Hej, to mój pierwszy wpis na takiej stronie.
Moj chłopak pół roku leczy się na nerwice natręctw, z którą wiąże się depresja. Bierze anafranil i inne leki przeciwlękowe. Chodzi tez do psychoterapeuty od 3/4 msc. Jest zniechęcony, bo nie widzi diametralnej poprawy i żadnego sensu w życiu, bo czas upływa, a nic się nie zmienia. Staram się go wyciągać do ludzi, zachęcać do nawet drobnych aktywności albo po prostu być, ale jest to nieco trudne na codzień, ponieważ dzieli nas pewna odległość. Ja przez pracę też nie mogę jechać do niego na dłużej. Nie zawsze wiem, jak mam się zachować, ale staram się być cierpliwa i wspierać go. Kilka razy mówił mi już o tym, że myśli o tym, żeby po prostu zrobić sobie krzywdę, poczuć ulgę (teraz tylko drapie dłonie) albo żeby całkiem wszystko skończyć. Z jednej strony mówi, że po prostu zastanawia się nad tym, myśli po prostu o śmierci i nie wie czy byłby w stanie to zrobić. Z drugiej strony nie mogę patrzeć na to z założonymi rękami i nie zareagować. Podobno rozmawiał o tym na terapii, ale „mam wrażenie, że trochę mnie zbyła”. Boję się, że może coś sobie zrobić, a ja będę całe życie miała wyrzuty sumienia, że mu nie pomogłam. Nie wiem co powinnam robić, jak mu pomoc. Czy powiedzieć o tym jego rodzicom, z którymi mieszka. Czy sama iść do psychologa żeby umieć poradzić sobie w takich sytuacjach…