] To na wakacje proponuję nietypowy spis lekturek: 1. Elizabeth Gilbert " I ZE CIĘ NIE OPUSZCZĘ..." i inne tej autorki 2. Wilbur Smith " GDY POLUJE LEW" i inne tego autora 3 Trudi Canavan "GILDIA MAGÓW" i resztę trylogii czarnego maga 4. Katarzyna Grochola " Zielone drzwi" - z humorem opisana sroga rzeczywistość Spokojnej nocy. ASA
  10. ja po niektórych lekach "chodziłam wręcz po ścianach" i "nie mieśiłam się we własnej skórze" , dokonywałam samookaleczenia, nawet odstawiłam na tydzień , ale "balonem do nich wróciłam. Dziękuję Ci Anaflanilku 75 mg :) [Dodane po edycji:] Uważam ze każdy z nas jest inny i nasze organizmy różnie reaguje na podawane nam leki. Jednemu coś pomoże a innemu to samo niekoniecznie. Robert6666 masz w swoim organizmie nadmiar wszystkiego - polecam badanie krwi pod tym kątem, bo myślę, że masz tak, jakbyś jednocześnie połknął leki na biegunkę i przeciwbiegunkowe, na podniesienie i na obniżenie ciśnienia - w międzysłowiu oczywiście. Myślę że dobra byłaby pauza - trzeba by było pogadać z moim lekarzem 2w1 psychiatra/psychoterapeuta dr Wojciech Wysocki /Wrocław , mnie tak po mixie ustawił leki, że zasadniczo jest ok. [Dodane po edycji:] moje dawkowania Anafranil SR 75mg 0-0-1, Afobam 0,25mg doraźnie , jak sobie nie radzę sama. Sposobem na radzenie sobie samemu jest: przekopanie działki znajomym, mycie okien w mieszkanku, po prostu totalne zmęczenie fizyczne mojego organizmu. I najczęściej działa :)
  11. Wiesz robert6666 odnoszę wrażenie że, stajesz się niecierpliwy wobec zażywanych leków. chciałbyś cudów, tak jak ja wygranej w totolotka aby zacząć budować ośrodek dla takich jak my. Pomału. Jeśli będziesz sobie codziennie mówił " BĘDĘ" to będziesz. Jeśli na kartce napiszesz dnia poprzedniego, jedną rzecz do zrobienia w dniu po nim następującym, to za tydzień wykonasz 2 rzeczy które zapiszesz. Jakieś 3 tygodnie temu dostałam udaru słonecznego, wylądowałam na erce ( mam małą wadę serca - cofa mi się krew czy coś takiego). Spotkałam tam alkoholiczkę, matkę, jej męża i rodzinę. Była wypita. Wszyscy ja prosili aby poszła na oddział, zciagnęli psychiatrę. Ten niestety wykonywał swoją robotę. A ja, jak po któreś tam kroplówce, po przedstawieniu się krótkim wstępie, zapytałam " Kiedy ostatnio spojrzała 5 min na córkę, na to co ona robi, jak mówi, jak się zachowuje i odnosi do ludzi, zwierząt, kiedy spojrzała na męża , rodzinę. Zamilkła. Nic nie odpowiedziała. I nie zgodziła się na pozostawienie w szpitalu. Ale powiedziała mi dziękuje. Nic nie zrobiłam przecież. mam nadzieje, że zawalczy o siebie. Też się leczę z podobno epizodu, nie dyskutuje, staram się słuchać, myśleć, brać leki, i mówię: zobaczymy co pokaże jutro damy rade, jak nie my to kto ?????
  12. I takich malkontentów też potrzebuję :) statut się pisze i liczę na Twoją opinię i wskazówki [Dodane po edycji:] i dlatego chciałabym aby tą Fundację " PrzyStań " tworzyli m.in. "depresjanci" rożnej płci, rożnych poglądów, w rożnym wieku, też lekarze psychiatrzy, psycholodzy, terapeuci. Ja nie miałam odwagi i też propozycji skorzystania z terapii grupowej. Wiem co mówi ustawa, co ma być, aby Fundacja została OPP, ale to nie wystarczy. Od strony prawnej trochę to ukierunkowałam, tak sądzę. Jednakże to co piszesz tj. cele ,chce abyśmy wszyscy mogli w tym uczestniczyć. Dopiero wtedy ta moja wizja-pomysł będzie żył [Dodane po edycji:] poczytaj (cie): 1. [Wrocław] - szukam przyjaznych osób Autor: cheva 2. Czy ludzie lubią ludzi z depresją ? Autor: mmBB [Dodane po edycji:] http://www.leczdepresje.pl/d_artykul_3.php - i proszę powiedzcie że nie jest nam potrzebna "PrzyStań" A oto moja córcia wyrecytowała mi wierszyk przez tel, brzmiał mniej więcej tak: "W Klapkowicach był osiołek co uparty był jak kołek Gdy się uparł (...) żadna siła go do pracy nie zmusiła Raz gospodarz rzekł do niego - Masz być uparty kolego ! Więc sie zawzioł nie na zarty I wnet przestał być uparty "
  13. To wszystko czego mi brakowało podczas spotkań z psychiatrą czy psychologiem. Kontaktów, rozmowy z innymi osobami, które znalazły się w podobnej sytuacji oraz jak sobie radzą/nie radzą, czego potrzebują, oczekują, a przede wszystkim otwarcia się na swój problem i porozmawiania o nim. Spacerów, wręcz zabaw w plenerze. Mnie sporo pomogła moja niespełna 4,5 letnia córcia. My dzieciom a one nam :) W Warszawie istnieje http://www.spdiskra.free.ngo.pl/index.htm, które terapią przez sztukę m.in. pomagają. A ja sama doszłam do tego, zanim odnalazłam to Stowarzyszenie, dzięki m.in. mojemu dziecku. Na tym Forum napisałam do pewnej Pani/Dziewczyny Joanny z Wrocławia, która tak jak ja widzi niedociągnięcia i braki w naszym wyjściu na prosto. Jeśli się odezwie, to jest nas już dwie :) [Dodane po edycji:] A i jest Sektor3, Fundacja Wspierania Organizacji Pozarządowych "Umbrella" , a ja jestem/ byłam wykwalifikowaną księgową. Wierzę, że się uda - to są moje słowa dla życia. Potrzebuje tylko nie być w tym sama, potrzebuję Was
  14. Cześć, dziękuje za odpowiedź, wezmę to pod uwagę. Widzisz Fundacja, która mi pomogła nie ma w swoim statucie pomocy dla osób dotkniętych depresją i do tej pory we Wrocławiu nie znalazłam takiej Fundacji czy Ośrodka. Korzystałam z prywatnego lekarza, państwowego, nie mówiąc o psychiatrze orzeczniku ZUS i mam trochę wiedzy na temat ich podejścia do pacjentów. Pani psycholog z Fundacji - świetna kobieta, ale na co dzień zajmowała się innymi przypadkami. Czegoś mi brakowało w naszych spotkaniach. Mam pewną wizje i chciałaby porozmawiać z ludźmi, którzy tak jak ja " przewinęli się" przez lekarzy, psychologów. W ten sposób można zbudować, taka instytucję która będzie odpowiadała na nasze potrzeby. Nie wspomnę ile dzieci spotkałam w kolejce do psychiatrów. Będę Wam wszystkim wdzięczna za uwagi, pomysły
  15. i depresjantów, obecnych i byłych, w trakcie i po leczeniu, dla osób które z racji choroby trwającej lub przebytej borykają się z rożnymi problemami. Mieszkam we Wrocławiu, ale myślę, że w dobie dostępnych technologii nie jest to dla nas problem :). Oto moja historia : Mam na imię Agnieszka i mnie również dopadła ta paskuda- depresja, na maxa w lutym tego roku. Jednak początki sięgają trochę wcześniejszego okresu mojego życia. Swego czasu Nervosol wystarczał, potem Afobam, aż w końcu wszystko przestało działać a ja spadałam coraz szybciej i głębiej w otchłań, której nie znałam ani nie rozumiałam. Piłam i to dużo, aby ukoić się, zasnąć , nie czuć ... Emocje jakie temu towarzyszyły były tak silne że bałam się iść do pracy (to ona była głównym powodem tej choroby), bałam się odprowadzać dziecko do przedszkola, odwróciłam się od męża i rodziny. Nie chciałam pokazać, że jest coś nie tak ze mną i reagowałam na wszystko złością. A może byłam zbyt dumna, aby pokazać że właśnie ja się łamię jak krucha gałąź na wietrze. Końcem stycznia nie mogłam spać,ani jeść. ( Do tej pory schudłam już chyba z 7 kg, bo z rozm. 40/42 wchodzę w 36/38.) Początkiem lutego nie miałam siły podnieść się z łóżka. Wylądowałam u prywatnego psychiatry i od lutego do kwietnia przyjmowałam leki, które totalnie mi nie pomagały. W końcu odważyłam się odezwać do znajomej, która pomogła mi znaleźć mi PZP i Fundacje. Nieodzowna też okazała sie pomoc Jedynego Przyjaciela, a nawet nie pamiętam czy powiedziałam mu jak wiele dla mnie zrobił i jak bardzo dziękuję za to że go mam. Psycholożka z Fundacji i lekarz z PZP pomagali, ale kontrole z ZUS skutecznie pogarszały mój stan. W końcu w czerwcu dojrzałam do decyzji, że żaden lekarz orzecznik ZUS nie będzie rządził moim stanem zdrowia. Poszłam do pracodawcy i powiedziałam ze muszę (właściwie to też chciałam) wrócić do pracy, mimo że nie do konca czuje się ok, bo potrzebuje spotkań z psychologiem. Nie wspomniałam, że na noc przyjmuję leki i doraźnie jak sobie nie radzę ( mam wadę serca i stres siada najpierw na moim serduchu, w upały to i udar mi sie przypałętał). Szef wręczył mi wypowiedzenie. Poczułam się niepotrzebna, poświeciłam tak wiele tej firmie, żyłam jej życiem i tak doprowadziłam się do wypalenia zawodowego w wieku niespełna 30 lat. Byłam wściekła, płakałam. Ale jak opuszczałam, z pudełkiem pełnym moich osobistych rzeczy, siedzibę mojej firmy, poczułam ulgę, jakbym uwolniła się z kajdanek, które pozwoliłam sobie założyć, a które do niemiłosiernego bólu uwierały. Od 1 sierpnia jestem bezrobotna, poszukująca pracy. Będąc na wypowiedzeniu, popadałam ze skrajności w skrajność, od radosnej euforii, że teraz będzie tylko dobrze aż do tego, że jednak będzie beznadziejnie, śmiałam się i płakałam na przemian. Chodziłam i nadal chodzę na rozmowy kwalifikacyjne i albo słyszałam/słyszę, że mam za wysokie kwalifikacje albo zatrudnili kogoś z lepszymi i bardziej odpowiadającymi im wymaganiami. Czegoś tu nie rozumiałam i dotąd pojąć nie mogę, pytam co jest nie tak z moimi rozmowami lub testami, ale potencjalni pracodawcy nie bardzo chcą mi udzielić odpowiedzi. Jest też tak, że stres odbiera mi rozum, jak mam w ciągu 20 min odpowiedzieć na 30 pytań. Trzymam się pewnego cytatu jak mantry "wiara czyni cuda, a nadzieja umiera ostatnia". Na spacery, kawę, lody nie chodzę, bo nie mam z kim. Skłamałabym, czasem wybiorę się z moim Jedynym Przyjacielem gdzieś. Ale kolezanek, juz nie mówiąc o przyjacółkach nie mam. Smutne. Jeśli kupuje sobie gyrosa lub pizze to biorę na wynos i biegiem do domu, chyba się boje, że ktoś zobaczy we mnie coś czego nie chciałabym pokazać - leku, strachu. Przyodziewam maskę, tak jest mi łatwiej, ale niekoniecznie dobrze na tym wychodzę w kontaktach międzyludzkich - już to wiem. Pora to zmienić i próbuję, z różnym skutkiem. Rodzina zajęła się córką, abym sobie poukładała wszystko od nowa. Mąż jest w delegacji aby nas utrzymać. Samotność i tęsknota za bliskimi dokucza mi. Nadmienię ze przeniosłam się do obecnego miasta blisko 2 lata temu. Jedyny Przyjaciel za chwilę wyjedzie na wakacje z rodziną, siostra tyra i nie ma za bardzo czasu dla mnie. Nie jest łatwo. Ale w końcu znajdę sposób na swoje życie, a zdrowie będę ceniła najwyżej :) Podaje mój nr gg 22908163, może uda sie nam razem coś dobrego zorganizować
  16. Cześć i mnie również dopadła ta niefajna choroba - depresja, na maxa w lutym tego roku. Jednak początki sięgają trochę wcześniejszego okresu mojego życia. Swego czasu Nervosol wystarczał, potem Afobam, aż w końcu wszystko przestało działać a ja spadałam coraz szybciej i głębiej w otchłań, której nie znałam ani nie rozumiałam. Piłam i to dużo, aby ukoić się, zasnąć , nie czuć ... Emocje jakie temu towarzyszyły były tak silne że bałam się iść do pracy (to ona była głównym powodem tej choroby), bałam się odprowadzać dziecko do przedszkola, odwróciłam się od męża i rodziny. Nie chciałam pokazać, że jest coś nie tak ze mną i reagowałam na wszystko złością. A może byłam zbyt dumna, aby pokazać że właśnie ja się łamię jak krucha gałąź na wietrze. Końcem stycznia nie mogłam spać,ani jeść. ( Do tej pory schudłam już chyba z 7 kg, bo z rozm. 40/42 wchodzę w 36/38.) Początkiem lutego nie miałam siły podnieść się z łóżka. Wylądowałam u prywatnego psychiatry i od lutego do kwietnia przyjmowałam leki, które totalnie mi nie pomagały. W końcu odważyłam się odezwać do znajomej, która pomogła mi znaleźć mi PZP i Fundacje. Psycholożka z Fundacji i lekarz z PZP pomagali, ale kontrole z ZUS skutecznie pogarszały mój stan. W końcu w czerwcu dojrzałam do decyzji, że żaden lekarz orzecznik ZUS nie będzie rządził moim stanem zdrowia. Poszłam do pracodawcy i powiedziałam ze muszę (właściwie to też chciałam) wrócić do pracy, mimo że nie czuje się ok, bo potrzebuje spotkań z psychologiem. Nie wspomniałam, że na noc przyjmuję leki i doraźnie jak sobie nie radzę ( mam wadę serca i stres siada najpierw na moim serduchu). Szef wręczył mi wypowiedzenie. Poczułam się niepotrzebna, poświeciłam tak wiele tej firmie, żyłam jej życiem i tak doprowadziłam się do wypalenia zawodowego w wieku niespełna 30 lat. Byłam wściekła, płakałam. Ale jak opuściłam, z pudełkiem pełnym moich osobistych rzeczy, siedzibę mojej firmy, poczułam ulgę, jakbym uwolniła się z kajdanek, które pozwoliłam sobie założyć, a które do bólu uwierały. Od 1 sierpnia jestem bezrobotna, poszukująca pracy. Będąc na wypowiedzeniu, popadałam ze skrajności w skrajność, od radosnej euforii, że teraz będzie tylko dobrze aż do tego, że jednak będzie beznadziejnie, śmiałam się i płakałam na przemian. Chodziłam i nadal chodzę na rozmowy kwalifikacyjne i albo słyszałam/słyszę, że mam za wysokie kwalifikacje albo zatrudnili kogoś z lepszymi i bardziej odpowiadającymi im wymaganiami. Czegoś tu nie rozumiałam i dotąd pojąć nie mogę, pytam co jest nie tak z moimi rozmowami lub testami, ale potencjalni pracodawcy nie bardzo chcą mi udzielić odpowiedzi. Jest też tak, że stres odbiera mi rozum, jak mam w ciągu 20 min odpowiedzieć na 30 pytań. Trzymam się pewnego cytatu jak mantry "wiara czyni cuda, a nadzieja umiera ostatnia". Na spacery, kawę, lody nie chodzę, bo nie mam z kim. Smutne. Jeśli kupuje sobie gyrosa lub pizze to biorę na wynos i biegiem do domu, chyba się boje, że ktoś zobaczy we mnie coś czego nie chciałabym pokazać - desperacji, strachu. Przyodziewam maskę, tak jest mi łatwiej, ale niekoniecznie dobrze na tym wychodzę w kontaktach międzyludzkich - już to wiem. Pora to zmienić i próbuję, z różnym skutkiem. Cześć wam i mnie również dopadła ta niefajna choroba - depresja, na maxa w lutym tego roku. Jednak początki sięgają trochę wcześniejszego okresu mojego życia. Swego czasu Nervosol wystarczał, potem Afobam, aż w końcu wszystko przestało działać a ja spadałam coraz szybciej i głębiej w otchłań, której nie znałam ani nie rozumiałam. Piłam i to dużo, aby ukoić się, zasnąć , nie czuć ... Emocje jakie temu towarzyszyły były tak silne że bałam się iść do pracy (to ona była głównym powodem tej choroby), bałam się odprowadzać dziecko do przedszkola, odwróciłam się od męża i rodziny. Nie chciałam pokazać, że jest coś nie tak ze mną i reagowałam na wszystko złością. A może byłam zbyt dumna, aby pokazać że właśnie ja się łamię jak krucha gałąź na wietrze. Końcem stycznia nie mogłam spać,ani jeść. ( Do tej pory schudłam już chyba z 7 kg, bo z rozm. 40/42 wchodzę w 36/38.) Początkiem lutego nie miałam siły podnieść się z łóżka. Wylądowałam u prywatnego psychiatry i od lutego do kwietnia przyjmowałam leki, które totalnie mi nie pomagały. W końcu odważyłam się odezwać do znajomej, która pomogła mi znaleźć mi PZP i Fundacje. Psycholożka z Fundacji i lekarz z PZP pomagali, ale kontrole z ZUS skutecznie pogarszały mój stan. W końcu w czerwcu dojrzałam do decyzji, że żaden lekarz orzecznik ZUS nie będzie rządził moim stanem zdrowia. Poszłam do pracodawcy i powiedziałam ze muszę (właściwie to też chciałam) wrócić do pracy, mimo że nie czuje się ok, bo potrzebuje spotkań z psychologiem. Nie wspomniałam, że na noc przyjmuję leki i doraźnie jak sobie nie radzę ( mam wadę serca i stres siada najpierw na moim serduchu). Szef wręczył mi wypowiedzenie. Poczułam się niepotrzebna, poświeciłam tak wiele tej firmie, żyłam jej życiem i tak doprowadziłam się do wypalenia zawodowego w wieku niespełna 30 lat. Byłam wściekła, płakałam. Ale jak opuściłam, z pudełkiem pełnym moich osobistych rzeczy, siedzibę mojej firmy, poczułam ulgę, jakbym uwolniła się z kajdanek, które pozwoliłam sobie założyć, a które do bólu uwierały. Od 1 sierpnia jestem bezrobotna, poszukująca pracy. Będąc na wypowiedzeniu, popadałam ze skrajności w skrajność, od radosnej euforii, że teraz będzie tylko dobrze aż do tego, że jednak będzie beznadziejnie, śmiałam się i płakałam na przemian. Chodziłam i nadal chodzę na rozmowy kwalifikacyjne i albo słyszałam/słyszę, że mam za wysokie kwalifikacje albo zatrudnili kogoś z lepszymi i bardziej odpowiadającymi im wymaganiami. Czegoś tu nie rozumiałam i dotąd pojąć nie mogę, pytam co jest nie tak z moimi rozmowami lub testami, ale potencjalni pracodawcy nie bardzo chcą mi udzielić odpowiedzi. Jest też tak, że stres odbiera mi rozum, jak mam w ciągu 20 min odpowiedzieć na 30 pytań. Trzymam się pewnego cytatu jak mantry "wiara czyni cuda, a nadzieja umiera ostatnia". Na spacery, kawę, lody nie chodzę, bo nie mam z kim. Smutne. Jeśli kupuje sobie gyrosa lub pizze to biorę na wynos i biegiem do domu, chyba się boje, że ktoś zobaczy we mnie coś czego nie chciałabym pokazać - desperacji, strachu. Przyodziewam maskę, tak jest mi łatwiej, ale niekoniecznie dobrze na tym wychodzę w kontaktach międzyludzkich - już to wiem. Pora to zmienić i próbuję, z różnym skutkiem. Rodzina zajęła się córką, abym sobie poukładała wszystko od nowa. Mąż wziął delegacje aby nas utrzymać. Samotność i tęsknota za bliskimi dokucza mi. Przyjaciel z chwilę wyjedzie na wakacje, siostra tyra i nie ma za bardzo czasu dla mnie. Nie jest łatwo. Ale w końcu znajdę sposób na swoje życie, a zdrowie będę ceniła najwyżej :) pozdrawiam Rodzina zajęła się córką, abym sobie poukładała wszystko od nowa. Mąż wziął delegacje aby nas utrzymać. Samotność i tęsknota za bliskimi dokucza mi. Jedyny Przyjaciel za chwilę wyjedzie na wakacje z rodzinąCześć wam i mnie również dopadła ta niefajna choroba - depresja, na maxa w lutym tego roku. Jednak początki sięgają trochę wcześniejszego okresu mojego życia. Swego czasu Nervosol wystarczał, potem Afobam, aż w końcu wszystko przestało działać a ja spadałam coraz szybciej i głębiej w otchłań, której nie znałam ani nie rozumiałam. Piłam i to dużo, aby ukoić się, zasnąć , nie czuć ... Emocje jakie temu towarzyszyły były tak silne że bałam się iść do pracy (to ona była głównym powodem tej choroby), bałam się odprowadzać dziecko do przedszkola, odwróciłam się od męża i rodziny. Nie chciałam pokazać, że jest coś nie tak ze mną i reagowałam na wszystko złością. A może byłam zbyt dumna, aby pokazać że właśnie ja się łamię jak krucha gałąź na wietrze. Końcem stycznia nie mogłam spać,ani jeść. ( Do tej pory schudłam już chyba z 7 kg, bo z rozm. 40/42 wchodzę w 36/38.) Początkiem lutego nie miałam siły podnieść się z łóżka. Wylądowałam u prywatnego psychiatry i od lutego do kwietnia przyjmowałam leki, które totalnie mi nie pomagały. W końcu odważyłam się odezwać do znajomej, która pomogła mi znaleźć mi PZP i Fundacje. Psycholożka z Fundacji i lekarz z PZP pomagali, ale kontrole z ZUS skutecznie pogarszały mój stan. W końcu w czerwcu dojrzałam do decyzji, że żaden lekarz orzecznik ZUS nie będzie rządził moim stanem zdrowia. Poszłam do pracodawcy i powiedziałam ze muszę (właściwie to też chciałam) wrócić do pracy, mimo że nie czuje się ok, bo potrzebuje spotkań z psychologiem. Nie wspomniałam, że na noc przyjmuję leki i doraźnie jak sobie nie radzę ( mam wadę serca i stres siada najpierw na moim serduchu). Szef wręczył mi wypowiedzenie. Poczułam się niepotrzebna, poświeciłam tak wiele tej firmie, żyłam jej życiem i tak doprowadziłam się do wypalenia zawodowego w wieku niespełna 30 lat. Byłam wściekła, płakałam. Ale jak opuściłam, z pudełkiem pełnym moich osobistych rzeczy, siedzibę mojej firmy, poczułam ulgę, jakbym uwolniła się z kajdanek, które pozwoliłam sobie założyć, a które do bólu uwierały. Od 1 sierpnia jestem bezrobotna, poszukująca pracy. Będąc na wypowiedzeniu, popadałam ze skrajności w skrajność, od radosnej euforii, że teraz będzie tylko dobrze aż do tego, że jednak będzie beznadziejnie, śmiałam się i płakałam na przemian. Chodziłam i nadal chodzę na rozmowy kwalifikacyjne i albo słyszałam/słyszę, że mam za wysokie kwalifikacje albo zatrudnili kogoś z lepszymi i bardziej odpowiadającymi im wymaganiami. Czegoś tu nie rozumiałam i dotąd pojąć nie mogę, pytam co jest nie tak z moimi rozmowami lub testami, ale potencjalni pracodawcy nie bardzo chcą mi udzielić odpowiedzi. Jest też tak, że stres odbiera mi rozum, jak mam w ciągu 20 min odpowiedzieć na 30 pytań. Trzymam się pewnego cytatu jak mantry "wiara czyni cuda, a nadzieja umiera ostatnia". Na spacery, kawę, lody nie chodzę, bo nie mam z kim. Smutne. Jeśli kupuje sobie gyrosa lub pizze to biorę na wynos i biegiem do domu, chyba się boje, że ktoś zobaczy we mnie coś czego nie chciałabym pokazać - desperacji, strachu. Przyodziewam maskę, tak jest mi łatwiej, ale niekoniecznie dobrze na tym wychodzę w kontaktach międzyludzkich - już to wiem. Pora to zmienić i próbuję, z różnym skutkiem. Rodzina zajęła się córką, abym sobie poukładała wszystko od nowa. Mąż wziął delegacje aby nas utrzymać. Samotność i tęsknota za bliskimi dokucza mi. Nadmienię ze przeniosłam się do obecnego miasta blisko 2 lata temu. Jedyny Przyjaciel za chwilę wyjedzie na wakacje, siostra tyra i nie ma za bardzo czasu dla mnie. Nie jest łatwo. Ale w końcu znajdę sposób na swoje życie, na prawdziwych przyjaciół, a zdrowie będę ceniła najwyżej :) ps. a może zrobimy zlot :) ??? [Dodane po edycji:] się mi trochę kilkakrotnie powieliło
  17. Cześć wam i mnie również dopadła ta niefajna choroba - depresja, na maxa w lutym tego roku. Jednak początki sięgają trochę wcześniejszego okresu mojego życia. Swego czasu Nervosol wystarczał, potem Afobam, aż w końcu wszystko przestało działać a ja spadałam coraz szybciej i głębiej w otchłań, której nie znałam ani nie rozumiałam. Piłam i to dużo, aby ukoić się, zasnąć , nie czuć ... Emocje jakie temu towarzyszyły były tak silne że bałam się iść do pracy (to ona była głównym powodem tej choroby), bałam się odprowadzać dziecko do przedszkola, odwróciłam się od męża i rodziny. Nie chciałam pokazać, że jest coś nie tak ze mną i reagowałam na wszystko złością. A może byłam zbyt dumna, aby pokazać że właśnie ja się łamię jak krucha gałąź na wietrze. Końcem stycznia nie mogłam spać,ani jeść. ( Do tej pory schudłam już chyba z 7 kg, bo z rozm. 40/42 wchodzę w 36/38.) Początkiem lutego nie miałam siły podnieść się z łóżka. Wylądowałam u prywatnego psychiatry i od lutego do kwietnia przyjmowałam leki, które totalnie mi nie pomagały. W końcu odważyłam się odezwać do znajomej, która pomogła mi znaleźć mi PZP i Fundacje. Psycholożka z Fundacji i lekarz z PZP pomagali, ale kontrole z ZUS skutecznie pogarszały mój stan. W końcu w czerwcu dojrzałam do decyzji, że żaden lekarz orzecznik ZUS nie będzie rządził moim stanem zdrowia. Poszłam do pracodawcy i powiedziałam ze muszę (właściwie to też chciałam) wrócić do pracy, mimo że nie czuje się ok, bo potrzebuje spotkań z psychologiem. Nie wspomniałam, że na noc przyjmuję leki i doraźnie jak sobie nie radzę ( mam wadę serca i stres siada najpierw na moim serduchu). Szef wręczył mi wypowiedzenie. Poczułam się niepotrzebna, poświeciłam tak wiele tej firmie, żyłam jej życiem i tak doprowadziłam się do wypalenia zawodowego w wieku niespełna 30 lat. Byłam wściekła, płakałam. Ale jak opuściłam, z pudełkiem pełnym moich osobistych rzeczy, siedzibę mojej firmy, poczułam ulgę, jakbym uwolniła się z kajdanek, które pozwoliłam sobie założyć, a które do bólu uwierały. Od 1 sierpnia jestem bezrobotna, poszukująca pracy. Będąc na wypowiedzeniu, popadałam ze skrajności w skrajność, od radosnej euforii, że teraz będzie tylko dobrze aż do tego, że jednak będzie beznadziejnie, śmiałam się i płakałam na przemian. Chodziłam i nadal chodzę na rozmowy kwalifikacyjne i albo słyszałam/słyszę, że mam za wysokie kwalifikacje albo zatrudnili kogoś z lepszymi i bardziej odpowiadającymi im wymaganiami. Czegoś tu nie rozumiałam i dotąd pojąć nie mogę, pytam co jest nie tak z moimi rozmowami lub testami, ale potencjalni pracodawcy nie bardzo chcą mi udzielić odpowiedzi. Jest też tak, że stres odbiera mi rozum, jak mam w ciągu 20 min odpowiedzieć na 30 pytań. Trzymam się pewnego cytatu jak mantry "wiara czyni cuda, a nadzieja umiera ostatnia". Na spacery, kawę, lody nie chodzę, bo nie mam z kim. Smutne. Jeśli kupuje sobie gyrosa lub pizze to biorę na wynos i biegiem do domu, chyba się boje, że ktoś zobaczy we mnie coś czego nie chciałabym pokazać - desperacji, strachu. Przyodziewam maskę, tak jest mi łatwiej, ale niekoniecznie dobrze na tym wychodzę w kontaktach międzyludzkich - już to wiem. Pora to zmienić i próbuję, z różnym skutkiem. Rodzina zajęła się córką, abym sobie poukładała wszystko od nowa. Mąż wziął delegacje aby nas utrzymać. Samotność i tęsknota za bliskimi dokucza mi. Przyjaciel z chwilę wyjedzie na wakacje, siostra tyra i nie ma za bardzo czasu dla mnie. Nie jest łatwo. Ale w końcu znajdę sposób na swoje życie, a zdrowie będę ceniła najwyżej :) pozdrawiam
  18. Cześć Joasiu, mam na imię Agnieszka i mnie również dopadła ta niefajna choroba - depresja, na maxa w lutym tego roku. Jednak początki sięgają trochę wcześniejszego okresu mojego życia. Swego czasu Nervosol wystarczał, potem Afobam 0,25, aż w końcu wszystko przestało działać a ja spadałam coraz szybciej i głębiej w otchłań, której nie znałam ani nie rozumiałam. Emocje jakie temu towarzyszyły były tak silne że bałam się iść do pracy (to ona była głównym powodem tej choroby), bałam się odprowadzać dziecko do przedszkola, odwróciłam się od męża i rodziny. Nie chciałam pokazać, że jest coś nie tak ze mną i reagowałam na wszystko złością. Końcem stycznia nie mogłam spać,ani jeść. Początkiem lutego nie miałam siły podnieść się z łóżka. Wylądowałam u psychiatry w rodzinnym mieście i od lutego do kwietnia przyjmowałam leki, które totalnie mi nie pomagały. W końcu odważyłam się odezwać do znajomej, która pomogła mi znaleźć mi PZP we Wrocku i Fundacje. Psycholożka z Fundacji i lekarz z PZP pomagali, ale kontrole z ZUS skutecznie pogarszały mój stan. W końcu w czerwcu dojrzałam do decyzji, że żaden lekarz orzecznik ZUS nie będzie rządził moim stanem zdrowia. Poszłam do pracodawcy i powiedziałam ze muszę (właściwie to też chciałam) wrócić do pracy, mimo że nie czuje się ok, bo potrzebuje spotkań z psychologiem. Nie wspomniałam, że na noc przyjmuję leki i doraźnie jak sobie nie radzę 9 mam wadę serca i stres siada najpierw na moim serduchu. Szef wręczył mi wypowiedzenie. Poczułam się niepotrzebna, poświeciłam zdrowie tej firmie, żyłam jej życiem i tak doprowadziłam się do wypalenia zawodowego w wieku niespełna 30 lat. Byłam wściekła, płakałam. Ale jak opuściłam, z pudełkiem pełnym moich osobistych rzeczy, siedzibę mojej firmy, poczułam ulgę, jakbym uwolniła się z kajdanek, które pozwoliłam sobie założyć, a które do bólu uwierały. Od 1 sierpnia jestem bezrobotna, poszukująca pracy. Będąc na wypowiedzeniu, popadałam ze skrajności w skrajność, od radosnej euforii, że teraz będzie tylko dobrze aż do tego, że jednak będzie beznadziejnie, śmiałam się i płakałam na przemian. Chodziłam i nadal chodzę na rozmowy kwalifikacyjne i albo słyszałam/słyszę, że mam za wysokie kwalifikacje albo zatrudnili kogoś z lepszymi i bardziej odpowiadającymi im wymaganiami. Czegoś tu nie rozumiałam i dotąd pojąć nie mogę, pytam co jest nie tak z moimi rozmowami lub testami, ale potencjalni pracodawcy nie chcą mi udzielić odpowiedzi. Jest też tak ze stres odbiera mi rozum, jak mam w ciągu 20 min odpowiedzieć na 30 pytań. Trzymam się pewnego cytatu jak mantry "wiara czyni cuda, a nadzieja umiera ostatnia". Na spacery, kawę, lody nie chodzę, bo nie mam z kim. Smutne. Jeśli kupuje sobie gyrosa lub pizze to biorę na wynos, chyba się boje, że ktoś zobaczy we mnie coś czego nie chciałabym pokazać - desperacji, strachu. Przyodziewam maskę, tak jest mi łatwiej, ale niekoniecznie dobrze na tym wychodzę w kontaktach miedzyludzkich - już to wiem. Pora to zmienić i próbuję, z różnym skutkiem. Rodzice i teściowe zajęli się córka abym sobie poukładała wszystko od nowa. Mąż wziął delegacje aby nas utrzymać. Samotność i tęsknota za bliskimi dokucza mi. Przyjaciel z chwilę wyjedzie na wakacje, siostra tyra i nie ma czasu dla mnie. Nie jest łatwo. Rozumiem Cię. Jeśli będziesz chciała pogadać lub spotkać się podaje ci mój nr gg 2208163. Aga [Dodane po edycji:] Wrocław się zgłasza: 1. nr gg 22908163, 2. tel +48 790 592 666
×