Skocz do zawartości
Nerwica.com

yasmin83

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez yasmin83

  1. yasmin83

    [Kalisz]

    Szukałam ostatnio psychoterapeuty w internecie i zewsząd wyziera pani Monika Wysota, dużo komentarzy zachęcających do skorzystania z usług tej pani. Nie wiem czy rzeczywiście jest tak rewelacyjna, czy raczej - co podpowiada zdrowy rozsądek - ma dobrze zorganizowaną kampanię promocyjną
  2. Byłam na takim spotkaniu 1,5 roku temu i raczej nie polecam, na pewno nie jako "metodę" na wyzdrowienie z czegokolwiek. To jest coś co można określić czymś z pogranicza (pseudo)psychologii i religii new age. Wrażenie to na mnie zrobiło wtedy niemałe, ale było to krótkotrwałe i nie przyniosło żadnych efektów. Co istotne należy tu wspomnieć, że zajmują się tym osoby niekompetentne, bez żadnego wykształcenia psychologicznego czy terapeutycznego. Często to osoby zajmujące się dorywczo różnymi pracami zarobkowymi, a interesujące się magią i ezoteryką.
  3. yasmin83

    [Kalisz]

    Witam. Mam pytanie: czy ktoś chodzi na terapię do poradni uzależnień na Lipowej w Kaliszu? Ja chodzę od niedawna (terapia dla DDA) i powiem szczerze, że czuję się zawiedziona. Nie tak sobie wyobrażałam terapię (przeszłam ich już trochę, tzn. żadnej nie skończyłam, ale liznęłam tego i owego), pani sprawia wrażenie mało profesjonalnej.Oczywiście nie opieram się tylko na wrażeniu, mam podstawy żeby tak sądzić, ale nie będę tego na razie rozwijać. Gdybym chciała się przenieść do innej psycholożki w tej samej poradni.. nie wiem czy to ma sens, nie chcę być niesprawiedliwa, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że te panie przychodzą tam "odpękać", jak je widzę na korytarzu mają miny mówiące "jeszcze ileś tam h i do domu". Jeśli ktoś się tam leczył, to proszę o opinię, już sama nie wiem czy jest sens kontynuować tam leczenie. Ale jeśli nie w poradni specjalistycznej nakierowanej na pomaganie w określonego typu problemach, to gdzie? Czy tylko lecząc się prywatnie można oczekiwać realnie profesjonalnej pomocy?
  4. yasmin83

    [Kalisz]

    Rushia witaj. Ja też chodziłam kiedyś do Maciejskiego i sam mi mówił, że pracuje jeszcze w jakiejś poradni i tam przyjmuje na nfz. Nie mówił w jakiej i było to już kilka lat temu, może już tam nie pracuje.. ale spytać zawsze warto. Pozdrawiam :)
  5. P.S. Jeśli chodzi o objawy uboczne paroksetyny, to zapomniałam wspomnieć o suchości w ustach (po kilku miesiącach brania), a potem nawet suchości oczu. Stosowanie sztucznych nawilżaczy niestety prawie nic nie daje. P.P.S. Citabax to oczywiście nie paroksetyna, ale też SSRI, stąd moja pomyłka. P.P.P.S. No i o problemach w sferze seksualnej, czyli brak "chcenia się" warto wspomnieć.
  6. Rexetin był moim pierwszym psychotropem (potem Xetanor i Paromerk, wszystko to paroksetyna i nie robiło mi różnicy), brałam go regularnie przez jakiś rok, potem pół roku mniej regularnie, a ostatnie półtora roku łykam go sobie raz na jakiś czas Też bałam się objawów ubocznych i odstawiennych, ale w porównaniu do mojego wyobrażenia o tychże objawach na podstawie przeczytanej ulotki i opinii forumowiczów w internecie, rzeczywistość wypadła beztrosko Zaczynałam od 10 mg, pamiętam jak po 1 godzinie od połknięcia pierwszej tabletki nagle zaczęło mi strasznie szumieć w głowie i się bardzo przestraszyłam, nawet się rozpłakałam, spanikowana chciałam zaraz dzwonić do psychiatry "co mi pan kurde przepisał? żeby pan wiedział co mi się teraz robi!", ale się powstrzymałam Szybko jednak oswoiłam się z lekiem i chyba już następnego dnia, albo trzeciego, przeszłam na dawkę 20 mg (psychiatra sugerował żebym przeszła na tą dawkę w ciągu tygodnia, jak poczuję się pewnie na tej mniejszej). Przez jakieś dwa pierwsze tygodnie odczuwałam ciągle senność, stale ziewałam, mimo, że naprawdę nie chciało mi się spać. Na początku, nie pamiętam czy przez pierwszy tydzień czy dwa, miałam problemy ze snem, nie mogłam spać, męczące to były 2 tygodnie ale przetrzymałam. Niepokoiły mnie ogromne źrenice, i szeroko otwarte oczy, pamiętam miny ludzi widzących mnie pierwszy raz na psychotropie w pracy, pamiętam szok w oczach kolegi, ale nic nie powiedział, nie musiał.. A tak poza tym byłam zachwycona działaniem leku, zaczął działać na mnie już w pierwszym tygodniu brania, pamiętam, że okres kiedy właśnie upływał drugi tydzień wspominałam jako najfajniejszy. Potem jakoś średnio się zrobiło, ale generalnie lek ten bardzo wpłynął na moje zachowanie i samopoczucie, jak najbardziej w pozytywnym sensie :) Po tych 2 tygodniach, kiedy myślałam, że jest mi najlepiej, potem przyszły jeszcze lepsze chwile, lek zaczął działać "głębiej", nie tylko poprawiał samopoczucie, ale jakoś tak ogólnie pewniej się czułam, ograniczyły się też moje przykre natręctwa myślowe. Po jakimś roku brania paroksetyny zostałam pochwalona w pracy przez szefa i parę innych osób, że nabrałam pewności siebie, stałam się bardziej zdecydowana i konkretna :) Potem jakoś weszłam na dawkę 30 mg. Niestety po mniej więcej roku stosowania lek jakby przestał działać. Jedno, za co paroksetynie chwała, to że zlikwidowała u mnie tak dokuczliwe lęki społeczne i nawet jak stwierdziłam, że już nie działa, lęk nie wrócił, tyle, że jakoś działanie antydepresyjne znacznie osłabło, a nawet bym powiedziała, że go już nie było. No i o czym warto jeszcze wspomnieć, na paroksetynie to miałam dopiero myśli samobójcze, przechodzące niekiedy w konkretne plany, to co było przed lekami, to było nic.. W drugim roku brania przestałam brać lek systematycznie, stało się to niechcący a weszło mi w nawyk. Zaczęłam sobie sama lek odstawiać na kilka dni, tydzień, aż w końcu doszło do tego, że więcej nie brałam niż brałam. Czułam się już dobrze, nawet lepiej bez leku, więc przestałam go brać. Potem wracałam do niego od czasu do czasu, pokurowałam się kilka dni i znów w odstawkę, czego nie polecam. Ja to chyba jestem jakimś osobliwym przypadkiem, łykam sobie psychotropy jak landrynki i na nic się szczególnego nie uskarżam. Choć pamiętam, że jak mi brakło leku w pierwszym roku brania, lęk dał o sobie znać i tak się przeraziłam, że czym prędzej leciałam po receptę. Jak było później już opisałam. Pewnie przez w sumie ok 1,5 roku regularnego brania, poziom serotoniny na tyle sie ustabilizowal ze nawet nagle odstawienia nic mi nie robiły, a nawet odczuwalam lekka euforie, w dodatku bez tego sztucznego efektu SSRi, wiec spodobalo mi sie i dlatego bralam coraz rzadziej lek. Było jakiś rok dobrze, ale jednak stopniowo subtelnie coraz gorzej. Wprawdzie lęków takich jak miałam przed 3 laty nie mam nadal, mimo że w sumie już nic nie biorę teraz, ale czuję cały czas stopniowy spadek pewności siebie i już znów mam powoli problemy ze spojrzeniem w oczy pani kasjerce w sklepie itp. W moich oczach znów gości przerazenie. Ale nie jest jeszcze tak zle, narazie radze sobie bez lekow. Jeżeli radzeniem sobie mozna nazwac bezczynne siedzenie w domu w wieku 27 lat, ze wzgledu na strach przed pojsciem znow do pracy.. Aha, jeszcze jedno, przy przechodzeniu z dawki 20 mg na 30, pamiętam, że strasznie bolała mnie głowa przez jakiś tydzień, już myslałam, że po prostu zarzucę to, że taka dawka widac nie dla mnie, ale przetrzymalam i przeszlo, tyle, że potem zaczely sie problemy z oczami, bolały mnie nieznosnie, jakby cisnienie mi je rozsadzalo od srodka, nie pomagalo mruzenie oczu i wtedy tez zaczelam odstawiac lek na jakis czas, wtedy bol oczu przechodzil, przy powrocie do leku wracal. Co do dawek, bralam jeszcze pozniej 40 i 60 mg przez krotki czas, przy zwiekszaniu dawki lek jakby zwiekszal swoja skutecznosc, ale to i tak juz nie bylo to co na poczatku. W tym roku probowalam jeszcze z citabaxem, to chyba tez paroksetyna o ile dobrze sie orientuje. Po roku przebimbanym na rexetinie, a wlasciwie na paromerku, na zasadzie jak jest zle to biore, a potem kilka tygodni nie biore, sięgnęłam po ten citabax i po zazyciu dostałam lęku, rozczarowana odstawilam cholerstwo i wrocilam na krotki czas do paromerku. Potem jednak postanowilam dac citabaxowi jeszczew jedna szanse i tym razem okazalo sie ok, dzialanie przyjemnie antydepresyjne, lagodniejsze duzo niz ma rexetin/ paromerk/ xetanor, lek lagodniejszy, nie narzucajacy tej sztucznosci jak wyzej wymienione leki, ale niestety po jakims tygodniu zazywania lęki delikatne co prawda, ale niestety, daly o sobie znac, to juz lepiej bylo pod tym wzgledem nic nie brac. Co do tycia po paroksetynie, strasznie sie tego balam, bo mam sklonnosci do niekontrolowanego podjadania i problemy z wagą mam od zawsze, bałam się że dużo przytyje, ale przytylam nie wiecej niz przed lekami (od ilus lat mam swoje regularne tempo tycia ) Tak czytam co napisałam i wygląda to jak pamiętnik narkomanki ale pozno juz i nie chce mi sie myslec nad nadaniem tekstwoi odpowiedniej formy, chcialm przekazac o paroksetynie wszystkie moje spostrzezenia. Mam nadzieję ze nikomu nie przyjdzie do glowy nasladowac moje eksperymentowanie z lekami. Ja naprawde chce wyzdrowiec. Jesli ktos ma obiekcje z tym zwiazane, prosze usunac ten post, bo nie chce mi sie wymieniac z myslnika efektow ubczonych itp., wolałam opisac wszystko jak to u mnie wygladalo, nie tylko efekty ub. ale moje zachowania, sposob dawkowania, bo przeciez jedno na drugie wplywa. Uff, napisalam, pozdrawiam!
  7. Mnie się nasunęło po przeczytaniu tego posta takie przemyślenie związane z moim zachowaniem w pewnych sytuacjach: kiedy spotykam kogoś poraz pierwszy i wyda mi się na tyle sympatyczny i "swój", że jestem przy tym kimś sobą, można w to wliczyć osobe psychoterapeuty, to po jakimś czasie niestety zaczyna się dziać coś niedobrego, zaczynam doświadczać lęku nawet w towarzystwie tejże osoby, nawet idąc na spotkanie z nią. Tak jakbym traciła poczucie bezpieczeństwa w towarzystwie osób mi przychylnych, z niewiadomego powodu. Tak się po prostu u mnie dzieje z czasem.
  8. yasmin83

    [Kalisz]

    Witam ponownie. Coś cicho w tym temacie :/ A ja mam pytanie: czy ktoś może polecić dobrego psychologa z naszych okolic? Wcześniej padło tylko jedno nazwisko, chodziłam wcześniej do tego pana, ale w moim przypadku się nie sprawdził. Może macie jeszcze jakieś propozycje? Fajnieby było stworzyć listę polecanych terapeutów z naszego regionu, nie ma czegoś takiego na okolice Kalisza i Ostrowa. Pozdrawiam
  9. yasmin83

    [Kalisz]

    Witam. Jestem z okolic Kalisza. Mam (już niedługo ) 26 lat. Mam jakieś zaburzenia na tle nerwowym, lęk i stany depresyjne, lęk na tle społecznym. Jeżdżę na psychoterapię poznawczo behawioralną do mgr Maciejskiego do Ostrowa Wielkopolskiego. Wcześniej byłam 2 razy w Kaliszu na Dworcowej u pani Bibianny Muszyńskiej, teraz przenieśli ten ośrodek. Pani M. była ok, obecnego psychologa też raczej chwalę, choć póki co nie widzę postępów w terapii. Pozdrawiam.
  10. Brałam rexetin (potem xetanor i w końcu paromerk - tańsze odpowiedniki) przez 2 lata. Najpierw 10 mg, tylko przez pierwszy dzień, potem 20 mg przez dłuższy czas, w końcu 30 mg i 40 mg przez jakieś ostatnie pół roku. Też miałam mega źrenice przez cały okres brania leku. Problemy z popędem były największe na początku, tak jakby ktoś nagle mnie zgasił, potem wygląda to trochę lepiej, ale i tak nadal "się nie chce ciałem". Kilka miesięcy po odstawieniu leku libido wraca do normy. Tylko, że niestety znów zaczęłam brać ten lek, heh.
  11. Witam! Właśnie wrzuciłam w google hasło "stabilizator nastroju" i natknęłam się na ten wątek. Przez 2 lata leczyłam się antydepresantem (rexetin) na zaburzenia lękowo depresyjne. W listopadzie odstawiłam lek i cieszyłam się, że na tym się kończy moja przygoda z psychotropami. Wcześniej jednak psychiatra sugerował, że powinnam zacząć do tego antydepresanta brać stabilizator nastroju, bo rzeczywiście mam straszne wachania nastroju, przechodzące w skrajne stany raz depresji (jestem wyciszona, smutna, płaczę) raz silnego pobudzenia kiedy jestem agresywna, ciągle wściekła. Jednak sprawa ze stabilizatorem jakoś ucichła, później odstawiłam antydepresant i sądziłam, że już po sprawie, że już będzie dobrze. Jednak po kilku miesiącach względnego dobrego samopoczucia wracają lęki (lęk społeczny, ogólne poczucie niepokoju, natrętne przykre myśli nie do pohamowania, stany depresyjne), a na psychoterapii, psycholog po przeanalizowaniu wcześniej wypełnionych przeze mnie testów (na depresję, zaburzenia osobowości i samoocenę) stwierdził, że po tm co przeczytał nie wyobraża sobie jak ja mam funkcjonować bez leków, i jego zdaniem powinnam wrócić do brania leku. Po części sugerując się zdaniem psychoterapeuty, a po części doświadczając coraz gorszego samopoczucia, nawracającego lęku i stanów depresyjnych, nieumiejętności skupienia się na czymkolwiek poza swoją osobą i tym co się ze mną dzieje (stany nadmiernej agresji i gniewu występowały w największym nasileniu, kiedy nagle bez stopniowego zmniejszania dawki, odstawiłam sobie leki po 2 latach ich brania, występowały wtedy u mnie skrajne wahania nastroju, od niemal euforii do stanów kiedy byłam agresywna, rozsadzała mnie złość i byłam płaczliwa, miałam też silne myśli samobójcze; lek odstawiłam na początku czerwca 2008 roku, i całe wakacje i jeszcze cały wrzesień czułam się cudownie, nie licząc tych skrajnych wahań nastroju, ale nie przejmowałam się zbytnio nimi, bo najważniejsze dla mnie było, że nie czułam lęku społecznego i w ogóle często się czułam super, jeszcze lepiej niż biorąc lek; dopiero pod koniec września bardziej zaczęły mi dokuczać te skrajne stany emocjonalne i na krótko wróciłam do antydepresanta, po kilku dniach brania znów go odstawiłam, czując się znów świetnie, i tak w kółko odstawiałam i znów brałam przez krótki czas do listopada, kiedy odstawiłam definitywnie, myśląc, że już na dobre, do dzisiaj kiedy znów wzięłam tabletkę). Przepraszam za tak długi tekst, przy okazji przedstawiłam swoja historię, uprzedzając dalsze pytania. A chciałam zapytać, czy ten lek, o którym jest wątek powoduje tycie? :) Bo coś czuję, że znów wrócę do leków, a czuję, że tym razem psychiatra nie da się zbyć i przepisze mi stabilizator, choć jak myślę o tym jak się ostatnio zachowuję, to chyba powinnam go brać dla własnego dobra. Antydepresant nie spowodował, że przytyłam mocniej i szybciej niż zwykle. Stabilizator nastroju to już chyba jednak psychotrop większego kalibru, a wiem, że takie mogą powodować (przynajmniej niektóre) nadmierne tycie, nawet do 30 kg w niedługim czasie, i to bez objadania się. Niektóre leki zatrzymują wodę w organizmie, spowalniaja i ogólnie "psują" przemianę materii, i nawet dieta i ruch nie pomagają, tyje się dużo. Stąd w zasadzie jedno moje pytanie: czy po tym się tyje? Niektórzy napisali tu, że nie przytyli, ale bywają wyjątki od reguły. Może ktoś jeszcze brał ten lek? To dośc stary wątek, niektórzy pisali, że biorą od kilku miesięcy, teraz minęło więcej czasu, może mogą powiedzieć o tym leku już coś więcej? Czy nie utyli biorąc ten lek dłużej? Pozdrawiam.
×