Skocz do zawartości
Nerwica.com

Polaa21

Użytkownik
  • Postów

    75
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Polaa21

  1. Polaa21

    Hej,

    Tak, ja to raczej towarzyska dusza, nawet teraz... Lubię, gdy ktoś mnie odwiedza, pogadac itd. Trochę inaczej to wygląda, gdy ja mam odwiedzić kogoś i spotkać się w jakimś innym miejscu niż mój dom, to wtedy trochę jest gorzej, bo już pojawiają się lęki i stres. Ale generalnie tak, masz rację. Czasem wyjdę i czuję się dobrze, ale czasem wyjdę i tylko myślę, żeby wrócić, bo odpadają mnie te stany i włącza mi się ciągle światełko z napisem "ucieczka"... Szkoda, że nie umiem już czerpać przyjemności tak, jak kiedyś i się zrelaksować. Pozdrawiam wszystkich i życzę Wam dużo siły i pozytywnej energii w zwalczaniu tych stanów, musi być kiedyś dobrze!
  2. Polaa21

    Hej,

    @szary kot Jeszcze w ramach zapoznania się i Twojej pierwszej wiadomości- ja mam 26 lat, bardzo ułożone, na ten moment szczęśliwe życie. Męża, córeczkę, psa, mieszkanie i dom w drodze. Naprawdę szczyt szczęścia, ale sami wszyscy wiecie, jak to jest w tym stanie. Zamiast się tym cieszyć, to ciągle jest jakies zmartwienie, objawy, lęki... Albo ten ciągły lęk przed atakiem itp. Itd. Oczywiście życie też mnie doświadczyło i myślę, że większość mojego życia wpłynęła na ten mój stan teraz, mimo że teraz mogłabym być szczęśliwa, gdyby nie ta cała nerwica. Ja niestety studia musiałam przerwać, psychicznie nie dawałam rady. Nie mogłam wysiedziec na zajęciach. Ciągle miałam ochotę uciekać, rozplakac się i zapaść się pod ziemię. Powiedziałam sobie, że wrócę i skończę studia, bo to moje marzenie, ale póki co to jestem strzępkiem nerwów, gdy muszę gdzieś wyjść i nie wiem, kiedy mi się uda ten plan zrealizować. Chwilowo nie pracuje, dopiero wysłałam córeczkę do przedszkola, zaczęłam prawo jazdy... I tutaj też oczywiście cały komedio-dramat, bo póki co wciąż jestem przed pierwszą jazdą (jedynie z mezem sobie jeżdżę, jest całkiem fajnie), ale niestety--panicznie się boję i czuję, że gdy będę musiała pojechać z obcym instruktorem to na trasie dostanę napadu paniki. Nie wiem, jak mam się przełamać w tym stanie. Ja wczesnuej pracowałam w hotelaratwie, uwielbiałam te prace. Ludzie, wyzwania, ciągle coś się działo. Ciężko, ale satysfakcjonująco. Tylko teraz też nie wiem, jakim cudem miałabym tam wrócić w takim stanie. Teraz dostaje "zawału" na spacerach, a co dopiero iść i przetrwać w pracy pełnej wyzwań, nie wiem. Chciałabym, ale się boję- teraz to niestety zdanie najlepiej mnie opisujące. Mnie ta nerwica co jakiś czas zaskakuje czymś nowym. Kiedyś miewalam sporadyczne napady lękowe. Bywało, że miałam gorszy nastrój i bałam się, że jestem chora psychicznie i że oszaleje. Czasem miewalam jakieś bóle albo kołatania serca. Teraz to ja prawie każdego dnia jestem umierajaca. Tu migrena, tam ból brzucha i mdłości, zaraz napady tachykardii, kołatania serca. Doszło do tego, że zaczęłam się bać w ogóle z domu wychodzić w obawie przed wszystkim i niczym. Mam generalnie prawie wszystkie objawy o których tj wszyscy piszą, także rozumiem doskonale. Ale mam też momenty, że wstanę, mam jakoś pozytywniejsze nastawienie i przeżywam miły dzień... Śmieje się itd. Ale to cały czas jest taka radość zamglona strachem, lękiem itd. Byle pierdoła niekontrolowanie doprowadzić mnie do jakiegoś napadu paniki i co gorsza ja wtedy nie wiem, czy to napad paniki znów, czy tym razem faktycznie jakiś zawał, udar czy szaleństwo. No szok. Ja to tez czasem jak siebie słyszę i czytam to teraz, to aż śmiać mi się chce. Bo z jednej strony to wiem, że to wszystko irracjonalne i w mojej głowie, ale niestety w stanie lęku, czy napadu to nie jest tak lekko. Moja anegdota z wakacji... To pierwszy raz ugryzła mnie osa i od razu uznałam, że będę miała wstrząs i umrę od tego ugryzienia... Ja też już bywałam u psychiatrów i chodzę do psychologa. Ale wciąż tylko daraznie się wspomagam lekami, a tak to staram się w sobie znaleźć siłę i sposoby na radzenie sobie z tym stanem. Ale ciężko jest bardzo. Szczególnie jakoś w tym roku się nasililo, po tej całej kwarantannie itd. @Aspi Ja jestem jak najbardziej za.
  3. Polaa21

    Hej,

    Hej... Witam wszystkich z podobnymi problemami. U mnie również niestety gorszy czas. Również wyłączona ze społeczności. Nie sądziłam, że nerwica może tak utrudnić życie i że w ogóle może aż tak zaawansowane stadium przybrać... Szczególnie, że generalnie kiedyś byłam żywą, pozytywną, uśmiechnięta osobą. Uwielbiam ludzi, kocham rozmawiać... A w głowie po prostu miliard lęków. Obawa że ktoś mógłby to dostrzec jest przerażająca. Czuję się często, jak jedna na milion, która jest jakaś dziwna i inna wśród normalnych, zdrowych, stabilnych ludzi. Teraz czytając te fora widzę, że naprawdę jest nas sporo. Ciekawe ilu ludzi wokół nas miewa podobne problemy, ale tego nie wiemy. Swoją drogą- terapia grupowa z ludźmi posiadającymi podobne rozterki mogłaby być ciekawa, od razu byłoby raźniej i lżej człowiekowi, że nie jest sam na świecie z tymi dolegliwościami... Tak mi się wydaje.. Biorąc pod uwagę, że samo pisanie i czytanie takiego forum bywa terapeutyczne. Choć z drugiej strony sama już nie wiem... Pozdrawiam wszystkich cieplutko
  4. Polaa21

    Cześć nerwusy!

    Hej... Znam to wszystko znam. też czuję się, jak jakaś świruska. Ja dostałam na dzień oroes, ale do tej pory boję się zacząć. Próbuję sama się ogarniać, ale jest ciężko. Doraźnie mam zomiren (tylko dwa razy wzięłam) , czasem biorę hydroksyzyne i na noc trittico. Ciężko się żyje z tą nerwicą, atakuje z każdej strony, każdego narządu i nawet wtedy, gdy się nie spodziewamy
  5. U mnie też włączył się objaw swędzenia po odnalezieniu informacji, że właśnie chloniak to powoduje. Takie punktowe kłucie i konieczność drapania się w tych miejscach. Drapałam się kilka dni z rzędu przez cały czas. Jakoś ostatnio minęło, ale jak teraz o tym myślę, to też mi się włącza. To nie przejdzie od razu, gdy przestanie się o tym myśleć tylko po jakimś czasie, ja tak mam przynajmniej. Ale nawet psycholog mi mówił, że to typowe i powszechne u nas, także myślę, że nie ma się czym martwić. Zdrowa jesteś Różyczka! :)
  6. Hej kochani. Ja jakoś ostatnio mam mało czasu, ciągle coś robię, biegam, załatwiam. Ślub, maleństwo i te sprawy, wiec w sumie ciągle w biegu. Ja ogólnie się trzymam. Wiadomo, z tyłu głowy tez mam niestety te raki, ale staram się ciągle zajmować czymś innym. Za to dzisiaj, pierwszy raz od dawna złapały mnie jakieś lekkie ataki paniki. Najpierw byłam zmęczona, nie mogłam się skoncentrować. I to mnie zestresowało... Później oczywiście było mi słabo, niedobrze...klasyka. Przeszło wieczorem w domu, gdy zajęłam się czymś innym i byłam spokojna. Pozdrawiam i dużo zdrówka dla wszystkich. :) Tak w ogóle, to ja u siebie w styczniu odnotowałam szum w uchu. I w sumie, gdy się na tym skupie, to wieczorem zawsze go słyszę, niestety.
  7. Dziękuję, Aniu, u mnie nie najgorzej. Trzymam się dobrze, spędziłam bardzo miło weekend z moją maleńką rodzinką(narzeczonym i córeczką), a jak u Ciebie wyjazd? Udało się miło spędzić czas?
  8. No tak, ten radiolog wymienił, że ten ma 1,8 długości, ale był prawidłowy, z zatoką itd.,i powiedział ze to po prostu i tak nie jest powiększony węzeł, tylko mieszczący się w normie. A bez sensu to, ja już nie mam siły o tym myśleć. Od dwóch lat go mam i jakoś dałam spokój, a teraz będę panikować.. Trudno, nic nie zrobię, co ma być to będzie..
  9. Róża, tak, miałam usg. Jeden radiolog opisał to jako wezly niepowiekszone, z czego największy widoczny ma 1,8 cm. On jest tak umiejscowiony, jak u Ciebie w kącie żuchwy. Mam go dwa lata ponad. Druga radiolog to napisała tylko, że nic nie jest powiększone, bo dodała, że takie węzły to nie są powiększone węzły, a powiedziała, że powiększone i nowotworowe już widziała wiele razy i mam w ogóle zapomnieć o węzłach. Sama dala mi dotknąć węzeł który jej prawie na karku wyskoczył i mówiła, że z tym żyje. Hematolog palpitacyjnie mnie badając tez stwierdziła, że węzły powiększone nie są, a gdy dzwoniłam spanikowana do niej, że wyczuwam jakieś kulki albo wielkości tic-taca, to powiedziała, że wezly mogą być jak ziarno pieprzu lub tic-tac i nie trzeba się martwić. Że dopiero, gdy pojawiłby się jakiś węzeł wielkości i kształtu czereśni to można zacząć się obawiać. Także no widzisz, chyba każdy coś ma. Głupoty gadala z tym usg. To tak jakby raka stwierdzało się tylko po wycięciu go. Tak nie jest, rak daje nieprawidłowe obrazy w usg, mammografii np, prześwietleniach itd., i wiele nowotworów leczy się przecież najpierw chemioterapią, a dopiero później chirurgicznie się je usuwa, wiec stwierdzenie, że usg nic nie daje, naprawdę jest lekko przesądzone. Aniu, miłego wypoczynku, jesteśmy z Tobą duchowo i mam nadzieję, że spędzisz miło ten czas, mimo wszystko. :) A Ty, Różyczka, zapomnij o tej rozmowie i tez postaraj się miło spędzić dzień, a będzie coraz lepiej. :) Mamy te forum i tutaj zawsze możemy przelać nasze obawy, to dobra forma terapii. Miłego dnia dla wszystkich. :)
  10. I takie opowieści są najgorsze. Takie wyrwane z kontekstu w pewnym sensie. Prawie każdy chloniak zaczyna się od jednego powiększonego węzła, ale trzeba zaznaczyć kilka faktów: -prawdopodobnie obraz tego jednego węzła był nieprawidłowy już od początku, -powiększony węzeł, wzbudzający podejrzenie to taki, który posiada średnicę 2cm minimum, - ta dziewczyna równie dobrze mogła mieć ten węzel wielkości śliwki, 5 cm, z nieprawidłowym obrazem w usg, - wezly w chloniaku charakteryzują się kulistym kształtem, natomiast wezly w kształcie fasolki zazwyczaj są prawidłowe i chyba każdy takie gdzieś posiada. Ja w takim razie musiałabym chorować chyba na to samo, co Ty i to od dwóch lat, bo wtedy to zauważyłam swój pierwszy węzeł, wielkości 1,8 cm. Dopiero w styczniu, gdy nadszedł mnie strach przed białaczką, a później chloniakiem- zaczęłam odkrywać inne węzełki, co było po prostu efektem przesadnego ich wyszukiwania. Kochana, zapomnij o tej rodzinnej, na pewno nic Ci nie jest. Przecież to hematolog/radiolog/chirurg ma większą wiedzę na ten temat, niż ona. Pięknie Ci szło dzisiaj i postaraj się o takie samo nastawienie jutro, a będzie dobrze. Jestem z Tobą! Buziaki Dla wszystkich i spokojnej nocki, mam nadzieję, że każdy nabierze sił do walki z tą naszą nerwicą/hipochondrią. :)
  11. A pod opieką hematologa jesteś, wiec nie masz powodu do obaw.
  12. Och matko, ale odpaliła. Tym się naprawdę nie przejmuj, ona nie ma o tym pojęcia. To nie ta specjalizacja. W styczniu, gdy pojawiły się przesunięcia w mojej morfologii, pobiegłam z płaczem do mojej rodzinnej, z pytaniem czy to białaczka, to ona tylko, że nie wie i żebym powtórzyła za miesiąc. Rodzinnym lekarzem nie ma, co się sugerować, ich wiedza jest mocno ograniczona, z bólem gardła i przeziębieniem można do nich pójść, ale naprawdę niewielu jest rodzinnych, którzy posiadają wiedzę wielu specjalizacji i potrafią dobrze pokierować itd.
  13. A dziękuję, ja podobnie jak Róża codziennie sprawdzam stan swoich węzłów, ale trzymam się stabilnie. Tez postanowiłam trochę więcej robić dla siebie, może też jakieś zakupy. Jak masz na imię w ogóle? :) Życzę Wam dużo siły, dziewczynki. Dużo pozytywnego nastawienia i aby ten dzień minął Wam milej niż poprzednie. Tak, jak piszesz- zestresowana1990, może z czasem uda nam się trochę oddalić od tych naszych dolegliwości, a miłe spędzenie czasu na pewno jest pierwszym krokiem w tym wyzwaniu. :)
  14. Hehe dziewczyny, to wczoraj musiał być jakiś narodowy dzień małych grzeszków, bo ja wieczorem tez nie wytrzymałam i zjadłam kinder bueno, które jeszcze zagryzłam ptasim mleczkiem. To efekt tego, że z kolei mój kochany właśnie poza kwiatami i innymi prezentami czasami próbuje pocieszyć mnie słodyczami.
  15. A ja mieszkam nad samym morzem. Ogólnie to zawsze staram się czytać etykiety, ale juz czasem mnie to męczy, bo żeby znaleźć naprawdę dobry produkt, to bywa trudno. Ja ogólnie nigdy nie paliłam ani nie piłam. Teraz to już nawet lampki wina się nie napije, bo się boje ewentualnego bólu węzłów. Aż mnie to bawi. Chciałam tez zapisać się na jakiś sport po ciąży, choć na wagę nie narzekam ogólnie, waże mniej niż przed ciążą, a i w ciąży dużo nie przybrałam, bo całe 9 miesięcy spędziłam nad miską. Tylko oczywiście się boje, że gdy gdzieś pójdę, to zemdleje itd. I moim uzależnieniem są słodycze również. Niestety uwielbiam czekoladę. Tylko tez boje się jeść te słodycze w obawie, że spowodują raka.
  16. Zestresowana1990, rzeczywiście... To pewnie jest powodem. Mnie właśnie też najbardziej dołują takie wieści. Myślę, że właśnie takie informacje wprowadziły mnie w ten najgorszy stan. Mam nadzieje, ze to naprawdę rzadkie, pojedyncze przypadki, bo to straszne. A masz dzieci? Nie zwróciłam wcześniej uwagi. Racja, fajne osobki na tym forum. Tez się ciesze, ze istnieje, bo naprawdę dużo daje takie wygadanie się. Tez czasami się zastanawiacie kto, jak z nas wygląda? Efekty podobnie, jak przy czytaniu książki, każdy z nas jest jakąś tam postacią i każdy w głowie ma swój własny zarys danej osoby
  17. A czym się zajmujesz? Ja pamiętam, jak zaraz po liceum zatrudniłam się w pewnym sklepie jubilerskim. Ta praca była totalnie nie dla mnie, bo nie była na tyle rozwijającą i zajmująca myśli, żebym psychicznie dobrze się czuła. Po prostu miałam za dużo czasu na myślenie i miałam okropną depresję, wtedy byłam pewna, że jestem chora psychicznie, bo miałam wszystkie te dziwne i okropne odczucia- derealizacji itd., miałam ochotę normalnie uciekać, nie potrafiłam czasem opanować ataków płaczu itd. Na szczęście po wakacjach skończyłam te pracę i zajęłam się sobą. Przed ciążą już pracowałam bardziej w swoim zawodzie, bo jestem po turystyce. Co prawda w hotelu, ale tam rewelacyjnie się czułam, bo miałam ciągle mnóstwo pracy i co dobre również z ludźmi, jak i księgowej, co było idealne, bo jednocześnie można było sobie pogadać, mieć kontakt z ludźmi i księgowość, dzięki której musiałam skupić myślenie na liczeniu i nie było czasu na myślenie o głupotach. Dziękuję dziewczynki za słowa otuchy, mam nadzieję że tak właśnie jest- ze to ten cały wirus. Chociaż same wiecie, jak to jest. Kiedyś od razu bym to przyjęła do wiadomości i zakończyła "śledztwo", a teraz obawiam się, że to tylko zbieg okoliczności i winowajcą może być jednak jakiś chloniak. Nie no, ja ogólnie staram się tak nie mówić, bo aż się boje, że rzeczywiście to przywołam do siebie. Roza, ja mam tak samo, jak Ty. Moje sny od stycznia, to 95% koszmary i według mojej interpretacji znaki ostrzegawcze, zwiastujące chorobę. Często śniło mi się, że jestem już na jakiejś chemioterapii itd. Teraz staram się odpychać czarne myśli za dnia i wieczorami, to sny trochę się poprawiły, ale miałam moment, że bałam się zasypiać. Ja mimo, że uważam, że dobrze sobie z tym wszystkim radzę, bo jednak za dnia funkcjonuje, uśmiecham się itd.,to mam takie dziwne fazy. Tez mam natretne myśli o chorobie, leczeniu, braku włosów itd. Zawsze miałam idealnie zrobione włosy, a od stycznia to w ogóle boje się włosy farbować, bo mam te wizję chemioterapii i wypadających włosów. Albo nie dotykam nawet alkoholu, bo obawiam się bólu węzłów. Ja z kolei dzisiaj nawet się ciesze, bo ma do mnie dotrzeć moja suknia ślubna. Oby tylko nic negatywnie mnie nie zaskoczyło do lipca. Wiecie co, ja zawsze byłam optymistką, zawsze pełna wiary, nadziei, siły i mnóstwa pozytywnego nastawienia. Po śmierci mamy trochę tego straciłam. Teraz od stycznia do marca byłam w strasznym stanie, ale od kwietnia znów staram się dostrzegać pozytywne rzeczy w życiu i funkcjonować normalnie, cieszyć się tym, co mam. Mam wymarzonego narzeczonego, kochaną i zdrową córeczkę z nim, własne mieszkanie i spokojne życie. Nie muszę martwić się o pieniądze i wiem, że jest wielu ludzi którzy nie mają nawet procenta z tego, dlatego wiem też, że nie mogę od razu się załamać i poddać, tym bardziej ze jeszcze nikt nie zdiagnozował u mnie raka. Powiem Wam, że nie sądzę, aby samo zdrowie uczyniło z człowieka szczęśliwym. Moja mama miała strasznie trudne życie, ja jestem najmłodsza, moje rodzeństwo jest straszne ode mnie o 15 lat i maja innego tatę. Moja mama musiała sama ich wychowywać, było jej bardzo ciężko, nikt jej nie pomagał. Całe życie była nieszczęśliwa, bo nie miała miłości, pieniądze to tak, aby przeżyć z dziećmi, często musiała się też martwić o rachunki itd. Miała strasznie ciężko, całe życie w stresie i nawet mówiła, że to przez ten cały stres się tak rozchorowała. I co, niestety umarła i każdy z nas niestety kiedyś odejdzie, ale czy umarła szczęśliwa, bo stało się to w wieku 58 lat, a nie np. 40? Każdy chciałby żyć długo, ale myślę że warto przede wszystkim żyć szczęśliwie, żeby wiedzieć, że z tego życia się korzystało, ile się mogło, kochalo się i było kochanym, nie myśląc o tym wszystkim na co nie mamy wpływu. Kiedyś przecież tak żyliśmy, nie zastanawialiśmy się nad śmiercią, chorobami itd., a teraz nie potrafimy inaczej. Kurcze, okaże się, że każdy zdrowy, a będziemy tak się zachowywać przez kolejne 60 lat i umrzemy z przekonaniem, że całe życie spędziliśmy na obawie przed rakiem i śmiercią zamiat po prostu żyć. No tak, a ja taka refleksja, tylko sama musze popracować nad tym, żeby i tak żyć, zamiast się ciągle bać. Jeszcze apropo białaczki, to w rozmazie pojawiają się młode komórki tzw. blasty. To niestety nie jest nowotwór, z którym można sobie chodzić miesiącami i nic. Ostre białaczki zwalają z nóg w tydzień i naprawdę nie trzeba ich diagnozowac kilkoma wynikami, tylko widać to od razu w morfologii, kolosalne zmiany. Są jeszcze przewlekłe, ale te nie zdarzają się u ludzi młodych w sumie wcale, a poza tym z przewlekłymi ludzie żyją normalnie nawet bez leczenia przez wiele lat. Powodzenia kochani, również życzę każdemu miłego dnia! :)
  18. Zazdroszczę, bo w moim przypadku ta śledziona nie jest ok. Przynajmniej nie była w lutym, teraz już nie wiem, nie lecę tak szybko tego sprawdzać, bo skoro cytomegalia jeszcze była aktywna dwa tygodnie temu, to bez sensu. Ale mnie właśnie ona przeraża najbardziej. Do tego od środy byłam chora, wiec może to oznaką spadającej odporności i postępującej choroby. Dziękuję, że pytałaś wcześniej, co u mnie, to miło. U mnie tak, jsk wyżej pisałam- w sumie końcówka choroby, coś mnie złapało w środę. Najpierw gardło, potem katar, teraz lekki kaszel, ale gorączki już chyba nie mam, więc jest w miarę. Psychicznie to w miarę, staram się być silna i żyć normalnie. Nic nie zmienię panikowaniem, a w tej całej hipochondrii, z drugiej strony mam też nadzieję, że może jednak jestem zdrowa, choć to takie przebłyski, dosyć rzadkie. Mimo to z codziennością jakoś sobie radzę, wstaje i uśmiecham się do mojej malutkiej córeczki, żeby ona wyrosła na pozytywnego człowieka. I to mi się udaje, moja mała gwiazda ciągle się uśmiecha. Kintre, mam nadzieję, że Tobie córeczka tez doda siły, naprawdę piękne chwile przed Tobą, trzymam kciuki. I w ogóle trzymam za każdego, oby każdy jakoś się pozbierał w całość. :)
  19. A u Ciebie, Róża, to nie żaden chloniak. Te przesunięcia naprawdę nie są duże, ja w styczniu miałam większe i byłam pewna, że to już białaczka. Ja mam ten problem, że odwrotnie, mam więcej limfocytów niż granulocytow, a to podobno typowe dla wirusów, choć dla mnie to też było przerażenie, że może jednak chloniak. Z węzłami pod pachą, to nie można tak głęboko ich szukać. Gdy byłam u hematolog to ona palpitacyjnie naprawdę delikatnie mnie badała i mówiła, że groźne, znacząco powiększone węzły to od razu się wyczuje i zobaczy, a to co wielkości ziarna pieprzu czy fasoli uchodzi za normalne. Ja gdy głęboko wyszukuje to też znajduje, ale dałam z tym spokój, powiedziałam, że zacznę się martwić, gdy naprawdę będzie coś widoczne gołym okiem. Z tym różnie mi idzie, ale jakoś się trzymam.
  20. Ty Roza00 powinnaś dostać karte stałego klienta na te badania USG jestem pewna, że wszystko wyjdzie dobrze ale oczywiście napisz co i jak :) Haha, dziewczyny, ja w lutym będąc w ostrej fazie hipochondrii robiłam różne badania co chwilę i w laboratorium dostałam kartę stałego klienta. Moja mina wtedy bezcenna.
  21. Jak duże te przesunięcia w morfologii? Na rozmaz patrzy się dopiero, gdy są nieprawidłowości w ogólnej morfologii, jeśli tam w normie wszystko, to niewielkie przesunięcia w rozmazie nie są niepokojące. A ten węzel pod pachą to nie przypadkiem ten stłuszczały czy zwłókniały?
  22. Właśnie tak się zastanawiałam, czy nick ma coś wspólnego z prawdziwym imieniem. Ale piękne imię! Różyczka. Te imię kojarzy mi się z bardzo ładną kobietką, może przez ten film "Różyczka". No nic, kochana, ja Cie rozumiem, bo miewam tak samo, jednak staram się cieszyć z "tu i teraz" mimo tego wszystkiego. Z tego, co wiem, to te nieziarnicze czasem się nawet nie leczy, tylko obserwuje. Na tym forum ziarnica pewna dziewczyna tam pisała, że mimo tego ma fajne życie itd. Naprawdę we wszystkim trzeba znaleźć coś pozytywnego, bo inaczej wylądujemy w psychiatryku. Myślę, że gdyby nie nasza hipochondria czy nerwica, to nawet byśmy nie wiedziały o tych węzłach. Na pewno nic Ci nie jest, pomyśl że nie tylko Ty tak masz, ale ja również i inni. Postaraj się nie dotykać tych węzłów, zrób sobie ładny makijaż i skorzystaj z pięknej soboty. W jakim województwie mieszkasz? Ja w zachodniopomorskim i pogoda piękna. Kochani, przepraszam, ze nie udzielam się do każdego, ale po prostu o niektórych kwestiach nie wiem za wiele i wolę się nie wypowiadać, choć jestem pewna, że i tak nic wam nie dolega, bo każdy ma takie problemy jelitowe w stresie, ja również. Za wszystkich trzymam kciuki i życzę Wam miłego dnia.
  23. Tak, ja mam. Ja mam wrażenie, że co chwilę jakieś nowe węzły wyczuwam nad obojczykiem i na szyi. Tez mam dość, a jeszcze jak pomyślę o powiększonej sledzionie w lutym, to już w ogóle. Teraz mamy maj i tez jestem przerazona, że ta choroba mnie atakuje w najlepsze i ze może okazać się za późno. Staram się nie dotykać, ale gdy już nie potrafię się powstrzymać i coś wyczuje to mam chwile paniki, ale potem staram się uspokajać, bo nie mogę myśleć tylko o sobie. Mam też dziecko i narzeczonego i póki jestem na tym świecie, chodzę itd.,to muszę trzymać fason dla nich. Roza, w ogóle jak masz na imię? Zobacz na mnie, ja też jestem przerazona tak, jak Ty, mam ten sam problem tylko jeszcze dodatkowo powiększoną śledzionę, wiec juz w ogóle panika. Musisz się uspokoić, bo po pierwsze naprawdę byłaś u świetnych specjalistów i na pewno by niczego nie zbagatelizowali. Po drugie od tyłu miesięcy żaden złośliwy chloniak nie pozwoliłby Ci już na normalne funkcjonowanie w tym momencie, byłabyś już leżąca chyba. Miałaś prześwietlenie klatki piersiowej? Jeśli tak, to już w ogóle możesz być spokojna, bo od takiego czasu tam miałabyś ogromne pakiety węzłów. Najlepiej przestań ich wyszukiwać, powiedz sobie, że je zostawiasz, nie ruszasz i nie sprawdzasz, a zareagujesz dopiero wtedy gdy będzie jakiś widoczny gołym okiem. Węzły przy chloniaku właśnie tak są duże, że nie trzeba ich szukać. Odczynowo wezly powiększone mają setki, tysiące osób i są zdrowe albo mają jakieś błahe wirusy, infekcje. Pomyśl o swoim życiu. Jeżeli żyjesz to musisz z tego korzystać. Ja tak robię, staram się cieszyć każdym dniem i każdym drobiazgiem, mimo urojeń w głowie i lęku, który często nie chce mnie opuscic. Ja zdążyłam się nauczyć, że panika w niczym mi nie pomoże. Tłumacze sobie, że mnóstwo ludzi tak ma i jest w porządku albo że rzeczywiście to kwestia cytomegalii. A kiedy to nie działa, to sobie mówię, że chloniak dobrze się leczy i ludzie żyją dalej. Z tego, co czytałam, to nawet w zaawansowanej chorobie statystki są dobre, wiec po prostu w każdym ciemnym dole staram się znaleźć jakieś światło. Miałam momenty paraliżu, normalnie nie mogłam wstać z łóżka, miałam wrażenie ze umieram i tylko płakałam. Ale to było egoistyczne z mojej strony. Zaniedbanie dziecka, związku to najgorsze co mogę zrobić, wiec póki tu jestem to musze dbać o to co mam i pielęgnować to, cieszyć się tym.
  24. Ja tez juz wole się nie dotykać, bo wszędzie coś się znajdzie. Roza, mnóstwo mam nierówności i sama nie wiem, czy to wezly, ścięgna, mięśnie. Dlatego staram się to robić jak najrzadziej, bo tylko się stresuje.
×