Skocz do zawartości
Nerwica.com

maturzystka

Użytkownik
  • Postów

    24
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez maturzystka

  1. Zgadzam się z przedmówcą. Wyszłam z tego "syfu" tylko i wyłącznie dzięki ciężkiej i mozolnej pracy nad sobą. Zamknęłam trudny rozdział w życiu, który tak naprawdę skrzętnie i po cichutku mnie wykańczał. Teoretycznie to proste - co tam, wmówić sobie, że jestem już inna, lepsza, że się zmieniłam, że przeszłość nie ma znaczenia. W praktyce jest jednak trudniej. Wiele miesięcy minęło zanim zdałam sobie sprawę, że przede mną całe życie. Że za mną jest ogrom cudownych chwil, przy których te złe i rujnujące po prostu się chowają. Jednak wstałam, nie dałam się zniszczyć. Obróciłam swoje życie o 180 stopni. Nie boję się już samotności. Odważyłam się na wiele rzeczy, byłam zdeterminowana! Postanowiłam, że przezwyciężę to cholerstwo sama, bez pomocy psychologów, psychiatrów, psychotropów i innych psychocośtamów. Przecież jestem młoda, a przyszłość musi mieć piękne barwy Życzę wszystkim, aby mieli siłę, motywację i byli zdeterminowani do walki. Problem tkwi w Was, siedzi w Waszych głowach i to Wy musicie go ze swoich głów usunąć. Powodzenia Kochani! Wierzę w Was - dacie radę! Pozdrawiam serdecznie :)
  2. Witaj na forum! :) Też się bałam pierwszej wizyty u specjalisty. Nie wiedziałam, czy będę umiała się przed kimś otworzyć. Czy ten ktoś będzie umiał mi pomóc. Odczuwałam momentami wstyd za to co mówię, a jednocześnie wstyd za moje czyny i za to, co siedzi mi w głowie - bo to o tym przecież rozmawiałyśmy... Jednak okazało się, że mój lekarz to mistrz, świetnie sobie ze mną poradził i zawdzięczam mu te niezwykłe efekty, jakie mogę zaobserwować u siebie od jakiegoś czasu ;D
  3. maturzystka

    Enneagram

    2w3 - zgadza się w 95% Faktycznie bardzo trafny ten test
  4. A ja też mam mały sukces Jako, że jestem hipochondrykiem wyszukiwanie chorób w Googlach było moją codziennością. Od około miesiąca jak mnie coś ukłuje czy zaboli - nie szukam. Myślę sobie: boli to boli - trudno. Przestanie. Hurrrrra! Oby ten stan potrwał jak najdłużej :)
  5. maturzystka

    Wita was Lolnik1

    Witam Cię bardzo serdecznie! Nadwrażliwa też jestem! (potwierdzone przez psychologa). Czasem nie warto przejmować się gadaniem i zaczepkami innych, mimo że wiem, iż nie jest to łatwe. Ale jak bardzo ułatwia życie! Mówiąc bezpruderyjnie: olej to! bo wpędzisz się w jeszcze gorsze bagno - to akurat wiem po swoim przykładzie. Pozdrawiam :)
  6. Dzięki! Każdy mi to powtarza, a ja nie wierzę. Nie wiem, może to coś na podłożu alergicznym mi się zrobiło. Trochę się jeszcze martwię, ale jak słucham już od wszystkich, że zwariowałam, to zaczynam im wierzyć, że to jednak nie sepsa
  7. Witajcie! Potrzebuję pomocy... Dzisiaj zobaczyłam na swoim kolanie czerwoną plamkę. Taką na ok. 1.5cm. Oczywiście zrobiłam test szklankowy i nie zbladła pod naciskiem. Nie mam gorączki, nie boli mnie głowa, nie zesztywniał mi kark. A ja się boję, że to sepsa. Plamka robi się brązowa. Jak myślicie, co to? Skąd to? Czy to na pewno nie sepsa!? Ratunkuuuu!
  8. aalpine - naprawdę czujesz gorycz? Ja też, a nie miałam pojęcia z czego to może być!
  9. bee84, - ja się pomodlę. Trzymaj się, wszystko będzie dobrze:) A mój dzisiejszy dzień? Pogoda - do bani. Samopoczucie - do bani Zwłaszcza, kiedy myślę, że po mojej długiej przerwie od nauki pora już wrócić do szkoły i przestać się migać. Już zaczynam mieć ataki Jednym słowem - wszystko jest do bani
  10. Ja też miałam te czerwone punkciki Pisałam już chyba o nich. Też myślałam, że to sepsa, a się okazało, że to rozszerzone naczynka krwionośne i że mam brać wit. C Także teraz mi to już zwisa i powiewa (przepraszam, za dosadność)
  11. maturzystka

    Witajcie :)

    Cieszę się, że chociaż ktoś przeczytał moje wypociny :) Myśl, że nie jestem sama sprawia, że czuję się o niebo lepiej W końcu każdy z nas kiedyś z tym wygra! :)
  12. krolowamarysienka.i - masz na pewno trochę racji. Jestem jednak tak zaskoczona, że jest nas całkiem spora grupka z Cz-wy, że aż mi coś tam w środku podskoczyło na samą myśl, że mogłabym sobie wreszcie porozmawiać z ludźmi, którzy przechodzą niemalże to samo co ja i pewnie mnie jakoś zrozumieją. O.
  13. maturzystka

    Witam Wszystkich

    Wybierz się. Myślę, że warto. Moja mama chodziła i wierz mi, że ze słabiutkiej i bezbronnej istotki stała się silną kobietą! Potrafi walczyć o swoje i w ogóle widzę w niej znaczną poprawę:) Więcej się uśmiecha, cieszy się życiem! Polecam Ci
  14. to akurat znam świetnie. Jak tylko się dowiaduję, że zaraz zostanę sama uruchamia mi się mój system: kołotanie serca, silne nerwy i strach przed tym, co się stanie pod nieobecność członków rodziny
  15. maturzystka

    Witajcie :)

    Cześć wszystkim! Może troszkę późno, ale sądzę, że już pora się przywitać. Od tygodnia obserwuję to forum, wczoraj jednak podjęłam się rejestracji i postanowiłam napisać to i owo. Od pewnego czasu cierpię na hipochondrię. Pisałam to już w jednym z wątków, ale myślę, że nie zaszkodzi się powtórzyć. Moja historia jest troszkę długa, więc postaram się ją jakoś skrócić o najmniej istotne szczegóły. Odkąd pamiętam byłam niszczona psychicznie przez moją siostrę. Cokolwiek bym nie zrobiła zawsze słyszałam z jej ust: "To beznadziejne!", "Jesteś nieinteligentna! Nie umiesz tego zrobić!", "Zostaw, nie potrafisz! Nieudaczniku!" - bywało nawet i ostrzej, ale nie chcę do tego wracać pamięcią. Głównie z tego powodu wylądowałam u psychologa. O tym jednak za chwilę. Będąc jeszcze w gimnazjum (aktualnie mam 17 lat) czułam takie delikatne kłucie w mostku zwykle o poranku i uczucie duszności. Miałam problem ze złapaniem głębszego wdechu. Wtedy jeszcze byłam inna i nie przejmowałam się tak każdą dolegliwością. Miałam to w nosie. Myślałam, że jestem niezniszczalna (Ach! To było piękne podejście!). W sierpniu zeszłego roku nie wiem co mnie napadło, ale wmówiłam sobie zatrucie jadem kiełbasianym - nie mając ku temu prawie żadnych podstaw! I od tego czasu zaczęłam pękać. Przestałam być niezniszczalna, przestałam robić jakiekolwiek plany na dalszą przyszłość. Zawsze krążyła mi w głowie myśl: "A co jeśli nie dożyję?". I się zaczęło... Październik - a dokładniej 2.10.2007r. - poczułam pierwsze zawroty głowy. Były strasznie silne i sprawiały, że traciłam grunt pod nogami. Czułam się jak pijana, jakbym za chwilę się miała przewrócić. Jak tylko się uspokoiłam, złapałam czegokolwiek - było OK. Kiedy ruszałam w drogę dalej - znów to wstrętne uczucie wracało. Zaczęłam budzić się w nocy z wrażeniem, że się duszę. Bo tak było! Spałam i tak jakbym nagle zatraciła oddech... Jakbym zapomniała, że podczas snu należy oddychać. Zaczęło się to zdarzać coraz częściej. Zmartwiło mnie to, ale wahałam się, czy aby na pewno odwiedzić lekarza. W sumie dlaczego miałabym iść - przecież jestem niezniszczalna! W listopadzie również się to powtarzało. W grudniu zaś zaczęło być głośno o sepsie. Pewnego razu po kąpieli przyjrzałam się swoim stopom i łydkom, na których zauważyłam drobne czerwone i podskórne plamki. To nie była wysypka. Wtedy wpadłam w panikę! Myślałam sobie: "No sepsa! No dlaczego ja!?". Cała roztrzęsiona (dosłownie!) jakoś zasnęłam. Rano pobiegłam do lekarza i czekałam na wyrok, a w międzyczasie poczułam znów te zawroty głowy. Tam, pani doktor poinformowała mnie, że te plamki to powiększone naczynia krwionośne, zaleciła łykanie wit. C i magnezu oraz na wszelki wypadek wysłała na badania krwi i EKG. Badania wyszły OK, poza jakimiś niewielkimi i niegroźnymi odchyleniami od normy, a EKG niemalże wspaniałe! Uspokoiłam się i z radością pożegnałam panią doktor. Zaczęło mi się drętwienie ciała. Myślałam, że być może to od braku witaminek i też się tym nie przejmowałam. Zawsze zwalałam winę na to, że np. źle sobie siadłam itp. Później miałam przeboje z na szczęście byłym już chłopakiem, który mi groził, że się zabije, łaził za mną, prześladował mnie... Myślę, że ten czas, w którym tak się z nim męczyłam również wpłynął na mnie negatywnie. Nagle, przyszła magia, euforia! Zakochałam się :) A nerwica odpuściła (nie zdawałam sobie sprawy, że to nerwica) - zapomniałam o wszelkich dolegliwościach... Czułam się jakoś tak niezwykle... Aktualnie euforia minęła, chłopca wciąż kocham, ale nerwica wróciła - silniejsza. W dodatku z połączeniem hipochondrii. Aktualnie mam prawie wszystkie objawy nerwicy: silne zawroty głowy; patrzę na wszystko tak, jakby się to działo poza mną - zza szyby; kołotania serca; mylenie słów, wyrazów zwłaszcza w stresowych sytuacjach; bezdechy w nocy, znacznie częściej chodzę do łazienki; mam problemy żołądkowo-jelitowe; drętwienie rąk i uczucie duszności. Klucha w gardle mi siedzi, ale tylko jak się zdenerwuję tak porządnie. A oczywiście wszystkie badania - OK! EKG - super, badania krwi - jeszcze lepsze, mocz - super, pasożytów brak, OB - 5/12. Można wymieniać i wymieniać! Bo ja wciąż chodzę po lekarzach i się doszukuję. I nadal sobie wkręcam różne inne (oczywiście śmiertelne i nieuleczalne!) choroby. To mnie już zadręcza... i niszczy. Chodzę do psychologa, ale zaczęłam terapię niedawno i bardziej skupiłam się na problemie z moją siostrą i tym, że przez nią nie radzę sobie w życiu. To jednak teraz chcę zepchnąć na dalszy plan i ostatecznie zająć się leczeniem moich fobii. Mam nadzieję, że na tym forum jakoś wspólnie zaradzimy naszym fobiom i każdy z nas z nich wyjdzie bez większego szwanku po ciężkiej pracy nad sobą :) Dziękuję, jakoś mi lżej. Pozdrawiam :*
  16. Czy możecie mi jakoś racjonalnie przetłumaczyć, że pocałunki z moim prywatnym, własnym facetem, który nie dzieli się z nikim ani posiłkami, ani napojami, ani innymi tego typu rzeczami nie zarażą mnie sepsą?! Jakoś nie mogę przestać o tym myśleć zawsze gdy tylko mnie całuje lub jak mam się po nim czegoś napić. No wkurza mnie to!
  17. Odczuwam dzisiaj pewną satysfakcję. Ani razu nie zmierzyłam temperatury, mimo że prześladują mnie nadal jakieś paskudne lęki - tylko z tego nie jestem dumna. Udało mi się jeszcze przetłumaczyć i przekazać bardzo obrazowo mojemu chłopakowi to, jak się czuję i jak trudno jest pozbyć się tych fobii. Tak ogólnie to nawet najdrobniejsze promyczki słońca napawają mnie optymistycznie, a herbatka z dziurawca również robi swoje
  18. basia33 - ja mam dokładnie to samo. Czytając ten temat od początku z niektórych przypadków, tekstów i sytuacji miałam niesamowity polew Jednak wyobrażając je sobie u siebie już czułam jak się trzęsę. Już sobie wyobrażam siebie umierającą. To straszne. A ja nie mogę się już doczekać kolejnej wizyty u psychologa...
  19. basia33 - dziękuję :) jakoś mi ulżyło, że chociaż moje OB jest w porządku... Ostatnio wszystko sobie wmawiam! I codziennie mierzę temperaturę! Przecież to straszne... czuję w sobie, że mnie to męczy i dusi. Czuję się tak, jakbym miała jakieś wyrzuty sumienia. Od niedzieli mam fazę na sepsę. Bo przeczytałam, że w moim mieście były dwa śmiertelne przypadki, więc ja już chodzę i się trzęsę A przecież już od dawna się z nikim nie dzielę niczym! I znów się nakręcam... i znów się trzęsę... ech...
  20. Ja natomiast uważam, że takie "wygadanie się" ludziom, którzy tak naprawdę wiedzą, co czujemy, byłoby jak najbardziej wskazane Bardzo chętnie bym się spotkała z Wami :)
  21. Właśnie, wie ktoś? Moje wynosi 5/12. Gdzieś słyszałam, że jak jest powyżej 12, to znaczy, że już jest jakiś stan zapalny w organizmie.
  22. marta 1987 - nie czytaj! Hamuj się! Ja zaczynam robić postępy. Od niedzieli czytałam to forum od deski do deski. Zaczęłam pękać i staram się już nie wyszukiwać sobie chorób. Zobaczysz, że Ci to pomoże
  23. Witajcie Hipochondrycy! Przeczytałam niemalże cały ten wątek. Jestem zaskoczona, jak wielu z nas tutaj jest. Z jednej strony cieszę się, że jesteście, ale z drugiej wolałabym, żeby żadne z nas nie cierpiało na tę przykrą przypadłość. Moja przygoda z hipochondrią zaczęła się jakoś w październiku zeszłego roku. Wtedy po raz pierwszy idąc miastem na spotkanie z moim (byłym już) chłopakiem poczułam dziwne zawroty głowy. Czułam się jak pijana. Wiedziałam, że jeśli czegoś się nie złapię - upadnę. Przez chwilę pomyślałam, że może to ze zmęczenia. Przecież tego dnia przeszłam z nowo poznaną klasą długie kilometry na rajdzie otrzęsinowym. I o dziwo tam mi się to nie zdarzyło ani razu! Tylko później, po południu aż trzy razy! Niemalże pod rząd! Dwa lata wcześniej miałam duszności i problemy z oddychaniem - wtedy jeszcze się tym nie przejmowałam i 'olałam' temat. Zwłaszcza, że czułam się OK, gdy o tym nie myślałam. W grudniu zeszłego roku wystraszyłam się już nie na żarty. Pewnego razu po kąpieli przyjrzałam się jakimś dziwnym trafem moim stopom i łydkom - były na nich drobne czerwone plamki - nie wysypka. Takie podskórne. Od razu sobie pomyślałam - no sepsa. Nic, tylko sepsa! Następnego dnia, pobiegłam do lekarza. Idąc tam również poczułam, że zaraz się przewrócę! Plamek oczywiście nie łączę z nerwicą, bo to chyba żaden objaw. Zrobiłam badania krwi, EKG i okazało się, że wszystko jest OK. Lekarz kazał brać mi magnez i rutinoscorbin na wzmocnienie naczyń krwionośnych. Magnezu nie brałam. A po rutinoscorbinie przeszło. Za to pojawiły się drętwiejące ręce i nogi, co również mnie strasznie przerażało! Od tego momentu biegam po lekarzach jak głupia. Każdy nawet najmniejszy skok temperatury wywołuje u mnie panikę. Przerabiałam już: sepsę, raka szyjki macicy, raka jajnika i inne raki, jakieś problemy z sercem, z brzuchem, z żołądkiem - boję się wszystkiego! Szkoda czasu na wymienianie. I oczywiście jak większość z Was doszukuję się objawów w internecie. Mama już ma mnie dość, a najbliżsi chcą mi odcinać internet, żebym tylko już nie czytała tego wszystkiego. Po malutku nerwica mnie wykańcza. Miałam w tym roku wiele sytuacji stresowych, w których nie wiedziałam totalnie co robić. Chciałam odejść od chłopaka, który zamiast mi pomóc wykańczał mnie jeszcze bardziej - groził mi, śledził mnie... Jednak udało mi się go zostawić po miesiącu męczarni. Po pewnym czasie przyszła euforia - zakochałam się! A nerwica jakoś nagle przestała istnieć :) Niczego się nie bałam! Nic nie było w stanie mnie zniszczyć! Aktualnie euforia minęła i choć nadal bardzo kocham mojego aktualnego partnera, to nerwica wróciła - ze zdwojoną siłą. Od sierpnia zaczęło się już na maksa. Zawroty głowy, uczucie, że za chwilę zemdleję, Taki nacisk na czaszkę, jakbym miała na głowie jakiś hełm strasznie ciężki do tego uderzenia gorąca, znów drętwienie kończyn i wiecznie trzęsąca się lewa ręka - obojętnie co w nią wezmę, to trzęsie się jakbym jakichś drgawek dostała. Aktualnie mam alergię, m.in. na kurz i alergię pokarmową na mąkę pszenną i żytnią. Nie czuję się więc najlepiej, a ja wciąż się doszukuję w moich ukochanych Googlach, że to może jednak coś strasznego. Boję się siedzieć sama w domu. Boję się, że ja umrę, a nikt nie zareaguje, nikt nie będzie wiedział, że umarłam. Boję się wyjść do szkoły, żeby nie zarazić się sepsą. Psycholog? Tak, chodzę. Jestem po pierwszej wizycie, jednak nie wspominałam jeszcze lekarzowi o moich dolegliwościach, bo zajęłyśmy się inną sprawą, która również mnie męczy i niszczy. Postanowiłam sobie, że na następnej wizycie (2.12.) wszystko jej opowiem. Odsunęłam się od chłopaka, potrafię przy nim tylko siedzieć i milczeć, czasem zapłaczę. Zupełnie nic mnie nie cieszy... Tak dawno się nie śmiałam... On nie wie już jak mi pomagać. Mam nadzieję, że moja historia Was nie znużyła, ale znacznie mi lżej :) Wierzę, że jakoś wzajemnie uda nam się poradzić sobie z tym wstrętnym zaburzeniem. Pozdrawiam Was serdecznie! :*:*
×