Nie wiem od czego mam zacząć...4 lata temu zamieszkałam z narzeczonym w innym mieście, z dala od rodziny i znajomych. Przez 3 lata studiowałam dziennie-wtedy jakoś jeszcze było, bo miałam zajęcie w ciągu dnia,ale od roku jestem na zaocznych i mniej wiecej od wtedy wszystko zaczęło sie sypać...Długo byłam bez pracy, a jak już ją znajdowałam to zwykle po kilku tygodniach ją kończyłam, bo nie dawałam rady. Nie spałam w nocy, bo przerażało mnie to, że musze rano wstać i pójść do pracy, bałam się, że zaśpie..potem że się nie wyśpie...wiem to bez sensu, ale tak było-błędne koło, w końcu byłam tak zmęczona, ze nie byłam tam w stanie naprawde pójść,a do tego dochodzą lęki, boje się innych ludzi, wyjść z domu ale i być w nim sama...czasem nachodzą mnie ataki paniki-wpadam wtedy w taki płacz, że nie potrafie się uspokoić, czasem pojawiają się myśli samobójcze, ale póki co na planowaniu się kończy...Czuje, że moje życie nie ma sensu, nie odpowiadają mi studia-ich wybór to pomyłka, nie mam nic co dsawałoby mi radość, żadnych zainteresowań ani hobby...obecnie nie pracuje, siedze w domu całymi dniami sama, bo mój narzeczony pracuje i studiuje...i płacze..ciągle płacze...zaczęłam chodzić do psychologa, ale mam poczucie, że te wizyty mi nic nie dają...prosze was pomóżcie...