Skocz do zawartości
Nerwica.com

psychosceptyk

Użytkownik
  • Postów

    75
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez psychosceptyk

  1. Szanowny Boże, wiesz po czym poznać człowieka inteligentnego? Po tym, że uważa się za głupiego. ...i łatwo to udowodnić... Głupi myśli, że wie wszystko bo ma małą inteligencje i wąskie horyzonty. Inteligentny jest na tyle inteligentny, żeby zauważyć jak wiele jeszcze nie wie i nie potrafi.
  2. Ogólnie ludzie trzeźwi nie czują się w towarzystwie pijanych dobrze. Ba! Często ludzie pijący alkohol czują się źle jeśli są osoby które nie piją - stąd to namawianie pt. wypij z nami. Jest to bardzo dobrze znana prawda że ludzie trzeźwi źle się czują z pijanymi. Nie ma również nic dziwnego w tym że czujesz się źle w towarzystwie kogoś zważonego kto się do Ciebie klei albo sadzi z pięściami lub krzyczy - to powszechne. I nie ma w tym nic dziwnego.
  3. @appendix Hmmm... Ja nie przeczę dziedziczności. Stwierdziłem fakt że wszyscy mamy "patologicznych" przodków. Przez co teoretycznie każdy z nas (idąc Twoim sugestywnym tokiem myślenia) powinien balansować na krawędzi bycia przestępcą i na krawędzi bycia nałogowcem. To bardzo surowe i kiepskie spojrzenie. Instynkt zabójcy ma każdy. Mniejszy lub większy. Często zależy on nie tylko od charakteru. Przeprowadzono eksperymenty w tym temacie i... Jeśli damy ludziom możliwości i władzę... np. Jeśli jesteś ciamajdowaty i otyły i słaby fizycznie to jest mniejsze prawdopodobieństwo że będziesz lał słabszych w szkole. Nasze możliwości i środowisko eksponują bądź ukrywają nasze predyspozycje. Co do substancji psychoaktywnych, są one wynalazkiem ludzkim i geny nie są aż tak inteligentne żeby się pod to predysponować. ...i tak jak już napisałem... Nasi przodkowie zabijali, odwalali chore rytuały (np. palenie na stosie i nacieranie smołą, rytualne i makabryczne dręczenie zwierząt, okrutna pseudonauka tu np. właśnie psychiatria ma makabryczną przeszłość) i odurzali się na potęgę alkoholem, opium, absyntem i różnymi innymi wynalazkami... Jeśli chodzi o mnie, nie mam skłonności do agresji. Wiem bo niejednokrotnie np. w ostatnim czasie zostałem zaatakowany a... na siłkę chodzę i rękę mam nie od parady.
  4. @appendix To bardzo ciekawe źródło naukowe. Mniemam że równie wiarygodne jak... kopalniawiedzy... No ale ok, obalmy tą pseudonaukę: Wystarczy spojrzeć wstecz w historię. Jeżeli fakt że agresja w ostatnich stuleciach była sposobem na przetrwanie i przeżycie podczas wojen w tym II wojnie światowej nie jest przekonywująca to cofnijmy się w świat ostrego alkoholizmu. Cóż np. pito kilkaset lat temu m.in w Polsce? Piwo. Piwo lało się hektolitrami. Bo moda? Otóż nie. Powodem takiego stanu rzeczy był fakt iż woda z rzek, jezior etc zbytnio czysta i pitna nie była. Jeśli dodamy do tego fakt że w dawnych czasach nie potrafiono w miarę hermetycznie wody przechowywać wszystko staje się jasne. W piwie znajdował się alkohol który mordował drobnoustrojstwa na potęgę. Cofnijmy się jeszcze lata wstecz. Albo nie! Zostańmy i tu... Kiedyś po jedzonko nie szło się do Piotra i Pawła tylko brało się broń i zabijało. Dziś to "okrutne", "złe" i "niecywilizowane". Przez setki lat nasi przodkowie chlali na potęgę i mordowali na potęgę. Spójrzmy na północ. Kraje skandynawskie dziś gościnne i przyjazne mają ciekawą przeszłość w postaci wikingów. A wikingowie to niezłe po**by byli. Sposób barbarzyństwa w ich rytuałach był... Rytuał krwawy orzeł - kładli jegomościa buzią do ziemi, rozcinali żeberka i robili z nich orzełka. Zatem wszyscy jesteśmy niezłymi patusami prawda? Co do mnie to biłem się z 5 razy w ciągu ostatnich 30 lat i pamiętam że tylko raz zaatakowałem. Z wymiarem sprawiedliwości miałem do czynienia aż 0 razy. Nie licząc sytuacji w których byłem świadkiem. Mój jedyny nałóg to kawa i jest to nałóg świadomy - w tej kwestii jestem smakoszem. Alkoholu nie piję, papierochów nie palę i nie zażywam żadnych ciekawostek. Większość mojej rodziny to ludzie z wyższym wykształceniem. Chociaż z tą agresją... Mam kilku zasłużonych wojskowych w rodzie. Prawda jest taka że każdy z nas ma w sobie pewne pierwotne instynkty. Instynkt zabójcy również - chociaż to niepoprawna politycznie prawda, ale tak jest.
  5. Witajcie po raz kolejny. Myślę że ten dział jest w sam raz dla mnie. Dlaczego? Ponieważ posiadam wyżej wymienioną etykietkę przyklejoną do swojego życia. Uczęszczałem na taką terapię 2 i pół roku. Sporo również czytałem i o zgrozo miałem okazję poznać osobę po takiej terapii. Czemu o zgrozo? Bo to strasznie trudna istota i... wszystkich chętnie by wysłała na terapie. W jej podejściu kryje się pewien ciekawy wniosek. Lista cech jaką można wcisnąć pod syndrom DDA może sugerować że wszyscy jesteśmy DDA. Co do mojej historii, to na terapii dowiedziałem się m.in. tego że wszystkie moje problemy wewnętrzne z którymi musiałem się borykać to wynik alkoholizmu w domu. Na przykład nieśmiałość i brak pewności siebie. Nie wzięło się to z tego że byłem potworne gnębiony w szkole i pasowany na syna sprzątaczki. To że kilka razy zostałem pobity w szkole i raz nawet zbiorowo nie miało znaczenia. Znaczenie miał bełt w domu który wypalił mi mózg. Jak wyglądał alkoholizm moich rodziców w moim dzieciństwie? Bywało różnie... Czasem naprawdę widywałem fatalne akcje. Jednak "wychowała mnie ulica" - tak mógłbym to określić. Bardzo mocno korzystałem z tego że moi rodzice mieli na mnie wylane a koledzy z podwórka byli bardzo przyzwoici. Czerpałem wzór od nich i ich rodzin. Stało się to takim moim ideałem. Mam sporo słabości. Jestem pewien że można je zaliczyć do syndromu DDA bo czego nie można? Warto zadać sobie też pytanie czy posiadanie słabości jest czymś złym? Psychologia strasznie stygmatyzuje nasze słabości psychiczne. Ja nie jestem idealny ale takiego siebie akceptuje. Jak ktoś ma z tym problem, to jego sprawa. Co ciekawe, część ze słabości takich jak np. nieśmiałość i brak pewności siebie "wyleczyłem" na studiach. Byłem pod opieką wielu wykwalifikowanych kolegów i wykładowców którzy jeszcze mocniej rozpalili moje zamiłowanie do dziedziny którą obecnie się zajmuję. Co dała mi terapia? Świadomość że mój terapeuta wie więcej na mój temat ode mnie np. że lubię grać na komputerze mimo że nienawidzę gier, że jest mi smutno kiedy nie jest mi smutno i że powinienem być wyznawcą jakiejś religii a ateizm to wynik... f*ck!!! ALKOHOLIZMU RODZICÓW. Oczywiście pojawia się też trochę absurdów w DDA które pojawiły się i u mnie np. jeśli pijesz alkohol to dla tego bo jesteś DDA, jeśli nie pijesz to też dlatego bo jesteś DDA i boisz się alkoholu. Ja np. nie piję alkoholu wcale. No tak w 99%. Bo? Jestem DDA. Jakakolwiek argumentacja jest... zbędna bo wynika z bycia DDA. Tylko nie mów np. że okazjonalnie wypijesz kawę z winem bo zaliczysz skłonność do alkoholizmu i będzie odwrotnie. Alkoholizm jest dosyć specyficznym uzależnieniem. Od alkoholu można uzależnić się na wiele sposobów. Np. w toksycznym związku z alkoholikiem, presji otoczenia, chęci odreagowania np. na mobbing w pracy, imprezowy sposób bycia, uwarunkowania czasowe i kulturowe (w dawnych czasach alkohol lał się hektolitrami i jeśli by się zastanowić to wszyscy jesteśmy potomkami alkoholików) itd itd... można by długo wymieniać. Ten syndrom zamiata wszystko w jedną szufladę. Co istotne (i mam nadzieję że tak zostanie) nie dostał się do DSM ani ICD z czego wynika że nie jest to problem psychiczny i tego się nie leczy. Nie mieć DDA tylko być DDA - to określenie daje do myślenia... To głupi stygmat na którym próbują dorobić kiepscy psychologowie lub ludzie którzy (statystyki są brutalne) próbują "leczyć" siebie "lecząc" innych. To tak słowem wstępu i... NIE JESTEM DDA.
  6. @karolink Nie uważam żebyś była aferzystką. Wiesz? Czasem tak bardzo boimy się być sobą że nam odwala... nie bój się być sobą i swobodnie wyrażać swoje zdanie. Dopóki nie krzywdzisz tym nikogo, nie ma w tym nic złego. @appendix Dziękuję za odpowiedź i przyłączenie się do dyskusji. Ludzki genom i ludzki mózg to nadal wielka zagadka. Nie twierdzę, że nie masz racji. Być może masz. Nie mnie również oceniać podobieństwo do rodziców. Wiem jednak jedno, że alkoholizm czy jakiś inny *izm to nie cecha zapisana w genach. Bo to wytwory ludzkie. Każdy człowiek jest podatny na uzależnienia. Uzależnić można się od wszystkiego. Moim zdaniem psychologia ma bardzo złe spojrzenie na temat uzależnień. Wydziela się uzależnienie m.in od alkoholu, narkotyków, seksu, komputera, hazardu etc. Moim zdaniem powinno się to podzielić na mniej grup jak np. uzależnienia chemiczne i behawioralne (?)/wyuczone wynikające z nabytych nawyków. W alkoholizm można wpaść na wiele sposobów i nie zawsze wynika to ze skłonności. Wiem, może to zabrzmieć śmiesznie, ale może to wynikać nawet z uwarunkowań społecznych albo z presji otoczenia (środowiska). Ale to nie jest tematem tego topicu i nakręcamy offtop. Twój post zawiera bardzo ciekawe i wartościowe przemyślenia i wiadomości jednak wydaje mi się (choć mogę się mylić - wybacz jeśli tak jest) nie odnosi się do tego tematu. Bardzo dziękuję że przyłączyłeś się do dyskusji. @Heledore A ja nigdzie Tobie nie zarzuciłem że tak napisałaś. Twój post sugeruje, że czyjeś przeżycia odbierają zdolność oceny i opisywania otaczającego świata. Tu akurat psychologii.
  7. Reetyyy... Ban poleciał? Brak słów Mi nie pozostaje nic innego jak odnieść się do tych słów. @karolink "Psychoterapia ze ścisłą nauką typu matematyka nie ma absolutnie nic wspólnego. Psychiatria w przeważającej mierze także, to dziedziny uznaniowe, tak w ogóle się tworzy dms, to nie wynik 2+2. " Wiem jak budowany jest DSM i to jest dramat. Ciekawą historię w tym względzie ma homoseksualizm który przestał być chorobą w skutek nacisków politycznych. To też daje do myślenia: https://www.youtube.com/watch?v=cShBXctCH_I Chciałbym tu zwrócić uwagę na postawę @Heledore która stygmatyzuje. To że ktoś przeżył coś strasznego odbiera tej osobie mądrość? Tak, ludzie którzy w aktywny sposób zwracają uwagę na problem i mają życiowy dorobek łatwo przedstawić jako aferzystów z zaburzeniami psychicznymi. Warto słuchać ludzi...
  8. @karolink Ten cytat troszkę mnie przeraził bo w kwestiach lecznictwa nie ufam podejściu humanistycznemu. Moim zdaniem w kwestiach leczenia powinna wchodzić w grę wyłącznie nauka ścisła. Matematyka to godna zaufania przyjaciółka.
  9. psychosceptyk

    Cześć :)

    @karolink Niestety nie znam takiego forum @Heledore Cześć
  10. @karolink W Twoim poście dopatruję się trochę terapeutycznych nadużyć. Etyka terapeutyczna zakazuje wpływania w jakikolwiek sposób na decyzje pacjenta. Terapeuta również nie powinien przekraczać pewnych barier relacji. Nie powinien być za blisko. Twoje posty są dowodem na to że nad tego typu specjalistami powinien istnieć porządny i obowiązkowy nadzór. Historia mojej terapii... hmmm... Miałem zdrowo szurniętą terapeutkę. Spotkania polegały głównie na milczeniu i nic nie robieniu. Od czasu do czasu terapeutka wspominała "o naszej bliskości". Czasem odnosiłem wrażenie że się do mnie lepi. Czasem zwracałem jej na to uwagę a gdy postanowiłem zakończyć te bezproduktywne spotkania to szambo wybiło i... mój stan się baaaardzo pogorszył. Co dała mi tamta terapia? Straciłem sporo czasu na przebywanie z dziwakiem. Z czasem zacząłem tracić zaufanie do siebie (do swojego postrzegania) i przypłaciłem to ostro pewną niefajną znajomością. "Postanowiłem się nie uprzedzać". Nie neguję istnienia zaburzeń psychicznych. Jestem natomiast pewien że DDA/DDD/DDX to bzdura i kompletny wymysł. Depresję i anoreksję też mam... i nerwicę... Tyle że przy anorekcji... mam obecnie 2kg nadwagi Ale kiedyś lekarz wspomniał i tak jest. No to jestem anorektykiem z nadwagą Ja uważam że jesteśmy społeczeństwem (mam na myśli wymiar globalny, a konkretnie kulturę zachodu) patologicznie spsychiatryzowanym. Żyjemy w świecie reklam, wszechobecnych mediów i... dużo od siebie wymagamy. Za dużo... Gdy nie jesteśmy w stanie zaakceptować otaczającego nas stanu rzeczy sięgamy po alkohol, narkotyki, dokonujemy prób samobójczych lub... idziemy do psychiatry. To że dałaś kasę koleżance, a ta zachowała się źle to nie efekt Twoich zaburzeń (tak przynajmniej mi się wydaje), ale fakt że koleżanka okazała się podła. Może ma zdolności aktorskie? Gdzie się nie obejrzysz, roi się od fałszywych ludzi. Relacje międzyludzkie w ciągu ostatnich 2 dekad bardzo się spłyciły. Żyjemy w społeczeństwie konsumpcyjnym. Nie każdy taki jest... I niestety dobrzy ludzie mają po prostu gorzej. Moim zdaniem warto po prostu wyciągnąć z takich sytuacji wnioski na przyszłość zamiast się stygmatyzować. Może też "wyjść na tą wredną, złą i ojapierniczę" i pójść do prawnika? Może to wyłudzenie i jest na to paragraf ? I może uda się odzyskać pieniądze? Często ludzie którzy mają dobre serce wiele za to płacą. Życie jest niesamowicie piękne i niesamowicie ciężkie. Idź np. do psychiatry i powiedz że nie obchodzisz urodzin bo przemijanie Cię dołuje (ja tak mam np.). Okaże się że jest z Tobą problem... A czy przemijanie jest zarąbistym faktem? Jeśli spojrzeć na to logicznie... nie... Jakiś czas temu korespondowałem z pewną psycholożką która pisała o emo i cięciu rąk. tzn. ja ją zaczepiłem bo zagotował mnie jej brak kompetencji. Nie jestem ani nie byłem emo ale bardzo interesuję się muzyką i kulturą. To dosyć znana pani psycholog. Stwierdzała ona, że cięcie rąk to element kultury emo i że emo jest niebezpiecznym nowym zjawiskiem w popkulturze. Wszedłem z nią w polemikę i odniosłem się do korzeni. Panna wymiękła... To dramat... Psycholog, psychiatra i psychoterapeuta powinni moim zdaniem być ekspertami w dziedzinach kulturoznawstwa i socjologii a niestety nie mają o tym bladego pojęcia. Podstawy na których opiera się część zaburzeń/skłonności oparta jest na normach społecznych które są ekhmmm średnio znane psychologom i psychiatrom. Jeśli ktoś jest genialny ale nie wpasowuje się w normy, ma wielkie szanse na to by dostać łatkę świrusa. Coraz częściej mówi się np. że najczęściej skłonność do melancholii pojawia się u ludzi inteligentnych. Pomyślmy czemu... Bo ludzie inteligentni potrafią spojrzeć w obie sfery życia. Zarówno tą kolorową jak i tą czarną. @Annie "Jednak widać, że póki człowiek sam nie podejmie decyzji o chęci zmiany życia, to nawet najlepszy terapeuta nie pomoże. I jesteś tego żywym przykładem. " No moim zdaniem nie... Wcześniej po prostu miałem ciężej, teraz mam łatwiej. Gdybym znowu znalazł się w takiej samej sytuacji i miał tyle samo możliwości i lat na 100% zachowałbym się tak samo albo... gorzej.
  11. @distorted_level68 Dzięki. Czemu uważasz że sam sobie zaprzeczam?
  12. psychosceptyk

    Cześć :)

    @Neurotica_Lostica Ciebie również @ekspert_abcZdrowie cześć
  13. @distorted_level68 hej Dzięki za odpowiedź. Zacznę od końca niż tracić czas na takim Forum! odnośnie terapii: skutki terapii są odczuwalne jakiś czas po, bo to długotrwały proces! Z pewnością nie przyszedłem tutaj się czymś chwalić i mam nadzieję że nie zostało to tak odebrane. Dlaczego tu się pojawiłem? hmmm... zainspirowała mnie do tego pewna nowa znajomość i moje doświadczenia oraz obserwacje. Spowodowały one, że na świat psychoterapii i psychiatrii patrzę dosyć sceptycznym okiem. Poznana osoba utwierdziła mnie w przekonaniu... ale o koledze wolę nie wspominać nawet w sposób anonimowy. Ciekaw jestem również tego jak inni mogą spojrzeć na mój przypadek i co myślą na temat moich poglądów. Nie uważam żebym miał tu stracić czas. Możliwość wymiany poglądów oraz możliwość porozmawiania to wartości. Nie zaprzyjaźniłem się z depresją. Myślę że nigdy jej nie miałem. Myślę również że psychologia i psychiatria często (nie zawsze) stygmatyzują. Do mnie doczepiła się niesłuszna łatka dwukrotnego samobójcy ze skłonnościami autodestrukcyjnymi i DDA. Nie wspomniałem że za dzieciaka kilka razy pociąłem sobie ręce. 4 albo 5 razy... Jak kiedyś zapytałem psychiatrę co będzie jeśli nie pójdę na terapię, uzyskałem szokującą odpowiedź... że się zabiję... ...a żyję... Czy chciałem się zabić? Skądże... Wołałem o pomoc. Tylko że to mało kogo interesowało... Jest łatka i tyle...
  14. psychosceptyk

    Cześć :)

    Cześć @distorted_level68 Słaba ponieważ nie jestem ignorantem i liczę na to że czegoś się od Was dowiem. Lubię wymieniać się wiedzą i doświadczeniami. Tu znajdziesz szerszy opis:
  15. Witajcie Chciałbym podzielić się pokrótce z Wami moją historią i swoimi przemyśleniami. Moje życie zaczęło się dosyć kiepsko. Wychowywałem się w rodzinie w której był alkohol i pojawiało się dużo kiepskich sytuacji. W pewnym momencie, zacząłem szukać pomocy. Moja rodzina znajdowała się pod opieką kuratora rodzinnego. Bałem się prosić go o pomoc ponieważ mogło się to skończyć domem dziecka. Szukałem pomocy u znajomych ale to nie wystarczało. Skończyło się to połknięciem ok 30 tabletek których nie trzeba było w szpitalu płukać... Liczyłem na to że moja rodzina się wystraszy. Starałem się wziąć witaminy. W szpitalu powiedziałem co połknąłem i jak już wcześniej wspomniałem, nie było płukanki. Dostałem "zakaz przebywania z osobami pod wpływem alkoholu" i wizytę u psychologa w zaleceniach. Czy moje działanie pomogło? Nie... W końcu się przełamałem i zgłosiłem całą sytuację kuratorowi. Rozpoczęło się niemałe kombo... Mojej rodzinie przez to wypadł grunt spod nóg i... alkoholizm się skończył. ...ale nie było to równoznaczne z rozpoczęciem się sielanki. Zaczęło się w domu jeszcze gorsze piekło. Tamten kurator sądowy próbował podjąć działania ponownie ponieważ sam widział że działo się źle. Moi rodzice udali się do sądu, złożyli skargę i... w miarę dobrego kuratora wywalono i wstawiono jakiegoś dzieciaka. Kurator ten był zupełnie nieporadny i obiecywał, biadolił i nic nie robił. Skutek? Poczucie beznadziei.. Zbliżały się 18 urodziny i miałem zostać wyrzucony z domu. Miałem marzenia i plany... Skutek? Tym razem łyknąłem ok 100 tabletek. Zrobiłem to na oczach rodziców. Myślałem że zrobi to na nich wrażenie. Myliłem się... Wybiegłem z domu . Pobiegła za mną siostra która przejęła się tą sytuacją jednak ja uciekłem. Szedłem załamany nie wiedząc co dalej. W pewnym momencie zrobiło mi się słono w ustach i zaczęło robić słabo. Pomyślałem mniej więcej tak: "Cholera, to na prawdę się dzieje, te prochy działają. Dobra nie wymiękaj, idź dalej". Zacząłem czuć się dużo, dużo gorzej i pomyślałem "ja umieram, o ja pi**d*lę, ja umieram! To na prawdę się dzieje!". Ile sił w nogach pobiegłem na autobus i pojechałem do szpitala. Leki się wchłonęły, zrobiło się nieciekawie i byłem odtruwany. Podobno mogłem umrzeć i miałem szczęście. W szpitalu byłem na sali z facetem który miał swoją kiepską historię i też próbował się zabić. Przyszedł do niego psychiatra który zadał mu 2 pytania, usłyszał 2 zdawkowe odpowiedzi i... usłyszałem "depresja jakaś tam (nie pamiętam)". Byłem ostro zaskoczony tym że ten psychiatra odbył taką rozmowę przy innych pacjentach i że wywiad był tak śmiesznie krótki. Pomyślałem " tylko spróbuj do mnie podejść sk***synu to cię roz***ie". Na szczęście lekarz mnie zapytał o to czy chcę porozmawiać z psychiatrą i odmówiłem. Moi rodzice przedstawili to jako banalny mój kaprys. Że to był szantaż i zemsta bo nie chcieli mi kupić nowego komputera. Co dalej? heh... Skończyłem liceum w bardzo trudnych warunkach i zrobiłem studia. W międzyczasie miałem problemy zdrowotne. Od lekarzy słyszałem szerokie spektrum diagnoz psychiatrycznych. Pierwsza to anoreksja. Ważyłem o 15kg za mało. Pani doktór nakrzyczała na mnie. Później interniści... i ciągle pojawiająca się diagnoza: depresja. Nie zgadzałem się i bardzo się zapierałem. Zmieniałem lekarzy aż w końcu dowiedziałem się że rzeczywiście jestem chory i tak mi już zostanie. Jednak przy odpowiednim leczeniu wszystko będzie normalnie. I tak było... i jest do dziś. Z czasem stanąłem trochę na nogi, studia I stopnia zbliżają się do końca i pojawia się myśl: "dużo życia przeleciało mi między palcami. Nie miałem dzieciństwa. Nie chcę zaprzepaścić młodości i zmarnować życia." - bardzo mnie to męczyło i martwiło. Decyzja? Wizyta u psychiatry. Pani psychiatra skierowała mnie na konsultację ekhmmm DDA. Poszedłem do specjalnej poradni, otrzymałem opinię że "nie wiadomo i że lepiej abym zaczął tam chodzić". Decyzja? Idę! Przez ok 2 i pół roku uczęszczałem na terapię indywidualną. Zaparłem się na początku że grupowa nie wchodzi w grę. Ta terapia to był absurd. "Próby zbliżenia" i wmawianie mi że ja nie potrafię odczuwać bliskości i... "Nie wierzy pan w boga? przecież trzeba w coś wierzyć. Jak nie może pan wierzyć w boga?". Dziesiątki wizyt polegających na milczeniu i nic nie robieniu. W międzyczasie 2 sytuacje: Pierwsza: [psycholoterapeuta]: widzę że pan jest dzisiaj mało ekspresywny? Czemu? [ja]: tak po prostu, jakoś tak... nie wiem... [psycholoterapeuta]: widzę że jest pan przygnębiony. Pan cierpi... Porozmawiajmy o tym. [ja]: Nie jestem przygnębiony. Wręcz przeciwnie [ekhmm to był przełomowy moment w moim życiu bo zaczynałem zarąbistą pracę w miedzynarodowym korpo. Byłem mega szczęśliwy]. [psycholoterapeuta]: czemu pan mi nie ufa? Widzę że jest pan przygnębiony itd... Druga: [ja]: dzień dobry, chciałbym poinformować że za 3 tygodnie mnie nie będzie. [psycholoterapeuta]: dobrze W międzyczasie zachorowałem i odpadła mi następna wizyta więc przyszedłem na następną (zawsze telefonowałem w razie problemów) i nastąpił tydzień przerwy i pojawiłem się na następnej wizycie. [psycholoterapeuta]: widzę że jest pan przygnębiony. Czemu pan mi nie ufa? I czemu pan się izoluje? Mieliśmy taki postęp. [ja]: Nie jestem przygnębiony. Wszystko jest w porządku [psycholoterapeuta]: ale opuszcza pan często wizyty. [ja] opuściłem 2 razy. Raz z powodu choroby i mogę przynieść na to dowód w postaci niezrealizowanej recepty na antybiotyk a drugi... Wspominała pani o zaufaniu więc myślałem że nie muszę się tłumaczyć. Miałem nadzieję że sobie ufamy. [psycholoterapeuta]: ale jednak z jakiegoś powodu pan nie przyszedł. Pan się wycofuje. [ja]: w ubiegłym tygodniu byłem na koncercie jednego z ulubionych zespołów. Mam płytę z autografem i bilet. Mogę przywieźć i tez pokazać. Ta terapia to był kompletny absurd i... niestety z wielkim wylewem szamba ją zakończyłem. W międzyczasie poszedłem do psychiatry i usłyszałem że powinienem wrócić i powinienem być pod opieką psychoterapeuty bo mam za sobą 2 próby samobójcze. Konieczna jest terapia i pomoc. Olałem to... Minęło 6 lat, a ja, osoba która "boi się bliskości" mam cudowną kobietę, dobrą pracę i... jestem szczęśliwy. Ciąży mi brak dzieciństwa i wiele strat z tego powodu. Niedawno byłem u psychoterapeuty prywatnie i pani terapeutka doszła do 2 wniosków: - ten smutek to jest coś czego ja nie chcę leczyć a mógłbym, wystarczyłoby spojrzeć na to w inny sposób - poza tym wszystko ze mną ok i nie potrzebuję terapii. Chodziłem do tej pani pół roku i próbowałem "spojrzeć na te sprawy z innej strony" jednak ciągle widziałem to samo... I nadal tak to widzę. Doszedłem do wniosku, że przeżyłem sporo koszmaru i zawsze będzie mi brakować dzieciństwa i normalności z tamtego czasu. Nic tego nie zmieni i muszę po prostu z tym żyć. Czasem sobie popłaczę w nocy, czasem muszę być sam. Ale żyję... i staram się cieszyć każdym dniem i niczego nie tracić. Doszedłem jednak do wniosku że psychologia i psychiatria takie trochę szarlataństwo i ściemnianie. Obserwowałem wiele historii, sporo czytałem i utwierdziło mnie to w przekonaniu. Czasem tak jest że mamy ciężkie doświadczenia za sobą ale życie to taki teatr w którym możemy odegrać piękną rolę. Po co za wcześnie opuszczać kurtynę? Lepiej się cieszyć pięknem scenografii i cudem tego przedsięwzięcia dopóki ono trwa...
  16. psychosceptyk

    Cześć :)

    Witajcie, przez swoje doświadczenia i przemyślenia należę raczej do osób sceptycznie patrzących na psychologię i psychiatrię. Chętnie podzielę się z Wami swoimi przemyśleniami i chętnie wymienię się przemyśleniami.
×