Kochani,
z nerwicą, a dokładnie zaburzeniami lękowymi, zmagam się od kiedy tylko pamiętam. Kulminacja nastąpiła około roku 2012, kiedy to też podjęłam terapię i właściwie uczęszczam na nią do tej pory.
Głównie męczyły mnie lęki, odrealnienie. Wszystkie dotyczyły samokontroli, lęku przed jej utratą. Od małego towarzyszy mi hipochondria.
Natomiast ostatnio, od 3 miesięcy, męczą mnie objawy somatyczne. Zaczęło się od przeziębienia, które trwało 4 dni. Około tydzień później poczułam lekki stan podgorączkowy nie mając już objawów infekcji... i się zaczęło... Temperature mierzyłam nowoczesnym termometrem na podczerwień, który ciągle wskazywał 37-37.1. Jak widziałam ten wynik, robiłam się czerwona i aż rozpalało mnie z lęku... przy mojej hipochondrii wiem od a do z, z czym wiążą się nieuzasadnione stany podgorączkowe (dr google - chłoniak, ziarnica). Popadłam w obłęd, od czytania objawów zaczęła swędzieć mnie skóra, wyszukałam mały węzeł za uchem (dodam, że po przejściu mononukleozy 14 lat temu, mam kilka węzłów stale powiększonych). Wtedy zaczeło się piekło.. zrobiłam sobie pełna morfologie plus ob, crp, itd. Wyszły mi leukocyty 3,99 (norma 4-10). no ale jakoś się uspokoiłam, lekarz mówił, że wyniki są bdb. Wezeł nie dawal mi spokoju, rozwaliłam całą skóre za uchem od ciągłego dotykania, nic nie jadłam, spędzałam caly czas czytając o objawach w internecie. W końcu mama zagnała mnie na usg tych węzłów - według radiologa normalny węzeł minimalnie powiększony jak ta reszta po mononukleozie, prawidłowa echogeniczność i nie wzbudza żadnego niepokoju. W międzyczasie lekarka mając mnie już dosyć dała mi skierowanie na rtg klatki piersiowej skoro tak obawiam się chłoniaka. Odebrałam wynik i omal się nie przekręciłam, w opisie wszystko ok, ale jakieś zagęszczenie 4 mm na lewym płucu. W ten sam dzień prywatnie pulmunolog, które zbadał mnie od a do z, a owe zagęszczenie to wysoko uwapniona zmiana, pozostałość pozapalna, widząc w jakim jestem stanie zapewnił mnie, że to nie ma nic groźnego i mam się uspokoić. DOdam, że nigdy nie paliłam i nie mam obciążeń nowotoworowych w rodzinie. No i dwa dni spokoju a od tamtego czasu... PIEKŁO.
Od razu na kolejny dzień internet od a do z - rak płuc, wbijanie sobie, że pewnie lekarz to zbagatelizował, itp itd. Gdzieś natknęłam się na info o stanach podgorączkowych w późnych stadiach raka.. i jazda na nowo..kilkudniowie stany podgorączkowe, potem zaczeło mnie boleć gardło, potem minęło. Od miesiąca czuje gule w gardle i jakby mokre gardło, ale nie widzę nic żadnej wydzieliny w środku, kataru nie mam.Wiem, że globus to typowo nerwicowe, ale nie moge przez to normalnie funkcjonować, dławi mnie o róźnych porach dnia...pleciałam na usg jamy brzusznej bo już sobie wbiłam, że z tych płuc mogę mieć coś na innych narządach... oczywiście czysto...
Codziennie zmagam się z innym bólem, mam tego dosyć, chcę się w końcu poczuć normalnie. Mam wrażenie, że codziennie dolega mi co innego.. idę jeszcze do laryngologa i endykrynologa bo wyszło mi TSH ponad normę...
Przepraszam za ten długi wywód, ale jestem już rozwalona tym wszystkim.