Skocz do zawartości
Nerwica.com

deges

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez deges

  1. Co zrobić? Wziąć kombo ketamina+sertralina+amfetamina+lamotrygina A tak serio niezłe, co? Mi się dzisiaj wymyśliło i bardzo spodobało
  2. Weźcie tego kaznodzieje zbanujcie albo coś, bo ile można bajki w poważnych tematach czytać. Mam nadzieję, że głosy, że masz się nie załamywać się tutaj nie pojawią, bo takie gadanie jest bardzo krzywdzącą bzdurą. Przeżyłaś co najmniej kilka bardzo trudnych, a wręcz traumatycznych sytuacji jako dziecko. To niestety odbija się na psychice. Masz depresję. Twoje życie tak czy tak wymiana zmian, ale raczej nie będziesz mieć na to siły, jeśli nie dostaniesz wsparcia farmakologicznego. Dlatego zachęcam Cię do pójścia do lekarza rodzinnego albo psychiatry. Wiem, że to może być bardzo trudne. Ale jeśli chcesz poprawy (a chcesz, prawda?) to choćbyś miała się spalić ze wstydu to jest to zdecydowanie warte, a lekarz widział o wiele "dziwniejsze" przypadki, wierz mi. Twoja zamkniętość (jest takie słowo?) jest oczywiście jak najbardziej możliwa do zmiany. Sam z umiarkowanie zamkniętego człowieka stałem się wzorem otwartości i dobrze mi z tym. Polecam Ci leki i psychoterapię. Naprawdę, masz duże szanse zmienić swoje życie na naprawdę udane. Wiem mniej więcej jak się czujesz, sam mam od 2 lat depresję. Myślę, że warto próbować leczenia, bo dzięki losowi urodziliśmy się w czasach, w którym istnieją leki na depresję, a zapowiada się, że za chwilę pojawią się na rynku już bardzo skuteczne specyfiki. A w sumie i tak nie ma nic do stracenia, co nie?
  3. Euforia podczas depresji, to w ogóle możliwe? 1. Chłopak może nie odpisywać z wielu powodów. Może mieć dużo nauki, pracy, problemy bliskich, swoje. Może też korzystać z rad "wybitnych" podrywaczy, którzy radzą właśnie takie chłodne zachowanie (generalnie dość średni pomysł). Naprawdę, w ogóle to nie wygląda na to, że traci Tobą zainteresowanie. Można się po prostu zapytać, czemu tak długo nie odpisuje, najlepiej w formie delikatnego żartu. 2. Stres, że coś się spieprzy będąc zakochanym w danej osobie jest chyba normalny. Jak Cię przytłacza i nie możesz przestać o nim myśleć (a chcesz/musisz przestać) spróbuj aktywności fizycznej - to powinno trochę pomóc. 3. Co do poczucia, że musisz utrzymywać ciągle zainteresowanie, bo tak to ktoś się Tobą znudzi to wiem o czym mówisz, bo dużo tego odczuwałem. Pozbycie się tego/zmniejszenie to praca na tygodnie/miesiące i prawdopodobnie sama nie będziesz w stanie tego dokonać. Jest oczywiście sporo technik nagłego zmniejszenia emocji wobec czegoś konkretnego, ale to długa historia. Na pewnym momencie znajomości pewnie przestaniesz się tym tak przejmować, do tego czasu spróbuj przesuwać uwagę na coś innego, w momencie gdy zaczynasz o tym myśleć. To może nie być proste, ale znowu - aktywność fizyczna pomoże. Nawet taka mało intensywna, jak spacerek. 4. Możesz docenić tą karuzelę emocji, jakie daje zakochanie i po prostu doświadczać tego zamiast próbować z tym walczyć.
  4. Mieliście może kiedyś taki nagły spadek nastroju po jakimś intensywnym stresie np. społecznym? Ale mam na myśli taki silny ból istnienia (powiedzmy, że jak w ciężkiej depresji), a nie że jestem zdołowany, bo coś mi nie wyszło. Taka nagła deprecha. Bo mi się zdarzało kilka razy, ale dopiero jakoś przed depresją i na początku, wcześniej czegoś takiego nie miałem. Właśnie to było tak, że taka reakcja rosła i rosła i w końcu przerodziła się w chroniczną depresję już pomimo braku stresu. Interesuje mnie na ile to powszechny przypadek, a żadnego odniesienia w literaturze nie znalazłem.
  5. akwen, jezu, jak ty pierdolisz od rzeczy. Przede wszystkim ocena skuteczności czegokolwiek przez pryzmat własnych doświadczeń to jest strasznie zjebana metoda. Świadczą o tym: jakieś kilkadziesiąt lat badań psychologicznych, neurokognitywistycznych i pokrewnych na temat błędów poznawczych oraz podstawy metody naukowej. Każdy twój post to jedno wielkie bredzenie. A teraz proszę - stosuj wszelkiego rodzaju emocjonalne zagrywki, żeby wyjść z twarzą, ale to nie zmieni faktu, że gadasz brednie. I oby jak najmniej osób wzięło twoje tezy na poważnie. Ewolucyjnie to czy cierpimy nie ma aż takiego znaczenia. Dopiero kiedy to cierpienie jest powiązane z poważną dysfunkcją to jest to jakoś eliminowane. Dążenie do szczęścia to taki nowoczesny luksus. Btw. w tej chwili dobór naturalny działa zupełnie inaczej niż kiedyś, bo środowisko w którym żyjemy strasznie się zmieniło. Ale to i tak strasznie powolne procesy i długo minie zanim zobaczymy jakiekolwiek różnice, prędzej sami je zrobimy.
  6. nieboszczyk, problemem w depresji jest to, że właśnie nasze uczuciu/nastój/samopoczucie są nieadekwatne do panującej sytuacji. I teraz powodem takich nieadekwatności mogą być albo konkretne kwestie psychologiczne często dość głupawe, typu dana sytuacja skojarzy Ci się (nawet możesz świadomie nie zauważyć) z inną po której było nieprzyjemnie. I teraz już czujesz negatywne emocje niezależnie czy stało się coś przyjemnego czy nie. To zjawisko nazywa się "Pavlovian conditioning", bo polsku chyba po prostu "warunkowanie". Innym źródłem tego typu problemów natury psychologicznej jest oczywiście obraz swojej osoby, innych ludzi, tego jak powinny wyglądać normalne, zdrowe relacje. Obydwa te problemy są adresowane w podejściu poznawczo-behawioralnym. Ważne jest aby pozostawiają one możliwość zmiany nastroju przy sprzyjających warunkach (np. spotkanie z ludźmi, których lubisz, z którymi kontaktu się nie obawiasz i czujesz się bezpiecznie w tej relacji, a którzy nawet poprawiają obraz twojej osoby) Inna bajka to problemy bardziej natury biologicznej, ew. psychobiologicznej. Ja np. zwykle jak się budzę to taki mam cały dzień. Żadne sytuacje dnia ani nie poprawiają nastroju ani nie pogarszają. Właściwie spływają po mnie jak po kaczce. Mam czasami takie dni, że czuję się niekomfortowo w tłumie ludzi (objaw fobii społecznej?) ale kontroluję je dość dobrze i nie wiadomo, na ile to leki wywołują takie stany. Są też dni gdzie jestem totalnie wyluzowany, zrelaksowany, pewny. Na SSRI bardziej tak miałem. Na NDRI te lękowe dni to już dość często są. W problemach, w których występuje tzw. niereaktywność nastroju dość oczywistym jest upatrywać jakiejś bardziej ogólnej biologicznej dysfunkcji/skutków leków. Rozwiązaniem na problemy tego typu są leki. Okej, rozpisałem się trochę nie na temat, ale chciałem podkreślić, że to co się w życiu dzieje nie równa się temu jak się człowiek czuje. Że nie możesz ocenić tego czy dana osoba ma depresję na podstawie tego, jak widzisz jej życie zewnętrzne, szczególnie słabo kogoś znasz. I besztanie ludzi za to, że narzekają, a maja tak zajebiście jest bez sensu. Mnie szlag trafia jak patrzę jakie świetne rzeczy dzieją się w życiu a nie mogę czerpać z nich radości. Strasznie głupio mi narzekać, bo nikt tego nie zrozumie patrząc tylko powierzchownie na ogólne funkcjonowanie. I myślę, że sporo depresantów właśnie w taki sposób czuje się "nierozumiana", ale to w sumie i tak jeden z najmniejszych problemów tej trudnej chorobowy.
  7. PW otrzymałem, zdaje się, że "do wysłania" jest do czasu gdy przeczytasz wiadomość.
  8. To mój czwarty lek i biorę go czwarty dzień. Na razie tylko czasami zbiera mi się na wymioty. Może lepiej mi się myśli, ale też jestem po odstawieniu zamulającej fluo, więc kto wie, co się przyczyniło w jakim stopniu. Jak bupro mi nie pomoże to... wolę nie myśleć jak bardzo będę zawiedziony i zdesperowany. Ketamina powinna być tak sama legalna jak alkohol, a nie tej, co to za durne przepisy.
  9. To był mój trzeci lek. Na 20 i 40 mg żadnego efektu, na 60 mg naszedł mnie niezły ból istnienia i myślałem już o szpitalu psychiatrycznym, bo robiło się niebezpiecznie. Byłem też strasznie zmęczony i nie mogłem normalnie funkcjonować psychofizycznie. Po zejściu z leku te objawy minęły.
  10. Przed leczeniem sertraliną miałem depresję z pewnym nadmiarem lęku. Depresja polegała głównie na anhedonii oraz spłyceniu odczuwania emocji. Sertralina od początku mnie pobudziła, przywróciła do całkiem fajnego stanu, wbrew opiniom o eseserajach nie wykastrowała emocjonalnie, a wręcz po części je przywróciła. Zdecydowanie dała radę z lękami, teraz mam go niedobór. Wprowadziła mnie jednak w kilka-kilkanaście stanów hipomaniakalnych (myślotoki i takie sprawy), co moja lekarka na początku zignorowała. Miałem zwiększaną dawkę aż do 200 mg (bo na 50 mg miałem kilka dni z poważnymi myślami samobójczymi/agresją) i było już naprawdę blisko remisji, ale po jednym epizodzie myślotoku coś się spierniczyło i lek przestał działać, a mój nastrój zaczął spadać. Od tamtego czasu nie miałem radosnego dnia. Od tego czasu nic na mnie nie działa, ewentualnie pogarsza nastrój. Ogólnie ciekawa jest kwestia tego jak ma się występowanie efektów ubocznych do skuteczności leku.
  11. Wszyscy mi ostatnio mówią, że jestem przystojny, inteligentny i wygadany. Do tego dorzuciłbym jeszcze parę fajnych zalet i parę wad Życie mam super, a czuję się beznadziejnie. Po wczorajszej nieprzespanej nocy (mimo że przestałem balować o 4) dzisiaj pobiłem i to mocno swój rekord najdłuższego snu w życiu - 18h tylko z jedną przerwą na siku. W dzień jestem senny, zmęczony, emocjonalnie obojętny. Wszystko co kiedyś cieszyło, teraz już nie tylko nie cieszy, ale nawet odchodzi w zapomnienie. Kiedyś takie rzeczy, które dzieją się teraz w moim życiu wywoływałyby ogromną euforię, a dzisiaj czuję tylko co najwyżej upewnienie się w pewnych swoich przekonaniach. A na wizytę u psychiatry muszę czekać prywatnie 3 tygodnie, co to w ogóle jest...
  12. deges

    Nie wiem co robić

    1. Nie zadaję pytania, czytaj ze zrozumieniem. Liczyłem na zwykłe ludzkie zrozumienie osób, które to przeszły, a nie niczyje opinie. Faktycznie sformułowałem to trochę tak jakbym prosił o radę, więc przyznaję się do tego błędu. Co do cud-leku to nie wiem, o czym mówisz, bo chyba nie odnosisz się do moich wypowiedzi. 2. Nie szukam. Wydałem sporo kasy na badania i wyszło, że wszystko spoko. Można rozważać inne badania, ale zdaję się na opinię lekarza (prywatnego), bo się zwyczajnie nie znam, a badanie czego popadnie jest bez sensu. 4. Niektóre tak, ale statystyka baaardzo słaba Nadmiar wit. D też jest szkodliwy btw A takie rzeczy jak fototerapia to raczej dodatek i to dla chorób afektywnych sezonowych - ja się do tej grupy nie zaliczam. Super, mam zdrowy tryb życia i nadal czuję się okropnie. I co teraz? A może sprawa jest jednak bardziej złożona? Nieee, nigdy nie będę otwarty na ludzkie opinie (niepoparte argumentami), bo wiem, jak bzdurne są. Żeby nie było, że jestem arogant to swoje opinie niepoparte argumentami uważam za równie bzdurne. Fajnie, że nie bierzesz tego do siebie. Zdarza mi się przypływ intelektualnej szczerości i miałaś niestety nieprzyjemność go doświadczyć. W każdym razie dzięki za dobre chęci. Chcesz pomóc, a ja jestem sfrustrowany życiem cham i nonkonformistyczny intelektualista. Wybacz, jeśli za bardzo na Ciebie najechałem, ale totalnie nie mam wyczucia, kiedy to robię. Ja również życzę wesołych świąt :)
  13. deges

    Nie wiem co robić

    Argument do religii - bez komentarza. minou: 1. No właśnie, osobista opinia. Osobiste opinie osób nieznających się w temacie i snujących swoje teorie mają to do rzeczy, że są zwykle błędne. Pozwolisz, że jednak oprę się na poważnych, medycznych zaleceniach. 2. Podstawowe badania miałem. To specjalista ocenia, czy to jakaś osobna choroba czy po prostu depresja. I na razie wyniki nie sugerują, żeby to było cokolwiek innego. 3. Znasz w ogóle cel psychoterapii? Rozumiesz mechanizmy, o jakie jest oparta? Gdybyś rozumiała to byś wiedziała, że u mnie to nie pomoże nic albo niewiele. 4. Uszkodzić... taa... brałem dawki, które są przez niektóre osoby przyjmowane codziennie to raz. Dwa: nie odczułem żadnych zmian, więc jakoś mocno na układ nerwowy nie wpłynęło. Trzy, mam to gdzieś. Wszystko, na czym mi kiedyś zależało straciło znaczenie i na razie nie ma na tą przypadłość skutecznego rozwiązania. Niektóre co bardziej obeznane osoby twierdzą, że depresja gorsza od raka, bo jak masz raka to przynajmniej możesz docenić swoje życie... Ja bym się tak daleko nie posunął, nie lubię robić z siebie ofiary, ale jak widać nie jest to byle problem życiowy, który można zaleczyć psychoterapią. No i jak masz raka to przynajmniej większość ludzi rozumie, że to choroba i że trzeba ją leczyć, a na depresję to tylko rady cioci Jadzi w stylu: "potrzebujesz więcej słońca", "za mało żelaza", "musisz to przełamać", "bug jest odpowiedzią na wszystkie pytania", "jesteś przemęczony" i inne tego typu bzdety, których absurdalności inteligentnemu, wykształconemu człowiekowi nie muszę tłumaczyć.
  14. Witajcie! Od 1,5 roku z przerwami nie żyję. Tzn. wiecie, podstawowe funkcje życiowe pozostały, potrzeby fizjologiczne są, ale nie ma tego, co czyni mnie żywą istotą - uczuć. Od razu ostrzegam, że jeśli w tej wypowiedzi znajdą się jakieś wyrazy świadczące o odczuwaniu emocji, to świadczą one tylko o wyuczonej konstrukcji zdań tudzież umiejętności potężnej intensyfikacji praktycznie zerowych odczuć. Łatwiej się żyje wśród ludzi udając, że coś przyprawia cię o smutek, lęk czy radość. Staram się udawać w miarę normalnego, bo co mi pozostało? Do depresji doprowadziły mnie moje chore przekonania tudzież depresja doprowadziła mnie do takich chorych przekonań albo (bardziej prawdopodobne) sprawa jest bardziej złożona. Z przekonaniami sobie poradziłem. Twardo stąpam po ziemi, nie mam pesymistycznych ani negatywnych myśli. Mam wysoką (ale bez przesady) samoocenę. W relacjach z ludźmi sobie całkiem nieźle radzę. Nie miewam stresu ani lęku, nie jestem do tego (niestety) zdolny. Zabawne jest to, że jak już mi się wydawało, że gorzej być nie może tak okazywało się, że studnia jest bardzo, bardzo głęboka. Kiedyś byłem pewien, że nie popełnię samobójstwa - w końcu mam obiektywnie świetne, naprawdę świetne życie, mam jeszcze dużo rzeczy do zrealizowania, gdy wyzdrowieję i w ogóle. Teraz po ostatnich przejściach jednak... wolałbym, żeby mi się już nie pogorszyło. To może trochę o tej studni, bo to ciekawe (choć niezbyt pocieszające dla początkujących depresantów). Zaczęło się od straty "tego czegoś" w życiu. Tej pełni szczęścia. Czegoś brakowało i nie wiadomo było czego. Potem pojawiły się lęki, całkiem mocne, myśli egzystencjalne, derealizacja, te sprawy. Zaczęły się pojawiać odczucia, jakoby osoby z rodziny były mi zupełnie obce. Ja sam stałem się zupełnie obcy. Zatraciłem poczucie tożsamości. Potem to wszystko trochę odpuściło i pojawiła się tylko pustka i anhedonia. Wtedy jeszcze było fajnie, heh, bo miałem wystarczająco dużo energii, by robić cokolwiek konstruktywnego, co może mi się przydać w przyszłości. Przeżyłem parę najpiękniejszych chwil w życiu... przynajmniej takie powinny być, bo były nijakie. Ot, kolejny ziemniak do obrania, tyłka nie urywa. Wtedy poszedłem na psychoterapię i po leki. Trochę ogarnąłem swoje dziwne poglądy na temat relacji międzyludzkich. Pierwszy lek - sertralina - wywołał we mnie stany hipomaniakalne - przyspieszone myślenie, myślotok, duża gadatliwość, te sprawy. Przyjemności nadal raczej nie odczuwałem, ale przynajmniej coś się działo. Czasami miałem dni, że czułem, że mógłbym kogoś zabić i nie zrobiłoby to na mnie wrażenia. Heh, teraz takie coś to codzienność. Doszedłem do maksymalnej dawki sertraliny i było całkiem dobrze. Może nie remisja, ale nie było daleko. No i w pewnym momencie się zrypało. To się chyba nazywa "poop-out" i zdarza się przy tych lekach. Zauważyłem, że lekarz niczego nie ogarnia, więc zmieniłem go. Dostałem wenlafaksynę. Po 75 mg nic, po 150 mg tylko straszne zmęczenie - po 1 km z buta zasypiałem w tramwaju. Jak już to dziadostwo nie działało to próbowałem brać jednorazowo większe dawki (300 mg i 450 mg). Żeby sprawdzić co może się stać. Nie stało się absolutnie nic. Cukierki. Po odstawieniu wenli zmęczenie przeszło, ale nastrój niespecjalnie się zmienił. No to jedziemy trzeci lek- fluoksetyna. Do 40 mg kompletnie zero efektu. Cukierki. Przy 60 mg pojawił się pierwszy efekt - wszedłem w stan ciężkiej depresji, z myślami samobójczymi na porządku dziennym. Nie przeszło po 2-3 tygodniach. Po zmniejszeniu dawki z powrotem do 40 mg wróciłem do stanu poprzedniego. Tylko dodatkowo doszła spora senność w ciągu dnia, uniemożliwiająca mi praktycznie studiowanie czy nawet oglądanie filmów. O rozmawianiu z ludźmi zapomnijmy. Kupiłem sobie również tabletki z kofeiną. 200 mg (2 kawy) - nic, 400 mg (4 kawy) - nic, 800 mg (8 kaw) - zachciało mi się spać. Cukierki. Kupiłem również taki fajny lek znajdujący się na liście środków dopingujący - Cardiamid. Niby działa na przewlekłe zmęczenie fizyczne. Zero efektu. Zwykła woda. I tak dochodzimy do chwili teraźniejszej. Kiedyś jeszcze było w stanie mnie parę sytuację jakkolwiek poruszyć emocjonalnie, dzisiaj już nie. Święta i sylwester mam gdzieś, odbębnić i kolejny parszywy dzień przed nami. Niektórzy powiedzą, że miłość lekarstwem hehehe. Taaa, problem w tym, że ja się w tej chwili nie zakocham (i nie przywiążę), nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego uczucia (jak każdego innego w zasadzie). Tożsamość już dawno straciłem. Cały wysiłek, który włożyłem, żeby być tym, kim byłem teraz nie ma żadnego znaczenia. Śpię ok. 2h dłużej niż normalnie. Fajnie jest, kiedy jestem w stanie robić coś więcej niż leżeć cały dzień w łóżku. Choćby się uczyć na studia - naprawdę, to w mojej sytuacji brzmi jak dobra opcja! Od 7 miesięcy nie miałem ani jednego w miarę normalnego dnia. Od miesiąca nie miałem dnia, który nie byłby tragiczny. Mało pocieszający (hehe) jest fakt, że sporo ludzi ma gorzej - w końcu ja mam deprechę tylko 1.5 roku! Dająca nadzieję (hehe) jest ketamina, która czyni cuda, ale oczywiście jest nielegalna (bo w końcu legalny alkohol jest mniej szkodliwy... taaaa...). Jestem gotów dojeżdżać na próbę kliniczną ketaminy 300 km od mojego miasta, ale nie wiadomo, czy w ogóle na coś takiego się zgodzą. No i nie wiem co robić. Bo opcje widzę takie: a) próbować kolejnych nieskutecznych leków przez kolejne miesiące/lata - może któryś zadziała b) próbować załapać się na próbę kliniczną ketaminy - może się uda c) załatwić ketaminę na własną rękę - mało legalne i wątpliwości względem jakości otrzymanej substancji d) zaprzyjaźnić się z weterynarzem hehehe - nie takie proste e) elektrowstrząsy - kto mnie na nie zapisze i w sumie nie wiem jak ze skutecznością, ale perspektywa zapomnienia kilku ostatnich miesięcy kusząca f) wziąć lek "nie pier***l" i czekać - nic nie pomoże, ale... nic nie pomoże Jest oczywiście również rozwiązanie ostateczne, ale nie biorę go jako opcji jeszcze No i tak się wygadałem. W sumie nie wiem po co, chyba tylko żeby zabić jakoś czas i z przyzwyczajeń, które zostały mi sprzed śmierci. No i może dla jakiegoś abstrakcyjnego zrozumienia, bo ludzie, którzy tego nie przeszli tylko pierniczą o pozytywnym myśleniu (jakbym już i tak nie był hurraoptymistą z natury, hehe), totalnie nie rozumiejąc problemu.
×