Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zachmurami

Użytkownik
  • Postów

    228
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Zachmurami

  1. Ale popatrz, było już trochę lepiej, tzn. coś drgnęło . Zrób sobie taką tabelkę, na ktorej będziesz zaznaczać swoje samopoczucie o różnych porach dnia w skali: 0-10 gdzie 0= mega dół a 10=fantastyczny luz, lub coś w tym stylu. Później będzie Ci łatwiej ocenić, jak Twoje samopoczucie zmienia się długofalowo.
  2. Brakuje logiki w Twoich wywodach i to bardzo. Wina/ Brak winy? Zwierzę, którego zwłoki spożywasz też (podobnie jak dziecko poczęte) nie było niczemu winne i nie ma możliwości obrony, a jednocześnie, jak wnioskuję z Twoich postów, nie możesz się obejść bez kotleta na talerzu, więc musiało trafić do ubojni. No więc jak to jest z tą winą? Są równi i równiejsi? (Orwell się kłania ) Hmm. Wielce pragmatyczny pogląd, w myśl którego kobiety-patriotki powinny zamienić się w ofiarne inkubatory, aby uchronić nasz 'piastowski ród' przed zalewem takich, dajmy na to, Chińczyków. I jeszcze jedno: na jakiej podstawie zakładasz, że zygota tak bardzo pragnie żyć?! (abstrahując od tego, że gdyż zarodek nie posiada rozwiniętego układu nerwowego, a tym bardziej jakiejkolwiek zdolności pojmowania rzeczywistości i swej sytuacji, więc nie może mieć pragnień, dążeń itp.) ... ale podążajmy tym tropem rozumowania i załóżmy coś przeciwnego: Gdybym była (niechcianą) zygotą i mogła wybierać: czy chcę urodzić się, pomimo, że rodzona matka nie chce mnie, nie pokocha, nie nadaje się na matkę, nie ma warunkow do tego, aby zapewnić mi godny los, nie zapewni mi poczucia bezpieczenstwa i ciepła - a państwo jako instytucja nie obroni mnie skutecznie przed przemocą w rodzinie? czy chcę urodzić się, aby cierpieć poniżenie, odrzucenie, głód, strach? Wolałabym na tym etapie nie urodzić się, a tym bardziej, byłabym wkurzona, że jakieś abstrakcyjne państwo decyduje w moim imieniu.
  3. O jesteś. Daję słowo, zaintrygowałeś mnie jak nie wiem Twierdzisz, że "Życie nie jest wartością samą w sobie, by za wszelką cenę je chronić." a jednocześnie twardo bronisz prawa zarodka do życia? No, ja już się zupełnie pogubiłam
  4. Aha. slonce_nie_wzejdzie. Nasz "Obrońca życia" jest zwolennikiem kary śmierci post370781.html#p370781 Inny cytat, z wyżej wymienionego. Robi się coraz ciekawiej: Pomijając krówki.... slonce_nie_wzejdzie, toż to jakiś kosmos!
  5. Jest duża różnica między zwierzęciem, a człowiekiem, nie sądzisz? Krówki i kurczaczki są po to, by móc je zjadać, a nie dla dopełnienia wiejskiego landszaftu. . No to wszystko jasne. Zygota, czyli zbiór komórek ma święte prawo do życia, ale stworzenie z ukształtowanym systemem nerwowym, zdolne do odczuwania bólu i emocji to "tylko kiełbasa" No więc jaki można mieć do niej szacunek, prawda?. Brawo, "obrońco życia", gratuluje konsekwencji w rozumowaniu. I empatii, oczywiście. EDIT: słońce_nie_wzejdzie - ja myślę, że Ty masz jakąś dziwną fazę, Ty się chyba dobrze bawisz w tym wątku, a my dajemy Ci się podpuszczać?
  6. Czy uważasz, że usunięcie ciąży jest zachcianką? To okropnie niesprawiedliwy, fałszywy pogląd rozpowszechniany przez Radio Rydz. Ja uważam, że to straszne i bolesne przeżycie, nikt nie zachodzi w ciążę tylko po to, aby później iść pod nóż chirurga. A masz pomysł jak chronić później to życie, gdy się już urodzi np. przed pijaną mamusią, tatusiem, którego do furii doprowadza płacz noworodka? Bo o taką ochronę życia już narodzonego jakoś kościół lub państwo jakoś chyba spektakularnie nie walczą. A byłabym bardzo za zaostrzeniem kar. Również w przypadku okrucienstwa wobec zwierząt, ale tu brakuje silnych lobbystów (kościół katolicki raczej nie promuje wegetarianizmu, ma w nosie krówki i kurczaki itp.) Zastanawia mnie to, że tak wielu znanych mi fanatycznych obroncow zycia poczętego... je mięso. Coś mi tu nie klika. Coś Wam powiem. Dla mnie osobiście już sama podwyższona beta hcg jest ciążą i 'dzieckiem'. 'Dzieckiem' czyli radością oczekiwania, nadzieją na przyjście na świat kogoś kochanego i długo wyczekiwanego. Zajrzyjcie na forum o poronieniach: gdzie dziewczyny, które poroniły - opłakiwały nawet tzw. ciąże biochemiczne - w których nie doszło do zagnieżdzenia się zarodka i powstania pęcherzyka płodowego, gdy nawet nie zabilo serce zarodka. Opłakiwały puste jaja płodowe, i nikt sie temu nie dziwił. Mówiły o swoich nienarodzonych aniołkach, o utraconym szczęściu, wielkim bólu. A fizycznie i biologicznie? No niestety, na początku to jest tylko skupisko komórek - dopóki układ nerwowy i mózg nie wykształcą się, niezdolne do odczuwania emocji, bólu. I to może stwierdzić medycyna. To, że dla jednej kobiety ta zygota jest całym światem i największym szczęściem na ziemi, a dla innej skupiskiem komórek i problemem, a nawet tragedią - tego nikt nie zmieni. A państwo, ani kościół nie ma prawa ingerować w ciążę, jest to zbyt osobiste, zbyt dramatyczne, czasem zbyt bolesne...
  7. Nigdy nie usunęłam ciąży, poroniłam raz. Po poronieniu przeszłam łyżeczkowanie pod narkozą, dla mnie było to coś jak aborcja, straszne . Nie mam dzieci. Jeżeli dane mi będzie zajść w ciażę i urodzić dziecko będę najszczęśliwsza na ziemi. Nie usunęłabym ciąży, ale jak na złość, na razie nie jest mi dane doswiadczyć macierzynstwa. Uważam jednak, że niezależnie od moich poglądów (owszem chciałabym, żeby każda kobieta myślała podobnie), nie mam prawa wypowiadać się w imieniu kobiet, które ciążę usunęły, a tym bardziej je potępiać. Po prostu. Zaznaczyłam opcję "nie mam zdania". Może kilka słów na temat przepisow antyaborcyjnych, działan panstwa, kościoła itp. Wszystkie tego typu zakazy trącą islamskim fundamentalizmem. Dlaczego np. zgwałcona kobieta, zgwałcone dziecko miałoby wbrew swej woli stać się inkubatorem - przed 9 miesięcy? Dlaczego do traumy, jaką jest gwałt, dokłada się traumę niechcianego porodu? Dlaczego to państwo/kościół ma decydować i rozstrzygać, kiedy kobieta ma prawo do aborcji, a kiedy ma obowiązek urodzić? Jestem za edukacją (nie mylić z nachalną kościelną indoktrynacją), świadomoscią, dostępną i bezpłatną antykoncepcją, a także rozpowszechnianiem szokujących obrazkow (a tak przy okazji: gdyby zamiast reklam przy szosach stały przerazające zdjęcia z wypadkow samochodowych, może mniej byłoby trupów na drogach? dlaczego nikt tego nie zrobi?) tylko w taki sposób zmniejszy sie ilość zabiegów, zmusi się ludzi do myślenia. No bo czy zdrowa na umyśle kobieta (nie psychopatka) chętnie i ze śpiewem na ustach poddaje się skrobance, czy jednak wybierze dostępną antykoncepcję? czy to jest obojętne dla jej psychiki? Dopóki prawo do narodzin nie będzie się równać prawu do godnego życia, ani państwo, a antykoncepcja nie będzie bezpłatna i powszechnie dostępna ani Kościól nie ma prawa nic kobiecie nakazywać! Ktoś kiedyś powiedział, że kościól, owszem, interesuje się brzuchem kobiety przez 9 miesięcy, a później ma wszystko w nosie (los urodzonego dziecka i matki, a niech sobie radzą!). Powiedzcie mi, że jest inaczej! Bo mi kołacze po głowie obrazek z Faktów TVN, jakoś nie mogę się otrząsnąć: kilkumiesięczne niemowlę zatłuczone przez 'tatusia' w pijackim napadzie szału. A przy okazji: gdzie są faceci? Piszecie o tym, że to kobieta powinna być odpowiedzialna? A ci beztroscy zapładniacze?
  8. Zachmurami

    Dean na rozdrożu.

    Cały czas czuję się odrzucony ,najbardziej krytykuje mnie ja sam. Haha ale to mnie zabolało bo nie mam znajomych i dziewczyny. Dean. Po pierwsze: nie chciałam Cię urazić Ale przy okazji, z Twojej reakcji wnioskuję, że masz dość dużo czułych punktów i warto nad tym popracować. Naprawdę nie wzbraniaj się przed terapią, pomoc fachowca będzie tysiąc razy skuteczniejsza niż nasze kolektywne wróżenie z fusów na forum. Spojrzysz inaczej na siebie, na swoją przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, na relacje z innymi ludźmi. A jak myślisz co mnie dotyczy?Co mi jest? Jeżeli chcesz, to powróżę z fusów, ale jest to tylko strzał w ciemno i bron Boże nie traktuj tego, jako wyroczni. . To, co z przewija się w Twoich postów to pewne cechy przemawiające za zaburzeniami osobowości (osobowość unikająca?) i w tym kierunku szukałabym pomocy fachowej. Masz też w sobie dużo samokrytycyzmu, ale nie takiego konstruktywnego, który pomaga wyciągać wnioski, ale destrukcyjnego, wypaczonego, który sprawia, że każde niepowodzenie odbierasz jako dowód tezy: 'jestem zerem, moje życie to porażka'. Czy w dziecinstwie ktoś Cię krytykował, dużo od Ciebie wymagał? Owszem, taki schemat rozumowania/ działania, może być pożywką dla depresji i lęków, zwłaszcza w niesprzyjających okolicznościach. Nie czekaj, az Twoje zaburzenia zupełnie wyłączą Cię z życia. Trzymam kciuki, spróbuj zawalczyć o siebie!
  9. Zachmurami

    Dean na rozdrożu.

    Czemu zakładasz z góry, że psycholog Ci nie pomoże? Psycholog pomoże Ci zrozumieć pewne mechanizmy Twojego zachowania/rozumowania, które sprawiają, że czujesz się nieszczęśliwy sam ze sobą. : Niska samoocena, pesymizm, karanie siebie za niepowodzenie, mam wrażenie, że sam siebie linczujesz. Już pytałam w innym wątku: ktoś Cię mocno krytykował? Czułeś się odrzucony? Przeglądasz się w oczach innych osób (znajomi, dziewczyna) i szukasz potwierdzenia własnej wartości. W życiu będzie Ci ciężko z takim podejściem. Każdą porażkę będziesz traktować jak koniec świata. To widzę ja, jako laik, tylko na podstawie Twoich postów... a fachowiec z pewnością dostrzeże więcej. [Dodane po edycji:] Niestety, istnieje. I trudno ją z czymkolwiek pomylić. Mam jednak wrażenie, że problem depresji sensu stricto na razie Cię nie dotyczy.
  10. Dokładnie, mogę się pod tym podpisać. jeżeli nie wiemy, co z nami się dzieje, to nie mamy pojęcia jak się skutecznie leczyć Jak wiecie, miałam mieć dziś pasaż przewodu pokarmowego w szpitalu. Poodkładałam sobie sprawy zawodowe na później, tak żeby mieć dzień wolny - bo to może potrwać kilka godzin. W szpitalu umówiona byłam na 9 rano. Czekałam pól godziny na radiologa, później gdy juz zaczęłam zdejmować bluzkę...przywieźli kogoś z OIOMU na cito i musiałam się ubrać i poczekać jeszcze dłużej... A w koncu przemiły pan radiolog przeprosił mnie, oznajmiwszy, ze zepsuła się aparatura i badanie się nie odbędzie. Mam dzwonić w przyszłym tygodniu i umawiać się na kolejny termin. No pech straszny Dobrze, że mnie nie zdążyli jeszcze nakarmić barytem, ponoć paskudne to jest. [Dodane po edycji:] A dzisiaj czuję się dobrze. Dziwne to wszystko, dziwne
  11. -asia- współczuję . No cóż, mamy takie dziwaczne dolegliwości, przy których współczesna medycyna wymiata Chociaż to, co opisujesz wygląda mi trochę na jakiś paskudny refluks . Refluks też może mieć taką odmianę powodującą dolegliwości oddechowe. Pisałaś chyba, że miałaś stwierdzoną jakąś przepuklinę rozworu przełykowego. _Pete_ ćwiartka mirzatenu to raczej mała dawka, już nie ma żadnego działania antydepresyjnego, ale pozostaje działanie uspokajające. Na mnie działa jak zamulacz, bo śpię po tym jak dziecko. Połykam ok. 22.00 i pięknie zasypiam. Chyba działa też przeciwbólowo, ten okruszek... no chyba że sobie to wszystko wmówiłam i równie dobrze mogłabym łykać np. pokruszoną kredę i byłby taki sam efekt. Ale wątpię, inni mają podobne spostrzeżenia na ten temat. Probowałam odstawić, pojawiły się kłopoty z zasypianiem. Wygląda na to, że jestem uzależniona. Marian - rano czuję się zmęczona, mam mniejszy lub większy ścisk w trzewiach. Uugh. Jutro badanie, boję się jak diabli, trzymajcie za mnie kciuki.
  12. -asia- ja mam wrażenie, że szkodzi sam fakt posiadania jakiejkolwiek treści pokarmowej w jelitach - jeżeli jest jakaś przeszkoda, coś co zakłóca pasaż. Oczywiście, mam wrażenie, że moje stany psychiczne też wpływają na układ pokarmowy: te skurcze są bardziej bolesne, gdy jestem zdenerwowana. Odstawienie glutenu nie przyniosło w moim przypadku spektakularnej poprawy. Albo mam dziwnie podwyższony próg czucia trzewnego, albo po prostu coś tam jest i ma prawo boleć. "To" najbardziej rozkręca się wieczorami, boli tak, aż robi się słabo (te ataki zdarzają się nie zawsze, średnio co 2-3 dni)... a przez pozostałą część dnia czuję, jakby mnie ktoś kilkakrotnie kopnął w trzewia. Da się z tym jeszcze, póki co, pracowac, żyć, ale to taka wegetacja na siłę. A wieczorem? Ćwiartka Mirzatenu chyba osłabia czucie trzewne i jakoś zasypiam. Czy mirtazapina wpływa na próg odczuwania bólu - chyba tak... Ale nie można cały czas żyć na zamulaczach, to droga donikąd. Co będzie nastepne? Morfina? Mój wieczór to napar z melisy, ciepły prysznic, ćwiartka Mirzatenu i sen... Ledwo żyję. Mąż nie ma ze mnie żadnego pożytku - jestem obolała i marzę o tym, żeby się dzień skonczył Chciałby wyjechać gdzieś, na kilka dni do Europy, kupić tanie bilety lotnicze. A ja nie mam siły, nie cieszy mnie zmaganie się z tymi bolącymi trzewiami
  13. Dean, masz baardzo zaniżone poczucie własnej wartości, bardzo. Nienawidzisz sam siebie. Kto tak Cię poturbował mentalnie? Krytykujący rodzice? Ktoś musi Ci pomóc zmienić sposób myślenia o sobie, bo z takim podejściem zadręczasz siebie i otoczenie... Ale jednocześnie jesteś egocentrykiem, że ho-ho , od kilku stron wątek się kręci wokół Ciebie i Twojego problemu. Lubisz być w centrum uwagi, nieprawdaż? Wokół Ciebie też są ludzie, którzy mają problemy, cierpią. Ty tego jakoś nie dostrzegasz chyba... No sprzeczność jakaś straszna w Tobie siedzi. Masz duże ambicje, to dobrze, ale naucz się przegrywać. Życie to nie pasmo zwycięstw. Tylko ci, co nic nie robią, nie przegrywają i nie popełniają błędów. Nie leki pomogą, ale dobra psychoterapia, IMHO.
  14. Msze o uzdrowienie? Tu dopiero bałabym się złych mocy, moherowe babcie i fanatyczni neofici działających w sektach typu Odnowa w Duchu Św -nie kojarzą mi się z pozytywną energią, a wręcz przeciwnie. Bez obrazy... Nie rozumiem, jak joga mogła Ci zaszkodzić. Napisz coś na temat swoich doświadczen. Ja osobiście nie upatruję w ćwiczeniach jogi jakieś nadzwyczajnej duchowości, nie wierzę w czakry: jedno jest pewne i bezsporne: systematyczne, zrównoważone ćwiczenia i ruch fizyczny poprawiają pracę układu krwionośnego, powodują przypływ endorfin, uspokojenie, wyciszenie... Joga jest dużo zdrowsza i bezpieczniejsza dla organizmu niż aerobik, nie obciąża stawow. Przez czyste lenistwo przestałam ćwiczyć, ale będę się mobilizowac...
  15. Tak, mam w pierwszej kolejności zrobić sobie pasaż układu pokarmowego, poźniej ewentualnie TK jamy brzusznej. Jakoś boję się tego wszystkiego, ech . Moja mama miała robiony pasaż jelita xxx lat temu - miała problem ze spastycznie obkurczoną esicą i zstępnicą (skłonności genetyczne?) - zaparcia i biegunki. Pewnie, dla zdrowia psychicznego, powinnam darować sobie konsultacje z dr Google'm, ale właśnie, próbując dowiedzieć sie czegoś o pasażu układu pokarmowego, doczytałam w necie, że niewiasta miała podobny zabieg (łyżeczkowanie martwej ciąży)... a wskutek tegoż zabiegu... zrosty w jelitach http://zapytaj.echirurgia.pl/pyt2634.htm Okazuje sie, że zrosty mogą powstać wszędzie, w całej otrzewnej - wskutek miejscowego podrażnienia otrzewnej w trakcie zabiegu. Załamka. Jeżeli to to, to raczej nie leczy się tego operacyjnie, bo operacja = kolejne zrosty, i tak koło się zamyka. [Dodane po edycji:] -asia- ryż był akurat biały, ale brązowy tez spożywam, często. _Pete_ ma racje - to nie ma wiele wspólnego, raz wydaje mi się, że wszystko szkodzi, innym razem jest dobrze. W sobotę po raz pierwszy od dłuugiego czasu wypiłam dwa kieliszki czerwonego wina i zjadłam sałatkę z majonezem, jakiś ser pleśniowy, nieźle toksyczny mix, prawda. Zamiast chodzić po ścianach, poczułam się... nieźle. Cabernet mnie dobrze znieczulił, nic nie bolało . No, może głowa... the morning after
  16. zagubiony83, bardzo współczuję! Depresja tak działa, że wszystko wydaje się nie mieć końca... już samo oddychanie boli, a czas stoi w miejscu. Pozostaje tylko cierpliwość, leki muszą się rozkręcić... weź poprawkę na to, że pogoda jest tak szitowa, że depresja dopada również zdrowych, no może tych prawie zdrowych ... Wiem, że Ci ciężko, pomimo tego pogodowego syfu, spróbuj wyjść na spacer - poprawi się krążenie krwi, podniesie się poziom endorfin, co podniesie trochę nastrój. Zrób taki mały test, może zadziała, napisz czy cośkolwiek pomogło . Będę trzymać kciuki.
  17. A ja tylko powiem, że mam dość tej marnej egzystencji. Wczoraj czułam się nieźle, myslałam, że będzie jako tako... no ale oczywiście, nadciąga feralna godzina 17-18.00 i proszę, zaczyna się ! Boli całe nadbrzusze, pod żebrami, taki rozlany, tępy ból. I bulgotanie z lewej strony, pod pachą niemalże.. I nic do rzeczy nie ma dieta, wczoraj unikałam surowizny, zjadłam tofu, trochę sałaty, parę wafli ryżowych, na obiad ryż z warzywami... A teraz znów ćmi... Będę dziś wiecz robić kolejne RTG i konsultować je z chirurgiem ogólnym. Udało mi się umówić na wizytę. Ale czy będzie miał pomysł, co dalej? Szpital? Wycinanie jelita (fajna perspektywa, prawda)? Kolejne badania:? Już mi się nie chce dalej dociekać i walczyć Żeby się leczyć, trzeba mieć końskie zdrowie...- diagnozowali mnie przez tyle miesięcy i nie potrafili zdiagnozować. Może za zdrowo się trzymałam? No to teraz będzie kryzys, nie zamierzam się już dobrze trzymać... Już nie mam siły. Nie chce mi się tak już wegetować z wiecznie bolącymi trzewiami, biegać po lekarzach... ja chcę żyć, normalnie żyć, tęsknię za normalnością... Ech, niech mnie biorą do tego szpitala, uśpią, pokroją... i niech się obudzę zdrowa. [Dodane po edycji:] No to już wiem, wynik był od razu... RTG wykazało to samo, co ponad rok temu - rozdęta pętla jelita grubego w okolicy zagięcia śledzionowego, duzo gazów w okolicy przepony... Mozliwe, ze jelito grube układa się w dziwny sposób, jest tam jakiś zrost/ przewężenie / zapętlenie (guz? oby nie, odpukać), który powoduje, że wszystko fermentuje gdzieś w okrężnicy (nadbrzusze) i nie może przejść dalej, a ja odbieram to jako ból żołądka. Mam zrobić pasaż przewodu pokarmowego. Pan doktor przejął się mną, i załatwił pierwszy wolny termin w szpitalu na Szaserów, przyszły czwartek
  18. Ech. U mnie będzie tak lekko. Lekarz powiedział, że jest to problem interdyscyplinarny: trochę z dziedziny ortopedii, trochę gastroenterologii, a trochę chirurgii... i może nie być prostego rozwiązania, i wolałby się nie wypowiadać na temat mojej okreżnicy, bo to nie jego działka. Gdyby to był pień trzewny, bo można byłoby zadziałać szybko i skutecznie, a jeżeli nie, to chirurg naczyniowy nie czuje się kompetentny w temacie. To u mnie wygląda tak, ze klatka piersiowa może uciskać na przeponę, a z kolei przepona na jelito. Operacja jest możliwa, ale byłaby to operacja radykalna, polegająca na wykrojeniu dużej części jelita, i jego zdaniem, trzeba robić wszystko, by tego uniknąc. No załamka. Mam tak wegetować? W każdym razie chirurg naczyniowy zalecił wybranie się z tym do kolejnego chirurga - tym razem ogólnego, ewentualnie do gastroenterologa. Postanowiłam w pierwszej kolejności porozmawiać chirurgiem, gastroenterolodzy zawiedli mnie na całej linii. Trochę się znów posypałam psychicznie, mam dość pielgrzymki po lekarzach. -asia- Cieszę się, że jest lepiej. Z leków żołądkowych przypomniałam sobie jeszcze roślinny, bezpieczny Iberogast - na stany zapalne żołądka, jelito drażliwe itp.
  19. Babcia moja chorowała na to, nie miała HIV ani nowotworu. Nieprzyjemna choroba, fakt, ale na szczęście uleczalna. Chorzy z HIV łapią wszystkie chorobska jak leci, bo ich system immunologiczny jest mocno upośledzony, stąd pewnie wzmianka o półpaścu. Nie bój się, będzie dobrze Mnie nadal boli żołądek, ale juz sobie nic nie wkręcam... przez kilkanaście miesięcy wkręciłam wszystko, co się dało: rak żołądka i trzustki, chorobę crohna, pasożyty itp... aż w koncu zabrakło pomysłów. Po wielu miesiącach tułaczki okazało się, że mam anatomicznie źle ustawioną przeponę, która uciska na jelito i zakłóca pasaż, a problem pogłebia się z wiekiem i wskutek siedzącego trybu życia. Lekarzom zajęło 1,5 roku dojscie do przyczyny. Vivat nasza wspaniała służba zdrowia Dorobiłam się nerwicy i depresji. A kiepska diagnostyka, wspierana przez doktora Google'a świetnie karmi hipochondrię...
  20. Współczuję! Mam nadzieję, że lekarze zrobili kolonoskopię, badanie na pasożyty, grzyby itp., alergie (mleko, gluten?)... i nic złego nie znaleźli? Jeżeli nie, poszukaj lekarza, który się Tobą zajmie w rzetelny sposób. Marchewka + ryż + stoperan to nie leczenie, to jakiś wisielczy humor [Dodane po edycji:] -asia- współczuję! Na żołądek spróbuj może stary, poczciwy Maalox, mnie on trochę pomaga (i ma mniej skutków ubocznych w porownaniu do IPP czy H-blokerów). Mnie też strasznie bulgocze w brzuchu i ssie. A jednocześnie mam jakiś dziwny jadłowstręt. Wczoraj zjadłam jabłko, trochę winogron, pomidory. Wypiłam też smoothie z mango i jabłek. A wieczorem pojawił się znajomy, rozlany ból w nadbrzuszu. Czyli surowizna raz szkodzi, raz nie . Dziś wieczorem będę u lekarza z wynikiem badań: mam nadzieję, że dowiem się czegoś konkretnego: co dalej? Póki co, biorę Debretin na ZJD, ale efekty są marne. Czuję, że już tracę siły, dopada mnie jakaś depresja. Podobno taka pogoda, jak obecnie: chłodna i deszczowa jest niefajna dla żołądkowców. No i faktycznie, coś w tym jest. Nic, tylko się pochlastać, bo nadchodzi jesien i jej wszelkie uroki... i mamy równiutko przerąbane. _Pete_ poszukaj w sieci. Jest sporo fajnych przepisów i blogów wegetarianskich. Może coś Cię zainspiruje. Chociażby TU: http://kaszaprodzekt.blogspot.com/
  21. No tak. Z badaniami to jest tak, że nie każdy potrafi je odczytać właściwie. Ja też mam pełną teczkę. Tyle, że u mnie nie wszystkie idealne (vide: rtg klatki piersiowej sprzed roku, USG z dużą ilością gazów) - mądre głowy nie wyciagnęły żadnych wniosków i bujałam się z tym przez wiele miesięcy. I tak, większości lekarzy nawet tych, przyjmujących prywatnie tez się, najnormalniej w świecie, nie chce. Przykre! Myślą schematami zerojedynkowymi. Po co robić np. tomografię jamy brzusznej, skoro parametry watroby i trzustki w normie? Jeżeli przeciętna wizyta u specjalisty trwa 15 minut, z tego 5 minut lekarz przegląda dotychczasowe badania (a w przypadku dużej ilości tychże, pewnie i nie zdąży) - kolejne 5 minut wypisuje recepty, to ile zostaje czasu na wymyślenie czegoś nowego? Pięć minut max?! No to mamy odpowiedź: system jest do bani i tyle! Nie motywuje lekarzy, nie poczuwają sie do odpowiedzialności. No bo co oni biedni mogą zrobić w ciągu tak krótkiego czasu? A poza tym, trzeba być geniuszem, by w ciągu tych 5 minut wpaść na coś mądrego. No i suma summarum jesteśmy ofiarami tego genialnego systemu. A psychiatrom przybywa pacjentów odsyłanych przez bezradnych specjalistów od wizyt -pętnastominutówek. -asia - ma dobry pomysł z tym niejedzeniem baraniny itp. _Pete_ ja namawiałabym Cię na niejedzenie mięsa w ogóle. Może faktycznie, ryby, jeżeli musisz? Też biorę antydepresant, Mirzaten (1/4 tabletki, więc dawka poniżej terapeutycznej). Dzięki temu odpływam i zasypiam, nawet taka ilość przymula równiuteńko. Nie odstawię na razie, boję się, że nie dam rady... po tych kilkunastu miesiącach bezskutecznego leczenia moje nerwy są w proszku i bezsenność mam jak w banku. Muszę jakoś funkcjonowac, pracować, mieć siłę na to, żeby sie wyleczyć. Pociesza mnie to, że już nie patrzą na mnie jak na symulatnkę. Bezcenne, prawda? tylko ile to mnie kosztowało, ech...marna to pociecha
  22. Aha, czyli działa to trochę na zasadzie stawiania starych, dobrych baniek! Czytałam, że też wtedy następuje stymulacja odporności, bo przy takich wybroczynach, układ odpornościowy traktuje własne krwinki jak obce byty, namnażają się białe krwinki i wzrasta odporność. Przy okazji organizm podejmuje walkę z innymi 'obcymi'. Więc jeżeli u Ciebie problemem jest obniżenie odporności, to taka stymulacja jest dobrym pomysłem Wielomiesięczne kuracje antybiotykowe to chyba jakieś totalne nieporozumienie. Przecież to rozwala cały organizm. Tak przy okazji: zaglądałam kiedyś na forum boreliozy, gdzie stosowane są wielomiesięczne kuracje do leczenia późnej boreliozy niepotwierdzonej przez żadne badania (odradzam zaglądanie tam! mottem tego forum jest chyba: 'Wszyscy mamy boreliozę, Ty również, tylko o tym jeszcze nie wiesz' )... i złapałam sie za głowę. Bo dobrze dobrany antybiotyk działa od razu: po 1, 2 dniach - i przez kilka(naście) dni stosuje się go, dla podtrzymania efektu. Nie wiem, czy ktoś w ogóle wyleczył z choroby stosując abxy przez wiele miesięcy...
  23. kamil_sz, Depresja ma mnóstwo twarzy, tak zwane maski depresyjne. Mitem jest twierdzenie, że depresja oznacza ponury nastrój, chęć do płaczu. To, że napisałeś, że 'może jestem zerem" ma cechy depresyjnego myślenia. Ale podkreślam, nie jestem fachowcem. Nie chcę się bawić w psychoanalityka, moje spostrzeżenia nie muszą być trafione, ale czytając Twoją wypowiedź uderzyło mnie kilka kwestii: Piszesz głownie o sobie, o swoich pasjach, osiągnięciach. Jest to dla Ciebie punkt odniesienia, też oceny własnej wartości. A teraz "coś" stopuje Twój umysł przed podążaniem w tym kierunku. A jak układają się Twoje relacje z innymi ludźmi? Mało piszesz, tak marginalnie, że wszystko jest wspaniale (z Twojego punktu widzenia). Nie znam nikogo, u kogo faktycznie tak byłoby . Może Twoje samopoczucie to jakiś podświadomy sygnał, aby coś zmienić w swoim otoczeniu? Myślałeś o tym w tych kategoriach?
  24. A nie jesteście obecnie na etapie zmiany leków / odstawienia itp.? Albo lek, który nie działa? Może to jakieś zawirowania farmakologiczne? Strasznie współczuję! To przejdzie, to minie, ja też to znam. Gdy jest się na dnie, nie widzi się przyszłości, wszystko jawi się w najczarniejszych barwach.
  25. -asia- współczuję, straszne to jakieś cholerstwo. Trzymaj się! Czy te świnstwa w ogóle reagują na jakieś leczenie? A o tej terapii pierwszy raz słyszę. Czy taka reakcja jak wybroczyny na plecach to normalny objaw? Przyznam, że pierwszy raz widzę taki efekt detoksykacji.
×