Jestem w zwiazku z nerwicowcem. Przed chodzeniem ,nie wiedziałam ze to aż tak wyglada.ja miałam (mam?) depresje i wiem że trzeba coś robić nie myśleć źle ale zdarzają mi sie dni ,wieczory placzu nad niczym i dni obojętne.. Nie ważne..
Chodzi o to ,że staram się mu pomóc. I boli mnie to ,kiedy coś robię ,probuje i nic nie wychodzi. Czasem udaje się i widze ze to zalezy od jego nastawienia . On tez widząc jak jestem w dołku stara się mnie rozsmieszyć pocieszyc. Czasem nie wie co robić i ja tak samo odczuwam ,kedy staram sie jemu pomoc.
Doszłam do wniosku teraz ,że w pewnym sensie kazde z nas ma takie etapy kiedy jest skupionym na sobie ,emocjach i tym 'jakim to sie jest biednym'.
Jak to jest z punktu widzenia nerwicowca ,nie mnie oceniać. Mówie jak jest z punktu (eks?)depresjanki xD (wymyslam jakies dziwne nazwy ,wybaczcie) ,która jest z nerwicowcem.
Myślę ze osoba z nerwicą chce wzbudzic współczucie ,jakby chciała oddać swoje życie komus innemu ,żeby je naprawić za niego/nią.