Skocz do zawartości
Nerwica.com

Martiti

Użytkownik
  • Postów

    89
  • Dołączył

Odpowiedzi opublikowane przez Martiti

  1. W dniu 8.09.2019 o 00:15, NataliaPokonajLek napisał:

    Witam serdecznie wszystkich forumowiczów 🙂

    Jestem psychologiem i psychoterapeutką prowadzącą bloga z poradami dla osób z nerwicą i zaburzeniami lękowymi: xxxxxxxxxxxxx

    Mam nadzieję, że moja obecność tutaj będzie pomocna dla forumowiczów i że moje doświadczenie terapeutyczne się nieraz przyda.

     

    Pozdrawiam i do napisania!

    Natalia

    Czy mogłabym napisać na priv???

  2. W dniu 6.09.2019 o 17:44, Protein napisał:

    1 sposob mindfulness czyli uwaznosc stosowana w terapi b.poznawczej 

    2. zwykle siedzenie sam ze sobą 2,3 godzinki dziennie bo w nn tlumi sie emocje kompulsjami a tu siedzi sie i musisz wytrzymac te mocne emocje i napiecie i nn sie zmiejsza oczywiscie to dlugi proces

    3.ekspozycja wyobrazeniowa z b.poznawczej. wyobrazasz sobie to czego sie boisz i musisz to wytrzymac

    dzieki temu psychika staje sie odporniejsza i lęk sie zmniejsza

     

    osobiscie choruje na nn 6 lat terapie zaczelem 2 lata temu w skali od 0 do 10 przez 4 lata bylo 10 natezenia nn teraz jest 0,5 duzo z siebie dalem zeby to pokonac jak chcesz pogadac czy potrzebujesz rady pisz pozdrawiam

    Jak Ci się objawia ta nerwica?

  3. 4 minuty temu, Heledore napisał:

    @Martiti niestety.

    Myśli samobójcze polegają w wielkim uproszczeniu i skrócie na tym, że chcesz sobie zrobić permanentną krzywdę. I zastanawiasz się w jaki sposób to zrobisz, etc.

    U mnie lekarz zdiagnozował nerwicę lękową. Ja się strasznie boję tego że mogłabym sobie lub jakiej kolwiek istocie zrobić krzywdę. Widać ten wypity alkohol nasilił u mnie lęki.

  4. 2 minuty temu, Heledore napisał:

    @Martiti mogły. Szczególnie, że tego typu leków nie należy mieszać z alkoholem!

    Co to za stany lękowe i czy zrobisz sobie krzywdę- na pierwsze odpowie Ci lekarz, a na drugie, obawiam się, że nikt nie zna odpowiedzi :bezradny:

    Jasny gwint! To jest cholerstwo paskudne. Jak wyglądają myśli samobójcze?

  5. W dniu 19.04.2006 o 09:12, Gość napisał:

    Ale smiechy?Ze niby nerwica ma zaczatki w dziecinstwie???To ciekawe.Ja mam cudownych rodzicow,ktorzy sa moimi przyjaciolmi,wspanialego narzeczonego i kochanych tesciow,rewelacyjne hobby,otoczenie,swoje mieszkanie a jednak mam nerwice lekowa!Dostalam jej po smierci obu babc a nie dlatego,ze ktos znecal sie nade mna w dziecinstwie.Ta nerwica nigdy nie odejdzie bo nigdy nie moze odejsc pamiec o zmarlych...

    W jaKi sposób się objawia? 

  6. Hej Kochani! Mam nadzieję, że mi poradzicie coś. Od października biorę nexpram. Było raz lepiej raz gorzej aż stan się poprawił i przestałam odczuwać lęki-do wczoraj...wyszłam na balkon na 6 piętrze i nagle strach że mogę wyskoczyć. Teraz unikam tego balkonu aż mi ciarki przechodzą. Miałam sytuacje wcześniej gdzie bałM się ostrych przedmiotów że zrobie komuś lub sobie krzywdę. Jestem zagranicą na wakacjach i do wczoraj było super. Wieczorem pojawił się lęk uczucie obawy bałam się zostać sama w pokoju że stanie się coś złego.  Czy takie pogorszenie mogły spowodowAĆ 3 drinki które wypiłam? Czy ktoś z Was jest w stanie mi odpowiedzieć co to za odmiana nerwicy? Czy może doprowadzić do tego że zrobię sobie krzywdę?

  7. W dniu 14.01.2012 o 18:02, Łazarz napisał:

    Witam, nazywam się Tomek.

     

    W listopadzie 2010 roku zniszczyła mnie choroba psychiczna; gdy sięgam pamięcią wstecz to wiem, że miałem ją już od ok.5 lat z tym, że jeszcze wtedy nie była na tyle rozwinięta by uniemożliwić normalne funkcjonowanie.

    Musiałem przerwać studia na UW, byłem na III roku studiów dziennych, poświęciłem dużo by się tam dostać.

    Wróciłem do domu, nie wiedziałem co się ze mną dzieje. W wyniku choroby z inteligentnego chłopaka zmieniłem się w osobę o bardzo małym IQ i pozbawionej emocji oraz maską na twarzy. Bylem w szoku, nie mogłem się z tym pogodzić, leżałem w łóżku leżąc 7 miesięcy, przez ten okres nie wychodziłem z domu, myślałem i planowałem samobójstwo, wchodziłem również na waszą stronę, oglądałem prawie wszystkie filmiki na których ludzie popełniali samobójstwo. Nie było godziny nie licząc snu żebym nie miał myśli s. W listopadzie 2010r. na początku mej wegetacji w raz z matką udałem się do psychiatry,nie potrafiłem się w sposób spójny i logiczny wypowiadać; lekarka stwierdziła, że pacjent(ja) w ich żragonie psychiatrycznym się sypie. Zdiagnozowała u mnie F20 czyli schizofrenie, przepisała mi pernazynę czyli neuroleptyki,(przeciwpsychotyczne) ja wtedy kierując się stereotypami śmiertelnie bałem się ich zażywać. Byłem w ogromnym szoku gdy to u mnie zdiagnozowano, czułem ogromny wstyd i napiętnowanie oraz pretensję do losu, dlaczego mnie to właśnie spotkało w momencie kiedy wreszcie zaczęło mi się układać w życiu i byłem na prawdę szczęśliwy. Z samej góry społecznej drabiny roztrzaskałem się na jej dole. Oczywiście nie przyjmowałem leków przez te 7 miesięcy, gniłem w łóżku wstając z niego do toalety, leżałem dzień i noc, tylko sen chwilowo przynosił mi ukojenie, tylko brak świadomości był stanem bez bólu psychicznego, dlatego też chciałem się wprowadzić w stan wiecznego niebytu czyli śmierci.

    Pragnąłem śmierci jak niektórzy wygranej w totka, jednocześnie modliłem się do Boga o cud, oczywiście bez żadnych efektów, Bóg mnie zupełnie olał oraz oczywiście sam wprowadził mnie taki stan, miało to konsekwencje o których wspomnę później.

    We wrześniu zdecydowałem się na zmianę psychiatry na tą do której poszedłem na samym początku. Ona także wypisała mi leki przeciwpsychotyczne, najdziwniejsze jednak było to, że ja na 100% nie słyszałem żadnych głosów i nie miałem żadnych psychoz bądź urojeń. Taką schizofrenię w której są psychozy paradoksalnie najłatwiej się leczy, im ostrzejszy przebieg tym łatwiejsze jest leczenie. Natomiast mój przypadek był niemalże niepoddającym się jakiemukolwiek leczeniu, były to tkzw. objawy ubytkowe, które o wiele bardziej są wyniszczające niż objawy wytwórcze czyli psychozy, głosy itp.

    Moja nowa lekarka o której dowiedziałem się, że jest jedną z najlepszych w moim mieście(stolica wojewódzka) i pracuje w szpitalu psychiatrycznym, o jej umiejętnościach świadczyły ogromne kolejki pacjentów oraz pełnione przez nią stanowisko. Ambulatoryjnie przyjmowała tylko raz w tygodniu, przez resztę czasu pracowała w szpitalu.

    Po dwóch bądź trzech wizytach postawiła mi ultimatum, mówiła, że leczenie w którym widzi mnie raz na 2 tygodnie to dupa nie leczenie, ona ma tego dnia po 20 pacjentów, ona musi mnie widzieć codziennie oraz tylko w szpitalu można bardziej eksperymentować z lekami, powiedziała, że albo pójdę do szpitala albo ona mnie nie będzie leczyć. Było to kiedy właśnie miałem ze sobą skończyć, bałem się szpitala jak ognia, gdyby mi nie zaproponowała mi tego szpitala i nie postanowiła tak zdecydowanego żądania, w wyniku braku poprawy ambulatoryjnego leczenia byłbym już na 100% martwy.

    Kiedy było mi już wszystko jedno, kiedy byłem bardzo zdesperowany w wyniku jej perswazji zgodziłem się na pobyt w szpitalu psychiatrycznym na oddziale stałym czyli cały czas byłem w szpitalu. Gdyby tylko delikatnie zaproponowała mi pójście do szpitala na pewno bym się nie zgodził, moja wcześniejsza lekarka tak właśnie zrobiła i oczywiście do niczego doszło, wspomnę też, że do niej prawie nigdy nie było kolejek, ona była jeszcze trochę po 30-tce, była co prawda bardzo ładna ale nie miała doświadczenia oraz pracowała tylko ambulatoryjnie, nie leczyła tych najcięższych przypadków bo takie lądują w szpitalach.

    Codziennie miałem myśli samobójcze, ciągle myślałem kiedy ze sobą skończę.

    Następnego dnia, spakowany, pojawiłem się w szpitalu, moja lekarka którą wtedy zobaczyłem wyraźnie się ucieszyła, widać było, że jest ona lekarką z powołania i nie przypadkowo pełni tak prestiżową funkcję.

    Powiem tak- w szpitalu poznałem mnóstwo ludzi, byłem na I piętrze na którym nie było ciężkich przypadków, ciężkie przypadki były na parterze, oczywiście po podpisaniu regulaminu nie dało się wyjść ze swojego piętra, ci z parteru nie mieli z nami styczności.

    My też nie mogliśmy opuszczać swojego pietra bo podpisaliśmy taki właśnie regulamin.

    Co do zawartych tam znajomości, pomimo widocznej choroby czułem się w tym miejscu bardzo dobrze, nie czułem się tam odszczepieńcem jakim byłem w normalnym świecie, tylko człowiek, który też jest chory jest w stanie zrozumieć innego chorego, w moim przypadku wytwarzało to relacje jakich nie dało się nawiązać ze zdrowymi ludźmi, nawet z psychiatrami. Lepiej mi było w szpitalu niż w domu.

    Leczyli mnie tam pod kątem schizofrenii, dali mi maksymalne dawki leków(kwetiapina) ok. 800mg dziennie; bez poprawy, po ok. 5 tygodniach gdy doszli do wniosku, że może to być co innego naradzili się i postanowili leczyć mnie na schizofrenię oraz(uwaga) na DEPRESJĘ.

    Codziennie był obchód, leczeniem pacjentów nie zajmował się jeden lekarz tylko cały zespół ok. 4-5. Najwięcej do gadania miała ordynatorka i z-ca, następna w hierarchii była moja lekarka, następni, młodsi z mniejszym doświadczeniem nie mieli prawie nic do gadania. Oczywiście istniało takie coś jak lekarz prowadzący, moim właśnie był taki leszcz młody ale on był w zasadzie jako zwykły pionek.

    W dniu obchodu gdy mieli mi właśnie podać anafranil, na korytarzu zaczepił mnie z-ca ordynatora, powiedział mi, że z tym nowym leczenie ,,poszliśmy po bandzie''. Nie zdawałem sobie oczywiście sprawy co to właściwie miało znaczyć. Oczywiście nie powiedział mi wtedy dlaczego użył tego zwrotu i co to dla mnie oznacza.

    Podano mi anafranil, najsilniejszy lek na depresję, zaczęto od jakiś 160 mg na dobę, potem gdy nadal miałem maskę na twarzy i jak powiedziała kiedyś moja lekarka ,,pustkę w oczach" oraz oczywiście ogromne deficyty intelektualne i emocjonalne i myśli s. zadecydowano zwiększyć dawkę do 200 mg.- bez zmian, w sumie zatrzymało się również na maksymalnej dozwolonej dawki czy ok. 260 mg.

    Powiem tak, na oddziale graliśmy dużo w ping ponga, ja i taki facet byliśmy najlepsi, często z nim wygrywałem, kiedy jednak dopierdolili mi te 260 mg to /cenzura/ ledwo co mogłem trafić w piłeczkę, jeszcze trochę a bym nie mógł trafić w drzwi.

    Leżałem już tam 7 tydzień, nie było żadnej poprawy, wszystko było tak samo jak prze pójściem do szpitala. Co wtedy myślałem? Myślałem wtedy, że skoro przez te 7 tygodni mi nie pomogli to już nic mi nie pomoże, byłem przekonany, że zrobiłem wszystko co się dało i mogę teraz wykorzystawszy wszystkie możliwości wypisać się ze szpitala, wrócić do domu gdzie czekał już na mnie przygotowany wcześniej stryczek i z czystym sumieniem się powiesić. Nie mogłem się wprost tej chwili doczekać, mówię to z ręką na sercu, przysięgam wam, że tak myślałem. Powiedziałem ordynatorce, że mam zamiar się wypisać bo nie widzę żadnego sensu w moim dalszym pobyciem gdybyście byli w stanie mi pomóc to dawno byście to zrobili. Ordynatorka poprosiła mnie żebym wytrzymał tylko jeszcze jeden tydzień. Powiedziała, że chce bym poczekał aż zacznie działać nowy lek(odstawiono mi anafranil) ciągle jednak karmili mnie kwetiapiną ale w mniejszej dawce, tym nowym lekiem był słabszy od anafranilu antydepresant o polskiej nazwie seronil, jest on odpowiednikiem słynnej pigułki szczęścia zwanej w Ameryce pod nazwą ,,PROZAC''.

    Po kilku dniach zauważyłem w sobie jakieś dziwne zmiany, zaczęło się od tego, że zaczynałem prowadzić coraz bardziej skomplikowane dyskusje; potem doszło o tego. co poniektóre żarty wywoływały we mnie śmiech; następnie przestałem w końcu gapić się bezmyślnie w jeden punkt aż w końcu z mojej twarzy można było wyczytać emocje, wracała mi mimika twarzy, umysł stał się jasny jak przed chorobą, wróciło mi moje poczucie humory, zacząłem swoimi żartami rozśmieszać innych, w 8-9 tygodniu aż trudno było mi w to uwierzyć byłem w 100% ZDROWY. Pewnego dnia ordynatorka była wręcz cała w skowronkach gdy mnie zobaczyła i porozmawiała, była zcahwycona moim wyrazem twarzy, zniknęła maska, byłem wreszcie sobą, ona powiedział, że z tym lekiem był to strzał w dziesiątkę. Dowiedziałem się od ordynatorki co znaczyło to pójście po bandzie. Jak niektórzy wiedzą, u osób ze schizofrenią pod żadnym pozorem nie należy podawać antydepresantów bo podnoszą one stężenie serotoniny i dopaminy, których właśnie podwyższona ilość u chorych wywołuje psychozy i to bardzo ciężkie psychozy. Po ludzku mówiąc, gdybym miał schizofrenię to po tym anafranilu powinno mnie kurewsko popierdolić odjebując mi na maksa, powinienem zacząć widzieć Szatana, słyszeć głosy i być niebezpieczny dla otoczenia, natomiast u mnie nie było najmniejszych zmian. Na dodatek gdy mnie uzdrowili tym prozackiem tymi bardziej upewniło ich to, że postawiono mi błędną diagnozę. Moje nielogiczne wypowiedzi, brak emocji wzięto niesłusznie jako objawy schizofrenii jednakże niesłusznie, były to właśnie objawy ciężkiej depresji w której także takie występują. 9 tygdodnia czułem się świetnie, jak gdybym dostał drugie życie, jednakże po tym prozacu według lekarzy zaczynałem się czuć wręcz aż za dobrze. Najwyraźniej w wyniku działania tej tabletki wpadłem w stan epizodu maniakalnego charakteryzującym się bezpodstawną euforią , szczęściem oraz wyolbrzymionymi nierealnymi marzeniami. Zdecydowano wiec by mi ten prozac odstawić, dano mi w zamian lamitrin, stabilizator nastroju, który pilnuje był nie znów nie złapał mega doła czyli depresję ale też bym nie miał górki czyli manii. Początkowo byłem tym faktem mocno zaniepokojony, kłóciłem się z lekarzami by mi znów dali prozac, śmiertelnie bałem się, że bez niego moja kurewska śmiertelna depresja może wrócić.

    Mania ustąpiła, spędziłem w psychiatryku ok. 11 tygodni, całowałem się, macałem po cyckach 3 dziewczyny(wszystkie były nimfomankami), z dwiema byłem w łóżku.

    Może wam się wydać dziwne dla mnie były piękne wakacje, w czasie pobytu czułem się jak w jakimś sanatorium, poznałem wiele osób, z jedną z nich mam stałe relacje, uciekłem w ostatniej chwili kosie Kostuchy, poprawa nastąpiła w ostatniej chwili, gdybym zrezygnował np. w 5 tygodniu to by lekarze nic nie wskórali, byłbym teraz martwy.

    Druga sprawa, gdyby nie ultimatum mojej ukochanej lekarki, które także pojawiło się dosłownie w ostatniej chwili, byłbym teraz martwy.

    Trzecia sprawa, gdyby nie ciąża i wesele mojej siostry nie poszedłbym na pewno do lekarki- byłbym teraz martwy.

    Kończąc już wspominałem o moich relacjach z bogiem, nienawidzę go, uważam go za sadystę, który z lubością się nade mną znęcał, przeżyłem największe piekło mego życia, raz gdy wziąłem ibuprom i obwiązałem sznurkiem szyję po kilku minutach kiedy wstałem to nogi miałem jak z waty, omal nie zemdlałem, przejrzałem się w lustrze, moja twarz była cała ciemnogranatowa, zrejterowałem w ostatnim momencie, gdy poluzowałem węzeł usłyszałem ogromny szum odpływającej z mózgu krwi.

    Będę nienawidził boga do końca życia, będę na niego bluźnił, śmiał się z niepokalanego poczęcia oraz wyszydzał kler oraz katolików i wszystkich jakichkolwiek wyznaniowców. Nie mam także najmniejszego zamiaru przestrzegać dekalogu itp. W poniedziałek wypisuję się ze wspólnoty katolickiej czyli dokonuję apostazji, nie wezmę ślubu kościelnego, a pogrzeb chcę mieć świecki.

    Stałem się ateistą i antyklerykałem. Jeśli jednak zacznie mi się powodzić w życiu, jeśli spełnię moje marzenia to zastanowię się nad powrotem do kościoła.

     

    Gratuluję wszystkim tym, którzy byli na tyle wytrwali i doczytali tego końca.

    Dla wszystkich tych, którzy cierpią, mają obniżony nastrój, myślą o śmierci, samobójstwie, da tych co już mają wszystko zaplanowane i odliczają godziny do swojego wyzwolenia i ukojenia nieznośnego bólu- wiem co to znaczy, 10 miesięcy gniłem w łóżku, usiłowałem się zabić, byłem zdeterminowany próbować aż do skutku; błagam WAS! pójdźcie do psychiatry; jesteście w ciężkiej depresji, to choroba taka jak np. rak., chorobę czy to somatyczną czy psychiczną należy leczyć, mi współczesna psychiatria uratowała życie, pod pozorem wyjazdu do innego miasta spowodowałem, że tylko moja matka i 2 siostry o tym wiedzą, ten ból to cierpienie jest spowodowane za niskim stężeniem serotoniny i dopaminy, które odpowiadają za uczucie szczęścia, bez nich mamy zaburzone postrzeganie rzeczywistości, sprawy dla zdrowego człowieka u którego wywołują szczęście u chorego są kolejnym powodem do niewyobrażalnego bólu. Dajcie sobie ostatnią szansę, najszybciej do siebie i najlepiej wyzdrowiejecie w psychiatryku, ja trafiłem na bardzo dobry szpital, mogę dać zainteresowanym namiary, wiem, że są takie szpitale gdzie jest okropne wiariatkowo, słyszałem to od będących w nich współpacjentów. Jeszcze z 8 miesięcy temu tuż przed 2011 rokiem pisałem to samo co wy, że nie mogę już dłużej żyć, że chcę się zabić, ukrócić cierpienie. To co piszę jest prawdą, to moje życie, to wycinek z historii mego życia. Jestem zdrowy, wykluczono u mnie schizofrenię, na wypisie ze szpitala mam napisane F31 czyli choroba afektywna dwubiegunowa, osobiście uważam, że miałem depresję, a manię u mnie wywołał prozac. Mogę się mylić. Biorę lamitrin- stabilizator nastroju oraz kwetiapinę która także działa na depresję. Dodatkowo biorę propanolo, który skutecznie zwalcza drżenie rąk. Zapewniono mnie, że jeśli będę regularnie przyjmował leki to będę zdrowy, muszę uważać na alkohol bo ma działanie depresyjne. nie pijcie alkoholu bo pogłębicie depresję. Pamiętajcie- leczcie się, a wyzdrowiejecie, nie biadolcie w nieskończoność o tym jak bardzo jest wam źle tylko jak już wspomniałem- IDŹCIE DO PSYCHIATRY I SZPITALA PSYCHIATRYCZNEGO, WYZDROWIEJCIE I ŻYJCIE, SPEŁNIAJCIE MARZENIA.

     

    Z poważaniem

     

    Łazarz

    Świetny post! Naprawdę czytałam z zaciekawieniem 🙂
    To tylko dowód na to, że nawet z najbardziej beznadziejnych stanów da się wyjść. Skojarzyło mi się z książką Weronika postanawia umrzeć 🙂

  8. Hej Kochani! Bardzo proszę Was o wypowiedź w powyższym temacie.

    Aktualnie przyjmuję Nexpram od października zauważyłam od jakichś 2 tygodni, że potwornie wychodzą mi włosy. Dodatkowo przybrałam na wadze.
    Jakie leki bierzecie i jak długo? Czy zauważyliście podobne skutki uboczne? Na ulotce napisano, że escitalopram bardzo rzadko powoduje wypadanie włosów.
    Jak to wygląda u Was? 

  9. W dniu 19.07.2019 o 15:33, jaszi napisał:

    sprobuje 😁

    Przedstawię może krótko historie swoją. Przed 3 rokiem życia musiałem zostać z dziadkami na 9 miesięcy, mój starszy brat został z rodzicami. Zamknąłem się w sobie, bałem się odrzucenia, ze zostanę sam, postanowiłem ze będę twardy i silny i tak przez całe życie. Ale psychika swoje, jej chyba nie oszukasz 🙂.

    Takich dziwnych myśli nie pamietam do końca ale podam Ci przykład: spaceruje sobie akurat było mi jakoś zle i nagle widzę matkę z synkiem małym. W pewnym momencie myśle sobie ze mam ochotę pobić to dziecko. I gdybym nie znał faktów ze swojego życia bym się przestraszył, pomyślałbym ze coś jest ze mną nie tak, dlaczego ja mam takie odczucia , o co chodzi i wpadłbym w lęk. Ale wiedząc już ze po prostu mi brakowało mamy kiedy jej bardzo potrzebowałem to wpadam w złość, zazdrość i dlatego pojawiają się takie myśli. I tak jest trudno w takich sytuacjach , ale rozumiejąc siebie jest łatwiej. Możesz coś napisać o swoich myślach? 

     

    Ja miałam jazdy jak patrzyłam na noże i ostre przedmioty. Bałam się że mogę zrobić sobie lub innym krzywdę...plus panicznie boję się horrorów na tle religijnym.

  10. Cześć! Kochani mam pytanie z innej beczki ale myślę że to też istotna kwestia. Czy przytyliście po lekach SSRI?? Zauważyliście jakieś istotne zmiany zaburzenia? Np wychodziły Wam włosy ???

  11. 16 godzin temu, jaszi napisał:

    Warto pójść 🙂 ja co prawda po długim czasie ale widzę ze terapia pomaga, sama znajomość przyczyn  problemów już jest pomocna. Napisałaś w którymś poście ze masz „dziwne” myśli . Ja teraz chodzę na terapie analityczna i mogę tam mówisz właśnie o różnych wydawać by się mogło dziwnych myśli, rozkmin a to się i tak sprowadza do przyczyn.   Ja jestem zadowolony, jest łatwiej 🙂

    A możesz napisać jak u Ciebie objawiają się dziwne myśli? Jak wyglądają?

  12. W dniu 28.06.2019 o 03:29, zalosnyFacet napisał:

    Witam!

    Nie wiem za bardzo od czego zacząć, więc może tek, moim jedynym marzeniem w życiu jest mieć rodzinę, mieć żonę i dwójkę dzieci. Ale chyba nie będzie mi to dane. za niedługo stuknie mi 30 lat, a ja w życiu nie byłem na randce, nie trzymałem dziewczyny za rękę, nie całowałem, i jestem prawiczkiem.

    Mieszkam sam, nie mam dobrej prestiżowej pracy, z wyglądu raczej przeciętny, nie jestem zbyt wygadany, no i nieśmiały.

    W domu mają mnie za zero, bo nie znalazłem dobrej pracy, ani nie potrafię się zakręcić wokół dziewczyny. Jak mi ojciec powiedział że ja już dawno powinienem rodzinę mieć, a ja nawet nie potrafię zamoczyć. Żyje dosłownie od wypłaty do wypłaty nawet nic nie oszczędzam bo nie mam z czego.

    Chciałbym poznać jakąś dziewczynę, ale od 30 letniego wymaga się już jakiegoś obycia którego nie mam, wszystkie moje próby a przez te lata było ich naprawdę sporo, kończyły się na kilku zdaniach. Im się człowiek stawał starszy tym było trudniej. Dzisiaj bym się pewnie nawet nie odważył pocałować dziewczyny jak by była okazja chyba że powiedziała by mi to w prost.

    Zawsze mnie wyśmiewane i olewano z powodu mojego prawictwa, teksty w stylu "dziwny jesteś", "sex z prawiczkiem to tragedia", albo delikatniej "fajny facet z ciebie ale ja mam swoje potrzeby", albo śmiech prosto w oczy, albo dziewczyna odeszła i już nie wróciła.

    Myślę że przegapiłem swoją szanse w szkole i skazałem się na samotność.
    nie akceptuje tego miewam myśli samobójcze, byłem u dwóch terapeutów, pierwszy mężczyzna na burku zdjęcie zony i dzieci, coś o czym maże ponad wszystko, i próbuje mi wmawiać że nie wszyscy zakładają rodziny i są szczęśliwi, ale ja nie jestem z tych co są szczęśliwi w samotności.
    Druga była kobieta wmawiała mi że bycie prawiczkiem to nie problem dla kobiet, ale na pytanie czy była by zemną odpowiedziała że w jej wieku brak doświadczenia stanowi problem, nawet nie czekałem do końca wyszedłem i nie zapłaciłem.

    Nie chce życia w samotności, wole się iść zabić, niż ciągnąć to gówniane życie w którym jedno jedyne marzenie żeby mieć rodzinę jest poza moim zasięgiem.

    Dlatego jak do 30 nikogo nie poznam planuje iść na dziwki przy drodze, a potem poważnie pomyśle nad samobójstwem.

    Wpadłem kiedyś na forum dla inceli i powiem że zaczynam ich rozumieć, dzisiejsze kobiety wolą tylko tych ładnych popularnych kolesi, reszta niema najmniejszych szans na związek. 20% mężczyzn pieprzy 80% kobiet taka prawda.

    Nie wszystkie kobiety myślą tylko o tym ile facet kobiet zaliczył. Dla inteligentnej kobiety prawiczek to nie problem. Masz dopiero 30 lat dla faceta to nie jest późno. Jeszcze znajdziesz kobietę która Twoje prawictwo weźmie za atut. Wspomnisz moje słowo.

  13. 45 minut temu, Lilith napisał:

    Konsekwencje traumy - silna nerwica lękowa, depresja, fobia społeczna, zaburzenia snu. Na chwilę obecną remisja. Były też inne problemy takie jak autoagresja, zaburzenia odżywiania i inne "żyjątka", ale również na razie cisza 🙂 Długa historia. 

    Czy mogę napisać do Ciebie na priv?

  14. 4 minuty temu, Lilith napisał:

    Powoli odstawiam leki. Przynajmniej próbuję to wynegocjować z lekarzem :D Jutro wizyta. Tez boję się odstawienia, ale mam nadzieję na założenie rodziny, więc to warunek konieczny. To mnie motywuje do tego, żeby próbować zejść z leków. W końcu musi się udać ;) 

    A na co cierpisz? jakie masz dolegliwości?

  15. W dniu 16.07.2019 o 09:10, Lilith napisał:

    Witam rówieśnicę ;) A rozmawiałaś o tym z lekarzem? 

    Hej! Wszystkie rozmowy z lekarzami na ten temat kończą się tekstem "No tak, musiałaby Pani odstawić lek jeśli chce Pani starać się o dziecko" Jak biorę leki nie mam nawet cienia tych dolegliwości które miałam wcześniej. Jak odstawiam jest gorzej. Moje objawy są tak dziwne, że sama już nie wiem co mi jest...Czy masz podobne odczucia do moich? A może już masz dzieci?

  16. Godzinę temu, z o.o. napisał:

    @Reaper tak, i nadal nie rozumiem, skąd u ludzi ten pęd do rozmnażania się.

    To nie jest pęd. Po prostu chcę zostać matką. Może nie teraz zaraz ale myślę o tym, że 30 lat i nerwica to nie najlepsze podstawy do macierzyństwa. Poza tym mam męża którego bardzo kocham 

  17. 4 godziny temu, jaszi napisał:

    Korzystasz z terapii? Przed październikiem było u Ciebie Ok ? 

    Nigdy nie korzystałam z psychologa. Przed październikiem też brałam leki ale inne. Było raz lepiej raz gorzej.

  18. 3 godziny temu, z o.o. napisał:

    @Reaper uważam za co najmniej dziwne stresowanie się tym, że ma się ileś tam lat i nie założyło się rodziny. Ale może to różnica poglądów.

    Chciałabym założyć a stresuję się bo nie mogę zajść w ciążę przez lek który biorę.

  19. Hej! Jestem załamana...od października biorę Nexpram...czuję dużą poprawę. Jednak zegar biologiczny tyka mam 30 lat. Jak tylko przestaje brać leki objawy stopniowo wracają. Macie jakieś rady?

  20. W dniu 28.04.2019 o 20:52, IDunno napisał:

    U mnie nieraz tak bywa, obrazy chyba gorsze. 

    Teraz już sam nie wiem. Byłem już w takim stanie, że mi wszystko jedno i wtedy nie miałem tych myśli w ogóle.

    Stracilem poniekąd lęk przed tymi myślami a i tak je powtarzalem. W zasadzie wymyślałem. Przeklinałem ludzi których widziałem. Widziałem człowieka i wymyślałem na niego jakieś przeklenstwo. Stałem się jakimś potworem. Teraz nawet jak się nie skupiam to to niejako stał się mój sposób myślenia. Chce o czymś pomyśleć to nieraz przechodzi mi o czymś przeklenstwo. Widzę moich bliskich i mam chęć powiedzieć coś złego. 

    Jeśli nerwica powstaje przez lęk a ja to mówiłem (myślałem) bez leku to już nie wiem kim jestem. Zamiast cały czas walczyć (bo wtedy mi przechodzi wszystko) to nieraz niby nie chce tego ale wracam do przekleństwa które jest w moim umyśle. Najgorzej, że obrażałem moich bliskich. 

    Wolałbym umrzeć niż tak żyć. Są momenty w których naprawdę bym się zabił ale rodzice mnie za bardzo kochają i nie znieśli by tego. A żyć tak też nie chce z czymś takim.

    Osobowość kolosalnie mi się zmieniła, myśli o których kiedyś bym nie dopuścił teraz po iekad stały się codziennością.

    Jestem po prostu idiota. To nie nerwica bo mi te myśli nie wpadaja, dopóki nie zacznę o nich myśleć.. Całe życie traci smak. Co z tego, że chwilę się staram i jestem zdecydowany nie pomyśleć o tym badziewiu jak za chwilę mnie najdzie 'ciekawosc' i.. szkoda gadać.

    Ale dzięki wszystkim za chęć pomocy. Jutro idę do psychiatry, zobaczymy co powie.

    Nie jesteś żadnym idiotą. Jesteś bardzo inteligentny. Wiesz o czym piszesz. A jakie obrazy Ci się pojawiały w głowie? Zobaczysz, że lekarz Ci pomoże.

  21. W dniu 21.04.2019 o 09:01, IDunno napisał:

    Zaczęło się już dawno temu. Już to przerabiałem.. Przyszły mi na myśl bluźniercze myśli przeciwko Bogu i temu co Święte. Walczyłem z tym, zamieniałem te złe myśli na dobre i w kółko je powtarzałem co chwilę. Np. Bóg jest wspaniały. Trwało to bardzo długo. Z czasem jednak zacząłem się zastanawiać czy nie mam na to wpływu, czy to nie ja niejako tak myślę. Czulem, że moja osobowość się zmieniła, jakbym to ja mówił to wszystko. Chciałem się wtedy zbliżyć do Boga, kiedy przestałem to robić i zacząłem żyć normalnym życiem od razu odsuwając te mysli, po jakimś czasie one zniknęły.

    Teraz przypomniałem sobie o tym. Ale od razu pomyślałem, że tym razem nie dam się w to wciągnąć. Niestety dzień po dniu im bardziej staralem się nie myśleć tym więcej myślałem, co jest w sumi oczywiste. 

    Problem w tym, że wydaje mi sie, że teraz to ja już wymyślam to wszystko. Że sumienie mnie już tak nie gryzie. Czuję jakby "chęć" momentami żeby to zrobić. 

    Wiem, że mogę to kontrolować i nie wymyślać tego typu zdań a nie wiem czemu cały czas to robię. Czuje, że moja osobowość się zmieniła, że nie jestem już tak wrażliwy. I choć są chwile, że się załamuje to budzę się jako inny człowiek. Nie wiem już kim jestem. Dodatkowo sobie pomyślałem, że przecież mojej mamy bym nie obraził bo ją kocham więc Boga tak samo. I ja też obraziłem.. jestem jakiś nienormalny.... Dlaczego ciągle wymyślam te głupoty świadomie skoro wiem, że nie muszę.. Wiem, że to byłem ja. Dlaczego się tak stoczyłem nie mam pojęcia. Przyjąłem te myśli za swoje zamiast z nimi walczyć, to był blad

    Jak wyglądają natrętne myśli? Pojawiają się nagle i dręczy Cię jakaś non stop? W sensie ta sama? Mam problem który staram się zidentyfikować 🙂 ale u mnie jest to dręczące mnie wyobrażenie chyba to nie myśl...Już sama nie wiem jak to sklasyfikować.

  22. W dniu 22.04.2019 o 20:26, mam_dość napisał:

    Też tak mam przez nerwicę. Również boję się, że takie myśli są moje. I też mnie ciągnie do jakiegoś zdania. Ja zawsze odrzucam takie myśli, ale wszyscy radzą, żebym je ignorowała, bo podobno to lepsze, niż powstrzymywanie ich, czy odpowiadanie, że się ich nie akceptuje i tak się nie myśli. 

    Czytam Wasze posty i zastanawia mnie czy kiedy nachodzą Was natrętne myśli to działa też Wasza wyobraźnia i tworzy jakiś obraz?

  23. 7 godzin temu, Marek. napisał:

    Wiem co przechodzisz, to jest straszne i bardzo współczuję. Jaką dawkę bierzesz jak długo ? Czy jeszcze coś dodatkowo ?

    Biorę rano 10 mg nexpramu escitalopramu. Tylko tyle nic dodatkowo. Na samym początku brałam hydroxyzynę ale była za słaba...później pramolan i na koniec przez bardzo krótki czas sedam. Odstawiłam go sama, bo mnie niesamowicie otępiał i nie chciałam się tym faszerować. A Ty od kiedy bierzesz leki i od kiedy chorujesz?

×