łoł, a co ma wspólnego opętanie, egzorcyzmy z chorobą -tu depresją? Ja nie żyje zgodnie ze wszystkimi zasadami dekalogu, bo jestem niewierząca, ale to nie przez to wpadłam w depresję.
Bardzo dobrze rozumiem próby cierpiących osób poszukiwania ukojenia w różnych rzeczach(w sumie myślałam, że lepiej dla ludzi gdy uciekają w wiarę niż w alkohol czy dragi, ale teraz muszę się nad tym zastanowić), sama w pewnym momencie trafiłam do kościoła z nadzieją, że może tutaj znajdę jakąś pomoc. Ksiądz mówił o szczęściu, o tym, że człowiek może być szczęśliwy...ale po śmierci. To ja dziękuję, nie chce mi się tyle czekać, (chociaż może nie aż tak długo ). I nie chodzi mi tutaj o zdobycie jakiegoś specjalnego szczęścia, bogactwa, ja tylko chcę nie budzić się codziennie z myślą, że chciałabym umrzeć. Ksiądz mówił też, o tym, że cierpienie, które nas spotyka na ziemi jest naszą drogą do Boga.
Co mi po obietnicach szczęśliwego życia wiecznego, skoro teraz jest mi tak źle i czuje się tak zmęczona, że już nie mam ochoty na żadne życie po śmierci.