Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mglista

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Mglista

  1. Możliwe. Niestety pod względem kontaktów międzyludzkich mam problem, choć znacznie mniejszy niż kiedyś. Wszystko przez to że byłam cichym dzieckiem, od przedszkola kozłem ofiarnym, wiecznie sama, a jedyne czego nauczyły mnie dzieci to to, że nie można ufać nikomu... Pierwszego przyjaciela znalazłam dopiero na studiach. Jestem dziś w stanie funkcjonować w pracy, gdzie mam kontakt z klientem, choć kiedyś wyjście do sklepu nie samoobsługowego, albo rozmowa przez telefon, było nie lada wyzwaniem. Żylam 20 lat z bardzo nikłymi związkami z rówieśnikami, umiałam jedynie spędzać czas sama, bo innego wyjścia nie było. Dlatego teraz nie potrafię inaczej i jestem bardzo egocentryczna, mam silny charakter; inaczej pewnie już w gimnazjum, kiedy mnie gnębili, zaczełabym myśleć o samobójstwie. Zamiast tego pomyślałam "pocalujcie mnie wszyscy w dupę" i poszłam w swoją stronę, ignorując to wszystko co mi robili.
  2. Mój organizm jest na tyle introwertyczny, że nie jest w stanie znieść codziennych kontaktów z bliską osobą. Przerabiałam to - mogłam spędzać z moim byłym max 2-3 wieczory pod rząd (wieczory, czyli max 10 godzin w tygodniu) , bo miałam już za dużo kontaktów i marzyłam tylko o ucieczce do głębokiego lasu. Mimo że go kochałam. To samo mam z przyjaciółmi, oni akceptują to w pełni i w ich przypadku to nie jest problem . Trudno jednak wymagać od kogokolwiek żeby godził się na związek 2 dni w tygodniu :) Z resztą po rozstaniu się z byłym poczułam gigantyczną ulgę że nie muszę już na siłę być istotą społeczną.
  3. Mglista

    Problem ze studiami

    Jeśli nie rozumiesz przedmiotu, zawsze możesz iść do osoby prowadzącej zajęcia - na konsultacje. A jeśli Twoi nauczyciele nie są chętni poświęcać studentom więcej niż minimum czasu, to na pewno będą w stanie podać ci literaturę (niekoniecznie obowiązkową), z której możesz korzystać żeby lepiej zrozumieć zagadnienie. Może potrzebujesz więcej czasu i pracy żeby nauczyć się danej rzeczy, nie każdy jest mistrzem zapamiętywania, ale ciężka praca zrobi swoje. Chyba że ten kierunek mierzi cię na tyle, że nie masz najmniejszej ochoty się dalej na nim męczyć, tu chyba już musisz odpowiedzieć sobie sama na to pytanie. Matki zawsze straszą i próbują w ten sposób motywować, typowa metoda kija
  4. Cześć. To mój pierwszy post na forum, poszukuję pomocy, wsparcia, odpowiedzi? Mam 26 lat. Ukończyłam wymarzone studia, mam wymarzoną pracę, mieszkanie. Pensję, która spokojnie starcza na wygodne, normalne życie. Właściwie można by powiedzieć, że mam wszystko, co mogłabym chcieć, powinnam się cieszyć każdym dniem i dziękować światu za to, co mam, bo połowa świata życie by oddała za możliwość zamienienia się ze mną miejscami. Mimo to od momentu zakończenia studiów i rozpoczęcia pracy w zawodzie, ciągnie się za mną poczucie całkowitego bezsensu egzystencji, wieczne zmęczenie. Wracam po pracy do pustego domu (pomijając futrzastych przyjaciół), zanim zrobię obiad i ogarnę mieszkanie jest już godzina mocno wieczorna i zostaje mi de facto niewiele czasu na zrobienie czegoś dla siebie. A nawet i z tego nie korzystam, bo jedyne czego chce mój mózg, to zalec na kanapie z pilotem od TV w ręku. Czas leci w tempie zastraszającym, rano jest poniedziałek a wieczorem już piątek... Poza tym straciłam cel w życiu. Dopóki się uczyłam, dopóty był cel - wymarzony zawód. Włożyłam mnóstwo pracy i energii aby osiągnąć ten cel, a kiedy wszystko się udało - zupełnie nie wiem, co ze sobą zrobić. Nawet ten wymarzony zawód nie sprawia już radości, codziennie rano wstaję z wielkim pytaniem "po co?" i wlekę się do pracy, odliczając tylko godziny do końca zmiany. W mieście, w którym pracuję nie mam żadnych znajomych, od czasu do czasu mogę spotkać się z rodzicami, czasem z przyjaciółmi mieszkającymi na drugim końcu Polski. Właściwie na co dzień samotność nie przeszkadza mi aż tak, bo z natury jestem introwertykiem i po całym dniu rozmów z klientami w pracy mam już dosyć kontaktów międzyludzkich, nie mam jedynie komu się wygadać lub z kim wyskoczyć gdzieś na weekend. Codziennie wstając do pracy marzę tylko o tym, żeby być gdzie indziej, robić coś ekscytującego, zwiedzać nowe miejsca, jednym słowem robić coś sensownego. Dostarczać sobie bodźców, jakichkolwiek. Czasem nawet budzę się rano z planem, że wyjadę po pracy za miasto, ale kiedy przychodzi ta godzina nie mam zwyczajnie już siły. Czuję się staro i na samą myśl, że tak ma wyglądać kolejnych kilkadziesiąt lat mojego życia, chce mi się płakać... Jestem młoda, właściwie można powiedzieć że świat stoi przede mną otworem, tymczasem jestem takim tchórzem, że właściwie nie mam odwagi nic zmienić... Choć miałam ciężkie studia i miałam o wiele mniej czasu dla samej siebie, byłam wtedy o wiele szczęśliwsza i miałam siłę na realizowanie siebie. Teraz.... Jeszcze parę lat temu byłam w stanie od ręki wypisać całą listę marzeń i rzeczy do zrobienia; teraz nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak będzie wyglądało moje życie za 10 lat. Miałam pasje, których realizacja pochłaniała dużą część mojego czasu - teraz mimo że mam czas, pojawia się standardowe "nie chce mi się". I nie mam pomysłu, jak to wszystko zmienić... Jak się zmobilizować, żeby ruszyć 4 litery z domu po pracy, i żeby znowu moje pasje przynosiły mi radość. Skąd znaleźć siły, cel, radość życia? Nie wiem, co się ze mną dzieje, jeszcze 2 lata temu takie problemy były mi zupełnie obce, śmiałabym się sama z siebie...
×