Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pablo123

Użytkownik
  • Postów

    100
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Pablo123

  1. Lilith -> wybacz, że się wtrącę, ale poniekąd rozumiem johnn'ego. W Polsce mamy ogromny problem ze specjalistami w dziedzinie psychologii i psychiatrii. Sam jestem tego wręcz podręcznikowym przykładem. Więcej dowiedziałem się o sobie samym i o możliwych problemach chociażby rozmawiając z ludźmi z tego forum, niż od ludzi, u których próbowałem szukać pomocy. Uważam ten stan rzeczy za niedopuszczalny. Uważam też, że głównym problemem wielu psychologów i psychoterapeutów jest to, że w trakcie oceniania dolegliwości pacjenta posiłkują się oni swoimi własnymi, bardzo subiektywnymi wrażeniami i ocenami, a co gorsza, przejawiają mocne akcenty w kierunku dążenia do oceniania podług tzw. ogólnie przyjętej mentalności społecznej. A przecież każdy człowiek jest inny i nawet, jeśli ktoś nie umie odnaleźć się w danej mentalności, w danym kontekście kulturowym, to nie jest to powód, aby traktować to jako zaburzenie! A właśnie tak się dzieje i w moim przypadku również niejednokrotnie tak postąpiono. Podam przykład: moja ostatnia wizyta u rzekomo sprawdzonego i wysoce cenionego psychoterapeuty skończyła się stwierdzeniem, że cierpię na niedostosowanie społeczne i zaburzenia narcystyczne. Dlaczego zostałem tak zdiagnozowany? Bo przyznałem się, że się wychowywałem w czasach, kiedy tzw. subkultury młodzieżowe były czymś popularnym i że w jakiś sposób tok myślenia przyjęty przez owe subkultury (np. idealizacja rzeczywistości, niepogodzenie się z tzw. szarą, brutalną rzeczywistością, odgórnie narzucanymi wzorcami społecznymi typu religia czy mentalność) ukształtowało moje własne postrzeganie rzeczywistości i że przez to mam problemy w funkcjonowaniu w obecnej rzeczywistości typu brak umiejętności poruszania się na rynku pracy, kiepskie relacje z otoczeniem itp. Tylko czy ten pan specjalista zadał sobie chociaż odrobinę trudu i pomyślał może, że nie każdy chce podążać za ,,stadem", że są ludzie, którzy może zamiast wyznawania ogólnie przyjętych poglądów społecznych czy religijnych pragną podążać indywidualną ścieżką i też powinni mieć równe prawa w takim społeczeństwie!? I to jest właśnie to, co jest głównym problemem w tej dyskusji. Psychoterapeuci wkładają wszystkich do jednego worka pt. dostosowany-niedostosowany. Jak w jakimś reżimie, gdzie albo zgadasz się z partią albo jesteś wrogiem politycznym. Tak się poczułem po ostatniej wizycie i szczerze mówiąc nie wiem, czy zdecyduję się na jakąkolwiek kolejna wizytę, bo coraz wyraźniej czuję i widzę, że w Polsce wszyscy ci, którzy nie zgadzają się z tzw. większością społeczeństwa są postrzegani pejoratywnie jako osoby niedostosowane, chore, zaburzone. To może pójdźmy o krok dalej i pozbawmy te osoby praw obywatelskich, wsadźmy je do szpitali klub więzień? ja jako osoba o tzw. duszy artystycznej, wolnościowej nie wyobrażam sobie pracy na etat, powielania schematu, wykonywaniu jednej czynności przez cały czas, robieniu czegoś, co nie wiąże się niejako z procesem twórczym, czymkolwiek by ten proces nie był. Nie wyobrażam sobie chodzenia do pracy ,,od do", gonienia w tzw. wyścigu szczurów, przypasowywaniu się do ogólnie przyjętych wzorców (a w Polsce tymi wzorcami ciągle w dużej mierze są Kościół, rodzina, poprawność społeczno-polityczna itp.). I na takiej podstawie zostałem uznany przez psychoterapeutę za osobę zaburzoną! To jest chore, co się dzieje w Polsce. Widać, jak a dłoni, jak bardzo odbiegamy mentalnością od Zachodu i nie chcę słyszeć żadnych tłumaczeń, że jesteśmy tacy, bo dwie wojny światowe, bo socjalizm, bo rozbiory. Bo skoro wszyscy inni uparcie mi powtarzają, że można się zmienić to dlaczego inni się nie zmieniają i dlaczego to jednostki mają ciągle przypasowywać się do ogółu i ponosić konsekwencje (negatywne) swojego niedopasowania, jeśli to niedopasowanie ani nie narusza czyiś standardów anie w jakikolwiek sposób nie powoduje negatywnych konsekwencji u innych? Problemem, z którym stykam się w Polsce jest brak tolerancji dla odmienności! Odmienności poglądów społecznych, wyznaniowych, osobistych. I niestety, ale przytłaczająca liczba psychoterapeutów tolerancyjna nie jest. I to jest powodem, dlaczego mnóstwo ludzi u nas nie może uzyskać należytej pomocy, bo ich problemy nie biorą się z zaburzeń tylko z tego, że nie mogą znaleźć sobie miejsca w polskim społeczeństwie i że są spychani na ,,boczny tor" z uwagi na swoją odmienność i chęć życia po swojemu.
  2. Aha, i żeby nie być gołosłownym: ja szukam ciągle jakiś możliwości ale non stop stykam się z szarą rzeczywistością pt. jeśli w coś wchodzisz (w jakąś branżę) i nie masz doświadczenia - zapomnij o tym, abyś znalazł pracę/zatrudnienie albo wybił się na rynku. Chyba, że jesteś bardzo dobry ale ja aż taki dobry się obecnie w niczym nie czuję i nie mam siły na gonienie w tym wyścigu. Zamknięte koło. Wygląda na to, że jak człowiek za nastolatka nie pocelował w zapotrzebowanie rynku to potem ma przejebane. Widzę to po znajomych - ci, którzy w wieku 18-20 lat poszli na studia związane z tym, co jest potrzebne na rynku, mają pracę do dziś a ci, którzy albo nie wiedzieli, co chcą robić albo studiowali kierunki tzw. niszowe lub humanistyczne - do dziś dnia albo nie mają stałej pracy, albo wyjechali za granicę albo pracują dużo poniżej swoich kwalifikacji, najczęściej fizycznie. Więc mówienie, że jest dużo wolnych zawodów to jakby mówić, że jest dużo możliwości. Jest, tylko potem jest problem z przełożeniem tego w dostanie pracy itp. Kapitalizm nas zrujnował i trzeba to jasno powiedzieć!
  3. Tak, jest ich dużo ale nie wszystkie mnie interesują, nie wszystkie są w zasięgu ręki. Nie chcę tutaj po raz kolejny mówić, co mnie interesuje bo to nie przyniesie żadnego oczekiwanego przeze mnie efektu. Nie sprawisz, aby te rzeczy się nagle pojawiły w moim życiu. A mnie zmęczyło ciągle tłumaczenie więc wybacz. Tu ruszyć by trzeba z tematem typu ekonomia, zapotrzebowanie na daną rzecz, marketing - wiele różnych kwestii, na które nie mam większego wpływu jako jednostka. I nie widzę siebie w tych materiach - nie mam czuja do tych spraw. Tak, próbowałem coaching'u i było to moje chyba największe rozczarowanie bo terapeuta starał się mnie wcisnąć w to, na co dziś jest popyt nie wspominając, że jego pomysły były co najmniej dziwne. Wspominałem jej o tym ale jak widać, groch o ścianę.Ale kilka osób ostrzegało mnie, że coaching właśnie na tym polega, że ci ludzie są po to, aby sprawić, aby osoba zgłaszająca się do nich potrafiła wejść w rynek pracy. Po prostu uświadomiłem sobie, że to, co ja chcę robić i jak chcę to robić jest praktycznie niemożliwe z perspektywy współczesnego rynku pracy i kwestii tym związanych. A na pewno nie w PL i nie w mieście, gdzie mieszkam. A jak wspomniałem, póki co wyjazd jest u mnie niemożliwy.
  4. Zadałem sobie trud i poczytałem o tej fiksacji. Istotnie, cierpię na nią ale jest coś jeszcze. Nie podoba mi się twierdzenie, że fiksacja to np. niechęć dorosłego mężczyzny do założenia własnej rodziny. Czy wszyscy mężczyźni muszą zakładać rodzinę? Pachnie mi to takim XIX ewolucjonizmem, który mówi, że każda dorosła osoba winna naśladować i powielać wzorce swoich rodziców, społeczeństwa. A ja od dziecka czułem swoiste wyobcowanie, nie mające nic wspólnego z tym, jak wychowywali mnie rodzice czy z wpływem środowiska zewnętrznego. Przyznaję się, że nie widzę siebie w obecnym systemie ekonomicznym zwanym neoliberalnym kapitalizmem, gdzie trzeba pracować od rana do nocy, aby coś mieć. Praktycznie wszyscy moi znajomi nie mają czasu kompletnie na nic: pracują powyżej 8 godzin dziennie (a ci, którzy mają to szczęście, że mogą po tych 8 godzinach z pracy wyjść mają inne rzeczy typu rodzina na przykład). Ja nigdy siebie nie widziałem w takim położeniu. Owszem, miałem okres, kiedy mocno chciałem związać się z drugą osobą ale rozpadało się to właśnie przez moje wolnościowe podejście, odejście od dogmatu typu związek -> rodzina -> zwykłe życie. Z domu wyniosłem nieco inne wartości, bo moi rodzice nie pakowali mnie na siłę w te wszystkie społeczne atrybuty, nie wkładali mi na siłę do głowy niczego tylko przedstawiali i dawali wolny wybór. Czy czuję się, jakbym emocjonalnie został w jakimś poprzednim okresie mojego życia? Tak, ponieważ do dziś dnia nie udało się zrealizować przynajmniej częściowo tego, co chciałem, co zamierzałem. Nie wyszło z kierunkiem studiów, nie wyszło z życiem z tzw. sztuki, nie wyszło jeszcze kilka innych rzeczy, które dla mnie były i wciąż są ważne. Nie wyszło, bo żyję w Polsce, gdzie średnia mentalność ludzi jest daleko w tyle za naszymi zachodnimi sąsiadami. Dlaczego więc nie wyjadę? Bo tam nikt nie czeka z otwartymi ramionami, imigranci zawsze mają trudny start a ja w tym momencie nie czuję się na siłach, aby zdecydować się na tak desperacki krok i zaryzykować. Czuję się maksymalnie wypalony, cierpię na stany depresyjne i apatyczne, towarzyszą mi tzw. czarne myśli. Jestem niedostosowany społecznie i nie widzę wyjścia, abym stał się dostosowany. Musiałbym tego chcieć a nie chcę żyć tak, jak żyje tzw. przeciętny Kowalski. Nie życzę sobie również określania mnie narcyzem, który uważa siebie za lepszego od innych. Nie czuje się lepszy, czuję się inny bo mam inne niż 99 procent polskiego społeczeństwa potrzeby dotyczące wszystkich ważniejszych sfer życia. Nie czuje również ochoty po raz kolejny szukać pomocy tzw. specjalistów, bo oni nie umieją nic doradzić a tylko wynajdują różnego typu zaburzenia, i chcą z powrotem na siłę wcisnąć mnie w ramy społeczne, a przecież jasnym jest, że to, co powoduje u mnie te negatywne stany, to właśnie tkwienie i bycie podporządkowanym temu społeczeństwu. Idąc z wizytą do takich ludzi czuję się jak eksponat laboratoryjny albo ktoś, komu na siłę robi się lobotomię. A ja się na to nie zgadzam i mam prawo żądać równego traktowania! Jeśli widzisz wyjście z tej sytuacji, chętnie wysłucham. Jeśli nie, nie próbuj mnie przekonywać, że jest ze mną coś nie tak, bo ja widzę to tak,a że to z ludźmi jest coś nie tak, skoro nie umieją zaakceptować czyjejś inności i innych potrzeb niż te ogólnie uznane za powszechne i poprawne.
  5. Shira -> zapewne tak właśnie jest, z tym, że ja mam o tyle poważniejszy problem, bo miałem kilka zawodów/rzeczy, które chciałem robić i nie wyszło. Stąd to negatywne nastawienie. Rozpatrywałem, szukałem i nic. Po prostu między tym, co ja chciałbym robić a rynkiem pracy jest maksymalny rozstrzał, którego nie idzie pogodzić. Czuję się, jakbym był totalnie wyalienowany z obecnej cywilizacji, nie widzę w niej nic, co by mnie pociągało, inspirowało, interesowało. Uciekam od niej czy tego chcę, czy nie. Co można zrobić w tak złej sytuacji? Dodam, że jestem osobą, która absolutnie nie potrafi pracować na etacie, męczy ją cywilizacyjny pęd, unika dużych miast i zbiorowisk ludzkich i nie potrafi wykonywać rutynowych czynności.
  6. el33, odpowiadając na Twoje pytania: Owszem, jestem zarówno odbiorcą jak i poniekąd twórcą. Co nie znaczy, że ,,tworzę" coś ,,wielkiego". Do tego trzeba mieć warsztat, a aby go nabyć, potrzebne są środki i mnóstwo innych rzeczy. Moja postawa jest tym głębiej negatywna, im więcej trzeba poświęcać czasu i siebie za co dostaje się tyle samo, co wcześniej. Im człowiek bardziej zniechęcony i po wielu niewodzeniach, tym jego postawa coraz bardziej negatywna w stosunku do tego, co powoduje te niepowodzenia. W Polsce jeszcze ujdzie. Na Zachodzie jest to nieosiągalne, bo tam ceny mieszkań są wielokrotnie wyższe, niż te w Polsce. No chyba, że mówimy o jakiejś dziurze, ale tam raczej szerokiego rynku pracy nie ma... Tak, ale ja w tych sektorach pracować nie chcę, z wielu różnych względów. A najważniejszym z nich jest, że chcę pracować i żyć z tego, co mnie osobiście interesuje i w czym czuję się dobry. Doświadczam ogromnego negatywnego napięcia musząc wykonywać coś, co nie wiąże się z moimi preferencjami, zainteresowaniami czy predyspozycjami. Oceniam to jako zepchnięcie. Absolutnie. Nigdy siebie nie widziałem na stołku szefa. Jako ktoś totalnie wolnościowy, nie lubiący ograniczeń nie chciałbym mieć tylu obowiązków i stresów związanych z takim stanowiskiem. Oczekuję rzetelnego podejścia do tematu. W psychoterapii nie podobało mi się to, że zamiast skupiać się na konstruktywnym rozwiązywaniu kwestii pt. jak mogę robić to, co chcę i żyć, tak jak chcę terapeuci usilnie skupiali się na tym, że to co chcę jest wynikiem zaburzenia i próbowali wmówić mi, że te moje ,,chcenie" jest wynikiem owego zaburzenia. Trochę to przypominało twierdzenie co poniektórych ludzi, którzy głoszą, że niewyznawanie jakiegoś ogólnie przyjętego poglądu czy wiary jest chorobą. Tak to czułem.
  7. shira123 -> ja mam podobnie,am mam ogromny żal do ludzi, że nie rozumieją moich problemów (głównie do specjalistów). Uważam, że oni nie potrafią pomagać bo u mnie problemem nie jest zaburzenie tylko sposób, w jaki interpretuję rzeczywistość plus moje osobiste oczekiwania co do tego, jak chciałbym żyć itp.
  8. Szukam pomocy skoro terapeuci nie pomagają.
  9. el33 -> ja nigdzie nie powiedziałem, że coś tworzę ,,wielkiego". Nie tworzę i nie ciągnie mnie do tzw. ,,śmietanki". Po prostu nie potrafię zapierdalać od rana do wieczora, bo nie wychowałem się w czasach, gdzie trzeba tak żyć. Cos w tym dziwnego? No jasne, kawalerka w PL a pewno da mi możliwość kupna mieszkania za granicą...gadasz jak każdy zasrany terapeuta. I po raz enty powtarzam: nie mam zamiary wyjeżdżać na drugi koniec świata! Nie dla mnie podróże i życie na walizkach w poszukiwaniu tzw lepszego życia. Nie mam i żądam pracy tak jak było to za socjalizmu - każdy ma ją mieć bez względu na wykształcenie i pozycję społeczną! Dość tego jebanego kapitalizmu i podziału na umiejętności! Kończyłeś jakąś szkolę biznesu w Warszawie? Bo gadasz jak jakiś p...y coach! Jasne. Wystarczy tylko podnieść pieniądze, które leżą na ulicy. Zygać się chce od Twoich rad. Mam prawo oceniać, bo zostałem zepchnięty na margines tylko dlatego, że nie potrafię się wpasować w aktualne zapotrzebowania rynku pracy!
  10. Border_land -> ja jestem już teraz świadomy że sporo moich problemów wiąże się z tym, jakie miałem dzieciństwo. I nie było to dzieciństwo ciężkie, złe, wręcz przeciwnie - zwykłe. Jestem z drugiej połowy lat 70tych i jak miliony innych dzieci w PRL miałem spokoje ale i bardzo szczęśliwe dzieciństwo, gdzie zamiast komputerów i telewizji miałem mnóstwo innych rzeczy, o których dzisiejsze dzieci nie mają nawet pojęcia. Przez to, że moi rodzice byli osobami mocno interesującymi się szeroko rozumianą kulturą i sztuką,a z domu wyniosłem podobne zainteresowania i talenty. Na pewno zaważyło to, że jestem jedynakiem ale nie byłem rozpieszczany, zdarzało mi się oberwać pasem od starego czy dostać wymówkę od matki za złe zachowanie więc to też jest mit, że każdy jedynak to problem bo znam ludzi z rodzin wielodzietnych, gdzie są takie jazdy, że szkoda o tym pisać. U mnie problem jest bardzo prosty tylko jak widać , nikt nie umie na ti poradzić: jestem wrażliwą osobą uzdolnioną twórczo/artystycznie, która w dodatku wychowała się za starego systemu gdzie nie było na rynku pracy konkurencji i gdzie samo szkodzenie szkoły czy studiów gwarantowało dostanie pracy a przyszło mi żyć w systemie, gdzie jest wyścig szczurów i gdzie nikogo nie interesuje czyjaś wrażliwość czy potrzeby tylko gdzie liczy się to, na co aktualnie jest zapotrzebowanie na rynku. I dlatego nie radzę sobie totalnie z tym. I dziwię się, że żaden terapeuta nie skumał tego, bo to widzę u wielu osób z rocznika mojego i pokrewnych - my mamy naprawdę przejebane w dzisiejszym świecie. Nie nauczono nas od dziecka, czym jest kapitalizm i ten cały wyścig a musimy w tym żyć. bezniczego -> jeśli już to podchodzę pod narcyza wrażliwego ale jak mam być szczery, to większość z tych objawów to ja widzę u wszystkich wrażliwszych osób, szczególnie tych, które tak jak ja są albo uzdolnione artystycznie albo które w taki czy inny sposób nie umieją gonić za kasą i ogólnie odstają od tego całego wyścigu za chlebem. No i nigdy tak naprawdę nie czułem się nikim wyjątkowym na dłużej, innym już owszem.
  11. Co to jest? Nikt mi czegoś takiego nie zaproponował! Czy to są jakieś testy? Postawili diagnozę na podstawie tego, co im opowiedziałem o sobie i sposobie życia, jaki prowadzę. Ja nie chcę mieć socjalu tylko żyć w kraju, gdzie stawki za prace są normalne (czyli konkretne), gdzie nawet, jak się nie ma doświadczenia w pracy to pracodawcy oferują szkolenia i gdzie ludzie czyli społeczeństwo jest normalne (a nie jak w Polsce złośliwe i chamskie). Tylko jest jeden ,,mały: problem, którego nie umiem przeskoczyć: nie wyobrażam sobie, aby wyjechać z miejsca, gdzie mieszkam, zaczynać wszystko od początku i może za jakieś 20-30 lat mieć to, co mam tutaj (czyli dom na własność, spokój, bo znam osoby mieszkające na emigracji i 99 procent z nich pomimo wieloletniego stażu do dziś dnia nie ma tam tego, co mają ludzie w PL czyli chaty na własność i stabilnego, spokojnego życia - tam się goni bo jest się emigrantem czyli kimś, kto nigdy nie będzie czuł się częścią tamtego systemu, społeczeństwa.). To było powodem, że nigdy nie wyjechałem studiować do innego miasta, nie pojechałem szukać pracy itp. bo to zawsze wiąże się z utratą komfortu, mieszkaniem na stancjach z nie wiadomo kim, słabymi zarobkami, i wieloma innymi kompromisami, które u mnie powodują deprechę o jakiej nie chcę nawet wspominać. Takim samotnikiem totalnym jestem. Nie umiem po prostu wejść w ten cały wyścig, pogoń za lepszym życiem czyli szukaniem swojego miejsca gdzieś tam. Chcę mieć to tutaj, gdzie mieszkam. Osobowość dysocjalna to osobowość psychopatyczna a ja jestem miłośnikiem dzikiej przyrody, sztuki i osoba empatyczną tylko po prostu nie lubię natłoku ludzi i tego całego wyścigu szczurów, przebywania anon stop w towarzystwie ludzi i gonienia za karierą, pieniędzmi itp.
  12. Jest dokładnie, jak piszesz. Mi postawiono diagnozę na podstawie tego, że nie zapierdalam w wyścigu szczurów. Dla terapeuty było dziwne, że nie chcę pracować w każdej pracy, że nie godzę się na zaniżone stawki, że unikam głośnych miejsc, że nie chcę jak większość ludzi gonić w wyścigu o nic (bo powiedzmy sobie prawdę - większość ludzi nigdy nie będzie miała wygodnie i dobrze, będą musieli pracować w przeciętnych pracach za przeciętne pieniądze i nikogo nie obchodzi, że tego nie lubią). Ci terapeuci nie wiedzą, jak pomóc w takiej sytuacji bo albo sami się wylansowali na nie wiadomo jakiego specjalistę i koszą grubą kasę za swoje pseudo-uslugi albo do tego stopnia wrośli w system, że jest dla nich normalne, że za miesiąc pracy przynosi się do domu 3 tyś PLN i że za to da się ,,godnie" przeżyć. Nie da się ale oni tego nie przyznają!
  13. A, jeszcze mi się przypomniała taka anegdota. To było z rok temu, wtedy powiedziałem sobie, że to moja ostatnia próba szukania pomocy u psychoterapeutów. Wypytałem się tu i tam, który z nich jest naprawdę dobry i polecany i padło na jednego gościa z tzw. reputacją. Na początku było fajnie, wydawał się w porządku bez tego typowego oceniania od samego początku ale pod koniec, jak mi postawił ,,diagnozę" to najpierw mnie zatkało a po chwili zrozumiałem, że on jest ulepiony z tej samej gliny, co reszta i że kolejna wizyta będzie tylko stratą czasu i pieniędzy. Stwierdził, że jestem niedostosowany społecznie (co w pewnym sensie jest prawdą, bo nie widzę siebie nigdzie w strukturach społecznych, w tym całym wyścigu szczurów, w zapierdalaniu od rana do wieczora, zbieraniu tytułów, dochodzeniu do pozycji społecznej itp.). Ale jak mi walnął, że mam zaburzenia narcystyczne to ja sobie wtedy pomyślałem, że raczej on je ma. Bo może i nie jestem wzorcem do naśladowania, ale jak najdalej mi od uważania się za kogokolwiek ważnego i wpatrzonego w siebie. I to było moje ostateczne podejście. Nigdy więcej nie wybiorę się do żadnego terapeuty bo oni wszyscy na siłę chcieli mnie z powrotem przypasować do społeczeństwa a żaden z nich nigdy nie pomyślał, że może wcale nie trzeba mnie przypasowywać, tylko pomóc mi znaleźć coś, co jest poza głównym nurtem i co mi da szczęście i spokój. Z tego, wo widzę, to ten świat już tak jest zmaterializowany, ta cywilizacja już wycisnęła tak ogromne piętno na ludziach, że każda próba oderwania się od tego kończy się określeniem takiego kogoś jako kogoś niedostosowanego. Smutne to jest ale tak to widzę. Nie pasuję do tej cywilizacji. Nie zależy mi na tytułach, pozycji społecznej, kredytach itp. Tylko nie widzę alternatywy żadnej.
  14. No i nie jestem osobowością dyssocjalną, nie chce nikogo krzywdzić. Ale ludzi nie lubi,ę, uciekam od nich. Bardziej od ludzi uwielbiam świat przyrody i sztuki, tylko tam znalazłbym spełnienie zawodowe. Ale wiadomo, z tego wyżyć się nie da. Zamknięte koło...
  15. Border-Land -> Właściwie to nie mam i to jest jeden z powodów, dla których uważam, że psychoterapia nie działa. Ja sam o sobie mówię, że jestem niedopasowany społecznie (bo jestem) i że z moją osobowością powinienem mieć albo stały socjal albo urodzić się w bogatej rodzinie. Nie umiem zapierdalać, pozbawiony jestem tzw. ambicji czyli do bycia kimś, nie znoszę pośpiechu, gonienia wraz z innymi, wykazywania się itp. Chyba, że chodzi o rzeczy mnie interesujące - to co innego. Ja chyba właśnie taką osobowością nie poddającą się zmianom jestem. I dokładnie brakowało mi tam wiedzy ,,co robić". Ci ludzie w ogóle nie interesowali się tym, tylko szukali jakiś zaburzeń. A ja nie czuję się zaburzony tylko inny.
  16. A terapeuci zamiast wspierać zawsze próbowali wciskać na siłę w ramy. Podałem się i nie chcę już więcej iść do żadnego psychoterapeuty. Nie wierzę im podobnie jak nie wierzę w ludzi i w społeczeństwo.
  17. Nie wiem. Może. Ja nie potrafię dostosować się do tego, co mnie otacza. Cywilizacja przytłacza mnie, to całe tempo, gonitwa za pieniądzem itp.
  18. Oglądałem kiedyś, chyba na Discovery Channel, taki film o człowieku, który miał napady złości wywołane trudnym dzieciństwem. Pokazywali, jak w trakcie, gdy nasilały się objawy, dzwonił do swojego psychoterapeuty a on dawał mu wytyczne, jak w takiej sytuacji się zachować. Pokazywali kilka tygodni z życia takiego człowieka. Skończyło się na tym, że człowiek ten pozbył się tych napadów a dodatkowo terapeuta i inni ludzie pomogli mu znaleźć odpowiednią dla niego pracę i środowisko ludzi. Generalnie to tama terapie chyba nastawione są właśnie na realną pomoc, a u nas jest spychologia pt. albo się dostosujesz albo wypad. W Polsce nie widziałem ani nie słyszałem, aby pomagało się w taki sposób ludziom.
  19. shira123 -> to mówię, zależy jaki kto ma problem. W Twoim przypadku najwidoczniej dało się zmienić to, co ci przeszkadzało, w moim nie.
  20. Ja od około 18 roku życia zmagam się z czymś, co określić można jako niedostosowanie społeczne tylko nikt jakoś nie zadał sobie nawet trudu w zrozumieniu, że może nie każdy ma ochotę być dostosowany do większości. Brakuje mi u nas podejścia, gdzie terapeuta doradza, co może zrobić osoba, która np. nie chce dostosować się do warunków społecznych bo nie ma takiego prawa, jeśli nie czyni innym krzywdy. A u nas w Polsce jest duszno, mam wrażenie, że odbiegamy od wielu krajów europejskich, tych zachodnich przede wszystkim. I to przedkłada się na sposób prowadzenia terapii, bo większość terapeutów reprezentuje sposób myślenia podobny do większości społeczeństwa. A ja od dziecka czułem się tutaj obco, jak nie stąd.
  21. Na mnie nie działa żaden rodzaj psychoterapii bo nie działa u mnie zmiana sposobu myślenia. Uważam, że psychoterapia daje radę w przypadku, gdy mamy jakąś traumę lub konkretne zaburzenie ale nie, kiedy ktoś po prostu jest inny czy ma inne potrzeby niż większość, bo potrzeby to coś więcej, niż sposób myślenia. To całe gadanie o zmianie sposobu myślenia jest według mnie laniem wody.
  22. Hej, tak sobie czytam Twoje posty i w sumie mamy podobnie dość. Mogę spytać, co robiłeś zawodowo w życiu, czym się zajmowałeś? Ja też zastanawiam się nad emigracją, bo znam dobrze język i wiem, że tam można osiągnąć o wiele więcej niż w PL. Problem jest taki, że nie mam tam nikogo, do kogo mógłbym pojechać a nie uśmiecha mi się latami mieszkać z przypadkowymi ludźmi. No i mam tutaj mamę, która wcześniej czy później będzie wymagać opieki a nasza rodzina nie utrzymuje ze mną i moją mamą szczególnych kontaktów. Najlepiej pisz na prive'a.
  23. Trochę w tym racji, tylko że w PL najczęściej jest to odbierane jako przyzwolenie na traktowanie siebie jako niewolnika. Nie wszędzie, ale często. Tak wynika z mojego oświadczenia.
  24. Nie jestem w stanie pójść pracować do fabryki. Podobnie w wielu innych podobnych miejscach. Ja się tam bym męczył i miesiąca nie przepracował. Tak, jasne, że mam. Zajęcia związane ze sztuką. Jestem duszą artystyczna i w grę wchodzą tylko tzw. wolne zawody i to w dodatku takie, gdzie mógłbym robić to, co mnie kręci. A kręcą mnie rzeczy niestety dziś mocno niszowe i mało popularne. Do tej pory udawało mi się jakoś żyć i nawet osiągałem sukcesy w tym, co robię ale to się kończy i nie mam pomysłu, co dalej. A wszyscy wiemy, jak w Polsce wygląda życie ze sztuki - marnie, chyba, że wepcha się człowiek do ,,Warszawki" co jest mega trudne bo tam wszystko obstawione. Zresztą na całym świecie jest podobnie. A w innych zawodach siebie nie widzę - albo brak umiejętności albo po prostu nie dam rady psychicznie.
  25. oka22, ja tak robię ale mimo to bez sukcesu. Ja nie miałem takich jazd, co Ty. Po prostu nie umiem wpasować się w rynek pracy. Nie kręcą mnie ani komputery, ani handel, ani usługi, ani przedstawicielstwo handlowe, to wszystko, co jest dookoła. A pracować i zarabiać trzeba, I to mnie wpędza w depresję bo odbijam się od ściany już wiele lat i ciągle bez zmian. Zauważyłem, że w Polsce jest bardzo trudno przebić się właśnie od tego najniższego poziomu gdzieś wyżej, przynajmniej tam, gdzie mnie udawało się znaleźć pracę. A chciałbym zarabiać np. w granicach przynajmniej kilku tyś PLN co nie jest niewykonalne, bo znam programistów, różnej maści specjalistów czy ludzi zakręconych na jakimś punkcie, którzy wyciągają tyle albo blisko tej sumy. I wcale nie mieszkają w Wawie, ale np. w jakiś miejscowościach pod czy w ogóle w miejscach, gdzie wydawałoby się pracy i możliwości nie ma poza sklepem czy fabryką.
×