Skocz do zawartości
Nerwica.com

ranveh

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia ranveh

  1. @mswm, dziękuję za odpowiedź i jednocześnie przepraszam, że sam odpisuję tak późno. Czy to podchodzi pod nerwicę, czy to osobne schorzenie? To brzmi bardzo sensownie, chciałbym z tym walczyć, znaleźć kogoś kto będzie się w tym specjalizował, wiedział jak mi pomóc. Byłem kiedyś (kilka lat temu) na terapii poznawczo-behawioralnej i jak wspomniałem o moich myślach terapeutce, to usłyszałem, że każde dziecko jest darem i nie można nazywać nieplanowanej ciąży "niechcianą". Potem już o tym nie rozmawiałem z terapeutką. Pojawiały się też takie pomysły, że mam wyobrazić sobie, że mój lęk to kamień, który wrzucam do wody i fale go zabierają i mój lęk odchodzi, jednak w żaden sposób nie byłem w stanie uwierzyć coś takiego, nie pomagało mi to, wydawało głupie i odrealnione. Potem przerwałem terapię. Od marca tego roku (2018) chodzę na terapię psychodynamiczną. Wygląda to tak, że w zasadzie ciągle ja mówię i opowiadam o tym dostając co jakiś czas jakiś feedback na temat jakiś myśli, co ma skutkować zrozumieniem przyczyn kryjących się za lękiem, co w konsekwencji ma mieć działanie terapeutyczne. Ponoć taki rodzaj terapii wymaga bardzo długiego czasu i wielu spotkań aby zadziałać. Myślisz, że poznawczo-behawioralna byłaby lepsza? Ale może pozwoliłyby uniknąć lęku przed lękiem i nakręcania się? Jeżeli wiedziałbym, że mam w portfelu tabletkę, która da mi ulgę, gdy pojawi się lęk, nie bałbym się go. R.
  2. Witam, piszę ten temat z nadzieją, że są osoby, które mają podobny problem lub się z takim spotkały. Być może nawet sobie z nim poradziły. Co jakiś czas miewam ataki lęku. Często naprawdę mocne, po których jestem blady, zalewa mnie zimny pot i czuję że zwymiotuję. Wszystkie napady pojawiały się w nocy, kiedy zasypiałem, często powodowały nieprzespane noce. Wtedy moje myśli nie były zajęte niczym i uczepiały się jakiegoś czarnego scenariusza, który mieliłem w głowie i sobie wkręcałem. Myślę, że mogę podzielić je na dwie grupy, tj. lęk przed samym lękiem w miejscach, w których ciężko byłoby mi sobie z lękiem poradzić (np. zasypiając w pokoju na wyjeździe ze znajomymi, lęk, że jak pojawi się lęk, to sobie z tym lękiem nie poradzę albo ktoś zauważy, że mam problemy z nerwicą) lęk przed poważną relacją, przed związaniem się O ile ten pierwszy jest, jak mi się wydaje, wtórny i trafia się bardzo rzadko, to ten drugi nie daje mi żyć. Wszystkie moje próby stworzenia związku wyglądają podobnie. Najpierw kogoś poznaję, zakochuje się, spotykam, wszystko jest pięknie, bo jest jeszcze niewinnie. Pojawiają się jakieś pocałunki, to wciąż jest niewinne, wszystko gra. Problem pojawia się, gdy trafiamy do łóżka. Przestaje być niewinnie, bo są możliwe konsekwencje. Po wszystkim u mnie pojawiają się myśli typu "a co jeżeli ona zajdzie w ciążę, przecież ja nawet nie wiem czy to ta jedyna, nie wiem czy chce się z nią wiązać na całe życie. a co jak nie bedziemy się dogadywać". Potem jest już równia pochyła. Każde zbliżenie kojarzy mi się z lękiem, po wielu lęk się pojawia. W końcu nie czuję już nic z zakochania, które mi towarzyszyło, a ona kojarzy mi się już tylko z lękiem. Staram się unikać seksu, potem w ogóle spotkań wykręcając się różnymi rzeczami. Gdy zasypiamy razem czuję lęk, nie śpię w nocy, chce uciekać. Koniec końców wybieram rozstanie, bo lęki stają się nie do zniesienia. Czuję się z tym fatalnie. Nie chce być sam, ale zawsze kończę w ten sam sposób. Podczas ataków próbowałem pomagać sobie hydroksyzyną, ale pomagała jedynie w tych ciężkich przypadkach, kiedy czuje że stracę przytomność lub zwymiotuję. Nic nie zmieniała w lękach, które towarzyszyły mi podczas zasypiania, myślenia itd. Nie wiem co robić. R.
×