Próbowałam mieszkać na wsi, ale brak ludzi, sklepów, tego gwaru i szumu działał na mnie depresyjnie. Zresztą na męża też, on też jest mieszczuchem. Wytrzymaliśmy kilka miesięcy, a najgorzej było jesienią i zimą, jak się zaczęło ogrzewanie, ośnieżanie itp. Wróciliśmy do naszego rodzinnego miasta, ale nie jest to metropolia, ma około 30 tys. mieszkańców.