
marta_anna
Użytkownik-
Postów
244 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez marta_anna
- Poprzednia
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- Dalej
-
Strona 9 z 10
-
Jeszcze jedna refleksja - wydaje mi się, że niektóre zaburzenia psychiczne wynikają z błędów neuroprzekaźnictwa a nie z powodu jakichś złych nawyków i mechanizmów zachowań. Moje długie lata psychoterapii nie zmieniły niczego - tylko kasa poszła w błoto. Czuję się jakbym kupiła wieloletnią polisolokatę, która nie gwarantuje zwrotu włożonych środków. Moja polisolokata splajtowała. Inaczej było kiedy zaczęłam zażywać paroksetynę. Ten lek sprawił ze mój mózg zaczął funkcjonować w zupełnie inny sposób niż dotychczas - tzn lęki zupełnie znikły. Nawet mnie dziwiło to, że sytuacje które wywoływały napady paniki na paroksetynie stały się neutralne. Musiała zmienić się chemia mózgu, uzupełniły się braki jakichś substancji i tyle. Ostatecznie musiałam odstawić paroksetynę bo powodowała nieakceptowane przeze mnie działania uboczne. Ale mam podejrzenia, że droga "chemiczna" jest u mnie właściwa. Trzeba tylko poszukać leku albo połączenia leków, które wpłyną na odpowiednie obszary w mózgu tak by lęków nie było ale też nie było tamtych niechcianych efektów. Mam jakby namacalny dowód że leki mnie odpowiednio ustawiły a cała terapia to była taka nic nie zmieniajaca rozmowa - pic na wodę.
-
Ja skłaniam się ku temu, że nie działa - przynajmniej na mnie nie działa. Ostrzeżenie terapeutki, że leczenie będzie trwało wiele lat a nie wiadomo czy przyniesie efekty a już tym bardziej nie wiadomo czy przyniesie efekty w tych sferach nad którymi chcę pracować - to ostrzeżenie zabrzmiało jak zgrabna wymówka. Jeśli za kolejnych 40 lat zgłoszę zażalenie że nie zadziałało, to zawsze może mi powiedzieć, że mnie uprzedzała. A długo tej "skargi" nie wniosę, bo ostrzegała, że trzeba terapię testować przez wiele lat. Do ukichanej śmierci
-
Włączam się do dyskusji odnośnie skuteczności psycherapii czy tez może braku skuteczności. W moim czterdziestokilkuletnim życiu terapia zajęła spory kawałek czasu - może łącznie 15 lat. Cele były różne - walka z zaburzeniami odżywiania, leczenie lęków napadowych, lęku uogólnionego, fobii, depresji. Pomimo regularnego uczęszczania na sesje terapeutyczne, mimo eksperymentów z różnymi nurtami i terapeutami, nigdy mój zaburzony umysł nie został uleczony Żadna z terapii nie przyniosła nawet nikłej poprawy. Pewnego dnia, po długich latach sesji u psychologa zrobiłam podsumowanie, z którego płynął tragiczny wniosek: moje życie stało się jedną wielką terapią, moje zainteresowania zostały spłycone bo jedynym moim celem i jedyną pasją stała się.... terapia. Postanowiłam rzucić to wszystko w cholerę i zacząć wreszcie żyć. Z lękami, zaburzeniami, tak jak potrafię, ale po prostu żyć. Poczułam powiew wolności i wielką ulgę. Oczywiście nie znaczyło to że moje problemy zniknęły. Ale dopóki względnie nie przeszkadzały w realizowaniu siebie, to godziłam się na swoje lęki i dołki - skoro już taka moja uroda. Kłopot pojawił się w ostatnich latach kiedy poświęciłam się totalnie pasji sportowej. Związałam się z grupą pływacką dla dorosłych, znalazłam sobie profesjonalnego trenera, psychologa sportu, świetnego fizjoterapeutę no i zaczęła się wspaniała przygoda ze sportem wyczynowym. I tu okazało się, że moja zaburzona osobowość jest mi w stanie zepsuć wszystko to co wazne by osiągać wyniki i uczestniczyć w zawodach. Mam bardzo dobrą kondcję, jestem niczym parowóz (w grupie nikt mi wydolnościowo nie daje rady), tyle że w czasie pływania "dystansu" dostaję napadów panicznego lęku. O zawodach nawet nie marzę, bo tam po dwóch czy trzech długościach był zawsze napad paniki, wyjście z wody i "dyskwa". Postanowiłam nareszcie coś z tym zrobić. Zgłosiłam się na kolejną w moim życiu terapię. Powiedziałam, że moim celem jest spełnienie moich marzeń pływackich a na drodze stoi napadowy lęk. Poprosiłam by praca szła w tym kierunku by lęk okiełznać, tak bym mogła swobodnie trenować i startować w zawodach. Pani Psycholog wypytała mnie o poprzednie terapie, oceniła osobowość i na końcu naszej rozmowy ostrzegła, że terapia może nie pomóc. A już na pewno nie mogę w terapii ustalać swojego celu, bo może się okazać, że to co chcę osiągnąć nigdy nie przyjdzie natomiast poprawa pojawi się w sferach życia, na których specjalnie mi nie zależy. Poza tym wyjaśniła, że skoro ponad 40 lat kształtowałam swoją postawę wobec świata to teraz trzeba będzie pracować przez wiele lat by cokolwiek drobnymi krokami zmienić (czyli spodziewać się należy że jak będę już chodzić pod kryką, to głowę nareszcie będę miała czystą i nic nie przeszkodzi mi w uprawianiu wyczynowego pływania;) ) Co gorsza, po latach może się okazać (tak mnie terapeutka ostrzegała), że jednak terapia nic nie dała a ja swojego upragnionego celu nigdy nie osiągną. Jestem osobą która potrafi bardzo intensywnie pracować, ale w swojej pracy muszę widzieć sens. Wizja psychoterapii - ta jaką mam po latach nieudanych prób, i ta którą nakreśliła mi terapeutka - nie motywuje w żaden sposób. Czy jesteście mi dać jakiekolwiek wsparcie bym nie składała broni? Póki co chodzę do trenera mentalnego - behawioryzm trochę pomaga, choć nie załatwia problemu. Idę też za 6 tygodni do psychiatry sportowego by dostać leki redukujące lęk ale nie obniżające kondycji. Wszelkie dobre słowo, wszelka rada - będzie mile widziana
-
MIANSERYNA (Deprexolet, Lerivon, Miansec, Miansegen)
marta_anna odpowiedział(a) na Dydona temat w Leki przeciwdepresyjne
@acherontia styx To mnie rozbawiłaś -
MIANSERYNA (Deprexolet, Lerivon, Miansec, Miansegen)
marta_anna odpowiedział(a) na Dydona temat w Leki przeciwdepresyjne
@seneri @Arnin Wielgachne dzięki za wyjaśnienia! Bardzo mnie to ciekawiło. I tak jak piszecie - podejrzewałam że z czasem ssanie jest mniejsze. Jesli człowiek musiałby na tym leku nic nie robić tylko jeść to by pewnie mianserynę wycofali -
MIANSERYNA (Deprexolet, Lerivon, Miansec, Miansegen)
marta_anna odpowiedział(a) na Dydona temat w Leki przeciwdepresyjne
domyślam się. Tyle że ten apetyt był tak spektakularny, że pomyślałam sobie, że ten lek chyba powoduje jakąś monstrualną otyłość prowadzącą do zejścia śmiertelnego. Sorki że takie rzeczy piszę, ale u mnie tak by chyba było wnioskując po tym co działo się przez te pierwsze trzy dni. Czy u większości ludzi też jest aż taki szaleńczy głód czy może to potem trochę się uspokaja? Bo z tego co ludzie piszą to chyba nie tyją w nieskończoność do monstrualnych rozmiarów? -
MIANSERYNA (Deprexolet, Lerivon, Miansec, Miansegen)
marta_anna odpowiedział(a) na Dydona temat w Leki przeciwdepresyjne
Mam pytanie odnośnie mianseryny - z czystej ciekawości. Nie chodzi mi o radę... Wiele lat temu, kiedy po odejściu męża popadłam w głęboką depresję lekarz zapisał mi Lerivon. Był to pierwszy lek antydepresyjny jaki kiedykolwiek miałam. Zażyłam go i po kilku godzinach poczułam głód nie do opanowania. Chwilę po posiłku znowu to samo. Nie dało się tego łaknienia w żaden sposób uspokoić. Byłam jak.... bezdenna studnia. Jadłam bezustannie przez trzy dni a jeśli tylko próbowałam nie reagować na napady głodu to nie mogłam się na niczym skupić, byłam słaba - coś jakby permanenta hipoglikemia. Po trzech dniach tej gehenny powiedziałam sobie basta! Odstawiłam lek, ponieważ jeśli tyle jadłabym przez kolejne tygodnie to należałoby się spodziewać że przyrost wagi będzie.... nieskończony. Po roku takiej kuracji antydepresyjnej chyba ważyłabym kilkaset kilogramów i wciąż nie byłoby widać końca grubnięcia. Sprawa już mnie nie dotyczy bo urwałam temu łeb natychmiast. Ale chciałabym wiedzieć jak to wygląda u innych. Czy osoby biorące Lerivon jedzą non stop i mają przyrost masy ciała w tempie kwadratowym? Sorki za sformułowanie ale moje doświadczenie z tym lekiem zbudowało we mnie takie wyobrażenie -
@buraczek85 Bardzo dziękuję za opinię o paroksetynie. Dokładnie opisujesz moje doświadczenia. Jestem Ci bardzo za ten opis wdzięczna, bo to tylko dowodzi, że moje odczucia to nie wytwory chorej wyobraźni. Ostatnio pani psychiatra stwierdziła, że ja sobie WMÓWIŁAM ten spadek formy na paroksetynie a potem WMÓWIŁAM sobie poprawę kondycji i wzrost siły mięśni po odstawieniu paroksetyny. Bo, jak pani dr stwierdziła, będąc osobą lękową "somatyzuję" sobie moje lękowe wyobrażenia i ulegan autosugestii. Hm.... z tego wynika, że leki nie winne tylko ja. Do tego jeszcze winny jest zegar basenowy, bo uparcie pokazywał znacznie gorsze czasy kiedy pływałam na paroksetynie (mimo mega wysiłku jaki wkładałam w każdy ruch), a potem, skubaniec, wyzłośliwił się jeszcze bardziej pokazujac już moje najlepsze "startowe" czasy w dwa tygodniu po odstawieniu leku Mam 49 lat i wiem, że już nie tak wiele mi zostało by spełnić swoje marzenia i jeszcze coś w tym sporcie pokazać startując w amatorskich zawodach "Pływanie Masters". Na razie formę mam bardzo dobrą, bo wiem jak komponować treningi tak by z wiekiem kondycja pozostawał wciąż na bardzo wysokim poziomie (fajna książką Joe Friel "Szybkość i siła po 50tce" - czytałaś? Polecam!) Póki co znalazłam psychiatrę który zajmuje się sportowcami i należy do międzynarodowego stowarzyszenia Psychiatrii Sportu (Piotr Wróblewski - Łódź). Wybieram się do niego w połowie marca i mam wielką nadzieję że spojrzy całościowo na mój problem i nie będzie starał się leczyć lęków kosztem osiągnięć sportowych. Przy okazji - znalazłam też fajny artykuł na temat psychiatrii sportu który porusza nasz problem: Sport Psychiatry: An Emerging Specialty - Psychiatry Advisor Może nie poddawaj się? Jak co to mocno trzymam kciuki!!!!!!!
-
hm.... biorę od 11 lat asertin/sertralinę i nie ma problemów z kondycją przy tym leku. Tyle że, w moim przypadku, na lęki g... daje. Wydaje mi się że jednak paroksetyna pod tym wzgledem jest najgorsza, bo działa sedatywnie. Inne serotoninowe nie mają działania usypiającego Oto co mi napisał lekarz sportowy odnośnie paro: "Może tak być [tzn paro może pogarszać kondycje sportową] ze względu na mechanizm działania. Wykazuje niewielkie powinowactwo do receptorów muskarynowych, adrenergicznych α1, α2, β, dopaminergicznych D2, serotoninergicznych 5-HT1 i 5-HT2 i histaminowych H1. Głownie chodzi o receptory dopaminy, adrenaliny - może je troszkę blokować." Tak jest tylko z paroksetyną. Inne SSRI takiego blokującego działania na receptory dopominowe i adrenaliny nie mają. Więc nie powinny obniżać kondycji
-
ooops. nie chciałam żeby tak zadziałało. Jak co to przepraszam i cofam! Chodziło mi o to że paroksetyna na mnie konkretnie tak działa. U mnie jest problem dość specyficzny: uprawiam sport, zależy mi na wynikach i wszelkie spadki kondycji i siły są od razu widoczne. Rozbawiła mnie adekwatność tego zdjęcia do mojego stanu na treningu i dlatego to tu wkleiłam. W normalnym życiu spadek energii jest prawie niezauważalny. Nawet jeśli rekreacyjnie ktoś coś trenuje to nie zauważy. Ale mnie mocno siekło kiedy próbowałam cisnąć koszmarnie mocne interwały. Stąd całe nieporozumienie. Generalnie uważam ze, z psychologicznego punktu widzenia, paroksetyna jest bardzo dobrym lekiem na stany lękowe i lęk uogólniony. Jeśli komuś nie przeszkadzają działania uboczne polegajace na pewnym osłabieniu siły mięśniowej i na spadku libido to powinien to brać. U mnie lek się nie sprawdza z uwagi na wspomniane działania uboczne ale na lęki zadziałął świetnie. Od 2 tygodni nie biorę i kondycja jest już tip top, ale lęki niestety wróciły. W moim przypadku jedyne sensowne działanie to znalezienie innej metody, innego leku. A Ty bierz koniecznie paroksetynę i sprawdzaj czy działania uboczne są dla Ciebie akceptowalne. Powodzenia!!!!
-
I tu nie do końca się zgadzam. To, że Ty tak masz nie znaczy że to reguła. Ja na przykład mam za sobą chyba z 15-20 lącznie terapii, która nie dała nic. Natomiast leki pomagały. Paroksetyna na objawy lękowe była super, tylko odrzuciłam, bo nie mogę sobie pozwolić na te objawy uboczne które występowały. Sertralina wyeliminowała depresję. Więc w moim przypadku można powiedzieć, że jestem terapiooporna a dobrze reaguję na leki. Wszystko jednak jest sprawą indywidualną jeśli chodzi o psychikę - to mechanizm zbyt złożony żeby, wnioskując wedle siebie, ustalać ogólnie prawdziwe zazady
-
Mnie paro zamuliła i nie miałam cierpliwości czekać czy minie. Bardzo mnie to niszczyło psychicznie i byłam na skraju poważnej depresji. Pewnie sprawa indywidualna.... I bardzo żałuję, że tak się stało bo efekt terapeutyczny był rewelacyjny. Znalazłam na sieci psychiatrę z Łodzi który zajmuje się też sportowcami. Mam kawałek ze Śląska, ale jeśli zechce się umówić to pojadę. Może dobierze cos co dla mnie konkretnie będzie dobre bez indywidualnych działań ubocznych. Albo jeśli mnie będzie jakiś lek osłabiał i otępiał to taki lekarz da mi wsparcie i zapewni że to działanie czasowe i że warto się pomęczyć. Tu gdzie chodziłam niestety takiego wsparcia nie miałam. Ba! Nawet psychiatra niedowierzała i nie chciała tego przyjąć że mam jakieś nieakceptowalne dla mnie działania uboczne. No nic, cross fingers, jutro dzwonię dowiedzieć się czy mnie przyjmie
-
Hm... sama nie wiem o co tu chodzi. Może po prostu ten lek u różnych ludzi ma różne skutki uboczne? Albo może chodzi o to, że pływnie jest sportem technicznym - im masz lepszą technikę tym mniej się męczysz. Żeby pływać dobrze technicznie to trzeba umieć utrzymac napięcie pewnych grup mięśni przez cały dystans - np napinać mięśnie brzucha i żeby brzuch się nie zapadał i nie powodował dodatkowych oporów. Mnie mięśnie tak osłabły po paro, że nie byłam w stanie utrzymywać tego napięcia. A jak brzuch się zapada pod wodę to trzeba generować więcej siły żeby się posuwać do przodu bo brzuchem hamujesz, jest większy opór wody, więc mocniej się męczysz. Natomiast przy ćwiczeniach siłowych nie miałam problemów - jak machałam ciężarkami to było jak dawniej Chyba nic tu nie wymyślę... Fakt jest taki, że jakoś na basenie się mocno męczyłam i nie byłam w stanie realizować treningów sprzed paroksetyny. Szybkość mocno spadła. Kiedy przestałam brać to nastąpiła taka oto progresja w pływaniu na 400 kraulem na 50metrowym (!!) basenie 1. na paroksetynie: 6:57 (tragedia!) 2. trzy dni po odstawieniu paro: 6:42 3. pięć dni po odstawieniu paro :6:14 dzisiaj mam dzień regeneracji i zobaczę co bedzie w poniedziałek. Spodziewam się dalszego przyspieszenia
-
nie A dlaczego pytasz? Dostałam paroksetynę bo mam przewagę objawów lękowych. I to na prawdę działało świetnie na lęki. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że lek jest skuteczny. Sertralina którą biorę od lat to takie dla mnie bardziej placebo. I mam wrażenie, że wszystko oprócz paroksetyny będzie będzie miało u mnie działanie nietrafione. Na ale po paro mam traumę, bo uderzyła w to co dla mnie jest bardzo bardzo ważne. Escitalopram mógłby mieć podobne działanie terapeutyczne jak paroksetyna tylko nie pozbawiać kondycji fizycznej i siły mięśni?
-
Wiem, że brałam krótko, ale strasznie się bałam, że pewne rzeczy zostaną. Jestem sportowcem - pływam w sekcji pływackiej dla dorosłych i dla triathlonistów. Wzięłam lek z dwóch powodów: 1. dlatego że w czasie pływania mam ataki paniki i przez to od dawna nie byłam na zawodach; 2. mam generalnie problemy depresyjno lękowe. Paroksetyna lęki zniwelowała już po dwóch tygodniach (wszesniej brałam sertralinę, wiec pewnie dlatego paro weszła szybko), ale czułam, że na treningu nie jestem w stanie przepłynąć ciągiem nawet.... 100m. A przecież byłam pływaczką wytrzymałościową, długodystansową! Szybkość zmniejszyła się drastycznie. Nie mogłam zmuszać się do wysiłku i pływania na wysokim tętnie dłużej niż przez kilka minut Do tego straciłam siłę mięśni, zdolność koordynacji, precyzję ruchów i wszystko legło w gruzach. Lekarka słysząc o tym co się dzieje wytrzeszczała na mnie oczy ze zdziwienia i upierała się, że to nie wina leku. Ale ona nigdy nie pracowała z kimś kto trenuje na maksymalnych obrotach 6 razy w tygodniu. Konsultowałam sprawę z lekarzem medycyny sportu i ten powiedział mi, ze taki efekt może wynikać z samego mechazmu działania leku: paroksetyna blokuje receptory adrenaliny (po to żeby tłumić lęk), ale przez to też nie można zasuwać przez 20-30 minut na tętnie progowym (czyli u mnie ok 170). Po prostu w takich warunkach organizm nie jest w stanie zmusić mięśni i serca do takiego wysiłku. Jeśli to wynika z mechanizmu działania leku to znaczy, że nie minie nawet jeśli będę brała przez kolejne miesiące. Przynajmniej tak pomyślałam. Jak byłoby na prawdę? Nie wiem. Bałam się jednak sytuacji, że przez całe miesiące będę musiała akceptować fakt, że z najszybszej w naszej grupie treningowej stałam się największym mułkiem i że ostatecznie okaże się że to nie przejdzie. Gdybym wiedziała, że to przejściowe dzialanie uboczne to zacisnęłabym zęby i wytrzymala. Ale nikt mi tego nie chciał zagwarantować. A sytuacja powodowała coraz większą frustrację i pogłębiającą się depresję.
-
Nie mówię tylko o emocjach. Człowiek jest cały jakby na zwolnionych obrotach, pod każdym względem. Coś tak jakby wszystko było nieostre, wszystko się stępiło. Może trzeba zaczekać dłużej ale dla mnie to było nie do zaakceptowania - nie wytrzymywałam już ani dnia, ani godziny. Ryczałam z tęsknoty za dawną sobą. Musiałam mieć powrót do dawnej energiii już, natychmiast, bo taki stan był dla mnie bardzo bolesny, Nie akceptowałam takiej wersji siebie. Zgadzam się - w braniu neuroleptyków trzeba cierpliwości i wtedy jest duża szansa że wszystko co niedobre minie.
-
Sertralina daje takie objawy przez kilka tygodni. Potem to przechodzi. NAjdłużej utrzymuje się bezsenność, ale i to po jakichś 2-3 miesiącach mija. Brałam przez 11 lat więc wiem jak to jest. Ostatecznie asymiluje się z organizmem i właściwie nie odczuwasz już żadnych skutków ubocznych. U mnie objawy lękowe dominują nad depresyjnymi, więc przez całych tych 11 lat serteralina była trochę jak placebo (tzn likwidowała dołki ale w lęku, który u mnie jest gorszy, nie pomagała). Jeśli więc masz głównie objawy lękowe to chyba lepsza paroksetyna. Jest tylko jedna kwestia: paroksetyna powoduje spowolnienie. Brałam niecały miesiąc i zrezygnowałam, bo wprawdzie swietnie pomogła mi z psychologicznego punktu widzenia, to ceną była totalna duchowo-fizyczna kastracja. Żadnej energii, nieczułość na bodźce, nietolerancja wysiłku fizycznego. Roślinka
-
Bardzo dziękuję. Widziałam wpis ale jeszcze chciałam się upewnić bo bardzo mnie te efekty martwią. Stale mam z tyłu głowy, że może to szybkie męczenie się to nie efekt leku ale jakiejś podstępnej choroby. Ale tak na zdrowy rozum - skoro się zaczęlo nagle i równocześnie z wdrożeniem leku to sprawa jest raczej oczywista
- Poprzednia
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- Dalej
-
Strona 9 z 10