Do biznesu potrzeba sprytu, cwaniactwa, znajomości, braku skrupułów i kapitału na rozkręcenie.
Ja, gdyby nie zaburzenia "pod deklem", pewnie ukończyłbym studia. Być może nawet dzienne na dobrej uczelni. W podstawówce do 6 klasy byłem jednym z najlepszych uczniów w klasie, choć nie zakuwałem. Niestety, w drugim semestrze przeszedłem religijne pranie mózgu i za bardzo zaangażowałem się w życie parafii, przez co wpadłem w depresję lękową, zaburzenia koncentracji, do tego uraciłem pewność siebie. Co za tym idzie później uczyłem się już tylko gorzej, w ogólniaku byłem jednym z najsłabszych w klasie. Czy ukończenie studiów cokolwiek by mi dało? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
Nie zgadzam się z opiniami, jakoby ukończenie kierunków technicznych na dobrej uczelni państwowej w systemie dziennym miało sens w przeciwieństwie do humanistycznych bądź społecznych. Paru moich kumpli (bynajmniej nie tępych, bo żaden z nich nigdy nie miał problemów z nauką) ukończyło zarządzenie i inżynierię produkcji z dobrymi wynikami i żaden z nich nie pracuje zgodnie z kwalifikacjami. Jeden dzięki plecom został urzędnikiem (dziś jest już inspektorem z umową na czas nieokreślony), drugi pracuje u kuzyna w sklepie z drzwiami, trzeci wyjechał "turystycznie" do Stanów. Oczywiście, oni wszyscy ukończyli ten kierunek przeszło dekadę temu, dziś już są grubo po trzydziestce, natomiast o ile wiem od tamtej pory niewiele się w Polsce w kwestii perspektyw zmieniło.