Skocz do zawartości
Nerwica.com

Neśka

Użytkownik
  • Postów

    160
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Neśka

  1. W takim razie ja też wszystkich witam.... ciesze sie, ze bede mogla dzielic z Wami problemy i pomagać, jak tylko będę w stanie. Dzięki za wsparcie !!!!! :)
  2. Serdecznie dziękuję Wam za porady... Wiem, że nie jedna tak mam, że każdy tutaj ma podobne lub dużo gorsze problemy, ale chyba wiecie , jak ciężko jest żyć ze śwaidomością bezsilności. Będę obserwowała to forum, bo widzę, że jest tu bardzo silna grupa wsparcia, a to już choć na chwile pomaga. Dziękuję Wam...postaram się zmobilizować, by coś z tym zrobić, bo tak nie można żyć...Najgorsze jest to, że leków się boję jakichkolwiek, a mam manię myślenia o tym, co będzie potem, a nie o tym co jest teraz... Mocno pozdrawiam Was wsyztskich :)
  3. Neśka

    [Bielsko-Biała]

    Ja może nie z Bielska, ale z okolic na południe od Bielska - z Żywca dokłądniej :)
  4. Neśka

    MOJA GŁUPOTA

    A ja tak czytam ten post i mój podziw przeplata się z .... "użalaniem" się nad sobą.... tak bardzo chciałabym mieć tyle siły... tak bardzo chciałabym porządnie dać sobie w tyłek, ale boję się tego, że....nie dam rady oczywiście. Nie wiem czemu tak jest, że nawet się nie próbuje, a już się boje - nienawidzę tego, a tak trudno jest mi się przełamać. Cieszę się jednak, że cuda się zdarzają (bo dla mnie to niemal cud)... obecność takich ludzi na forum naprawdę pomaga. To niewiarydone, że ludzi z problemami podobnymi do mnie jest tak wielu... Myślałam, że tylko ja mam takie problemy... i to było straszne! Sama świadomość, że jest inaczej dodała mi otuchy... każdego dnia staram się wmawiać sobie, że może będzie jeszcze lepiej... dziękuję Jacku za posta :) Pozdrawiam.
  5. Neśka

    x

    U mnie sytuacja podobna jest jak u Ciebie...ja niestety zawaliłam studia i teraz znowu zawaliłam sprawę, by iść na inny kierunek, więc kolejny rok stracę...miło jednak, że komuś się udaje...pozdrawiam :)
  6. Witam... potrzebuje się wygadać. Postaram się, by było krótko i treściwie, choć to wszystko jest tak zagmatwane... Zaczęło się jakieś 3 lata temu, ale chyba ma podłoże jeszcze dawniej. Obecnie mam 20 lat. Nigdy nie byłam typem samotnika, bo wychowałam się w miejscu, pełnym rówieśników. Zawsze jednak różniłam się trochę-przynajmniej tak mi się wydaje. Miałam niezrozumiała dziś dla mnie samodyscyplinę...Od dziecka bardzo dobrze się uczyłam, podobno byłam uzdolnionym dzieckiem...aczkolwiek nie miałam możliwości, by się rozwijać. W podstawówce zawsze byłam w centrum zainteresowania, co nie przysparzało mi pewności siebie, bo co dziwne byłam bardzo nieśmiała. Zawsze prymuska, poukładana, grzeczna...ale mimo wszystko byłam osobą lubianą, bo wszystko od dziecka robiłam tylko dla siebie- nikt mnie do niczego nie zmuszał. W gimnazjum poznałam swojego chłopaka, starszego o 3 lata – ja miałam wtedy 13. Pamiętam, że wtedy miałam kłopoty z własną samooceną, bo jemu podobał się inny typ urody, niż mój (wiecie jak głupio gadają nastolatki). Wtedy też zaczęłam krytycznie patrzeć na siebie. Rozstaliśmy się po 3 latach z wielkim hukiem, bo mnie oszukiwał. Kolejne 3 lata spędziłam w związku z kolegą z klasy. I wtedy wszystko się zaczęło... Zawsze byłam indywidualistką... interesowały mnie wzniosłe idee, chciałam pomagać innym ludziom. On był inny – przyziemny, materialista. Zrozumiałam to wcześnie, ale nie potrafiłam się uwolnić. Udało mi się po 3 latach... Przez ten okres straciłam wszystko...przyjaciół, bo jego nie akceptowali, a potem się porozjeżdżali, poczucie własnej wartości, bo zawsze wmawiał mi, że za dużo od siebie wymagam, szantażował mnie psychicznie. Rok temu poszłam na studia i wydawało mi się, że sobie poradzę, bo sprzeciwiłam się mu i zrobiłam to co chciałam ja... Ale ten rok skończył się tragicznie... Przypieczętowałam swoja samotność, bo nie potrafiłam odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie potrafiłam się dogadać z ludźmi, zaczęły się u mnie kłopoty z pamięcią, koncentracją. Początkowo wkuwałam, chciałam się uczyć, ale nie było rezultatów, bo zapominałam wszystko, choć na naukę poświęcałam 20 godzin dziennie. I poszło jak po sznurku...niezadowolenie z siebie, strach, lęk i całkowita bezradność. Nie potrafiłam się pogodzić z tym, że nie mogę. Uzależniłam się od jedzenia, bo nim zajadałam problemy. I te głupie uczelniane sytuacje, kiedy nawet w zwykłej rozmowie denerwowałam się, jak przez pójściem na egzekucję. Zaczęłam analizować swojej ruchy, kontrolować i poczułam, że szaleję. Rzuciłam studia, a moje życie polegało już tylko na spaniu. Były małe zrywy aktywności, ale wygasały i potem pojawiała się pustka...tak jest do teraz. Całe wakacje przespałam, przejadłam... nawet mycie zębów jest problemem. Nie musze pisać, co się ze mną dzieje, bo są to wszystkie typowe objawy depresji. Moim problemem największym było to, że przez cały poprzedni rok prosiłam by mój (dzisiaj już) „były” mi pomógł... prosiłam, by coś ze mną zrobił, mówiłam, że potrzebuje lekarza.. Nie byłam i nie jestem w stanie nic sama zrobić. Mówił, że za dużo się uczę, bo nie mógł mi uwierzyć, że ja tylko spię.... Szukałam pomocy na siłę – u rodziców, u niego, ale oni tego nie rozumieją.... Ostatnio zaczęło mnie kłuć serce. Boli wszystko – ciało i dusza. Mam wyrzuty sumienia nawet, gdy mówię o tym, co czuje. Próbowałam sama z tym walczyć, ale mam słabą wole, bo nie wierzę, że może być lepiej. Nie wiem, gdzie mam się udać, jak mam przede wszystkim poprosić o pomoc. Boję się, że jak pójdę do psychologa każe mi gadać, a ja wtedy czuję się tak sztucznie i czuję, że kogoś zamęczam, ale dla mnie to uczucie nie do zniesienia. Jak sobie z tym poradzić? Ja chcę żyć, jak dawniej i uwierzyć, że mogę żyć jak dawniej. Najgorsze są dla mnie objawy fizyczne, bo to one powoduję, że tak strasznie nic mi się nie chcę. Psychika siada, gdy nie mogę ich pokonać lub gdy coś przypomina mi o mojej bezradności... Proszę o wsparcie...
  7. Dziękuję Wam wsyztskim za serdeczne przyjęcie...to juz dużo znaczy:)
  8. Witam Was po prostu :) Trafiłam tu przez przypadek - jest to efektem moich bezproduktywnych godzin spędzonych na wpatrywaniu się w ekran monitora... Cieszę się, bo potrzebuje pomocy, chociażby wirtualnej (na otoczenie liczyć nie mogę, bo raczej go nie ma):( Tak więc pozdrawiam serdecznie :)
×