Okej, a co ze mną?
Gdy byłam mała kradłam nie raz, nie tylko ze sklepów, ale również z emerytury prababci, z portfela mamy. Nie byłiśmy jakoś biedni, ze sklepów kradłam np. gumę do żucia, czasami z koleżanką ze sklepów odzieżowych jakąś biżuterię, która nigdy nam się nie przydała...
I teraz jak to usprawiedliwić? Nie myślałam wtedy za dużo, miałam mniej niż 11 lat. Nawet nie zastanawiałam sie, czy to złe czy dobre, dopóki mnie nie nakrywali, a złość mamy nie wiem czym sobie tłumaczyłam... Chociaż oczywiście wiedziałam, ze społeczeństwo tego nie akcpetuje to jakos tego "nie czułam".
Ale to nie koniec!
W wieku 16 lat ukradłam na obozie w Anglii Turczynce pierścionek - jej jedyną pamiątke po jej zmarłej mamie (która umarła gdy miała jakieś 2-3 lata). Zrobiłam to, zeby siebie "sprawdzić" czy coś takiego, żeby coś poczuć, czułam wtedy pustkę. Nie wiem do końca czemu to zrobiłam, ale nie miałam poczucia winy ani nic..
Do tego dosyć często mówiłam babci (wtedy mojej opiekunce prawnej), ze np. musiałam kupic coś za większą sume, niż tak naprawdę kupiłam i reszte zachowywałam na siebie... Było wtedy też tak, ze nie jestem pewna, ale chyba byłam uzalezniona od słodyczy i musiałam jakos kombinować... Nawet aż miałam... Poczucie winy(?) gdy tego nie robiłam... Gdy nie wykorzystywałam okazji w sensie.
I czy można mnie w jakikolwiek sposób usprawiedliwić? Zwalić na zaburzenie osobowości? Można tak??
Teraz mam 18 lat i bardzo tego wszystkiego załuję (no moze nie wszystkiego, bo wtedy nie czując, ze to było zle nie mam do tego odwolania, uczuć z przeszłości tak jak wtedy gdy miałam 16 lat), wyspowiadałam sie z tego też.