Skocz do zawartości
Nerwica.com

jasio25

Użytkownik
  • Postów

    67
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez jasio25

  1. Rozumiem, ze milosci sie szuka przez cale zycie i trzeba ryzykowac, zeby mozna bylo sie dac jej znalezc. Tylko co zrobic, jak ktos jest od razu odrzucany na starcie ? W tym rzecz, ze osoby takie jak ja nie maja nawet szansy zaryzykowac... Czas leci, samotnosc sie poglebia, takze strach, nerwy i ma sie coraz wieksze oczekiwania do nowo poznanych osob. Pozostaje "brac" pierwsza, ktora sie mna zainteresuje, czy czuje cos do niej, czy nie. Niektorzy nie maja po prostu zadnej szansy na milosc.
  2. Wlasnie. Te wszystkie niepowodzenia odbieraja calkowita chec do dzialania. Bo coz z tego, ze przelamuje swoje nerwy i strach probujac nawiazac kontakt jak i tak zawsze konczy sie to tak samo... Owszem zostaja przyjaznie. Tylko te przyjaznie nie daja mi tego, czego oczekuje. Dziewczyny chca sie ze mna przyjaznic mimo, ze nawet nie zabiegam o to, a nie widza we czegos wiecej. Dlatego nikt mi nie powie, ze wyglad nie jest wazny... I zyc tak czekajac na jakis fart, ta "gwiazdke z nieba" ? Chyba juz nie ma sensu, skoro nikt przez tyle lat nie byl wstanie sie nawet troche mna zainteresowac...Najtrudniej przyznac sie do porazki...
  3. Biore w tej chwili wellbutrin, a raczej zaprzestalem go brac bo przestal na mnie dzialac, a poki czekam na wizyte u psychiatry to biore kreatyne na przyrost masy. Boje sie laczyc suplementy tego typu z psychotropami, a skoro juz i tak chodze na silownie to zeby jakis efekt byl. Kto wie, moze mi sie samoocena troche zwiekszy...chociaz to i tak zawiele nie da... Wellbutrin dodatkowo zwieksza libido, ktore tez mam dosc spore, co wcale mi nie ulatwia. Psychiatra na pewno bedzie chcial znowu mi przepisac cos aktywizujacego ze wzgledu na to, ze jestem caly czas ospaly i ogolnie nie do zycia. Kurde, to tez mnie w pewnym stopniu wprowadza w depresje. Nawet sie w tej chwili chyba nie czuje facetem. Najlepiej by byly jakies leki, zeby byc calkiem pozbawionym uczuc i kuzwa kastracja...
  4. Na silownie juz prawie codziennie chodze... A zrobienie sobie dobrze raczej nie zaspokaja, wprost przeciwnie, od razu pojawia sie swiadomosc, ze to jedyne co bylo i co pozostalo juz do konca zycia. To kurde jakas wiagre robia, a nikt nie pomyslal o lekach w druga strone
  5. Sa jakies leki ktore zmniejszaja libido ? Z przyzwyczajenia z samotnoscia mozna sobie jakos poradzic, ale jak oszukac nature ? Zauwazylem, ze np. jak mysle o seksie robie sie nerwowy
  6. Chodzilo mi o to, ze po dwoch tygodniach przestal w ogole dzialac. Biore go ponad poltora miesiaca. Chociaz wlasciwie to juz dwa miesiace. Teraz juz nie czuje zadnego dzialania. Jestem w identycznym stanie jak przed rozpoczeciem brania. Ale przez te dwa tygodnie bylo wspaniale. Tak dobrze sie nie czulem nigdy, mialem tyle energii, tyle moglem zrobic. A teraz znowu cale dnie zaspany
  7. Biore Wellbutrin juz ponad poltora miesiaca. Zaczal dzialac gdzies po tygodniu zazywania. Przez dwa tygodnie bardzo zwiekszyla sie u mnie aktywnosc. Szybciej myslalem, mialem wieksza koncentracje, nie chodzilem caly dzien zaspany. Roznosila energia. Problem byl z zasypianiem, ale mozna sie bylo przyzwyczaic. Byl tez znaczny wzrost rozdraznienia, szybko sie denerwowalem i czesto chodzilem "nabuzowany". Niestety po tych dwoch tygodniach przestal w ogole na mnie dzialac Niedlugo ide do psychiatry i pewnie zmieni mi na cos innego, wiec testuje go w troche wiekszych ilosciach i... nadal nic. Tak jak bym sie calkiem na niego uodpornil
  8. naprawde dziekuje za wsparcie, caly czas staram sie isc do przodu i napewno jeszcze nie przekreslilem calkiem swojego zycia, czasami mam tylko takiego dola, taki bol duszy, ze moje zachowanie jest calkiem irracjonalne, teraz mi troche glupio, jak czytam to co ostatnio napisalem i jak sie zachowywalem, ale czasami te zle mysli sa o wiele silniejsze od zdrowego rozsadku, lecze sie u psychiatry, ale to tylko daje wsparcie poprzez leki, ktore wlasciwie nie dzialaja, niedlugo pewnie zmieni mi na cos innego lecz chyba najwazniejsze to sie nie poddawac
  9. jasio25

    20 lat...

    19robertoo64r89, wkurzasz mnie niesamowicie ty po prostu nie chcesz milosci, ty chcesz kogos kim bedziesz mogl sie pochwalic przed innymi, nie liczy sie charakter tylko wyglad zewnetrzny (wnioskuje po tych "ochlapach"), a sam chcesz, zeby dziewczyny patrzyly na ciebie inaczej niz na to jak wygladasz z drugiej strony jak ci podpowiadaja inni forumowicze, zebys wzial sie za siebie, zaczal sie jakos rozwijac, czy to po przez nauke, czy np. jakies hobby to uwazasz, ze ci jest to nie potrzebne, to jak chcesz kogos soba zainteresowac ? radze ci zmienic nastawienie i to szybko, bo jak ja obudzisz sie w wieku 25 lat z reka w nocniku i bedziesz chcial na sile i jak najszybciej wszystko zmieniac to juz nie bedzie tak latwo ja najpiekniejszy nie jestem, w prost przeciwnie, uwazam, ze jestem ochydny (chyba najtrudniej jest zmienic zdanie o sobie), ale pracuje nad soba i mimo porażek, ktore dosc ciezko znosze (co widac po moich wpisach na forum) ide caly czas do przodu ostatnio nawet bylem podrywany przez calkiem fajna dziewczyne (ze sie tak pochwale ) wiec, wez sie kuźwa do roboty, nic sie samo nie zrobi ! albo wroc jak troche dojrzejesz i przeczytaj jeszcze raz ten wątek
  10. a jak ktos ma taki dol wlasciwie przez cale zycie ? i nie ma juz zadnych peryspektyw na przyszlosc ? po co w ogole juz sie meczyc i probowac podnosic skoro np. moj czas juz przeminal i nic dobrego juz mnie nie czeka znowu z domu wzialem stos lekow, zeby to skonczyc gdzies w samotnosci, ale nawet tego nie umiem zrobic, jakas cholerna iskierka nadziei jest we mnie i za nic nie moge z nia wygrac...
  11. Ja od paru dni zwiekszylem dwukrotnie dawke wellbutrinu, ale wydaje mi sie, ze to raczej jest placebo, albo w ogole na mnie nie dziala. Wydaje mi sie, ze ja do samobojstwa juz dojzalem. Mam 25 lat, a poczatki depresji mialem w wieku 14 lat. Nigdy nie mialem "normalnego" zycia. Nie mam tez zadnych pozytywnych wspomnien z przed choroby. Po przez leczenie nie mam do czego wracac, do poprzedniego zycia, czy stanu umyslu. A przyszlosc jak mnie czeka to udawanie w pracy, ze u mnie jest swietnie, a po pracy powrot do pustego mieszkania i samotnie spedzona kazda wolna chwila.
  12. A ja już mam dość. Po poprawie mam jeszcze wiekszego dola. Chyba nie ma już sensu sie tak męczyc przez nastepne lata. Zmarnowałem całe swoje życie i wiem, ze juz nic dobrego mnie spotkac nie moze. Szkoda mi tylko, że nigdy nie zaznałem jakiej kolwiek miłości, nigdy nie poznałem jej smaku, nawet od rodziny, bo o bliskości z kobietą nawet nie wspominam. Ale mam juz dosyc prob i ciaglego odrzucenia, widocznie nikomu nie jestem potrzebny. Mam nadzieje, ze niedlugo nabiore wystarczajaco sil zakoncze to zalosne zycie...
  13. Ja już przestałem się bać samotności, to straszne ale chyba już się do niej przyzwyczaiłem. Bardziej boje się tego, że po przeżytym już ćwierć wieczu nigdy nie zaznając jakiej kolwiek miłości (nawet nie chodzi tu o miłość romantyczną) nie jestem już poprostu w stanie kochać, bo chyba nawet nie wiem, co znaczy miłość. Trzeba iść do przodu i realizować swoje inne marzenia i uświadomić sobie, że nie wszystkim "druga połówka" jest pisana i niektórych uczuć po prostu nie zaznamy i tyle. Tak jest o wiele łatwiej.
  14. a próbowałaś tak zrobić ? bo jeśli najchętniej byś to zrobiła, to dlaczego nie zrobić sobie tej choćby małej przyjemności ?:) naprawdę świetny pomysł na rozładowanie emocji, muszę sobie to przypomnieć jak będzie znowu gorzej :)
  15. Zgadzam się niestety z autodestrukcją, że są pewnie zachowania, które trudno kontrolować, ale niekoniecznie muszą wskazywać rozmówcy, że jest to coś więcej niż zwykłe zdenerwowanie. Ciągłe zmęczenie mi na razie odeszło, na początku przez leki, teraz chyba przez ćwiczenia, bo nie czuje się jak wcześniej po lekach. W rozmowie zazwyczaj staram się być opanowany. Kiedyś jak tylko zaczynałem się denerwować to wolałem szybko zakończyć rozmowę pod jakimś pretekstem i się oddalić. Teraz już się zmuszam do dłuższej rozmowy. Pustka, albo zamotanie w głowie to normalka. Ale ostatnio np. tak się zdenerwowałem zwykłą rozmową, że aż trzęsły mi się ręce. Chciałem zapalić papierosa, ale nie mogłem trafić w płomień :) W końcu wyjąłem papierosa z ust i z 5 min starałem się uspokoić, ale i tak już było widać po mnie przerażenie. Z jednej strony się z tego śmieje i jestem zadowolony bo potrafię się prędzej, czy później w miarę opanować, a z drugiej strony jest to strasznie wkurzające. Ale mimo wszystko w życiu codziennym jestem lepiej odbierany jak staram się rozmawiać i wcale pierwsze wrażenie aż tak nie odpycha. Nadal kiepsko, jeśli chodzi o próby zagadania do dziewczyny, która mi się podoba, bo myśl o porażce jeszcze bardziej denerwuje, a mdlejąc to już na pewno dobrego wrażenia nie zrobię :) Póki co się nie poddaje i walczę dalej z samy sobą. Czym więcej będę próbować prowadzić nawet krótkie rozmowy, tym będę bardziej pewny siebie. Przynajmniej mam taką nadzieje :) 25 lat, a zachowuje się jak bym miał 12. Koszmar.
  16. Naprawdę dzięki, że mogłem się trochę wygadać :) i mam nadzieje, że może ktoś w podobnej do mojej sytuacji po przeczytaniu tego co starałem się przekazać dojdzie szybciej do swoich właściwych wniosków i nie zmarnuje tylu lat na darmo. I mam do was pytanie. Wiecie jak wygląda terapia grupowa ? Co na niej w ogóle się dzieje ? Psychiatra mnie cały czas namawia na taką formę leczenia lecz, wstyd przyznać, ale się trochę boje :)
  17. Cześć, pierwszy raz mam przyjemność wypowiedzenia się na tym forum :) Kiedyś tu trafiłem szukając wypowiedzi osób z podobnymi problemami jak ja, szczególnie jeśli chodzi o związki, a raczej ich brak. Z tym, że ja zawaliłem cale swoje życie. Szczerze chciałbym wam podziękować, bo dzięki waszym wypowiedzią, naprawdę dużo sobie uświadomiłem i wreszcie moje życie wskoczyło na dobry tor (przynajmniej tak mi się wydaje:) ). Moja sytuacja z tego co zauważyłem po przebrnięciu przez 1/3 postów z tego wątku, jest podobna do Czlowieka Nerwicy. Od 8 klasy podstawówki borykam się z trądzikiem. Nigdy nie byłem za specjalnie wyględny, a trądzik to był juz cios w plecy. Na początku się tym nie przejmowałem zbytnio. Zwykła rzecz - dorastanie. Pierwsze nieprzyjemności zaczęły się w liceum, nawet ze strony nauczycieli. Reagowałem na to agresywnie, wiec ludzie raczej śmiali się ze mnie za moimi plecami, bo bali się powiedzieć mi to wprost. Jednak w pewnym momencie juz po prostu nie miałem na to siły i zacząłem się coraz bardziej od wszystkich oddalać. Uciekać w bezpieczna samotność. Stały kontakt utrzymywałem tylko ze znajomymi z osiedli, których znalem od szkraba, bo czułem się miedzy nimi w miarę bezpiecznie. Wiedziałem, ze mimo jakiś konfliktów które zawsze się zdarzają w grupie nikt nie wypomni mojego wygładu. Po skończeniu liceum część poszła na studia, cześć do pracy. Wszyscy zaczęli układać swoje życie i powoli kontakty malały, albo się urywały całkowicie. Ja zamykałem się coraz bardziej w sobie. Poszedłem na studia, ale zawsze trzymałem się na uboczu. Moja twarz to była jedna wielka krosta. Kilku letnie leczenie rozwaliło mi tylko żołądek nie przynosząc najmniejszego efektu. Jednak leczyłem się dalej, bo miałem nadzieje, że jak się wyleczę to moje życie zmieni się na lepsze. Równolegle ze studiami poszedłem do pracy, która wymusiła na mnie duży kontakt z innymi pracownikami, szczególnie z kobietami. Wszystkie kontakty były na stopie służbowej i taki układ zaczął mi pasować. Z jednej strony dużo spotykałem się z ludźmi, a z drugiej nie bałem się, że spotkają mnie jakieś nieprzyjemności związane z wyglądem. Poświęciłem się tak mocno pracy, że zawaliłem studia i zostałem skreślony. Mając 24 lata udało mi się w końcu wyleczyć trądzik, ale nie przyniosło to ukojenia. Zostały jeszcze mocne blizny na całej twarzy, które może licząc od dzisiaj za rok dopiero będę mógł zacząć usuwać. Praktycznie zero jakichkolwiek doświadczeń z kobietami. Kontakty utrzymuje właściwie tylko z dwóma kolegami i przyjaciółką, którzy nie zdają sobie sprawy co przeżywam i z tego co słyszałem od przyjaciółki to zawsze mnie miała za bardzo silnego. Najgorsze były właśnie czasy po skończeniu liceum. Często w domu zachowywałem się agresywnie, ciągle byłem niewyspany, nie miałem siły na nic. Aż któregoś dnia coś we mnie pękło i rozłożyłem się całkowicie. Z łóżka wstawałem tylko, żeby pójść do pracy, w której i tak nic już nie robiłem poza siedzeniem przy biurku i patrzeniem się bezmyślnie w wybrany punkt. Po jakimś miesiącu zaczął mnie strasznie wkurwiać mój stan i zacząłem szukać przyczyn. Tak m.in. trafiłem tutaj na forum. Uświadomiliście mi, że takie narcystyczne podejście to jest błędne koło. Nawet niektórymi postami, które wprost atakowały w sposób niezbyt miły Człowieka Nerwice. Bo mówienie, tak jak właśnie Człowiek Nerwica (wcześniej myślałem tak samo), że jak znajdzie kogoś kto go pokocha i zaakceptuje to jego życie się zmieni, że przyczyna depresji i fobii odejdzie. Jest to bzdura. Jeśli nie zmienimy swojego podejścia, to nawet jak znajdziemy tą jedną jedyną, to powstanie jakiś inny problem, który nas zablokuje. Wiem to z własnego doświadczenia. Kiedyś poznałem naprawdę śliczną dziewczynę, która niewiadomo dlaczego zainteresowała się właśnie mną mimo, że na brak powodzenia na pewno nie narzekała. Zdawała sobie sprawę, że czuje się przy niej niepewnie. Często mi to podkreślała, że wybrała właśnie mnie i nikogo innego. Jednak ja cały czas zastanawiałem się dlaczego akurat ja, że to przecież nie możliwe, żebym komukolwiek się tak po prostu spodobał. W końcu nasza znajomość nie potrwała długo i skończyła się zanim w ogóle do czegoś doszło i tylko z mojej winy. Podsumowując, musimy najpierw się wziąć za zmienianie siebie. Teraz mam 25 lat i dopiero zaczynam żyć. Poszedłem do psychiatry. Zapisałem się ponownie na studia, gdzie z poświęceniem staram się zdobywać jak najlepsze oceny. Chodzę na siłownie, po której nie tylko sylwetka się poprawia, ale też samopoczucie i w pewnym sensie uspokaja szalejące hormony, bo w końcu jestem zdrowym i młodym facetem, który jakieś tam potrzeby ma. Zaczynam skakać na spadochronie, uczę się gry na gitarze, staram się po prostu cieszyć życiem. Pozostaje jeszcze sfera uczuć. Jej tak łatwo nie da się zaspokoić, ale może kiedyś… W każdym razie będę nadal próbować szukać tej jednej, jedynej, coraz bardziej otwierać się na ludzi, bo nie tylko trzeba znaleźć siłę, żeby nawiązać przyjaźnie, ale także, żeby tym złym osobą się umieć przeciwstawić (w inny sposób niż agresja, chociaż ta też czasem pomaga). Prędzej, czy później pewnie znowu mnie dopadnie dół, ale czym dłużej będę się swoim złym myślą przeciwstawiał to tym łatwiej będzie z nimi walczyć. A jeśli nie znajdę nikogo, kto by mnie pokochał i zostanę choćby 80 letnim prawiczkiem, to przynajmniej będę miał świadomość, że zrobiłem wiele innych rzeczy które przeciętny człowiek nie był w stanie i z których mogę być dumny. Nie użalajmy się nad sobą tylko starajmy się żyć, a nie przeżyć. Zmieniajmy ile się da, żebyśmy byli szczęśliwi. Wyglądu nie da się zmienić, dlatego staram się w ogóle o tym nie myśleć. Szczególnie kieruje to do Człowieka Nerwica. Przepraszam za ten chaos w tekście ale za dużo myśli, a za mało czasu i umiejętności ich przekazania :) No i w pewnym sensie chciałem się troche wygadać :) I dzięki wszystkim, którzy pisali w tym temacie, trafne czy mniej trafne uwagi, bo pozwoliły na wyciągnięcie własnych wniosków. pozdrawiam
×