Skocz do zawartości
Nerwica.com

mmBB

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia mmBB

  1. dokładnie tak - ludzie, którzy byli mi wtedy "bliscy" uznali, że zachowuję się dziwnie, jestem "inna". Mam wrażanie, że nie ma od tego odwrotu. W momencie, kiedy widzą cię już osobą "normalną", chyba wyobrażają sobie, że grasz im na nosie, że coś udajesz, że chcesz im coś zademonstrować... Ale wiesz TheGrengolada, nie jestem pewna czy wzięłaś pod uwagę kontekst w jakim zdawałam pytanie "czy ludzie lubią ludzi z depresję?". Bo mi chodziło o ten moment, kiedy zaczynasz psuć się od środka, ale jeszcze jesteś wśród ludzi. Bo mi się wydaje, że wielu ludzi z depresją zaczyna się zmagać z wieloma kompleksami "ja nie dam rady", "jestem gorsza", "nie mam siły" , a przez to zaczynają właśnie jakby podporządkowywać się "silniejszym" i za to są lubiani. Ale będąc w depresji nigdy nie jesteś do końca sobą chyba ... Wiesz ja też mam mało optymistyczne spojrzenie na "wychodzenie z depresji". Tak prawdę mówiąc to mam wrażenie, że z depresją się urodziłam, na depresję zapadłam, z depresji wyszłam i dalej z depresją żyję. Zawsze czułam się trochę inna, trochę bardziej "problematyczna". Nawet jeśli mówię, że jestem szczęśliwa to w podświadomości mam wrażenie, że to tylko przemawia przeze mnie ta duma, że stawiam czoła rzeczywistości, ale czy to prawdziwe szczęście zrodzone z emocji i z serca kiedyś przyjdzie- nie wiem. Bardzo Ci dziękuję za Twojego posta, właśnie tego oczekiwałam logując się tutaj.
  2. Witam, Jest to mój pierwsz post. Na forum trafiłam przypadkiem, szukałam miejsca, gdzie można opisać swój problem i gdzie znajdą się osoby chętne by mi pomóc. Przez kilka lat cierpiałam na depresję przez co zawaliłam szkołę, pracę, życie osobiste. Całe szczęście otrzymałam darmową pomoc terapeutyczną i wyszłam na prostą. Od dłuższego czasu jestem naprawdę szczęśliwa i odkrywam siebie. Mam odwagę być sobą i udowadniać, że mogę dokonać wszystkiego tego, czego nie mogłam dokonać podczas choroby. Jednakże moim problemem jest samotność. Moja depresja była podzielona na dwa etapy: -pierwszy, kiedy już zaczęłam się psuć od środka, ale jednak na wierzchu zatrzymałam pozory normalności stając się nad wyraz potulna, miła i uczynna - drugi, kiedy zamknęłam się w domu i przestałam się odzywać do kogokolwiek W pierwszym okresie mojej choroby zawiązałam wiele "przyjaźni". Ludzie mnie uwielbiali, interesowali się mną, zapraszali mnie w różne miejsca, a przede wszystkim zawsze o mnie pamiętali. Było to dla mnie czymś strasznym, ponieważ wciąż i wciąż musiałam się wykręcać, ponieważ nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. W dodatku nigdy nie byłam sobą. Nie wyjawiałam przed nikim swoich osądów, chociaż wewnątrz byłam krytyczna jak każdy normalny człowiek. W końcu coś pękło i zerwałam z wszystkim. Z całą przeszłością. Przez jakiś czas ludzie mnie szukali. Był to długi czas. Wciąż usiłowali się ze mną skontaktować, telefon nie przestawał dzwonić. Z upływem czasu telefonów było coraz mniej i mniej, a teraz nie ma ich wcale. Dawni znajomi przestali dzwonić, bo nie wiedzieli nic o depresji i po prostu poczuli się urażeni, że ich ignoruję. Nowych znajomości nie nawiązałam. Z początku nie nawiązałam żadnej znajomości, bo po prostu jeszcze byłam chora. Natomiast teraz... I tutaj właśnie jest problem. Teraz czuję, że jestem gotowa by nawiązywać nowe znajomości, by być blisko ludzi. Wyszłam z założenia, że nie będę odkopywała przeszłości, bo to byłoby dla mnie zbyt trudne. Nawet jeśli kiedyś się na to zdecyduję to nie teraz. Dlatego też nie dzwonię do moich dawnych znajomych. Jednak kilkoro spotkałam przez przypadek ... I okazało się, że już nie patrzą na mnie tak jak kiedyś... Nie widzą tej niewinnej dziewczynki, którą zapamiętali i po jednym spotkaniu urywa nam się kontakt. Kiedyś te same osoby potrafiły wydzwaniać do mnie kilka razy dziennie, a teraz ... po prostu nic, cisza. Mogłabym wymienić naprawdę wiele przykałów. Dwa najbardziej jaskrawe to przykłady dwóch chłopców, którzy zakochali się we mnie, kiedy byłam w depresji, a po wszytkim po prostu zobaczyłam w ich oczach, że niczego już do mnie nie czuję- tak po prostu! Pozostaje też temat nowych znajomości. Staram się jak mogę nawiązywać nowe znajomości, ale.. nie wychodzi. Rozmawiam, ludzie mnie lubią, śmiejemy się, ale to np. w pracy. Po pracy każdy ma swoje życie pełne przyjaciół i swoich spraw i już nikt do mnie nie dzwoni, nikt mnie nigdzie nie zaprasza. Kiedy ja wychodzę z inicjatywą najczęściej kończy się na tylu spotkaniach ile ja zainicjuję, ale czuć, że brak "tego czegoś" i brak odpowiedzi i brak zaangażowania ze strony drugiej osoby. Boję się, ponieważ naprawdę nie rozumiem tego co się stało... Kiedy przypomnę sobie siebie widzę fałszywą szarą myszkę, która potrafiła nienawidzić osób, którym mówiła tysiące miłych rzeczy. Natomiast w oczach moich dawnych znajomych widzę tęsknotę do tego co było i do mojej osoby. Teraz kiedy w końcu potrafię się śmiać i być szczęśliwa, szczerze szczęśliwa nie mogę zawiązać żadnej owocnej relacji ... I jasne, nie uważam się za osobę idealną. Ja po prostu myślałam, że właśnie na tym to polega, że wystarczy chcieć, wystarczy szczerze troszczyć się o innych by nawiązywać z nimi relacje i kompromisy i że prawdziwe przyjaźnie nie polegają na ocenianiu ... Bardzo prosiłabym o Waszą pomoc. Byłoby cudownie, gdzyby okazało się, że ktoś miał/ma podobny problem i chciałby się tym podzielić. pozdrawiam i z góry dziękuję Marta
×