Witam.
Na depresję i nerwicę lękową choruje od dziecka (pierwsza próba samobójcza w wieku ok. 12 lat, teraz mam 33). Jakieś półtora roku temu nastąpiła eskalacja wszystkiego złego, czego skutkiem była bezsenność trwająca półtora miesiąca. Przez ten czas spałam może, że sześć godzin i to po końskiej dawce Nasenu. Po jednym razie Nasen przestał działać. Nawet Xanax (w mojej opinii ten lek to cudo medycyny) nie pomagał. Gdy próbowałam zasnąć bezwolnie doznawałam czegoś w rodzaju wstrząśnienia ciałem. Po trzech tygodniach maksymalnie wyostrzył mi się węch (czułam zapach zezutej gumy wyrzuconej do kosza na śmieci w kuchni mimo, że przebywałam w pokoju obok), pojawiały mi się błyski przed oczami, poty, spowolnione i niezdarne ruchy, kolor skóry jak u denata, nawet pomimo faktu, że od 16 roku życia jestem ateistą, w pewnym momencie zaczęłam się modlić (bez skutku). Poza tym na umyśle byłam przytomna i świadoma. Po mieszance różnych leków w końcu udało się je dobrać tak, żebym zasnęła. 200 promazyny + 100 mg doxepinu + pregabalina + 0,5 xanaxu. Do dziś bez tego mixu nie zasnę. Przeżył ktoś coś podobnego.