Skocz do zawartości
Nerwica.com

cytrynkaaa88

Użytkownik
  • Postów

    157
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez cytrynkaaa88

  1. Tyle mi pomogła, że wiem, że nie mogę uciekać od myśli, które się pojawiają, bo są moje i muszą coś znaczyć. Moim zadaniem jest udać sie na terapię/wznowić ją, żeby dojść dlaczego się one pojawiają. Nigdy nie pomyślałam, że to może być nerwica natręctw. Hm... w NN myśli też mają swoje znaczenie. -- 03 mar 2013, 19:27 -- Kalebx3, jakie masz objawy NN?
  2. Zastanawiam się, czy to normalne. Czy to już nie podlega pod głębsze zaburzenia myślenia i osobowości... Naprawdę... Jak mogę chodzić po ulicy z takimi myślami? Potrafiłam pomyśleć, że kogoś uderzę w twarz, rozmawiając z nim. Że wstanę i wezmę noże i coś komuś zrobię albo sobie. Albo że wypchnę moją matkę z balkonu. To jest poj...!!! Ludzie! Moja psychiatra powiedziała, że w ten sposób projektuję swoje emocje, ze nie umiejąc ich uzewnętrznić, one mi się tak objawiają. Im bardziej je tłumię, tym gorsze są myśli. Jak myślicie?
  3. Zastanawiam się, czy to normalne. Czy to już nie podlega pod głębsze zaburzenia myślenia i osobowości... Naprawdę... Jak mogę chodzić po ulicy z takimi myślami? Potrafiłam pomyśleć, że kogoś uderzę w twarz, rozmawiając z nim. Że wstanę i wezmę noże i coś komuś zrobię albo sobie. Albo że wypchnę moją matkę z balkonu. To jest poj...!!! Ludzie! Moja psychiatra powiedziała, że w ten sposób projektuję swoje emocje, ze nie umiejąc ich uzewnętrznić, one mi się tak objawiają. Im bardziej je tłumię, tym gorsze są myśli. Jak myślicie?
  4. Aktualnie już piąty rok walczę z nerwicą. Nie biorę leków. 3,5 roku psychoterapii psychoanalitycznej pomogły na dosłownie na 3 miesiące. Było idealnie - zaczęłam swoje życie, byłam radosna, zadowolona z siebie, poszerzałam grono znajomych. Ale od stycznia nastąpił przełom - nie mogę sobie poradzić ze złością i agresją do matki, jaką odkryłam podczas przebytej terapii. Te uczucia wrociły ze zwielokrotnioną siłą i kłębią się w moim umyśle, nie umiem się ich pozbyć. Czasem mam wrażenie, że ta terapia rozdmuchała to, co się u mnie działo w przeszłości. Nie były to dantejskie sceny, nikt mnie nie bił, nikt nie pił nałogowo, nikt nie poniewierał, ale jednak terapia utwierdziła mnie w przekonaniu, że moje dzieciństwo było jakieś ciężkie. Ale jak na nie popatrzeć, to wcale takie nie było. Pojawiały się tylko drobne błędy rodziców, matki... Tylko terapia to we mnie rozbuchała do takihc rozmiarów, że nie umiem o tym zapomnieć, dominują nade mną przykre uczucia, a wręcz zaczynam je przenosić na życie społeczne - złoszczę się na innych :/ Co dzień to rozpamiętuję i wszystko mi o tym przypomina, o sytucjach z mamą. Chcę się tego pozbyć, niemal - wyrzygać (przepraszam za słowo), bo wiem, że marnuje mi to życie. Ze złości ściska mi się szczęka, a twarz drętwieje. Pomożcie! Może macie jakiś sposób na przeszłość
  5. Aktualnie już piąty rok walczę z nerwicą. Nie biorę leków. 3,5 roku psychoterapii psychoanalitycznej pomogły na dosłownie na 3 miesiące. Było idealnie - zaczęłam swoje życie, byłam radosna, zadowolona z siebie, poszerzałam grono znajomych. Ale od stycznia nastąpił przełom - nie mogę sobie poradzić ze złością i agresją do matki, jaką odkryłam podczas przebytej terapii. Te uczucia wrociły ze zwielokrotnioną siłą i kłębią się w moim umyśle, nie umiem się ich pozbyć. Czasem mam wrażenie, że ta terapia rozdmuchała to, co się u mnie działo w przeszłości. Nie były to dantejskie sceny, nikt mnie nie bił, nikt nie pił nałogowo, nikt nie poniewierał, ale jednak terapia utwierdziła mnie w przekonaniu, że moje dzieciństwo było jakieś ciężkie. Ale jak na nie popatrzeć, to wcale takie nie było. Pojawiały się tylko drobne błędy rodziców, matki... Tylko terapia to we mnie rozbuchała do takihc rozmiarów, że nie umiem o tym zapomnieć, dominują nade mną przykre uczucia, a wręcz zaczynam je przenosić na życie społeczne - złoszczę się na innych :/ Co dzień to rozpamiętuję i wszystko mi o tym przypomina, o sytucjach z mamą. Chcę się tego pozbyć, niemal - wyrzygać (przepraszam za słowo), bo wiem, że marnuje mi to życie. Ze złości ściska mi się szczęka, a twarz drętwieje. Pomożcie! Może macie jakiś sposób na przeszłość
  6. Nerwy, napięcie, beznadzieja z powodu splotu codziennych problemów. Rozmowy z bliskimi też nie pomagają. Chciałabym stanąć i zawyć ze złości i bólu.
  7. Nerwy, napięcie, beznadzieja z powodu splotu codziennych problemów. Rozmowy z bliskimi też nie pomagają. Chciałabym stanąć i zawyć ze złości i bólu.
  8. Dokładnie... Jestem już tak nadwrażliwa, że sama siebie pytam, czy jest sens reagować aż tak bardzo, skoro w zasadzie nic takiego się nie stało. Czasem ranię ludzi moim zachowaniem, a później tego żałuję, ale odruch jest szybszy i silniejszy niż myśl. Czasem mam wrażenie,że to ja wiem lepiej, co mam zrobić, bo w końcu chcę i próbuję się ratować. Jak nie widzę innego rozwiązania problemu. Rozwiązania innych są dla ludzi bez problemów nerwicowych i nie uwzględniają naszych potwornych lęków, tego ile musimy poświęcić, żeby sobie radzić na co dzień, żeby wydawało nam się, że nasze życie jest normalne. Jestem na skraju trzymania swoich nerwow na wodzy. A codzienne sytuacje wymagają stonowania i... obciążają psychicznie. To takie męczące
  9. Dokładnie... Jestem już tak nadwrażliwa, że sama siebie pytam, czy jest sens reagować aż tak bardzo, skoro w zasadzie nic takiego się nie stało. Czasem ranię ludzi moim zachowaniem, a później tego żałuję, ale odruch jest szybszy i silniejszy niż myśl. Czasem mam wrażenie,że to ja wiem lepiej, co mam zrobić, bo w końcu chcę i próbuję się ratować. Jak nie widzę innego rozwiązania problemu. Rozwiązania innych są dla ludzi bez problemów nerwicowych i nie uwzględniają naszych potwornych lęków, tego ile musimy poświęcić, żeby sobie radzić na co dzień, żeby wydawało nam się, że nasze życie jest normalne. Jestem na skraju trzymania swoich nerwow na wodzy. A codzienne sytuacje wymagają stonowania i... obciążają psychicznie. To takie męczące
  10. Najtrudniejsze jest właśnie udawanie, że wszystko jest OK. Ostatnimi czasy powiedziałam sobie, że będę otwarta, powiem o moich problemach kilku bliskim osobom, bo sami zaczynaja się dziwić, co się ze mną dzieje. I co? Powiedziałam o moich problemach, ale nie każdy umie je zrozumieć, inni dopytują, a inni nigdy wczesniej się z tym nie spotkali. Nie każdy chce słyszeć o problemach, skoro nauczyli się, że zazwyczaj byłam pogodna, byłam zaangażowana. ... bo wszystko skrzetnie ukrywałam. Teraz jak o tym mówię, to też jest be. Pozostaje tylko nadal udawać. Koło się zamyka. Dp i Dr to mechanizmy obronne organizmu. Tylko że one powoduja taki niesamowity ból psychiczny, że człowiek nie rozpoznaje siebie, nie wie, gdzie jest, nie wie, co czuję i czy to, co czuje, jest jego. Koszmar na jawie! Dlatego właśnie wolę ciszę, bo nie muszę zastanawiać się, czy to co czuję i odbieram, jest realne.
  11. Najtrudniejsze jest właśnie udawanie, że wszystko jest OK. Ostatnimi czasy powiedziałam sobie, że będę otwarta, powiem o moich problemach kilku bliskim osobom, bo sami zaczynaja się dziwić, co się ze mną dzieje. I co? Powiedziałam o moich problemach, ale nie każdy umie je zrozumieć, inni dopytują, a inni nigdy wczesniej się z tym nie spotkali. Nie każdy chce słyszeć o problemach, skoro nauczyli się, że zazwyczaj byłam pogodna, byłam zaangażowana. ... bo wszystko skrzetnie ukrywałam. Teraz jak o tym mówię, to też jest be. Pozostaje tylko nadal udawać. Koło się zamyka. Dp i Dr to mechanizmy obronne organizmu. Tylko że one powoduja taki niesamowity ból psychiczny, że człowiek nie rozpoznaje siebie, nie wie, gdzie jest, nie wie, co czuję i czy to, co czuje, jest jego. Koszmar na jawie! Dlatego właśnie wolę ciszę, bo nie muszę zastanawiać się, czy to co czuję i odbieram, jest realne.
  12. Studiowałam kiedyś fizjoterapię. Już po pierwszym roku wiedziałam, że to nie to, ale nie umiałam wtedy podjąć jasnej, słusznej decyzji i spadać stamtąd. Skończyłam licencjat. Potem poszła na pedagogikę i tu odżyłam. Nie powiem, przez parę miesięcy miałam poczucie zmarnowania czasu i pieniędzy rodziców. Ale potem sobie jakoś wytłumaczyłam, że pieniądze to rzecz nabyta, że w zasadzie nauczyłam się przez ten czasu paru rzeczy (może kiedyś się przydadzą) i że trzeba czasem pobłądzić, żeby znaleźć, to co odpowiednie dla nas.
  13. Studiowałam kiedyś fizjoterapię. Już po pierwszym roku wiedziałam, że to nie to, ale nie umiałam wtedy podjąć jasnej, słusznej decyzji i spadać stamtąd. Skończyłam licencjat. Potem poszła na pedagogikę i tu odżyłam. Nie powiem, przez parę miesięcy miałam poczucie zmarnowania czasu i pieniędzy rodziców. Ale potem sobie jakoś wytłumaczyłam, że pieniądze to rzecz nabyta, że w zasadzie nauczyłam się przez ten czasu paru rzeczy (może kiedyś się przydadzą) i że trzeba czasem pobłądzić, żeby znaleźć, to co odpowiednie dla nas.
  14. Wg mnie, depresja to reakcja organizmu i psychiki na długotrwałe doświadczanie negatywnych wydarzeń w swoim życiu. To nabieranie negatywnych przekonan o otaczającym świecie, o sobie samym. Natomiast nerwica to rzutowanie na swoje wnętrze i na zewnątrz siebie rożnych objawow spowodowanych wydarzeniami w przeszłości i aktualnych. to wyładowywanie nadmiaru emocji w postaci objawów. Dziękuję za to pytanie, bo jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałam, czym akurat dla mnie, osobiście jest nerwica i depresja.
  15. Wg mnie, depresja to reakcja organizmu i psychiki na długotrwałe doświadczanie negatywnych wydarzeń w swoim życiu. To nabieranie negatywnych przekonan o otaczającym świecie, o sobie samym. Natomiast nerwica to rzutowanie na swoje wnętrze i na zewnątrz siebie rożnych objawow spowodowanych wydarzeniami w przeszłości i aktualnych. to wyładowywanie nadmiaru emocji w postaci objawów. Dziękuję za to pytanie, bo jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałam, czym akurat dla mnie, osobiście jest nerwica i depresja.
  16. Depersonalizacja mnie kiedyś zabije! Jest jednym z bardziej przykrych objawów nerwicy. Czasem nie mogę już sobie przetłumaczyć, że to tylko przez nerwy. Nie czuję siebie, nie wiem, kim jestem, nie umiem siebie dookreslić. To przykre Patrzę w lustro - pytam siebie: czy ja tak wyglądam? Coraz częściej (prawie kilka razy w tygodniu) dopada mnie nagły lęk, że nie wiem, gdzie jestem. Tzn. w jakim mieście, pytam siebie, co to za miejsce, po co ja tu przyszlam, co ja tu robię. Tłumaczę sobie, że to takie miasto, takie miejsce, że je znam. Okropieństwo! wykańcza człowieka od środka. Też macie podobne objawy? To wszystko jest chore. Czasem mam totalnie dość. A inni i tak nie do końca w to wierzą.
  17. Depersonalizacja mnie kiedyś zabije! Jest jednym z bardziej przykrych objawów nerwicy. Czasem nie mogę już sobie przetłumaczyć, że to tylko przez nerwy. Nie czuję siebie, nie wiem, kim jestem, nie umiem siebie dookreslić. To przykre Patrzę w lustro - pytam siebie: czy ja tak wyglądam? Coraz częściej (prawie kilka razy w tygodniu) dopada mnie nagły lęk, że nie wiem, gdzie jestem. Tzn. w jakim mieście, pytam siebie, co to za miejsce, po co ja tu przyszlam, co ja tu robię. Tłumaczę sobie, że to takie miasto, takie miejsce, że je znam. Okropieństwo! wykańcza człowieka od środka. Też macie podobne objawy? To wszystko jest chore. Czasem mam totalnie dość. A inni i tak nie do końca w to wierzą.
  18. Na kaca jest najlepsza praca (fizyczna), bezapelacyjnie. Chociaż najgorsza do wykonania w takowym stanie. Wielu środków probowałam, ale nic nie działa tak dobrze. Nie polecam katować swojego organizmu kawą z ibupromem, co niebezpiecznie zwiększa ciśnienie krwi i wpływa na wątrobę. Lepiej dobrze się wyspać, dużo pić, zjeść porządne sniadanie, wziąć witaminę C, ok. 3 tabletek, to przyspiesza eliminację alkoholu (szczerze polecam po dobrym przepiciu, a przed pójściem spać łyknąć kilka rutinoscorbinów, czy wit. c i rano człowiek wstaje o niebo sprawniejszy!).
  19. Boję się wstać, bo boję się myśleć o tym, że problem nadal jest nie rozwiązany Eh... Przyszły te okropne dni w terapii, kiedy leci się na nią jak ta ćma do światła,w którym się spala, ale je tak uwielbia. Czy ktoś z osób,które tu chodzą na terapie indywidualną, też ma podobne zdanie na temat terapii? Wiemy, że tylko ona może nam rzeczywiście pomóc, a będąc na niej spalamy się w niej. A jak się lekko wypalimy, tylko ona znów nam może pomóc.
  20. 1. tak 2. tak 3. tak 4. nie 5. nie 6. TAK 7. nie 8. nie 9. TAK 10. TAK 11. TAK 12. nie 13. TAK 14. TAK I zgadzam się z tahela - nadmierne wymagania rodziców.
  21. Dziś znów wróciłam do punktu wyjścia w terapii... Problem z "kochaną" mamą... Dla mnie to osobista porażka i znów zaczyna się praca nad sobą, te nerwy, bo nie potrafię zrozumieć siebie, chociaż znam przyczyny problemu. PS. Niedawno widziałam jakże trafnego demota - Gdyby nie nasi rodzice, nie mielibyśmy o czym dziś rozmawiać z naszym psychoterapeutą. (i nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać)
  22. self_therapy, dzięki za wzmacniający filmik :) przynajmniej napłynęło we mnie trochę sił witalnych. natomiast obawiam się, że dla tych kompletnie zatroskanych może być on zbyt wymagający. obawiam się też,że będę musiała się z Tobą zgodzić - nikt nie ma limitu przykrości w swoim życiu. to od niego samego tylko zależy, czy sam sobie ustawi taki limit w głowie, że w pewnym momencie się podda raz na zawsze. Dziś wracam do punktu wyjścia w myśleniu o życiu - trzeba zaczynać od siebie, zajrzeć do najgłębszych zakątków swojej osobowości, a dopiero potem wychodzić do ludzi. I ważne - w życiu wiele zależy od nas samych, a przypadek to tylko przypadek (możemy mu dać kopa w d....!).
  23. Hej:) na forum jestem zalogowana od kilku lat, odkąd wystąpiły u mnie pierwsze lęki. tak początkowo radziłam sobie z zaburzeniem i probowałam sobie to jakoś wyjaśnić. powiem wam,że staram się tutaj rzadko zaglądać i czytać posty, bo wiem, że w pewnym momencie bardzo wciagaja i powodują, że wiele rzeczy sobie wkręcam, ale to też jest częścią mojego świata. Potem podjęłam psychoterapię - już leci chyba 4 rok. Raz było lepiej, raz gorzej... Są momenty, kiedy naprawdę czuję, że żyje, a czasem.... tak jak od kilku tygodni.... nie mam sił do tej cholernej, popapranej, nie dającej wytchnienia "choroby duszy" mogę powiedzieć, że znów ona wychodzi na wierzch i się jej poddaję. Leków nigdy nie chciałam brać, bo wierzę w siłę człowieka, a nie chemii, która nas omamia i częściowo niszczy organizm. Dzisiaj jest to moja ściana płaczu, bo już nie mogę sobie z tym poradzić w samotności, a to boli - zarówno te objawy, jak i samotność. Mając 23lata, czasem myślę i zachowuję się jak staruszka, która czuje, że przegrała swoje życie. Mam ochotę usiąść i płakać, ale życie wymaga, żebym się ruszyła z miejsca i wzięła w garść. Walczę o siebie i walczę. Tylko ile razy można upadać? Do którego momentu można mieć nadzieje? Czy ona faktycznie umiera ostatnia? Czy przyjdą takie dni, miesiące, lata, że nie poczuję tych bolesnych i męczących lęków? Ostatnimi tygodniami to nawet pogoda jest przeciwko nam – nerwicowcom. Co chwila zmiany ciśnienia, raz deszcz, raz śnieg, raz słońce, raz wiatr, a zimy nie ma. Nawet to mnie doprowadza do nerwów. Po prostu czuję się, źle na takie zmiany i nic na to nie poradzę, chociaż bym chciała. Przychodzą rożne lęki, objawy – kołatania serca, słabość w nogach i rękach, bóle głowy, drętwienia, wybuchy złości… Mnie to już przerasta Mam tego k… serdecznie dość, choć już kilka lat z tym żyję. Moje lęki negatywnie odbijają się na moim codziennym życiu. Często zamykam się w sobie i w swoim pokoju, który wynajmuję i słucham swoich myśli. Jak ich słucham to czasem mam dość,bo w większości zaczynam sobie coś wymyślać i wyobrażać. Czasami potrafię wyobrazić sobie pozytywne rzeczy, sytuacje. Jednak ciężko mi je zrealizować na zewnątrz, z innymi. Jak mi już tak źle, chce wyjść do ludzi, ale za chwile przypominam sobie, że przecież mogę dostać lęków i wtedy zatrzymuje się i wstyd i strach nie pozwalają mi nigdzie wyjść. Jak już wyjdę, to myślę, tylko o tym, czy nie zacznie mi się coś dziać, że będę musiała wyjść z wykładu, z zajęć, że ktoś pomyśli, że jestem dziwna, albo że nikt mi nie pomoże, albo się przestraszy. Od kilku tygodni nie mogę już wysiedzieć na zajęciach, w duchu błagam, żeby jakies odwołali, albo były skrócone. Ze znajomymi słabo funkcjonuję, bo wiem, że zachowuje się sztywno, jakbym nie umiała z nimi rozmawiać normalnym językiem. Jestem jakąś kaleka społeczną. I to mnie też bardzo boli. Ostatnio dominuje u mnie lęk przed schizofrenią – przeczytałam na jej temat wiele, co, jak wiemy, potęguje nerwy. Są momenty,że totalnie wierzę, że jestem chora (moja kochana wyobraźnia),ale jest cząstka mnie, która temu zaprzecza. Boję się, że jak sięzacznie to nie będę o tym wiedzieć,albo zacznie się tak, że inni się ode mnie odwrócą, bo będą się bali Podobnie rozbraja mnie sytuacja, kiedy spotykam się ze znajoma osoba, chociażby ze swoim chłopakiem i mam takie poczucie, że go nie poznaje. Straszliwie przykre uczucie Albo kiedy idę sobie normalnie na uczelnie, czy do sklepu i zastanawiam się, co to za miejsce. Niby je znam, ale czuje się obco. I lęk narasta… Albo jak patrzę w lustro i pytam siebie, czy tak naprawdę wyglądam, czy to ja, taka zmęczona 23 latka. I przyprawia mnie to o nerwy. Czy wy też macie co pewnie okres – np. na wiosnę, jesień, takie pokręcone objawy i macie tego serdecznie dość, chociaż wiecie, że dopiero co było dobrze i żyło się normalnie? Czy macie te momenty, że prawie macie ochotę już się poddać, płacz was ściska, a tylko mikrocząstka was mowi, że jeszcze może będzie lepiej i nadzieja jest nikła? Ja akurat teraz tak czuję i czuję się z tym zwyczajnie źle…
  24. hmmm, o miokloniach słyszałam tylko jako o jednym z objawów padaczki. OCZYWISCIE, nie uważam, że u mnie to objaw padaczki aż taka zestresowana nie jestem ale oczywiście bardzo prawdopodobne, że są to skurcze fizjologiczne, ale jednak jakiś dyskomfort powodują przez nagłe przebudzenie się.
  25. ewa22, prawdopodobnie większość z nas ma właśnie ten objaw, o którym mówisz. czyli przez jakiś czas ma sie ataki, odczuwa niepokój, a potem wszystko przechodzi, jak za działaniem czarodziejskiej różdżki, wracamy do normalnego życia, nie myślimy o neriwcy, a wtedy my zastanawiamy się, czy na pewno jest wszystko okej, czy aby za chwile nie zacznie się atak. to po prostu błędne koło lęku przed lękiem. człowiek myśli, że skoro już ataki trwają tak długo,bez przerwy, to czemu niby miałyby odejść same z siebie. człowiek się nakręca, że zaraz coś się stanie, a tak naprawdę to jest nieuzasadniony lęk. wtedy nalezy skupic się na przebłyskach normalnego żcyia, bo w przeciwnym wypadku samoczynnie napędzamy sobie konflikt wewnętrzny przyczyniając się do ataków.
×