Skocz do zawartości
Nerwica.com

mag27

Użytkownik
  • Postów

    24
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mag27

  1. Witaj serdecznie amandia! Trudno tak na sucho poradzić coś na te natręctwa, trzeba wierzyć, że znikną z upływem czasu, że przyjdzie poprawa. Czasem zmagam się z różnego rodzaju natrętnymi myślami, w stylu: "co by było, gdyby?". A one zawodzą mnie na różne manowce...Jestem właśnie typem osoby, która wszystko analizuje, wszystkim się zadręcza. Ale bardzo wiele próbuję sobie wytłumaczyć na zasadzie autosugestii. Gdy doświadczam paniki, to np powtarzam w myślach: TO NIE JA, TO NERWY, ZARAZ SOBIE Z TYM PORADZĘ! Gdy bardzo źle się czuję fizycznie, to też już tak bardzo nie zwracam na to uwagi, bo wiem, że nie umrę i że to podświadomość płata figle. Czasami jest to pomocne i pozwala zdobyć odrobinę dystansu do siebie i do sytuacji. Właśnie tak jak pisałaś- nerwica sobie, a my sobie. No bo naprawdę nie ma innej opcji, jak walczyć z tym cholerstwem i wierzyć, że będzie lepiej :) Pozdrawiam i miłego wieczoru Mag27
  2. Witajcie! Chciałabym się przyłączyć do dyskusji i opowiedzieć swoją historię. Jestem w związku już 8 lat, poznałam mojego partnera w wieku 19lat. Bardzo szybko zamieszkaliśmy razem, zaczęliśmy prowadzić wspólne życie. Romantyczną miłość przysłoniła szara rzeczywistość...Oboje mamy trudne charaktery, pochodzimy z rozbitych rodzin. Co tu dużo mówić- nie jest kolorowo i przez większość wspólnych dni nie było. Przychodziły momenty, gdy myślałam, że jestem z Nim z przyzwyczajenia lub dlatego, że boję się odejść. Wyszukiwałam w Nim różne wady, myślałam, że jest nieatrakcyjny. Jak ktoś powiedział o Nim złe słowo, natychmiast sądziłam, że ta osoba ma rację i że gorzej już trafić nie mogłam. Ale wiecie co, życie przyniosło z czasem rozwiązanie. Przekonałam się, że chcę z Nim być, gdy zaczął wyjeżdżać na dłuższe pobyty za granicę. Dopiero wtedy odkryłam, jak bardzo mi na Nim zależy, jaki jest dla mnie ważny, jakie to wspaniałe, gdy robi poranną kawę :-) Obecnie też jest poza domem, a ja oddałabym tak wiele, by był ze mną. Widzę teraz Jego dobre strony i każdego dnia modlę się, aby nic złego Mu się nie przytrafiło. Zmagamy się z rozłąkami już od ponad roku ( oczywiście z przerwami ). Z racji tego, że dopadła mnie depresja i od dawna mam nerwicę, wycofałam się z wielu aspektów życia...To, że jest jeszcze ktoś, kto pomimo odległości pamięta o mnie, troszczy się, wspiera choćby smsem- daje wiele!!! Wiem, że muszę się pozbierać dla nas, dla Niego. To mnie mobilizuje, pomaga przetrwać chwile paniki, pozbierać rano z łóżka. Inaczej nie widziałabym już sensu. Może ktoś z Was będzie w stanie na podstawie mojej wypowiedzi dojść do wniosku, że naprawdę kocha swojego partnera i że bez niego byłoby znacznie smutniej i trudniej. A to, że myślimy, że nie kochamy, to pewnie jest wynik różnych życiowych okoliczności, a może właśnie tej podstępnej nerwicy Pozdrawiam i trzymajcie się ciepło Mag27
  3. mag27

    witam Was serdecznie....

    Witaj Faustyna :-) Jestem tu od niedawna i również zmagam się z podobnym kłopotem. Gdybyś więc chciała podyskutować, opowiedzieć swoją historię- zapraszam do rozmowy. Pozdrawiam Cię Mag27
  4. Cześć pszczolka13! Przykro jest czytać o ignorancji lekarzy, a tym bardziej rodziców. Ja też spotykałam się z opiniami typu: jesteś przewrażliwiona, nic ci nie dolega... Jesteś młodą osóbką, więc może Twój organizm przechodzi właśnie burzę hormonalną, a do tego stres i wyczerpanie sprawiły, że ciało się buntuje. Spróbuj się wewnętrznie zdystansować do tego. Może masz kogoś w pobliżu, kto jest w stanie Cię wesprzeć, skoro rodzice bagatelizują sprawę. Myślę, że musisz zawalczyć jeszcze raz o możliwość wykonania podstawowych badań, bo to teraz najważniejsze. Nie poddawaj się i próbuj, bo w końcu znajdzie się ktoś, kto potraktuje Cię poważnie. Może warto też kupić troszkę witamin typu magnez, potas, żeby wzmocnić układ nerwowy. Pozdrawiam i życzę zdrówka Mag27
  5. Cześć! Kurcze- też mam dzisiaj kiepsko, więc może jak Ci wirtualnie podam rękę, i razem damy sobie wirtualnie w twarz, to troszkę nam ulży Co Ty na to? Pozdrawiam Mag27
  6. mag27

    Witajcie

    Malinka311, jak się masz? Zaglądam czasem na forum i gg, ale Cię nie widać. Pozdrawiam serdecznie Mag27
  7. Misiek, próbuj, bo warto!!! Ja nie do wszystkiego mam dystans, ale niektóre rzeczy udaje mi się przezwyciężyć. Innych np za cholerę, ale pracuję ogólnie nad wszystkimi moimi udziwnieniami i się chwalę sama do siebie, jak coś mi wyjdzie. Oczywiście dręczę się też, jak nie wychodzi. Ale co poradzić Pozdrawiam Mag27
  8. Witaj Rudzia, nie martw się, na pewno jest dobrze z Twoimi oczami. Ja czasem też takie mam wrażenie, że moje powieki są strasznie ciężkie, że oczy bardzo wytrzeszczam, że coś uciska mi głowę. Ale to objaw nerwów, a nie jakiejś strasznej choroby. Przechodzi w chwilach relaksu. Zaczęłam stosować taki trening, że sobie myślę, że to co się ze mną dzieje, to tylko takie doświadczanie jakiegoś uczucia- chwilowe. Że w danym momencie jestem jakby obserwatorem tego stanu. Ten stan to NIE JA, to tylko doświadczanie czegoś dziwnego. Troszkę mi to pomaga w opanowaniu niektórych dziwactw. Pozdrowionka dla Ciebie i maleństwa Mag27
  9. Też lubię to forum, choć jestem tu nowa. Pomaga mi to na samotność. Wiecie, może jeszcze kiedyś będzie w miarę normalnie. Ale i tak powinniśmy nosić głowę zadartą dumnie do góry, bo przecież radzenie sobie z życiowymi "powinnościami" w naszym przypadku jest dopiero niezłym wyzwaniem! I nikt nas nie pyta, czy jesteśmy w stanie zrobić coś, co nas przeraża. My to robimy ( bo tak trzeba!!! ) i heroiczną walkę toczymy z każdym dniem!!! JESTEŚMY!!! I chwała NAM za to!!! Chciałam dodać coś wesołego i budującego, bo chyba tak jest milej, niż tylko się smucić Uściski i miłego późnego wieczoru Mag27
  10. Oj, Victorek- jak tak piszesz, że dostałeś jeszcze coś gorszego, niż kiedyś miałeś, to ciekawe, co będzie ze mną za jakiś czas... Dziś wogóle kiepsko mi się wiodło, jedyne pocieszenie w tym, że nie jestem sama jedyna na świecie z podobnymi kłopotami. Ach! Trzymajmy się, my nadwrażliwcy niezrozumiani przez samych siebie i innych ( a możeby tak filozofem zostać? , heh ). Pozdrawiam Mag27
  11. Hej, wiecie, ja mam tak, że się boję do urzędów i do banków wchodzić. Tam mam straszne napady. Wydaje mi się, że mnie wszyscy obserwują tj. widzą moje zdenerwowanie ( cała drętwieję ). Najgorzej jest podczas pisania-ręce mi się trzęsą i są całe mokre. Czuję, jakby były sparaliżowane... Zimą to jeszcze jakoś idzie przeżyć, bo normalnie przez to rękawiczek nie ściągam ( żeby nie widać było wilgotnych dłoni ). Latem jest tragicznie. Zawsze już kilka dni przed cała dygoczę, gdy mam coś załatwić. Może przechodziliście coś podobnego? Jak sobie z tym radziliście? Czasem tak mnie to dobija, bardzo boję się tych ataków Pozdrowienia Mag27
  12. Misiek, mi się podoba, że Ty się tu udzielasz w tak wielu postach, bo to naprawdę fajnie jak ktoś doda choćby optymistyczne zdanie do tych naszych " dramatów ". Super, bo pomagasz wielu 'nerwusom'. Trzymaj tak dalej!!! Przyszło mi do głowy, że gdybyśmy w życiu codziennym byli bardziej doceniani i chwaleni za coś dobrego, to pewno połowa z nas tutaj wpisanych nie miałaby tych wszystkich nerwic i lęków... Mag27
  13. Witaj pszczolka13 ! Chciałabym Cię ostrzec przed zażywaniem leków na receptę bez konsultacji z lekarzem!!! Możesz zrobić sobie więcej krzywdy, niż pożytku!!! Naprawdę wstrzymaj się przed tym, bo to jest bardzo nieodpowiedzialne podejście. Przecież chcesz czuć się lepiej i zapewne nie chcesz nadal pogarszać sytuacji ( a taki może być efekt tej Twojej kuracji na własną rękę ). Warto tak ryzykować? Pozdrawiam Cię i wierzę, że podejmiesz mądrą decyzję! Trzymaj się! Mag27
  14. Witaj Misiek :-) Udać się musi i ja również trzymam za to mocno kciuki! Pozdrawiam Mag27
  15. Witaj kasia29111, wiem jak to jest, bo sama mam bardzo podobnie z takim natłokiem strasznych i dramatycznych myśli. Jak przeczytasz mój wątek, to tam opisałam, co się ze mną dzieje. Otóż najlepszą i taką doraźną metodą dla mnie jest wyszukiwanie sobie różnych, nawet banalnych czynności, które muszę koniecznie dziś wykonać. I to w pewnym sensie pomaga, bo zapominam choć na chwilę o tym, co mnie dręczy. A to, że się zmuszam na siłę do robienia tych rzeczy sprawia, że pod koniec dnia jestem strasznie dumna z faktu, że jednak coś zrobiłam pomimo tej niemocy. Śmiesznie to zabrzmi, ale robię taki autotrening, że się sama chwalę za to, że np: poszłam po zakupy, posprzątałam, zrobiłam dla siebie i dla kogoś coś miłego. Nie rozwiązuje to kłopotu, ale w jakiejś formie pomaga zwalczyć panikę. Trzymaj się i nie zamartwiaj, bo przyjdą lepsze czasy :-) Pozdrawiam Mag27
  16. mag27

    Pogadanki...

    Cześć :-) Zaglądnęłam tutaj i rozbawił mnie ten wątek. Wiecie, mój znajomy kiedyś powiedział, że to właśnie w szpitalach psychiatrycznych znaleźli się Ci najbardziej " normalni ", a cała reszta społeczeństwa to " wariaci w postaci utajonej " Jak coś, to ja też chcę do Waszego reality, oki ? Pozdrawiam Mag27
  17. Hej, witaj Inez3! Wiesz, ja też nie całkiem rozumiem, czym są te zaburzenia adaptacyjne ( nazwa to mi się zaraz kojarzy z nieumiejętnością przystosowania...? ) A jak czytam, co pisałaś o terapii, myślę, że grupowo lepiej zwalczać takie przypadłości. Mnie zalecono indywidualne spotkania, które niewiele pomogły, a wręcz były żenujące. A teraz czytam historie z forum i pasują do mnie raczej objawy nerwicy i depresji. Najgorzej jest rano, bo budzę się i od razu wpadam w panikę, potem "samodyscyplina" i zwlekam się z łóżka. Zmęczona jestem praktycznie non stop, a jak mam coś ważnego do wykonania, no to już stale o tym myślę i się tym potwornie denerwuję. Wiele sobie odpuszczam, bo zwyczajnie brak mi siły. A najgorzej jest, gdy czuję się bezradna. Mój partner znów mnie zostawił samą ( wyjeżdza na kilkumiesięczne okresy za granicę, ale to już pisałam w powitaniu ), a dla mnie to jakiś koszmar. Jak wcześniej jeździł, to miałam jeszcze siły i optymizm, walczyłam zawzięcie, byłam Jego grupą wsparcia. A teraz to już chyba oszaleję. A najgorsze, że rodzina do mnie dzwoni i ciągle prawią mi morały, co mam teraz zrobić ( a są setki km ode mnie i nawet im do głowy nie przyjdzie, że mnie tylko jeszcze bardziej przygnębiają swoimi osądami...). Sorki, że tak się rozmarudziłam, ale chciałam to wyrzucić z siebie. Droga Inez3, może byłabyś w stanie trochę podpowiedzieć, jak Ty zmagałaś się w tej walce, bo pisałaś, że jesteś już zadowolona, że widzisz efekty? Pozdrawiam :-) Mag27
  18. Witaj Inez3, miło Cię poznać. Wiesz, tu nie w tym rzecz, że się poddaję, ale ostatnie miesiące dały mi porządnie w kość. Sprawa wygląda mniej więcej tak, że w moim mieście strasznie trudno o dobrego specjalistę. Wcześniej chodziłam do lekarki, która na moje problemy radziła stosować głównie " propranolol " i jakiś podejrzany preparat w postaci płynu do picia " brom ". Gdy powiedziałam Jej, że chciałabym raczej coś mocniejszego, to stwierdziła, że jestem młoda i poprostu powinnam mniej się wszystkim przejmować, a że ważę jakieś 50kg i jestem drobna- to jest ryzyko efektów ubocznych ( testy na tarczycę nic nie wykazały, a wyniki były bardzo dobre według mojej pani doktor ). Poszłam zatem samodzielnie na psychoterapię. Psycholog stwierdziła, że mam zaburzenia adaptacyjne, zaleciła 4 spotkania, które z terapią nie miały zbyt wiele wspólnego. Siedziałam na krześle i opowiadałam historię życia kobiecie, która patrzyła na mnie tępym wzrokiem, paliła papierosy i zdawała się mnie nie słuchać. Po drugim spotkaniu już nie miałam ochoty się spowiadać... Oczywiście nie chcę nikogo zniechęcać do terapii, ale dobrze, gdy jest zaufanie do lekarza. Ja takowego nie mam do mojej miejskiej, darmowej służby zdrowia. Jeśli będą możliwości finansowe, to będę szukała pomocy gdzieś dalej. Dobrze, że Tobie Inez3 się powiodło i masz dobrą opiekę :-) Życzę zdrowia i trzymaj się ciepło! Mag27
  19. Cześć Ant! Wiesz, olej to i zbierz siły, żeby jednak znaleźć sens w tym dniu. Ja mam dziś dokładnie tak samo: zasnęłam o 3-ciej, zbudziłam o 6-tej ( przerażona!!! ), a potem ryczałam, bezmyślnie gapiąc się w tv. Dookoła ani jednej bratniej duszy, by posmarkać trochę w rękaw :) Ale jakoś to przełamuję, będę dziś robić wszystko, by zneutralizować ten stan. Pozdrowionka Mag27
  20. Dzięki Wszystkim za posty. Czytam, co piszecie i jakby nuta optymizmu zawitała mi do głowy. Ant- w sumie jesteśmy sąsiadami, więc gdybyś zawitał kiedyś w moje strony, to może niebyłoby złą ideą porozmawiać przy kawie o tym, co w duszy gra? Pozdrawiam i dobranoc Mag27
  21. mag27

    Witajcie

    Malinko! Wprawdzie nie doświadczyłam takich przeżyć jak Ty, ale należy Ci się szacunek za to, że miałaś odwagę rozstać się z człowiekiem, który zatruwał Twoje i dzieci życie. Dorastałam w patologicznej rodzinie i wiem, że moi rodzice niestety zbyt wiele czasu zmarnowali, co odbiło się na mnie i moim rodzeństwie. Dlatego bądź Dumną Kobietą i nie daj szansy Twojemu eks, aby nadal zaburzał Twój spokój. Pomyślności i zdrowia ( a w razie czego zapraszam na pogaduchy ). Mag27
  22. Hej, witajcie! Oczywiście możemy pogadać i spróbować wesprzeć wzajemnie. Mój mail: ... A tak wogóle to jestem z Wałbrzycha. Pozdrawiam Was!!! edit: Pstryk/// prywatne dane na pw.
  23. Dziękuję, że odpowiadacie na mój post. To naprawdę wiele znaczy dla mnie, wierzę, że gdy poznam osoby o podobnych kłopotach, to być może przestanę tak bardzo koncentrować się na własnych demonach... Drogi Ant- trzymaj się, może ja też będę...Również życzę zdrowia!!!
  24. Witajcie, chciałabym dołączyć do Was i dodać kilka słów od siebie...Być może będziecie mieli ochotę odezwać się do mnie, bądź komuś z Was zrobi się cieplej na sercu, gdy przeczyta, że gdzieś w Polsce jest osoba, która tak jak Wy- zmaga się z każdym kolejnym dniem... Mam na imię Magda, mam 27 lat. Niestety trzeba przyznać, że doprowadziłam się na skraj wyczerpania psychicznego...a do tego niebardzo mam odwagę i siły, aby się z tego wykaraskać. Z pozoru się uśmiecham i sama oszukuję, że jest w miarę ok, ale w głębi duszy chciałabym zasnąć i już nie budzić się do życia. Kłopoty moje zaczęły się już bardzo dawno temu, ale uparcie i z przekorą próbowałam je ignorować. Dorastałam w rodzinie, gdzie awantury i wzajemne żale były na porządku dziennym, już wtedy byłam bardzo nerwowym i nieśmiałym dzieckiem. Mimo to byłam zawsze najlepszą uczennicą i wstydziłam się okazać otoczeniu moje słabości. Myślałam, że nieśmiałość, brak wiary w siebie i nadmierna potliwość przejdą z wiekiem. Niestety dziś wiem, że mi nie przeszło!!! Jest dużo gorzej: zamykam się w czterech ścianach, nie pracuję, nie mam z kim porozmawiać, nawet bliscy, którzy są za granicą nie rozumieją, że czuję się osaczona przez moje lęki, nerwowość i czarne myśli. Mam stałego partnera, ale od około roku wyjeźdża On zarobkowo do Holandii, więc jestem sama, zawieszona gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią. Dziś właśnie wyjechał...a ja czuję, jakby kołek uderzył mnie w głowę. Nie mam żalu do Niego, ale do siebie, bo nie potrafię wziąć mojego życia w garść i ruszyć choćby za Nim... Doszło do tego, że gdy dzwonię w sprawie pracy, to z ledwością potrafię wyksztusić parę słów, nie wspomnę o panicznym lęku przed rozmową z pracodawcą. Mam wrażenie, że nic nie potrafię, że nikt mnie nie potrzebuje. A do tego ciągłe zimne poty, ręce mokre, jak wyjęte z wody, bezsenność i brak apetytu. Kiedyś próbowałam się leczyć, niestety bez efektu. Teraz nawet na to nie mam siły ( ani pieniędzy ). Ale jutro znów wstanę i zrobię wszelkie niezbędne rzeczy, aby przetrwać ten dzień ( tylko już nie wiem po co? ) Pozdrawiam Was i życzę, aby na buziach widniał prawdziwy uśmiech, a nie doklejany, jak jest w moim przypadku. Trzymajcie się, a jeśli możecie, dołączcie coś od siebie, bo czuję się bardzo samotnie w moim pustym domu i duszy. Mag27
×