Skocz do zawartości
Nerwica.com

pizzacanto

Użytkownik
  • Postów

    134
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez pizzacanto

  1. Skad zatem Ty mozesz wiedziec, ze akurat to zaburzenie to prokrastynacja? Nie to, abym chcial teraz sie przewrotnie klocic, ale... Z tym wole zaczekac. Brac leki mozna zaczac w kazdej chwili i z tego, co wiem, zaden lekarz nie od razu mi je przepisze. Bedzie probowal innych metod z czym sie zgadzam. Ha, skad ja znam to piekne haslo. Problem w tym, ze tak naprawde to malo kogo obchodza nasze prywatne potrzeby i albo sie dostosujesz albo zginiesz wiec akurat to nie trafilo do nie zupelnie. Wlasnie dostosowyanie egzystencji do wlasnych potrzeb zapedzilo mnie w miejsce, gdzie jestem dzis. I co ty na to? No wiesz, ja utrzymuje sie calkowcie samemu a to, ze mieszkam ziagle z moja rodzina wynika wylacznie z faktu, ze nie stac mnie na mieszkanie samemu, no chyba ze przyjmiemy, ze poza jedzeniem i praca nie bede miec doslownie zadnych innych mozliwosci. Aha, czyli jak nie ma wyjscia, to mam pojsc z********C do fabryki albo do sklepu na 12 godzin. Wiesz, to ja juz jednak chyba wole pojsc do psychologa niz korzystac z takich rad. Przepraszam, ale akurat Twoje podejscie ostro mnie wkurzylo bo w/g reprezentujesz typ czlowieka, ktory okreslic by mozna jako dosc cyniczny. No coz, widac taki model zycia odpowiada wiekszosci... No to gratuluje. Ja jednak chcialbym, abys miala troche wiecej zrozumienia dla osob, ktore spadku nie dostaly. [Dodane po edycji:] Chodzi mi w duzym skrocie o to, ze tzw wspanialy swiat kapitalistyczny to swiat w ktorym tylko ci co maja gotowke moga realizowac swoje marzenia. Wiekszosc szarych zjadaczy chleba musi na takich ludzi pracowac. I to mi nie odpowiada. Ja bym zaryzykowal stwierdzenie, ze to wypadkowa myslenia sporej grupy osob, ktora w taki czy inny sposob kontroluje zasoby finansowe swiata i ustala prawa oraz reguly wygodne przede wsystkim dla nich samych bez patrzenia, jaki bedzie to mialo wplyw na przecietnego czlowieka. [Dodane po edycji:] Ja mam takie pytanie: dlaczego wiekszosc z Was slepo wierzy w dobroczynne skutki tego, co Was otacza. Czy dla Was praca po kilkanascie godzin dziennie, najczesciej w miejscu ktore w ogole nie ma nic wspolnego z waszymi prawdziwymi ambicjami jest tym czyms co ma uszczesliwic czlowiekia? Bo coraz bardziej odnosze wrazenie, ze nigdy ale to nidgy nie umieliscie sie zbntowac przeciwko temu i spojrzec na te rzeczy z drugiej strony. Czy to, ze ktos nie chce zgodzic sie na istniejace warunki i sie temu otwarcie sprzeciwia lub nie umie sie w nich odnalezc (w/g mnie to to samo mniej wiecej) swiadczy od razu o jaims zaburzeniu?
  2. No to masz jeszcze troche czasu na ,,wyprostowanie" tego czegos.
  3. Ok, ale czy probowales z tym walczyc w skuteczny sposob, dociec przyczyny tego stanu rzeczy. Nie wiem, ile Ty masz lat, ale ja jestem pelnoletnim facetem, ktory musi sie samodzielnie utrzymywac i powstaje niezly problem, przede wszystkim z ogromnymi napieciami i stresem, jaki sie we mnie kumuluje i co wprowadza mnie w fatalny nastroj. Dlatego zalezaloby mi, aby rowniez pozostali uzytkownicy, ktorzy maja nawet tylko podobne problemy, zechcieli wziasc udzial w dyskusji.
  4. Zgazdam sie z Toba, jednak jaz juz wspomnialem w moim innym poscie, leki antydepresyjne i owszem - poprawialy nastroj, jednak nie zdolaly zredukowac uczucia apatii, tego czegos, co ja moge nazwac stanem ,,duchowym". Ja mam w sobie jakis ciezar, ktory nie pozwala mi na wpelni funkcjonalne zycie. Niby wszystko jest ok, w kontaktach nie wykazuje sie jakimis wiekszymi dziwactwami, ale w zyciu idzie mi doslownie pod gore, jesli nie gorzej i tu jest problem. Podczas, gdy inni jakos nie maja az takich problemow ze zmiana miejsca, checia do podjecia nowych wyzwan, obowiazkow, u mnie nastepuje reakcja lekowa na tego typu sytuacje, a wlasciwie to najpierw pojawia sie niechec. Lek jest konsekwencja zdawania sobie sprawy z mojego polozenia i braku perspektyw na przyszlosc. To tak, jakbym nie potrafil zaakceptowac tego, ze dzis swiat jest taki a nie inny i ze trzeba sie dostosowac, zieniac czesto prace, byc elastycznym, umiec pracowac w zespole. Najchetniej to bym siedzial w domu i zajmowal sie wylacznie swoimi sprawami, zyjac z jakiejs renty czy spadku. I wszystko byloby ok, gdybym pomimo tego, ze nie mam tego, co chce, umial sobie radzic, jest jednak na odwrot. Ja tego nie potrafie i nie wiem, w czym jest rzecz. Probowalem roznych sposobow, przenanalizowalem swoje zycie od A do Z i ciagle nic. Nie stwierdzam, zeby w moim zyciu zaszly jakies zmiany i zeby wydarzylo sie w przeszlosci cos, co moglo mnie skutecznie przyblokowac. Po prostu ja taki sie urodzilem, jesli mam byc szczery ze soba i z mojej perspektywy wyglada to tak, ze kolejne problemy braly sie wlasnie z tego czegos a nie na odwrot. No bo ja w sensie logicznym wytlumaczyc to, ze pomimo tego, ze dzis mozna robic naprawde wiele rzeczy, ja ich robic nie chce, ze nie wicaga mnie to, co sie dzieje dookola w najmniejszym stopniu, ze tkwie w swoim wlasnym swiecie, jesli moge tak sie wyrazic?
  5. linka656, naprawde dziekuje za to, ze tak szybko reagujesz na posty innych uzytkownikow, ale skoro specjalisci nie potrafia powiedziec mi, co mi dolega, wiec chwytam sie jakichkolwiek innych sposobow na dowiedzenie o tym, co mi jest i jak moge to zmienic, oraz - przepraszam, ze to powiem - mam totalnie gdzies czy komus sie podoba, czy powtarzam temat, czy nie. Mam 29 lat i mam spore problemy ze soba i nie zamierzam skonczyc ani jako pacjent szpitala psychiatrycznego z niezdiagnozowana postacia choroby lub menel na ulicy czy wydawac kolejne ciezkie pieniadze na psychologow, ktorych w tej chwili mam niewiele wiec naprawde, pozwol albo innym odpiwedziec na to pytanie, albo zaproponuj wlasna alternatywe. Mam nadzieje, ze Cie nie urazilem
  6. Ok, to moj kolejny post. Skoro nikt ni potrafi zdiagnozowac tego, co jest, moze sam wpadne na jakis pomysl. Prosze Was o szczere odpowiedzi skad moze brac sie ogolna niechcec do zmian, nauki czego nowego, do zamykania sie w swoim wlasnym swiecie, uciekania od rzeczywistosci? Naprawde gleboko zastanawialem sie nad soba ostatnio i nic ale to nic nie pamietam na tyle negatywnego ze swojej przeszlosci, co by moglo wplynac na takie a nie inne postrzeganie swiata wedlug mnie, a pamietam tylko to, ze juz od malego dziecka nie mozna bylo mnie zmusic do robienia czegos, co mnie nie ciekawilo. Skad te negatywne bodzce u mnie, jesli idzie o odczucia plynace z rzeczywistosci? Jest to powazny problem u mnie bo zaburza on w dosc powazny sposob moje relacje ze swiatem (np w postaci podjecia jakiejkolwiek pracy), a jak juz wczesniej wspomnialem, specjalisci, do ktorych sie zwracalem, nie byli w stanie okreslic przyczyny tych dolegliwosci. Czy Waszym zdaniem powinienem udac sie do psychoterapeuty (po raz kolejny - az mi sie nie chce walkowac wszystkiego od poczatku!!!), czy do jakiegos neurologa czy psychiatry. Po prostu chwytam sie kazdej mozliwosci, nieumiejetnosc przystosowania sie wydaje mi sie w tym wieku dosc dziwna. Skad bierze sie ta ciagla niechec, brak elastycznosci?
  7. Mam byc szczery? Ok, moze dla wiekszosci z Was borykanie sie z problemami natury psychicznej jest bardzo uciazliwe i wznajemna rozmowa i wspieranie sie daje was lepsze samopoczucie ale dla mnie okazalo sie kolejnym rozczarowaniem. Dla mnie licza sie efekty, konkretne rady i pomysly, a nie ciagle rozmowy o tym, co nas boli. Nie uwazam tez, ze samymi lekami mozna sobie poradzic z gnebiacymi nas problemami, tym bardziej, ze jestem zdania, iz wiekszosc z Nas cierpi na roznego rodzaju zaburzenia nie z powodu predyspozycji biologicznych (choc nie watpie, ze takowe osoby na pewna sa i nie jest to atak na nie), ale z powodu relacji miedzyludzkich oraz braku umiejetnogo rozwiazanywania trapiacych nas problemow przez tzw specjalistow, ktorzy - choc tytuluja sie dziesiatkami osiagniec - wiekszosci z Nas pomoc jak dotad nie zdolali. Bo czy faszerowanie sie lekami to jest rozwiazanie na dluzsza mete? Zapewne wielu z Was odkrylo, ze choc leki skutecznie poprawiaja samopoczucie ze wgledu na normowanie skladu chemicznego w naszym mozgu (co ma bezposredni wplyw na nasze zycie), to uczucie apatii, pustki lub zagubienia pozostaje i gdzies tam gleboko wciaz uwiera, choc jego oddzwiek (w postaci stresu, leku, zaburzen) jest znacznie oslabiony, to jednak wciaz istnieje. Ja sobie w tym momencie zadaje takie pytanie? Co jest grane z tym wszystkim? Teoretycznie po kilku probach kazdemu (czy wiekszosci) osob powinno sie udac uporac przynajmniej z czescia swoich problemow, tymczasem lektura tego forum napawa mnie przerazeniem, bo widze, jak i ja i Wy wciaz meczycie sie sami ze soba, nie znajdujac konstruktywnego rozwiazania. Psychologowie okazuja sie raz po raz bezradni w rozwiazywaniu problemow, a presja ze strony otoczenia i wymagania rzeczywistosci zamiast malec - powiekszaja sie, dajac odczucie pozostawania w coraz wiekszym tyle za innymi. Oczywiscie, jesli mialbym kogokolwiek obwiniac za przynajmniej czesciowy stan rzeczy, pierwsze miejsce zajalbym ja sam. Nie ma sensu rozczulac sie nad soba i wnikac przesadnie w przeszlosc. Wiele rzeczy, ktore popelnilismy moglo miec, aczkolwiek nie musialo, negatywny wplyw na nasze dzisiejsze sampoczucie, o wielu rzeczach w chwili ich robienia nie mielismy pojecia, wiele z nich zostalo nam narzuconych chocby poprzez nieumiejetne wychowanie, brak uczucia itd. Jednak nie potrafie oprzec sie wrazeniu, ze to, co dzieje sie ze mna (a wiec ciagle niezadowolenie z zycia, brak chceci do podejmowania obowiazkow, uczucie smutku i samotnosci) nie wynika bynajmniej z lenistwa czy innego zaburzenia, a z glebokiej niecheci do praw rzadzacych w rzeczywistosci, ktore w/g mnie sa skrajnie egocentryczne, konsumpcyjne i odzierajace czlowieka z jego osobistej godnosci. No bo jak inaczej nazwac np. dzisiejszy rynek pracy? Ci, ktorzy probowali swoich sil i tu, i na emigracji chyba dobrze rozumieja, co mam na mysli. I to odniesc mozna do wielu innych dziedzin zycia. Smutne jest tylko to, ze nasze gadanie o tym nie daje zbyt wiele i bledne kolo znowu sie zamyka. A moze rzeczywiscie zyjemy w tytulowym Matrixie i jestesmy tymi, ktorzy zrozumieli swoja pulapkew tym systemie i stad to cierpienie? Pytam sie wiec, czy Wam nastroj poprawia dyskutowanie o problemie czy jego konstruktywne rozwiazywanie? Ja podpisuje sie pod opcja nr. 2. I to by bylo na tyle.
  8. Oczywiscie, ze mam! Co z tego, jak nijak je podpiac pod mozliwosci w swiecie rzeczywistym. Ok, na pewno moge na moj minus sie przyznac, ze brak mi umiejetnosci poruszania sie w ogolnie rozumianym marketingu itd, czyli umiejetnosci poruszania sie w dzisiejszym swiecie i ,,sprzedania" swoich umiejetnosci i zainteresowan. Z drugiej strony doslownie razi mnie wszechobecny materializm i konumpcja, brak miejsca na sztuke, piekno, swobode i mozliwosc swobodnego wyrazania sie. Wiem, ze moga posypac sie glosy, ze to wlasnie dzis istnieje pelna swoboda etc ale dla mnie to uluda. Co z tymi, co nie chca ubierac przyslowiowego garnituru i ladnie sie usmiechac, byc towarzyskimi? Maja pracowac w fabrykach albo byc na marginesie spoleczenstwa? Przyznaj, ze taka perspektywa zdolowalaby nawet hiper zdrowego czlowieka, nie mowiac juz o osobie, ktorej cos tam nie dogadza we wnetrzu do konca. Ja juz probowalem pracowac tu i tam, ale zawsze rezygnowalem albo mnie wyrzucano. Podsumowac mozna to w ten sposob, ze absolutnie praca mnie nie interesowala i tak to sie zwykle konczylo. Taki juz mam dziwny umysl: jesli robie cos, co nie jest przedmiotem moich zainteresowan, nie umiem sie na tym koncentrowac i gdzies ,,odplywam". Problem zaczyna sie, kiedy jestes juz dorosla osoba muszaca sie samemu utrzymaywac i nie potrafisz tego robic, bo po prostu rzeczywistosc ma na ciebie tak negatywny wplyw, ze siedzisz w domu. Isc do roboty za pareset zlotych tylko po to, aby miec na oplacenie podstawowych potrzeb. Emigrowac i tyrac na garach? Chrzanie takie zycie! Ja jestem osoba lubiaca pracowac samemu, bez ludzi, bez pospiechu, z gory wyznaczonymi terminami. Tlum ludzi czy pospiech wywoluje u mnie stres i napiecie, ktore przeszkadza mi funkcjonowac efektywnie. Jak widze dzisiaj malo jest miejsca dla takich osob. A hasla tyu elastycznosc po prostu smiesza mnie bo to nic innego, jak podpucha aby zlapac czlowieka i zaciagnac go w kierat. Nie chce i nie mam ochoty w tym uczestniczyc i tez zasluguje na to samo, co maja inni i nie zgodze sie, zebym byl odsuniety na bok tylko ze wgledu na inne upodobania czy introwertyczna osobowosc. Mylse, ze probowalem cos okolo 10 roznych osob, w tym 2 krotnie chodzilem na tzw. terapie ... i stalem w miejscu. Odnosze wrazenie, ze ci ludzie nijak rozumieli trapiace mnie problemy, a ich jedyna wskazowka/rada byly utarte frazesy w stylu ,,do swiata trzeba sie tak czy inaczej dostosowac". Nie umieli powiedziec, skad u mnie ta negatywna reakcja na rzeczywistosc, choc coraz bardziej uwazam, ze to przez wrazliwosc mam takie problemy, a nie przez konkretna chorobe. Tylko raz bralem lekkie leki antydepresyjne przez okres okolo 6-7 miesiecy.
  9. Tu sie zgadzam. Problem w tym, ze moj wlasny mundurek zamiast polepszac sytuacje, pogarsza ja. Mozna to ujac w ten sposob, ze im bardziej daze do bycia soba, tym bardziej zycie daje mi po dupie. A ja nie chce byc tacy, jak inni i powstaje bledne kolo. A co w wypadku, gdy otaczajaca nas rzeczywistosc tak naprawde w ogole nas nie interesuje? Ile mozna robic cos, co nas ani nie interesuje ani nie daje satysfakcji, a tylko wyczerpuje i doluje? To na pewno, jednak skoro zaden psycholog nie umial mi pomoc, to czy aby na pewno jestem chory?
  10. Poniekad wlasnie taka wegetacja jest moim udzialem, ale w/g wplyw na to (u mnie) maja czynniki zewnetrzne, takie jak np. niechec dopasowania sie do regul, etc. Czyli jest konkretna przyczyna, ktora mi przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. I powstaje bledne kolo: chce cos robic ale nie robie, poniewaz nie chce sie dopasowac do regul, poniewaz mam swoje wlasne przekonania. No i trwa to chyba juz ladnych kilka lat wiec czlowiek czuje sie coraz bardziej zdolowany. Na pewno wynika to z mojej raczej introwertycznej natury (nie lubie tlumu ludzi, bycia na pierwszym planie etc.), ale tez i z braku pomyslu na zycie, a to nie wiem z czego wynika.
  11. Rozumiem, ale skoro naturalne metody nie pomagaja, trzeba szukac samemu przyczyny. To ze ja np nie chce isc w kierat i robic na etacie to nie znaczy to wcale, ze nie chce robic zupelnie nic. A leniem nie jestem - mnie nosi po scianach tyle ze w otaczajacej mnie rzeczywistosci prawa ktore nia rzadza calkowicie mi nie odpowiadaja. I stad ten konflikt. Ja tez swego czasu leczylem sie na depresje i moge Ci powiedziec, ze u jej podstawy lezaly czynniki, ktore mnie w nia wpedzily.
  12. I uwazacie, ze sa to jedyne przyczyny tego stanu rzeczy? Nie dopuszczacie mozliwosci istnienia innych przyczyn?
  13. A laziles do jakiegos psychologa kiedys i gadales o tym z nim? No bo generalnie kazda depresja czy inne zaburzenie ma swoje miejsce w swiecie zewnetrznym. Ja np. korzystalem z pomocy wielu psychologow i jak narazie lipa - albo puste, utarte frazesy z ksiazek i stwierdzenie, ze dostosowac sie trzeba i tyle, albo brak zrozumienia tematu i bladzenie. Jestem pewien, ze brak checi do obowiazkow ma swoje podloze w dziecinstwie, w typie osobowosci, w sposobie wychowania. Nie moge tylko zrozumiec, dlaczego pojawia sie zawsze to uczucie przygnebienia zawsze, kiedy trzeba zrobic cos, co jest obowiazkiem. Przeciez inni tez musza robic wiele rzeczy i nie maja tak negatywnych mysli czy odczuc i funkcjonuja. A u mnie jest na odwrot: te odczucia utrudniaja mi funkcjonowanie. Ponadto zaobserwowalem u siebie cos takiego, ze od zawsze mialem taka bardzo silna tendencje do tego, ze jak cos mnie nie interesowalo to mialem spore problemy, aby temu poswiecic uwage. Czy jest to jakies zaburzenie? Czasami mam takie dziwne uczucie, ze brak mi jakiejs elstaycznosci i umiejetnosci bycia bardziej otwartym na swiat zewnetrzny, ale wiaze sie to wlasnie z nieokreslonym lekiem czy raczej ponurym nastrojem, a co za tym idzie, checia ucieczki - wiadomo: czlowiek ucieka od bolu. Ciekaw jestem, czy na tym forum jest tak malo ludzi z ta przypadloscia czy nie chce sie nikomu pisac...
  14. Oczywiscie, byla to taka troche ironia. Ale nie robmy off topicu tylko dyskutujmy na dany temat a widze ze jakos zamarl on... [Dodane po edycji:] A co do owych specjalistow to jestem sklonny zaryzykowac twierdzenie, ze psychologia nie potrafi udzielic pomocy wielu ludziom z uwagi na to, ze bazuje na twierdzeniu, ze to spolecznestwo jest tym normalnym tworem, do ktorego trzeba sie dostosowac. Nie uswiadamia sobie jednak co wtedy, gdy okazuje sie, ze to wlasnie spoleczenstwo jest wypaczone. Brakuje jej wtedy odnosnika i stad ten balagan. Wiele zaburzen na tle tzw braku adaptacji do otaczajacej czlowieka rzeczywistosci wynika w/g mnie z tego, ze struktury spoleczne sa zaburzone, a wiele osob wrazliwszych lub majacych w przeszlosci problemy zostaje ,,w tyle" za wiekszoscia i nikt tym osobom ani nie pomaga, lub - co gorsze - spoleczenstwo nie chce na nich ,,zaczekac" i dac kolejna szanse.
  15. No jak widac fachowcow na tym forum albo nie ma, albo uznali oni nasz problem za blahy w porownaniu do innych. A ja sie zastanawiam czy to przypadkiem nie jest tak, ze niechec do obowiazakow moze wiazac sie z niechecia do regul z uwagi na inny swiatopoglad. Chcesz cos robic, ale nie odpowiadaja ci warunki, bo np. nie zgadzasz sie z nimi z punktu moralnego. W/g mnie to nie jest choroba lub zaburzenie.
  16. Nie, zastanawiam sie nad podjeciem ale waham sie, m. in. ze wgledu na to, ze moje zaburzenie - podobnie jak u Ciebie - pewnie wynika z tego, ze jako wrazliwy czlowiek nie jestem w stanie (tzn. moja czesc odpowiedzialna za pragnienia oraz wartosci moralne) zaakaceptowac warunkow oraz wymagan/oczekiwan plynacych z rzeczywistosci, z drugiej strony sytuacja, w jakiej sie obecnie znajduje (trudnosci z praca, otoczeniem) sprawia, ze szukam alternatywnego rozwiazania. Moje wahania sa takze podyktowane tym, ze w przeszlosci, korzystajac z pomocy psychologow dochodzilismy wspolnie do punktu, w ktorym i ja i terapeuta bylismy swiadomi tego, ze tylko ode mnie zalezy, czy chce sie przystosowac czy nie, i w rezultacie zawsze dokonywalem opcji wyboru pt. ,,nie chce". Wlasciwie szukam kogos, kto mial podobne problemy (osoba prywatna) oraz terapeute, ktory skutecznie potrafilby pogodzic mnie z otaczajaca rzeczywistoscia. Jak narazie takiego kompromisu/rozwiazania nikt mi nie zaproponowal, stad moj pesymizm w szukaniu pomocy. Byc moze terapie bede traktowal jako substytut i w momencie, kiedy zobacze wolna furtke w kierunku, w ktorym zdazam, zakoncze ja/przerwe,a by pojsc swoim wlasnym sladem. CZY KTOS JESZCZE MIAL/MA TEGO TYPU PROBLEM? PS Ja rowniez zaliczam sie do osob o sporej samoswiadomosci siebie i otoczenia. Milo mi poznac!
  17. Czy twoj psychoterapeuta dal konkretne wytyczne co do linii terapii i tego, co w/g niego jest zaburzeniem i co jest przyczyna Twojego zlego sampoczucia? Jak on ocenia rzeczywistosc?
  18. Mozesz powiedziec, czy kontaktowalas sie w tej sprawie z psychologiem i jesli tak, jakie rady/wytyczne zastosowal wobec gnebiacego Ciebie problemu? Wyglada na to, ze mam bardzo podobne perypetie ale chce to uscislic, aby miec jak najwieksza pewnosc.
  19. Czy ktos z Was probowal interpretowac swoje problemy zwiazane z zaburzeniami adpatacyjnymi z sytuacja istniejaca w rzeczywistosci np. wtedy, gdy wyomi wgledem pracy lub systemu wartosci/zachowan stoja w sprzecznosci z naszymi wlasnymi pragnieniami i dazeniami/celami? Mysle, ze jestem bliski znalezienia odpowiedzi na dreczace mnie problemy ale w tym celu chcialbym uzyskac przynajmniej kilka odpowiedzi ze strony Was, tj. osob, ktore zetknaly sie w swoim zyciu z tego typu problemami i jak nauczyly sie go rozwiazywac (lub go nierozwiazaly ). Najbardziej mnie tutaj interesuje sytuacja osob, ktore maja problem zwiazany z adpatacja wymogow rzeczywistosci wgledem rynku pracy oraz szeroko rozumianych zachowan spolecznych. Dzieki!
  20. pizzacanto

    kolejne pytanie

    Co w wypadku, kiedy po prostu czlowiek od ,,zawsze" nosi w sobie jakas nieokreslona niechcec do obowiazkow, do zmian, do ewoluowania, iscia z ludzmi? Czy to jest choroba jesli czlowiek chce postepowac wedlug wlasnego widzimisie i nie chce sie dostosowac do ogolnie przyjetych schematow bo posiada wlasny system wartosci? Problem w tym, ze na przestrzeni jakis ostatnich 10 lat chodzilem do roznych psychologow, ale zaden nie potrafil podac jakiegos sensownego rozwiazania tego problemu. Niby cos tam probowali domniewywac, ale zaden z nich nie umial konkretnie powiedziec, o co chodzi i co wywoluje u mnie ten ciagly dyskomfort, a co za tym idzie ciagle problemy w rzeczywistosci (brak celu w zyciu etc.). Ja tez dlugo analizowalem przyczyny i nie potrafie sobie przypomniec, czy w przeszlosci zaszly jakies istotne wydarzenia, ktore mogly wplynac na tego typu stan. Po prostu od zawze nie lubilem np. chodzic do szkoly i nie udawalo sie mnie naklonic do zmiany tego typu zachowania. Nie umialem po prostu siadac przy kolejnym zadaniu z matematyki czy lekturze, bo czulem ogromna nude a mialem zawsze sporo pomyslow na zajecia, wiec szkola nie byla konkurencja. Z praca jest tak samo - szarosc, nuda, obowiazek i zero radosci z jej wykonywania. Moge zaryzykowac stwierdzenie, ze mam osobowosc aspoleczna ale najwiekszy ubaw w tym, ze pochodze z najnormalniejszej rodziny, gdzie dano mi wyksztalcenie i uczucie (jakie byo ono nie bylo) i gdzie nie bylo zadnych wzorcow patologicznych. Po prostu nie umiem odnalezc sie w otaczajacej mnie rzeczywistosci tak jakbym nie rozumial tych calych mechanizmow rzadzacych ludzmi, a raczej nie umiem przezwyciezuc mojej niechceci do nich, bo mam swoje wlasne poglady, ktore koliduja z tym wszystkim. Nie umiem sobie wyobrazic siebie jako kogos, kto lazi na etat piec dni w tygodniu lub haruje jako rzemieslnik po 12 godzin na dobe, nawet za duza kase. Nie odnajduje w swiecie miejsca dla siebie bo nie znajduje luk, gdzie tacy ludzie jak ja mogliby sie podziac. Czy to jest jakies zaburzenie czy moze po prostu jestem wrazliwym czlowiekiem, ktory ma pecha zyc w czasach, gdzie dominuje technika, pogon za pieniadzem i ogolna znieczulica? Problem w tym, ze czlowiek nie umie w takim stanie obnizonego nastroju funcjonowac nalezycie a ,,jedzenie" proszkow nie zalatwi sprawy. Owszem - pomoga wyjsc ze stanu odczuwania depresji ale apatii juz nie zlikwiduja i tego, co czlowiek ,,czuje". Po prostu nie umiem - pomimo moich prawie trzydziestu lat - zrozumiec tego, co dzieje sie dookola, albo raczej rozumiem to a z nazbyt dobrze i tylko to zniecheca mnie to do wszystkiego. Czy mozna jakos zredukowac ten bol egzystencjalny? Szczerze mowiac, jakos nie ciagnie mnie do kolejnej wizyty u psychologa, poniewaz jestem rozczarowany brakiem konkretnych rad z ich strony, a potrzebuje rozwiazac ten problem, zeby nie skonczyc jako sfrustrowany czlowiek bez rodziny, pracy i zaplecza na przyszlosc. [Dodane po edycji:] Po prostu rzeczywistosc, dzialanie posrod ludzi meczy mnie i wypala, w ogole ,,nie wciaga". Tak to mozna najkrocej nazwac.
  21. Z jednej strony masz racje, z drugiej test darmowy wypadl naprawde ok - pokazal dokladnie moje odczucia. Wczesniej robilem juz tego typu rzeczy i zasiegalem porad psychologow, jednak jakos nie potrafili nic konkretnego doradzic. Zreszta mozna im w kazdej chwili zrobic antyreklame wiec chyba sa swiadomi tego, ze moga szybko skonczyc swoja ,,kariere" w razie tego typu wpadki. [Dodane po edycji:] Dostalem odpowiedz zgodna z moimi oczekiwaniami wiec po wszystkich tych dziwnych problemach z dojsciem emaila od psychologa wydaja sie byc w porzadku.
  22. Enefis, a czy ta osoba jest skora do ,,rozwazan egzystencjalnych" czy promuje raczej tradycyjna szkole typu: zdiagnozowac problem i dopasowac do golul, nawet jesli czyjs problem tak naprawde jest sluszny, jesli rozumiesz, o co mi chodzi. [Dodane po edycji:] Szukam osoby (psychologa), ktory w jakis sposob moglby rozwiazac problem, ktory opisalem http://www.nerwica.com/problem-z-introwertyzmem-t17468.html i http://www.nerwica.com/brak-checi-do-obowiazkow-t17550.html. Potrzebuje raczej kogos, kto bedzie jednoczesnie konkretny (pomysly na rozwiazanie danej sytuacji, proste dzialanaie zmierzajace do celu) anizeli chcacy ,,zaleczyc" problem. Chodzilem wprzeszlosci na konsultacje do kilku osob, jednak rozczarowaly mnie one poniewaz osoby te nie potrafily dac sprecyzowanych wytycznych co do drogi, ktora pozwolilaby rozwiazac moje problemy. Bede zobowiazany za pomoc. [Dodane po edycji:] Stanowczo odradzam! Zetknalem sie z nim, kiedy mialem kryzys wieku dojrzewania a koles chcial mnie do szpitala wyslac! Absurd!!! Zero rozmowy na tematy egzystencjalne, terapia: jak najwiecej proszkow. Bardzo nieodpowiedzialny lekarz!
  23. Czy ktos z Panstwa korzystal juz z uslug w/w serwisu? Ja osobiscie skorzystalem z opcji jednorazowej konsultacji z psychologiem, jednak od srody, kiedy dokonalem wplaty, zaden email nie przyszedl! Ktos mial podobne problemy?
  24. No wlasnie, problem tego typu jest o tyle trudny do zdefiniowania ze wynikac moze z naprawde rozmaitych rzeczy. Ze swojej strony wiem ze znalezienie zajecia w moim przypadku, ktore dawaloby mi satysfakcje jest dosc trudne (aby nie powiedziec nierealne) poniewaz i z wyksztalcenia i z charakteru jestem zdekalrowanym humanista wiec zawody techniczne odpadaja z braku wiedzy i predyspocyji, no a jako handlowiec czy nauczyciel/naukowiec tez raczej sie nie widze, a wbrew pozorom pula zawodow dzis choc roznorodna to jednak wiekszosc z nich musi podpadac pod haslo ,,usmiechnij sie, sprzedaj i zarob". Dodac niechec do tego typu zachowan oraz odmienny wzorzec wartosci i powstaje problem typu: gdzie sie podziac i z czego zyc. No bo co: czy cierpiec duchowo i miec pieniadze czy cierpiec fizycznie oddajac sie swoim racjom. Dylemat szekspirowski powiedzialbym... No bo chyba przyznacie racje, ze stwierdzenie, ze ,,idzie sie do takiej pracy jaka jest" dla czlowieka wrazliwego czy z ambicjami to jest najgorsze, co mozna zaproponowac. [Dodane po edycji:] A co w wypadku, kiedy po prostu czlowiek od ,,zawsze" nosi w sobie jakas nieokreslona niechcec do obowiazkow, do zmian, do ewoluowania, iscia z ludzmi? Czy to jest choroba jesli czlowiek chce postepowac wedlug wlasnego widzimisie i nie chce sie dostosowac do ogolnie przyjetych schematow bo posiada wlasny system wartosci? [Dodane po edycji:] Tak siadlem dzis na spokojnie i raz jeszcze poczytalem o prokrastynacji i troche dla mnie to naciagane jest, tak, jak gdyby wszyscy na sile szukali jakiejs nowej choroby, aby wytlumaczyc brak powodzenia spowodowany moim skromnym zdaniem brakiem stablinych relacji i poczucia bezpieczenstwa w naszym konsumpcyjnym spoleczenstwie. Sprobowalem na swoim przykladzie przeanalizowac problem i dotarlem do nastepujacych wnioskow: Tendencja ta pojawia się zwykle w latach szkolnych i dotyka w szczególności uczniów zdolnych, dobrze radzących sobie w szkole, których talent jest dostrzegany. W obliczu zadania wymagającego większego wysiłku tracą oni wiarę w siebie, motywację i odczuwają niepokój. Brak logiki w/g mnie. Jesli ktos jest zdolny, i ktorych ktos dostrzega lub dostrzega ich umiejetnosci, zazwyczaj taka osobe otacza sie swego rodzaju opieka, wykorzystuje sie jego zdolnosci i zacheca do ich kontynuacji. W takim wypadku czlowiek dazy do wiekszego wysilku, kloci sie to wg mnie troche z powyzszym stwierdzeniem. Jak mnie cos interesowalo, to zawsze robilem wszystko, aby to ,,zdobyc" i g****o mnie obchodzila wtedy reszta swiata. Dopiero, jak czlowiek dorosl i zobaczyl ograniczenia wynikajace chociazby z sytuacji finansowej lub, nazwijmy to po imieniu, pewnych ukladow w spolecznestwie (a Polacy do najbardziej otwartych narodow nie naleza) to wtedy rzeczywiscie dopadala mnie nuda i brak ochoty do dzialania. Bo czy komus by sie chcialo dzialac, gdyby podcinano mu skrzydla? Tak jak większość problemów psychologicznych, prokrastynacja często ma swoje podłoże w domu rodzinnym. Rodzina ukazująca dziecku wizję społeczeństwa jako wyścigu szczurów czy rodzice mający zbyt duże wymagania najczęściej warunkują pojawienie się tego problemu. Często również problem ten pojawia się z powodu niestabilnej sytuacji rodzinnej i ogólnego niedowartościowania danej osoby. Caly problem w tym, ze moze i moja rodzina do wzorcowych nie nalezy to jednak nie bylo tam elementow, ktore moglyby wplynac na to, co napisane jest powyzej. Nie dosc, ze moi rodzice nigdy w tzw. wyscigu szczorow nie uczesrniczyli (a bywalo nieraz i tak, ze ten wyscig wplywal niekorzystnie na nasza sytuacje materialna, poniewaz np. jeden z rodzicow zwalniany byl z pracy), to i nigdy nie wymuszali na mnie wiecej anizeli potrzebne minimum. Zaryzykowalbym stwierdzenie, ze to we mnie zawsze kwitla jakas potrzeva buntu, iscia swoja indywidualna droga, ale tez nie byla to negacja agresywna, raczej swoj wlasny system wartosi oparty na uniwersalnych prawach. Nigdy w domu czy na podworki nie czulem sie niedowartosciowany. Dopiero cholerna szkola wycisnela na mnie negatywne pietno, gdzie nasi drodzy pedagodzy z najwieksza ochota zniechecili mnie do nauki itd. W sumie wyszlo mi to uwazam na dobre, bo zamiast powtarzac jak malpa, to co inni juz w mlodym wieku mialem swoje wlasne pomysly, co chce robic. Problem w tym, ze znowu nasza rzeczywistosc nie za bardzo dawala szanse na tego typu dzialania. Większość osób dotkniętych prokrastynacją to ofiary perfekcjonizmu. Jako że perfekcję osiąga się zwykle metodą prób i błędów, a perfekcjonista nie dopuszcza myśli o błędach, pogrąża się w tym paradoksie, nie robiąc nic. Tymczasem bycie odwlekaczem nie oznacza nierobienia niczego. Wręcz przeciwnie, osoba taka z zapałem wykonuje inne zajęcia, nie mające związku z problematycznym zadaniem. Na przykład przeszukuje internet, rozpraszając przy tym swoją uwagę zamiast koncentrować ją na zadaniu. Tu sie moge w sumie zgodzic. Jak sie zabieram do czegos, to zawsze staram sie to zrobic z pasja, dopiac na ostatni guzik. Tyle, ze kiedy czlowieka interesuje to i to, a tamto nie to czy to jest juz jakies zaburzenie, kiedy czlowiek rezygnuje, bo nie chce robic czegos, co conajwyzej polowicznie (lub mniej) dawaloby mu satysfakcje? Znalazlem jeszcze ciekawy ustep dotyczacy lekow wplywajacych na ksztaltowanie sie prokrastycyzmu. Szczegolnie bliski wydal mi sie zwlaszcza pierwszy z nich: Lęk przed porażką Praca przekładana jest do momentu, kiedy wydaje się, że jest już za późno, żeby ją wykonać. Staje się to usprawiedliwieniem w razie niepowodzenia. Ten typ zachowania można zaobserwować wśród uczniów. Taka postawa jest związana z wymagającym, skupionym na ocenach systemem nauczania. W rezultacie uczeń nie potrafi zabrać się do pracy bez myślenia o tym, jak zostanie oceniony i tym samym próbuje uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji. Prokrastynacja dotyka osoby bardzo zdolne, którym brakuje wiary w siebie. Przykład: uczeń stresujący się na samą myśl oddania mało interesującego wypracowania. No ale tutaj to juz chyba moge podziekowac ponownie naszym wspanialym pedagogom, ktorzy na sile starali sie ( i wciaz staraja) temeprowac uczniow na swoja modle. I co teraz? Przez to, ze ktos s********l mi zycie mam ponosic konsekwencje i dostawac po dupie? Sorry ale czasem rozumiem moich znajomych, ktorzy uciekaja z tego kraju, wola zmywac gary na Wyspach i choc pracuja ciezko, maja dobre pieniadze i jacys bardziej zadowoleni sa mimo wszystko. Moze to kwestia mentalnosci ludzi w Polsce, ze mamy tyle problemow...
  25. No wlasnie! Caly paradokz zwiazany z odmiennymi stanami psychicznymi (jakby tego nie nazwac) polega na tym, ze przy sprzyjajacych warunkach potrafia one okazac sie darem, a w innych przeklenstwem. Moze jednak prawda jest to, ze to z ogolem jest cos nie tak a nie z jednostkami...
×