Witam!
Od 9 lutego leczę się na nerwice depresyjno-lękową.
Mój problem polega tym że od początku leczyłem się lekami - SEROXAT oraz afobam (doraźnie) - nie było żle, na początku byłem trochę zamulony itd ale po 3 tygodniach brania pogłębiła mi się mocno depresja oraz myśli typu "wolałbym nieżyć niż być w takim stanie" - co jest absurdem bo wiedziałem że takie myśli to bujda ale jednak płakałem z ich powodu ponieważ byłem nimi zaniepokojony. Zadzwoniłem do swojego lekarza psychiatry i kazał mi przyjść na wizytę i zmienił mi lek na Citabax oraz Spamilam (dokładnie 2 tygodnie temu). Po 5 dniach brania CItabaxu odstawiłem go, ponieważ myśli na temat śmierci i samobójstwa strasznie się nasiliły i jechał ze mną jak ze szmatą (w sensie skutków ubocznych) oraz pogłębił mi lęki i mocno derealizację którą zaczynałem odczuwać nawet w domu.
Zadzwoniłem do swojego lekarza i powiedziałem że odstawiam lek bo raczej mój organizm żle na niego reaguje. W takim razie zaproponował lek z innej grupy (Effectin) i umówiliśmy się na sobotę że wypisze mi receptę. Dodam tylko że Effectin brał kiedyś mój ojciec na depresję. Przez 4 dni nie brałem ŻADNYCH LEKÓW i czułem się naprawdę nieźle (jeżeli chodzi o derealizację i lęki) z tym że w piątek wieczorem znów naszły mnie jakieś myśli o śmierci itd dosyć natrętne i mało komfortowe. Kiedy spotkałem się z psychiatrą na następny dzień i opowiedziałem mu o swoich myślach itd, przyznał się że spierdolił sprawę i że niepotrzebnie dał mi lek typu SSRI na które jestem wrażliwy i które wywołały u mnie takie ohydne myśli na temat śmierci i samobójstwa.
Od zeszłej niedzieli jestem na leku Effectin 75 ER (brałem 37,5) i jeżeli o skutki uboczne takowych nie mam (jedynie to że czasem zbyt pobudza jak jakaś amfetamina albo inny drag) ale dalej mam te natrętne myśli na temat wyrazu "śmierć" oraz "samobójstwo". Teraz po 6 dniach wszedłem na dawkę 75 mg. Rano jest najgorzej. Non stop chce mi się płakać. Teraz mam dosyć ciężki okres w życiu, moja dziewczyna wyjeżdża za granice w przyszłym tygodniu i strasznie boję się samotności itd. I boję się że zrobię coś głupiego przez natłok tego gówna w głowie! Mój lekarz terapeuta u którego byłem dwa razy póki co, mówi że moje myślenie o śmierci ma wpływ na to że wiele rzeczy w moim życiu się kończy (wyjazd dziewczyny, rozwód rodziców, wchodzenie w dorosły okres w życiu, ustatkowania się itd), dlatego mój mózg kojarzy to jako koniec jakiegoś okresu. Ja sam nie wiem co mam już o tym myśleć. Najbardziej wkur... mnie fakt że NA POCZĄTKU LECZENIA miałem wiarę że tego wyjdę i że będzie dobrze a później się wszystko spier..... i to mnie boli najbardziej, bo nie miałem takich stanów depresyjnych ani "złych" myśli tylko byłem zdeterminowany do walki z nerwicą a teraz czuje że "jakby to był koniec"! Od dwóch dni mam straszne jazdy żeby iść do szpitala psychiatrycznego ale rodzina mnie od tego powstrzymuje ponieważ mówi że mi to przejdzie i żebym przeczekał.
Czy komuś z was Forumowiczów Effectin pomógł i czy jest lekiem godnym polecenia na stany depresyjne? Czy to prawda że objawy depresji i "złych" myśli nasilają się mocno na początku? Bo nie chce zmieniać leku po raz czwarty. Z góry dziękuje za wszelką pomoc i odpowiedzi!