Ech, neon, przestań straszyć ludzi. To, że sam sfiksowałeś, nie znaczy, że innym ów obłęd również grozi. Wrażliwość potrzebna do osiągnięcia stanu oświecenia jest cechą osobniczą i to, co jednemu daje siłę, drugiemu ją odbiera. Być może sam nie byłeś wówczas gotowy na przebicie muru.
Tzw. samodoskonalenie (nie mylić z rozwojem osobistym, bo to coś innego ) to trudna sztuka, tak samo jak ćwiczenie gry na instrumencie. Jeżeli staje się okoniem temu, czego się doświadcza, to prędzej czy później rzeczywiśćie można popaść w niebezpieczną obsesję. Nagle pojawia się milion wątpliwości i z każdą próbujesz się utożsamić.
Można powiedzieć, że ostatni rok sobie przemedytowałam i wyszło mi to na dobre (objawy, o których wspomniał neon, towarzyszyły mi, zanim w ogóle zaczęłam myśleć o medytacji), mimo że niejeden po takiej combo dawce wrażeń strzeliłby sobie w łeb lub wylądował w psychuszce.
Jeżeli pojawiają się jakieś haluny, kuriozalne myśli czy panika, to najlepszą na nie metodą jest spokojna obserwacja i cierpliwość. Trzeba zdać sobie sprawę, że każde z tych doświadczeń jest częścią rzeczywistości i nie można ich zlikwidować ani stłumić (bo wrócą). One są, tak samo jak życie jest.
Dodam jeszcze, że umysł ludzki jest bardzo potężny i bardziej nas przeraża wizja świata, którą sami pod wpływem różnych doświaczeń kreujemy, niż rzeczywistość.