Skocz do zawartości
Nerwica.com

mm

Użytkownik
  • Postów

    75
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mm

  1. Kiedys jak się posprzeczałam z meżem to sie szybciutko to mamusi wybrałam. A moja mama mówi do mnie:kochana ty masz męża i nie możesz tak do mamy uciekać.Wracaj i rozwiąż problem. I to jest złota rada.Tak mnie tym wprawiła w osłupienie ,że w końcu do mnie dotarło ,że to nie przedszkole tylko małzeństwo. Żeby tak wszystkie mamy zdrowo do sprawy podchodziły.Pod warunkiem ze sytuacją nie jest krytyczna.
  2. Mój psychiatra uważa ,że dziecko jest lekarstwem na nerwice. To opinia lekarza z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem zawodowym. POwiedział mi tak:urodzi pani dziecko na 3-4 lata posiedzi pani w domu i bedzie dobrze. Osobiście nie podzielam jego opinii i tego typu podejcia do sprawy.Nie podzielam tez jednak "zasłaniania" się nerwicą przed zajściem w ciążę. Ogólnie to jednak ciekawe podejście...daje do zastanowienia.Z jednej strony to co pisze Ridllic jest jak najbardziej racjonalne i odpowiedzialne a z drugiej strony to co powiedział psychiatra... W sumie im dłużej myślę o tym co powiedział psychiatra dochodze do wniosku ,ze on jednak wywodzi się chyba ze starej szkoły(mysli pewnie baba bez dziecka głupieje i choroby sobie wymysla)........no nie wiem.Ogólnie bitwa mysli....
  3. do neurotico.U mnie mozna wypunktowac tak jak u ciebie ale u mnie nie ma dzieci i zagranicy. Masz dla kogo powalczyć o wasz związek.Czasem wystarczy ,że ktos musi zacząć.Trzeba schować często dumę czy niechęć w kieszeń i poprostu coś robic.Skoro czytasz to forum i piszecz tu o sobie to znaczy ,że szukasz tej pomocy i jesteś gotowy coś robic. Trzymam kciuki! ps mamę to jednak musisz ustawić odpowiednio.Matka jest ważna oczywiście ale masz swoją rodzinę i przede wszsytkim musisz stać przy zonie.Ona musi to poczuć ,żeby zuć sie pewniej a mama musi się wycofać w cień.Matki nie zawsze to rozumieja. Myślę ,że relacje miedzy mama a toba się nie popsuja a miedzy toba a zona na pewno poprawia.
  4. Cała znajomośc przed ślubem dosyć krótka.Decyzja o ślubie szybka.Ja nie jestem zwolenniczką takich szybkich decyzji natomiast co innego jezeli chodzi o wspólne mieszkanie i docieranie sie jako para.U mnie trwało to około 5-ciu lat.W miedzy czasie wyszła nerwica.Nie zwalam tego na kark mojego męża a wtey chłopaka.Nerwica była u mnie uśpiona a pewne czynniki sprawiły że się uaktywniła.Na pewno wpływ na to miało wyprowadzenie sie z domu rodzinnego a w zasadzie od mamy bo tylko z mama mieszkałam, wyznaczanie swojego tertorium w zwiazku,walka z jakimis przyzwyczajeniami i potrzeba pojscia na ustępstwa we wspólnym zyciu.Przez nerwicę dużo namieszałam w naszych relacjach.Kłótniami,agresja i wiecznym narzekaniem doprowadziłam do takiego stanu ,że mój maz wracając z pracy marzył o tym aby w drzwiach powitał go mój usmiech a nie obrazona nie wiadomo na co mina albo wściekłość. Późno to do mnie dotarło ,że ja muszę sie leczyć i pracowac,bardzo pracować nad związkiem.Fakt ,że ja jestem chora na nerwicę nie zwalnia mnie z dbania o sferę uczuc i psychiki moich bliskich.Ileż dobrego może zdziałać drobna pochwała,komplement czy ciepły uśmiech z mojej strony(nawet jeśli moje samopoczucie jest fatalne).Ja to nazywam pielęgnacja relacji.Nie chce swoim zachowaniem gotować piekła psychicznego innym.Będąc chora staram się wychodzic pomocą a nie tylko być chorą.POdsumowując moją wypowiedź :nic samo sie nie naprawi.Rozmowa szczera i porządna praca nad sobą.Ciekawe jest jaki wpływ na to co dzieje się w waszym małżeństwie rodziców twojej żony.Wiem ,że osoby trzecie mogą tez zakłócać relacje między wami.
  5. mm

    Lęk przed śmiercią

    Ostatni atak lęku i paniki miałam w lutym tego roku.Zaczeło się przeziebieniem,tygodniowym pobytem na zwolnieniu w domu i zaczęłam wtedy myśleć o smierci,o tym, że niedługo pewnie umrę w sile wieku cos mnie poprostu zetnie jakaś choroba.Przeraziło mnie cierpienie w chorobie takie,że leże unieruchomiona np w szpitalu czy hospicjum.Mój los jest przesadzony i poprostu czekam na śmierć a ze mną moi bliscy.Cierpia moim cierpieniem a w gruncie rzeczy każdy czeka juz na to moje odejscie bo dopiero przyjdzie im ulga.To naturalne.Normalnie tak sobie wkręciłam ten temat,że ryczałam trzęsłam się,nie mogłam normalnie funkcjonowac.Cital który brałam regularnie z dnia na dzień przestał działać.Wszystko dookoła działo się jakby poza mną.Przerażało mnie że może istniec normalne zycie moich bliskich po mojej smierci,że ja odejdę z tego świata a oni zostana na wiele lat i że kiedyś spotkamy się w innym świecie ale bedziemy dla siebie inni,obcy...Przeraża mnie moje myślenie,pomijajac te schizy o smierci ale fakt ,że jestem osoba wierzącą w Boga,modle się ,chodzę do kościoła z potrzeby a zamiast wizualizować sobie życie po śmierci tak jak nalezy tak jak mówi o tym Ewangelia i Kościół ja jak ten naiwny człowiek .....ech szkoda gadać...duzo myślałam sobie o słowach przysięgi małżeńskiej..."oraz ,że cię nie opuszczę aż do śmierci" i po tej śmierci mój mąż zakocha się w kimś kto wypełni tę pustke po mnie i będzie szczęśliwy..chodzi mi o to że to zycie tu nie musi byc wiecznościa tam.....i to mnie jakos dołowało. Generalnie jak mam atak wynika ze zbyt długiego rozmyslania o śmierci.Teraz o tym nie mysle.Leki spełniają swoją funkcję i szukam raczej optymizmu na codzień ale zobaczymy jak długo.Szkoda ,że tak mamy z tymi rozmyślaniami... Moimi obawami podzieliłam się z moim mężem.Oczywiście płacząc mu w rekaw.On wie,że mam takie napady irracjonalnych lęków i jak potrafi tak mnie wspiera./Szkoda tylko ,że ta nerwica nie chce sie odczepić.
  6. mm

    Wielki "come back

    czasem taka praca(niesatysfakcjonujaca i nudna) moze być środkiem do osiagniecia celu.... Myślę ,że większośc ludzi chciałaby pracę która sprawia nam frajde,daje poczucie spełnienia zawodowego,chcemy czuc ,że swoja pracą dajemy cos innym,że jesteśmy potrzebni ale nie oszukujmy się szukanie pracy nie zawsze wygląda rózowo. Moja praca jest dosyc monotonna,sa dni kiedy nie widzę sensu tego co robię ale istotne jest co mogę i co zrobię z czasem wolnym od mojej pracy,z moja pensją.......pominąwszy fakt ,że część wydam na swoje leki:) to daje jakieś perspektywy...
  7. mm

    Wielki "come back

    do lekopaweł.Zainteresowała mnie twoja postawa wobec pracy.Czy praca cie nie satysfakcjonuje lub stresuje i dlatego chcesz z niej zrezygnowac czy w wyniku złego samopoczucia i obawy przed osmieszeniem się w pracy chcesz z niej uciec? Wiem jak to jest jak człowiek się fatalnie czuje i chce przeczekac ten czas najlepiej w swojej domowej oazie wiem tez ,że im dłużej jednak się izolujesz tym gorzej bo odosobnienie napedza stany lękowe.Myślę ,że twoje leki zaczną juz wkrótce działac i że dobre samopoczucie powróci a wraz z nim optymizm i pewnie bardziej racjonalne spojrzenie na sytuację zawodową jeżeli oczywiście w pracy jest wszystko ok.
  8. mam przypadek toksycznej miłości albo raczej toksycznego zwiazku w rodzinie. Niestety są dwa argumenty które droge do wolnosci(kobiety w tym przypadku) blokują. 1. brak środków finansowych(nie zarabia,nie oszczędza,kasa jest jej wydzielana i zawsze kontrolowana na co wydana) 2. Troje dzieci które sa niejako karta przetargową w razie ewentualnych prób odejścia(on grozi pozbawieniem kontaktu z dziećmi i o ile z tym mozna by było sobie poradzić to wpływ jaki ojciec ma na dzieci,przede wszsytkim posłuch jest nie do pokonania) Kiedys czytałam arytkuł o kobietach trzymanych w "złotych klatkach" przez mężczyzn którzy zapewniają im kase,życie w luksusie,nie pozwalają pracować(chociaż bardzo często kobiety te są świetnie wykształcone),pozwalaja nawet się kształcić ale nie pracować,ograniczaja kontakty z ludźmi,izoluja.Moja krewna mieszka w pięknym miejscu ale na takim zadupiu że rzadko ktoś tam zaglada. Zagląda do kieliszka chociaz mysli ,że tego nie widać,łyka środki odchudzające dla osób zmagajacych się z otyłością chociaż sama nigdy do takich nie należała.Je śladowe ilości posiłków.Przechadza sie po domu w strojach w których nigdy nie pokaże sie na miescie. POchłania ją internet.Całymi dniami.Chyba pogodziła się z ta sytuacją bo na nasze próby pomocy reaguje jak na bzyczenie natretnych much. To już moim zdaniem zaawansowane zmiany w psychice........smutne.....
  9. Te wszystkie leki ziołowe,kropelki,ziólka to pomoc jak na mój gust na stresik a na nerwice to trzeba z cięższa bronia wystartowac. Jasne ,że psychoterapia ale z silnych stanów lekowych to na dzień dobry leki przepisane przez specjaliste. ja tez miałam na poczatku opory aby pojsc do PSYCHIATRY (" lekarz od czubków" jak wielu uważa) ale co jest dla ciebie najważniejsze dobre samopoczucie czy jakieś "nieponiżanie " się pójściem do psychiatry. Ja po lekach czuję się znakomicie.Jasne ,że chiałabym aby ten stan w końcu zaczął wynikać z uleczenia mnie a nie łykania piguł.POczekamy,popracujemy zobaczymy. Zanim sobie uswiadomiłam że to problem z którym nie poradze sobie sama tabletkami ziołowymi to mineło wiele czasu,poza tym nie znałam tego forum moze moje losy potoczyły by sie inaczej a skoro ty trafiles tu to słuchaj dobrych rad o wizycie u specjalisty.
  10. Przyznam,że próbowałam :)ale ręce mi szybko cierpły:)))) prędzej rozpracuję własną psychikę niż zobacze efekty tego B.S.M. Jak dla mnie to czysta autosugestia.
  11. czasem chciałabym być moim psem.Z paskudnego życia trafił do spokojnej przystani.Micha pełna,spać można ile wlezie i z zasypianiem żadnych problemów,głaskanie i drapanko kiedy tylko,przytulanie,całowanie.....no bajeczka ,spacerki do upadłego.....czy on ma jakieś problemy?.....chyba taki że piłka utknęła za kanapa;)
  12. Gdy stwierdzam ,że ktoś z mich bliskich nie rozumie co przeżywam a moje próby wyjaśniania spełzają na niczym to odsyłam ich do tego forum. Mówię aby spojrzeli chociażby na tematy wątków które dosyc często sa rozpaczliwym krzykiem o pomoc. Mówię aby spojrzeli na liczbę osób zarejestrowanych na tym forum.Zmieniaja wtedy swoje podejście chociaż odrobinę bo tak naprawdę zrozumie cie tylko druga chora osoba...
  13. mm

    Boje się przyszlosci...:(

    Moje obawy związane z przyszłościa,poza lękiem przed śmiercia czy bardziej cierpieniem, zwiazane są z myślą ,że przechodzę przez zycie nie zostawiając po sobie żadnego śladu.Zyję i tyle.Dzieci nie mam i obawiam się że nie bedę miec.Jaki więc sens tego życia. Czasem sobie myslę,że ktoś bardziej godny mógłby to moje zycie dostac i piekniej je przezyć nawet jesli miałby to robić z nerwicą u boku... Czasem mam wrazenie że na wszystko jest już za późno.W takim mega ogólnym pojęciu. Za opóźno żeby coś zmieniać,zaczynać... Dobrze ,że posród tych wszystkich watpliwośći,smutków szukam rozpaczliwie pogody i optymizmu bo tak trzeba.Mam nadzieję ,że spojrzę kiedyś na ten etap mego życia z perspektywy czasu i tak jak po maturze powiem sobie :ale człowiek był głupi ,że się tak bał.Nie było czego....i nam wszsytkim tego zyczę!!!
  14. Tak,miałam podobne przeżycia. Również jestem DDA. POdnobnie jak u Ciebie przeplatane uczucia ale chyba z przewagą tych ciepłych.Wynika to chyba z chęci szukania dobra w moim ojcu a to co złe zrzucam na kark choroby jaka jest alkoholizm. W sumie wiecej bólu z powodu ojca alkoholika przeżył mój starszy brat.Mama rozwiodła się z ojcem jak brat miał 11 lat ja miałam 6. U brata pozostało więcej złych wspomnien,nerwów.Ja byłam troche poza tym wszystkim,byłam mała nie wszystko rozumiałam i za pewne byłam bardziej chroniona.Zawsze brakowało mi obecności ojca w domu.POmimo rozwodu kontakt z ojcem był cały czas.Był ciepły i wiem ze nas kochał ale alkohol wygrywał zawsze.On poprostu nie mógł juz z tego wyjsć.Może nie chciał ,może nikt nigdy z nim tak szczerze od serca nie pogadał.On był mądrym wykształconym człowiekiem z zamiłowaniami do wielu rzeczy.Cierpiał na padaczkę,nabyta w wyniu jakiegos urazu po alkoholowych wybrykach.Z tego powodu stracił też pracę.Dostał ataku w biurze i go wyatowali.Chyba go to zdołowało bo nie szukał pracy.Potem przyszedł zawał,jeden,drugi,trzeci.......w odstępach kilkuletnich.Papierosy 2 paczki dziennie.Kawa siekiera.... siedział w domu.Poprostu wegetował.Miał rentę. Ja go bardzo kochałam.Bardzo mnie smuciło jego życie.Takie bez sensu....ani w tą ani tamtą...byłam za młoda żeby z nim porozmawiac.Zawsze będę tak myślała.Zmarł na 4 zawał.... w tramwaju....nikt nie udzielił mu pomocy.Miałam 19 lat.Bardzo to przezyłam.Jego widok w trumnie uspokoił mnie bo wygladał w niej lepiej niz za życia.... Myslę o nim codziennie juz 13 lat.Czasem rozliczam go z przeszłosci czasem ochrzaniam za jego życiową postawę. Chciałabym żeby był zdrowy i żeby teraz starzał się z godnością patrząc jak dorastaja jego wnuki.... Brakuje mi go.Oswoiłam to uczucie. Mój brat regularnie spotyka się ze swoja grupą DDA i pracuje nad sobą. A ja...cóż pośród tego wszystkiego lecze się na nerwicę ale chyba nie tylko przez przszłośćzw z ojcem.
  15. Normalny dzień to taki kiedy zapominam,że choruję na nerwicę,kiedy choroba nie blokuje moich codziennych działań. Do dni normalnych zaliczam takie, w których potrafię optymistycznie pomysleć o najbliższych godzinach,dniach.Jeśli puszczam wodze fantazji dotyczące najbliższej przyszłości,planuję i wierzę mocno w powodzenie tego wszystkiego wtedy to jest mój normalny dzień pomimo tego że z nerwicą. Nie zawsze tak jest ale bardzo mnie takie dni ładują i jakiś czas bateria trzyma.
  16. Piotr71-równiez zauważyłam ,że alkohol pomaga zasnąć.Dopóki nie zaczęłam brac leków tak właśnie się wspomagałam ale to błędne koło bo prędzej czy później przychodzi uzależnienie. O ile dobrze sie zasypia to gorzej jest jak w nocy nadejdzie kac.Robi sie wtedy moim zadniem gorzej. Mam pytanie do was czy te lęki podczas snu miewacie tylko w nocy?Jak śpię w dzień to takie sytuacje mi się nie zdarzają. Z czego to wynika?Z tego ,że noc kojarzy sie z czymś straszbnym ,mrocznym i wtedy te lęki sie budzą?
  17. Ja paliłam paczkę dziennie.Rzucałam kilka razy na np na miesiac czy dwa ale zawsze robiłam z tego tylko próbę czy jestem w stanie rzucić.Jeśli wytrzymałam jakis określony przeze mnie czas to stwierdzałam ,że spoko ,nie mam zadnych problemów z tym i wolno mi znowu zapalic bo panuje nad tym.G prawda. Zawsze kiedy rzucałam to odczuwałam skutki uboczne odstawienia nikotyny.Ból głowy utrzymujacy sie nawet 3 tyg,zmęczenie,bezsennośc ,nerwowość.Myślałam o paleniu i o niepaleniu.Jak sobie z tym poradzić ,że to jest ciężka sprawa,że może plastry kupie czy jakieś inne wspomagacze.Kupilam.Kasa w błoto.Potem sobie odpuszczałam i znowu fajeczki. W tej chwili nie pale pół roku.Przestałam bo pewnego dnia doszłam do wniosku ,że źle się czuje jak palę,że fajka już mnie nie odpręża,że truję otoczenie.Moją podopieczną papugę w ten sposób dobiłam. W chacie wszystko fajami śmierdziało,ja śmierdziałam. Chęć rzucenia zakiełkowała w moim mózgu w taki sposób ,że przestałam mysleć o tym ,że bedzie mi tego brakować ,że będzie ciężko się odzwyczaic. Zadnych skutków ubocznych tym razem nie odczułam.Tak jakoś pielęgnuje podświadomie tę ideę niepalenia ,że nawet siedząc przy piwku ,przy grilku ze znajomymi ,którzy pala i nawet częstują to ja nie mam ciągu ,gdzie kiedyś było to dla mnie torturą.Bo kiedy jak kiedy ale przy piwku i przy rozmowach to trzeba tę fajkę pokoju wypalic;) W ciagu tego czasu abstynencji raz śniło mi się,że palę.Obudziłam się z wielkim smutkiem i poczuciem zawodu wobec samej siebie.To pewnie musi znaczyć ,że jakaś część mnie gdzieś tam jeszcze po papieroska by sięgnęła ale to podświadomie. Jedną rzecz jeszcze zauważyłam,że ludzie z którymi paliłam i którzy pala nadal są jakby rozczarowani(tzn nie mówią mi o tym ale ja to czuje),że się nie poddałam,że nie są w stanie mnie skusić,widzą,ze nie walczę ze sobą jak kiedyś kiedy próbowałam rzucić. Moim zdaniem sukces tkwi w psychicznym nastawieniu i psychicznej decyzji o rzuceniu,że więcej sobie wmawiamy niż jest w rzeczywistości. MOże pół roku to niewiele ale o ile różni się te pół roku niepalenia od poprzednich przerw prawie równie długich. I jeszcze cos.Mam kolege który tez pali i chciał z tym zerwać,bardziej na prośbę bliskich niz z własnej inicjatywy i chodził na jakieś zabiegi,plastry,gumy i kiedyś jadąc z nim w aucie mówi mi tak: wiesz co nie pale miesiac,tu w kieszonce od koszuli na piersi nosze sobie paczuszkę fajek ,żeby miec świadomośc ,że w każdej chwili mogę ale nie zapalę bo panuję nad tym. I tak mówi ,mówi mi o tym(duuuuuużo o tym gadał)i w pewnym momencie sięga do tej kieszonki cały czas mówiąc o tym niepaleniu i wyciaga fajkę odpala i pali:)) Jak sie zorientował co zrobił to mówi tak: ja to lubie i nie chce przestac... No i cała w tym odpowiedź. pozdr
  18. Mam taki sen który co jakis czas powraca.Nie często.Ale powtarza się. Klęczę,chcę wstać aby iść ale nie mam siły wyprostować kolan.Cos jakby ciągneło mnie w dół.Bardzo męczocy sen. Drugi- próbuje otworzyć oczy ale coś bardzo mnie razi aż łzy zaczynaja mi lecieć i za nic w swiecie nie moge ich otworzyć.
  19. mm

    Do osób pracujących

    Mnie do działania i funkcjonowania napędza przede wszystkim dobrze przespana noc no i oczywiscie brak lęków. Jak coś jest nie tak to w pracy cięzko jest mi sie skupic.Pomimo tego że praca nie jest stresujaca i atmosfera między ludźmi jest w porzo to jesli przychodzi atak jest cięzko. Zdarza mi się wtedy zwolnić wcześniej ,tzn wypisac wniosek urlopowy np na połowe dnia i myknac do domu.Na dłuższą metę nie ma to sensu bo w domu wskakuję do łóżka psa pod pachę i albo spac albo trząść się ze strachu. Urlop wtedy topnieje i jak przychodzi np lato i chciało by się wziąść np tydzień wolnego to du-pa nie ma skąd wziąśc tych wolnych dni. Zwolnienia....ale ile można....a poza tym jak nie ma mnie w pracy to jakaś taka poddenerwowana jestem ,jakaś obawa pewnie podświadomy strach że stracę pracę czy coś........ Lepiej wziąśc się jakoś zebrać i ruszyć między ludzi.
  20. Trzymaj się nascar i nie trać wiary w poprawę.Przyjdzie na pewno! pozdrawiam
  21. Ja apropos tej wypowiedzi "olac to forum".Poniekąd rozumiem tą wypowiedź.Jeżeli nie podejdzie się z odpowiednim dystansem do czytanych postów łatwo się zdołowac.Ludzie piszą tu o swoich wzlotach i upadkach.Wiadomo każdy z nas analizuje sobie wszystko pod swoim katem.Jemu się udało....to mnie też może....albo odwrotnie....jemu się nie udaje to mnie też sie nie uda... Tak naprawde jest tu potężna grupa wsparcia którą tworzą zarejestrowane osoby ,kiedy dowiedziałam sie że choruję to nie od razu tu trafiłam i nie od razu zrozumiałam że nie jestem osamotniona w swoich przeżyciach. Tego forum olac NIE można bo jest kopalnią pozytywnych emocji trzeba z tego korzystać. pozdr
  22. :)humor mi się poprawił jak zobaczyłam ten watek naprawdę:)czego człowiek nie wymysli....kojarzy mi się to z antynoblami ....nie jestem pewna czy autor badań otrzymał antynobla czy tylko był nominowany w każdym razie jego badania dotyczyły wpływu masowania odbytu na powstrzymanie czkawki:)....sorki jeśli to wulgarne ale skojarzyło mi się z tym tematem.
  23. Bardzo energetyczny wątek:) wczoraj zaatakowałam z pasją ogród.Nie dośc ,że kilka godzin na świezutkim powietrzu to ogólnie sampoczucie świetne.Co wiosna to wiosna!
  24. Mam nerwicę lekową.Leczę się już 5 lat.Zazywam Axyven,wcześniej był cital.Prawko mam od 4 lat. pozdr
×