Skocz do zawartości
Nerwica.com

ad2008

Użytkownik
  • Postów

    61
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ad2008

  1. Ja biorę 30mg i docelowo mam zwiększać do 40mg. Ale po 1,5 miesiąca czasu widzę ZNACZNĄ poprawę. Miałem taką agorafobię, że bez Alproxu / Zomiren nie byłem w stanie z domu wyjść. Od 2005 roku nie jeździłem żadnym środkiem komunikacji miejskiej. I w końcu to się zmieniło :) Ba, nawet miałem wywiad do ogólnopolskiej telewizji nakręcony w tramwaju i jakoś dałem radę. Dodatkowo na rowerze bałem się przejechać dalej niż kilometr od domu - teraz spokojnie i 6km przejadę :) Człowiek zaczyna pozytywniej spoglądać na świat - ja to odczuwam jako taką przyjemną blokadę "w gardle" - kiedy zaczynam się bać to coś czuję, że to lekko blokuje.
  2. Oj można... ja od 2003 roku nie wsiadłem do żadnego tramwaju czy autobusu - agorafobia zrobiła swoje. Zmieniło się to dopiero miesiąc temu. Pomogła farmakologia i moje oswojenie z arytmią ujawniającą się na tle nerwowym. Pojeździłem trochę (na początku niemal panikując po wejściu do tramwaju) zobaczyłem że to nic strasznego i już się pewniej czuję choć do wygrania z agorafobią jeszcze kawałek drogi...
  3. To zależy bo u wielu osób głębokie oddychanie doprowadza po pewnym czasie do hiperwentylacji o której wspomniałem. Głębokie oddychanie powoduje zmniejszenie ilości dwutlenku węgla w organiźmie, który jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania dlatego najważniejsze jest oddychanie przeponowe. No chyba, że ktoś nie ma problemów z hiperwentylacją.
  4. U mnie nieco się poprawiło. Psychiatra przepisał mi paromerck, niebawem udam się na psychoterapię bo psycholog zaoferował mi wczoraj pomoc w tej kwestii. Po miesiącu brania paromercku jest znacznie lepiej. Kiedy utknę w korku to nie wpadam w panikę - ot, te leki antydepresyjne w moim odczuciu zmieniają myślenie na bardziej optymistyczne. I wtedy myślę sobie - "co to za różnica gdzie jestem - czy w domu czy gdzieś dalej - skoro w domu mogę się uspokoić to tutaj też". To mnie uspokaja. Nawet tydzień temu pierwszy raz od 5 lat wziąłem udział w imprezie tramwajowej - przejechaliśmy tramwajem z kolegami kółeczko po mieście i strach był, musiałem wziąć połowę tabletki Zomiren ale arytmia mnie w ogóle nie męczyła a po imprezie czułem się jak nowo narodzony. Wróciłem na rowerze do domu - ponad 6 km, co było dla mnie nie lada wyczynem i poczułem się przez chwilę tak jak dawniej kiedy byłem normalny... Zupełnie nie myslałem o strachu. ALE. Ta pier..$%ona arytmia znów ciągnie mnie do tej zasranej agorafobii. Jednego dnia jest dobrze - innego masakra. Co chwilę to wypadanie serca z rytmu i kiedy wiem że już się psychicznie czuję coraz lepiej to parę godzin takiej czkawki serca znów mnie kieruje w stronę agorafobii. Wczoraj pojeździłem na rowerze, nieco zestresowany a po powrocie do domu aż do samej nocy co chwilę te CHOLERNE skurcze dodatkowe. Nie mam już siły... wiem że gdyby nie to GÓWNO to bym z tego wyszedł. Coraz bardziej to olewam ale nawet niewielki stres powoduje w niektóre dni występowanie tych skurczy... Jest lepiej bo rok temu po jednym takim skurczu w pracy wpadałem w panikę - teraz mogę jakoś z tym funkcjonować aczkolwiek nieco zestresowany... W zasadzie mam zawsze Zomiren pod ręką ale nie mogę go brać codziennie więc jakoś się przemęczam bez tego no chyba, że jest źle ale w panikę nie wpadłem już od miesiąca.
  5. Można zemdleć i to z powodu o którym nikt nie pisał w tym wątku. Ja raz byłem dosłownie 2-3 sekundy od omdlenia. A cóż się stało? Kilka lat temu zaczęła się u mnie nerwica i bałem się pojechać z ojcem do jego kolegi 100km od domu. Nerwica zaczęła się u mnie od skurczy dodatkowych, które mnie w nią wpędziły - żadna wada serca, ot - taka reakcja organizmu na stres. Całą drogę byłem poddenerwowany, serce nie waliło mi ani szybko ani mocno - właściwie to nieco zbyt słabo. Kiedy dojechałem na miejsce to ręce miałem zimne i nieco zdrętwiałe. W drodze powrotnej ręce zdrętwiały mi na dobre a chwilę później zaczęły mi drętwieć nogi, plecy oraz cały tułów. Zatrzymałem samochód i upadłem na ziemię nieco zamroczony bo zacząłem tracić przytomność. W drodze do domu, już z ojcem za kierownicą, jeszcze 3 razy musieliśmy się zatrzymywać bo drętwienie wracało. Na pogotowiu skierowali mnie do psychiatry. Co to było? Nikt mi nie powiedział ale podejrzewam że HIPERWENTYLACJA. Nie wiem jednak czy to jest na pewno to... Czasem podczas stresu drętwieją mi ręce i lewy policzek i obawiam się, że dojdzie do tego co było parę lat temu... no ale, ostatnio zaczynam to olewać i mówię sobie że mam to w d... czy stracę przytomność czy nie. Od tego się nie umiera a nawet jeśli to trudno.
  6. Miałem dzisiaj ciekawą sytuację w pracy - pytam się właścicielki firmy, przesympatycznej kobitki czy mogę wziąć wolne wakacyjne dni. Ona - "ależ nie ma żadnego problemu". Spytała się mnie dokąd jadę - ja mówię, że ciężko będzie dokądkolwiek pojechać ale spróbuję jeździć coraz dalej. Wcześniej mówiłem jej o moich problemach bo czasem się zwalniałem wcześniej z firmy kiedy robiły się ogromne korki w mieście. A ona do mnie "ja wiem co ci dolega!!!" - "ty masz agorafobię!". Aż mnie zatkało. Okazało się, że ona też ma ale tylko parę objawów - jak np. utknie w korku w tunelu to wpada w panikę. No proszę...
  7. Ja pisałem że po 1 dniu było ok ale godzinę później jak mnie łeb rozbolał to trochę czasu minęło nim przestał. Co ciekawe to był pierwszy raz w życiu kiedy mnie głowa bolała - może to dziwne ale nie znałem wcześniej tego bólu. Do tego doszły zawroty głowy i ruchy miałem jakieś takie trzęsące, czułem się osłabiony i jeść za bardzo się nie chciało. Teraz te objawy ustąpiły i czuję to znane, przyjemnie ściskanie w gardle kiedy zaczynam się bać ale nie mogę bo jest ta blokada w "gardle" (ale jakbym się postarał to bym dał radę wpaść w panikę, tak myślę
  8. Ja wcześniej (4-5 miesięcy temu) brałem Seroxat ale sam go odstawiłem co nie było dobrym pomysłem bo może ataków paniki nie mam ale strach dosyć często występował. Wczoraj psychiatra przepisał mi 2 tabletki dziennie ParoMercku 20mg. Wziąłem wczoraj jedną i jest w porządku. Nie wiem tylko dlaczego w skutkach ubocznych jest napisane że jest możliwe przybieranie na wadze - u mnie to jest działanie jak najbardziej porządane bo parę kg mi się przyda
  9. Ja tak robiłem - wychodziłem, jeździłem coraz dalej ale w niektóre dni z niewiadomo_jakiego_powodu pod wpływem nawet niewielkich emocji występują u mnie skurcze dodatkowe serca a w najgorszym razie częstoskurcz. Pewnie mało kto z Was wie co to znaczy mieć walące serce w nieregularnych odstępach czasu i z różną siłą uderzeń, pod wpływem MINIMALNYCH emocji - do czasu kiedy człowiek się w 99,9% nie uspokoi to to dziadostwo nie odpuszcza. Zapewniam Was, że taka seria sprawia, że cały wysiłek włożony w robienie tych małych kroczków coraz dalej - legnie w ciągu paru sekund w gruzach. Tym bardziej, że to jest tak jak błędne koło - więcej stresu - serce szybciej bije - większa arytmia a ja dwa razy podczas takiej paniki dostałem częstoskurczu a to już nie było zbyt wesołe. Także może to dziwnie zabrzmi ale zazdroszczę tym, u których stres nie ma przełożenia na regularność bicia serca. 100 razy bardziej wolałbym mieć problemy żołądkowe czy oblewać się intensywnie potem niż odczuwać to cholerstwo... No ale... każdy z nas ma swoje problemy i dla każdego z nas mają one inną wagę.
  10. Dla mnie to nie jest takie proste bo do morza mam 7-8 godzin jazdy samochodem a najpewniejszym moim bezpiecznym punktem jest dom - także podróż powyżej kilkunastu km może być dla mnie niesamowicie trudna i podejrzewam że więcej osób z agorafobią może mieć podobne kłopoty w pokonywaniu odległości. Ja jak wcześniej pisałem boję się paniki połączonej z arytmią serca. Podczas takiej paniki z arytmią nie jestem w stanie uspokoić się gdzieś indziej niż w pobliżu domu. To przekonanie o tym, że tylko w domu mogę się uspokoić jeszcze bardziej potęguje strach. Jeśli mam spokojne dni to wychodzę z domu całkiem wyluzowany i w pracy też nie odczuwam żadnych lęków - pełen luz. Ale jeśli jest kiepska pogoda, na drogach spory ruch a zewsząd docierają do mnie informacje o korkach (czyli przeszkoda w szybkim powrocie do domu gdybym wpadł w panikę) to na długo przed wyjściem jestem już zestresowany. Najgorsze jest to, że przejście od stanu pełnego spokoju do ogromnej paniki może trwać zaledwie kilka minut. Pomagają mi czasem myśli typu "co to za różnica gdzie jesteś czy w domu czy tutaj" ale do pewnego momentu - jeśli strach przeistoczy się w panikę to myślę tylko o jednym - szybko wrócić do domu bo to jedyny ratunek dla mnie.
  11. Ja mogę pogadać ale ciężko się z kimkolwiek umówić podczas wakacji (albo wyzdrowieli albo wyjechali - i jedno i drugie napawa optymizmem Także jak coś to pisz na priv. Piotrek.
  12. Czyli pogotowie musiało interweniować? A jak u Ciebie jest z podróżowaniem? Wyjazdy na wakacje itp... Ja tak sobie myślę, że wszędzie bym z kimś pojechał jeśli miałbym przy sobie taki guzik po naciśnięciu którego zasypiałbym w ciągu sekundy :) Wszystkie problemy by zniknęły. Albo doktora z tą magiczną strzykawką o której piszesz Ja mam podobnie. W zasadzie im spokojnieszy jestem w chwili wyjścia z jakiegoś pomieszczenia - tym mam niejako większy zasięg przemieszczania się. Brawo, ja z kolei pojechałem (z ojcem) samochodem na jakieś 15 km, niewiele to jest ale zawsze to coś :) Akurat mam takie zainteresowania turystyczne (paradoksalnie) i robiłem zdjęcia ale wpadłem po kolana w błoto - od razu zapomniałem o strachu (lol). Mam 28 lat ale już się pogodzilem z tym, ze jak się nie wyleczę to nie mam co myśleć o wyprowadzeniu się z domu i rodzinie... Ja brałem krótko Doxepin (chyba tak się nazywał) - co prawda czułem się po nim bardzo uspokojony i przez całe miasto przedzierałem się bez większych problemów nawet w piątkowe popołudnia ale skutki uboczne bardzo mnie irytowały - jeden z nich to nerwowość (potrafiłem wybuchnąć nagle jeśli ktoś mnie zdenerwował) a drugi to wrażliwość na dźwięki - to była makabra. Odgłosy zamykania drzwi doprowadzały mnie do szału - czułem się wtedy jakby jakas igła przeszywała moje ciało. Miałem nawet śmieszną sytuację. Siedziałem w pracy a tutaj nagle jeden z pracowników nadmuchał torbę papierową i ŁUUP! Jak z krzesła wyskoczyłem to na podłodze wylądowałem. Teraz biorę Alprox lub zamiennik Zomiren. To jest ta grupa leków o której piszecie. W weekendy w ogóle nie biorę jeśli nie ruszam się z domu a tak to 1/4 lub 1/2 tabletki dziennie - 0,5mg. Nie wiem czy jestem uzależniony - na święta Bożego Narodzenia w ogóle nie brałem i oprócz dosyć częstego uczucia niepokoju nie miałem innch dolegliwości. Jeśli w pracy łapie mnie arytmia to biorę 1/4 - może i to ma efekt placebo ale fakt faktem że czuję się spokojniejszy. W domu jak mnie łapie to nic nie biorę bo nie wpadam przez to w panikę tylko najgorzej jest w niedzielę kiedy przez weekend nie brałem tabletki, przychodzi noc, kładę się spać ale nie mogę zasnąć bo muszę być w 100% (!!!!!) spokojny żeby co minutę nie mieć tych cholernych szarpnięć w klatce piersiowej. To jest akurat pech że to dziadostwo odzywa się rano i w nocy - lekkie emocje i już te walnięcia... czasem nie wytrzymuję nerwowo i walę się pięścią w tułów wtedy co ciekawe - przechodzi :)
  13. Witam stokrotkę również :) Mam do Ciebie zatem pytanko - w jaki sposób udało Ci się tę panikę przerwać? U mnie jest tak, że w skrajnym przypadku muszę wyeliminować czynnik będący "inicjatorem" tego ataku paniki dlatego nie wyobrażam sobie teraz jazdy na większą odległość. Nie wiem czy przeżyłbym np. utknięcie w gigantycznym korku w środku miasta. Musiałbym szybko znaleźć się w domu a na piechotę nie jestem w stanie przejść dalej niż kilometr. To samo dotyczy podróży na dalsze odległości, nie mówiąc już o jakimś wyjeździe nad morze czy w góry... Co się stanie jak mnie złapie arytmia albo ogromny lęk gdzieś na szczycie góry? U mnie sprawę pogarsza ta cholerna arytmia - nie dość, że człowiek się boi to jak to dziadostwo występuje to jest już totalna kaplica. Ataków paniki takich w skali 10/10 miałem minmum 6-7... Miałem jeszcze problem w pracy bo pracowałem do godziny 17:30 i w zimie zdarzały się takie dni, że całe miasto było zakorkowane - powrót do domu na mojej trasie zajmował około 2.5 - 3 godziny. Jak tylko nadchodziła pora wyjazdu do domu to zaczynały się czarne myśli - "jak ty te 3 godziny wytrzymasz?" albo "gdyby teraz dopadła mnie panika to nie mógłbym znaleźć się szybko w domu - nie mógłbym się USPOKOIĆ, nawet karetka pogotowia nie dotarłaby szybko". Próbowałem blokować informacje o korkach w mieście - wyłączałem radio ale czasem ktoś przyjeżdżał do firmy i mówił "o mój Boże, całe miasto stoi" -> i strach. Przed uruchomieniem zapalnika na tej tykającej psychicznej bombie ratował mnie fakt, że podczas tego stresu nie występowały skurcze dodatkowe serca więc powoli się uspokajałem powtarzając sobie "co to za różnica czy jesteś w domu czy tutaj?" - i chodziłem do kuchni (firma jest w willi) coś zjeść, umyć talerze i mówiłem że zawsze mogę tutaj przenocować, nie muszę wcale jechać. Pytałem się właścicieli do kiedy mogę siedzieć - a oni mówili "tyle ile chcesz" i to mnie uspokajało. Raz jednak miałem taką sytuacje, że większy stres trwał już ponad tydzień bo zmienili organizację ruchu na remontowanym moście i korki były potworne. Jak usłyszałem piski za oknem (czyli korek już osiągnął 1,5km długości), zaczął się strach i seria skurczy dodatkowych a to u mnie równa się PANIKA. Wybiegłem z firmy i od razu do taksówki (na szczęście postój blisko)... panika ogromna. Sam strach potrafię zwalczyć jeśli trwa parę minut, jest nawet silny ale nie wystąpi arytmia. Uspokaja mnie to, że mam pewność, że w tej chwili żaden strach nie wywoła arytmi więc nie mam się czego bać. Jeśli złapie mnie to dziadostwo to tylko w domu się uspokoję. A tak to nawet tabletki nie wezmę do ust ani nie zadzwonię telefonem tak jestem sparaliżowany strachem. Spróbuję znaleźć jakiegoś kolejnego psychiatrę na NFZ... chodziłem na psychoterapię ale 80zł za sesję to był za duży wydatek dla mnie... pracuję na pół etatu bo liczba zamówień w firmie spadła a rodzicę zabierają mi ponad połowę pensji, do tego 120zł na paliwo i niewiele zostałe... To trochę smutne, że nie mając pieniędzy można tkwić w tym gównie (przepraszam za określenie choć to i tak za mało powiedziane) latami... Nowej pracy narazie nie szukam bo musiałbym powiedzieć co mi dolega albo znaleźć ją w miarę blisko od domu.
  14. ... no więc właśnie. Teraz lęk bierze się z obawy przed wystąpieniem ponownie tej samej sytuacji. Ja miałem tak, że kilka lat temu zaczęły się u mnie pojawiać rano skurcze dodatkowe serca. Pojawiła się obawa przed ich wystąpieniem - zwłaszcza wtedy kiedy byłem poza domem. Jednego dnia ojciec powiedział do mnie, żebyśmy pojechali do jego kolegi (100km) naprawić komputer. Bałem się tej jazdy a zwłaszcza tego, że złapie mnie arytmia w połowie drogi. Ja prowadziłem samochód, cały czas będąc w stanie niepokoju. Posiedzieliśmy u kolegi ojca, komputer zrobiony ale strach był coraz większy. Na szczęście arytmii nie miałem - zero skurczy dodatkowych. W drodze powrotnej jak byliśmy w połowie to nagle poczułem że drętwieją mi ręce - nie przejąłem się tym zbytnio... do czasu kiedy zaczęły drętwieć mi nogi. Zatrzymałem auto i ojciec zasiadł za kierownicą (na szczęście nic nie pił tego dnia) - już spanikowany, po paru kilometrach czułem że drętwieją mi plecy i cały tułów - zacząłem odpływać, zatrzymaliśmy auto, wytoczyłem się z niego i upadłem na jezdnię lekko zamroczony. Napiłem się piwa, pobiegałem trochę i tak zaczęliśmy pędzić do miasta na pogotowie, robiąc co pare kilometrów przerwy bo drętwienie wracało. Na pogotowiu rozpłakałem się, tam mnie skierowali do kardiologa i do psychiatry. Kardiolog powiedział że jest wszystko ok, psychiatra dał mi coś na depresię i po dwóch miesiącach odzyskałem wolność - jeździłem przez rok wszędzie - pociągiem, autobusami, tramwajami, byłem NORMALNY. Wiedziałem że ten incydent był związany z długotrwałym strachem - ostatnio wyczytałem, że to była prawdopodobnie HIPERWENTYLACJA - czyli kontrolowanie oddechu powodujące zmniejszenie ilości dwutlenku węgla w organiźmie co prowadzi do omdleń. Podczas stresu czuję lekkie drętwienie rąk i lewej części podbródka - ciśnienie serca wtedy spada. NORMALNY byłem przez ponad rok. Jeździłem na rowerze, chodziłem gdzie chciałem do czasu kiedy przyszła jesień. Wsiadłem na rower podczas wichury - po przejechaniu kilometra dopadła mnie taka arytmia, że nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Panika, do domu kawałek i to pod wiatr - na szczęście jakoś dojechałem ale piętno w głowie zostało. Problem był w tym i nadal jest, że nie wiem od czego zależy ta arytmia (jem magnez, potas i raz jest ok a raz do kitu) ale prawodpodobieństwo wystąpienia skurczy dodatkowych pod wpływem NIEWIELKIEGO STRESU znacznie rośnie rano i wieczorem. W ciągu dnia mogę tego nie mieć w ogóle. Kiedy jeździłem na uczelnię to w środku - na zajęciach mogłem się bać, panikować i nic się nie działo a jak tylko wychodziłem z budynku to takie serie miałem, że w panice biegłem do taksówki bo własnym autem nie byłem w stanie wracać. Jestem w stanie uspokoić się głównie w domu choć był okres kiedy w domu wpadałem w panikę (zbliżająca się burza, nie dająca zasnąć arytmia, wyjazd rodziców). Powoli trenuję jazdy w korku tyle, że to musi być korek prowadzący DO DOMU lub bez możliwości ucieczki z niego. W korku który prowadzi od domu i mogę w każdej chwili zawrócić mogę stać nawet cały dzień. Ostatnio przeprowadziłem ciekawy test - w pracy siedziałem spokojnie (a to dlatego, że ruch na drogach jest mały i nie ma prawie w ogóle korków w mieście) i wyjechałem do domu. Jeśli zaczynam jazdę będąc spokojnym to mam sporą tolerancję na różne wydarzenia po drodze (m.in. korki). Wracam, wracam, specjalnie taką trasą która łatwo się korkuje - jadę a tu nagle stop. Ani do przodu ani do tyłu ani w bok - ani nawet auto zaparkować i na piechotę przejść. Od razu - bez myślenia, już intuicyjnie zaczynam panikować, tu dudu, skurcz dodatkowy ale staram się odnajdywać jakieś uspokajacze - np. myślę sobie, że za chwilę jak się ruszy to mogę postawić auto na chodniku. To mnie uspokaja właściwie do poziomu całkowitego relaksu. Raz jednak wjechałem w taki korek, który przez 10 minut nie ruszył się ani o metr do przodu. Panika, nie wiem co ze sobą zrobić... ale znalazłem wyjście - z lewej strony jezdni, 5m przede mną były zaparkowane auta. Podszedłem do gościa który stał przede mną - poprosiłem żeby lekko się przesunął bo chcę zaparkować auto bo mam ważne spotkanie. Gość przesunął się, zaparkowałem auto, wyciągnąłem składany rower z bagażnika (to moje koło ratunkowe :), jadę w stronę domu a tu widzę co jest powodem korka - straż miejska ładuje auto na lawetę! Właśnie odjeżdżają, zawracam, ładuję rower do auta i jadę w spokoju dalej. Chciałbym się zmierzyć z takim korkiem który nie rusza się przez godzinę i nie da się z niego wybrnąć ale CHOLERNIE się tego boję. Największy koszmar dla mnie to utknięcie w korku daleko od domu na autostradzie albo wpadnięcie w panikę - również daleko od domu, daleko od miasta - jeszcze jak się auto nagle zepsuje w środku pola... I pomyśleć że kiedyś potrafiłem z buta w środku nocy zasuwać 10km przez pola...
  15. Eh, po paru latach życia z nerwicą w końcu dowiedziałem się, że mam agorafobię. Na szczęście nie jest na tyle silna, żebym nie mógł wyjść z domu ale to zależy od tego jak szybko będę mógł w razie czego wrócić do domu. Najdziwniejsze jest to, że jeżdżąc samochodem znalazłem sobie coś w rodzaju bezpiecznych punktów - to są postoje taksówek. Wiem że jeśli auto mi nawali to zawsze do nich w miarę szybko się dostanę ale tylko wtedy kiedy po drodze nie będzie żadnych korków i korki są moim KOSZMAREM a w mieście w którym żyje jest ich MNÓSTWO (makabra). Udało mi się znaleźć w połowie bezpieczny punkt w budynku firmy w której pracuję a to jest piękna willa z ogrodem i basenem ale różnie z tym bywa - przez 2 lata remontowali most na mojej drodze do domu i był ogromne korki, przez 2 lata codziennie po 15:30 słyszałem odgłosy stojących w korku aut. Przejazd przez ten korek zabierał ok 10-15 minut czasu - jeśli tylko go zobaczyłem to wpadałem w panikę dlatego włączałem radio i starałem się o tym nie myśleć. Raz wyszedłem z firmy, nie mając kluczy zrobiłem to przez drzwi od garażu (otwieram je od środka, od środka zamykam i jak się zamykają to uciekam na zewnątrz), idę do auta a tutaj niespodzianka - w firmie zostawiłem klucze. W środku nie ma nikogo, dzwonię do właścicieli - "będziemy za pół godziny", dzwonię po taksówkę - "niestety nie ma wolnej w pobliżu", dzwonię do innej firmy - "niestety taksówka nie może przyjechać bo są ogromne korki a mamy tylko jedną wolną" i panika... Przez 15 minut jakoś się przemęczyłem, wracam do firmy a tam... właściele. Pytają się dlaczego zostawiłem otwarte drzwi w garażu. Okazało się, że jak drzwi od garażu się zamykały to uderzyły w deskę która zaplątała się na ziemi i otworzyły z powrotem. A ja w panice krążyłem wokół otwartego budynku :) Ale... skąd się wzięła ta moja agorafobia - wszystko zgadza się z książkowym opisem - to jest lęk przed wystąpieniem paniki która kiedyś wystąpiła. Akurat u mnie jest o tyle nieszczęśliwie, że stres, panika powoduje ARYTMIĘ SERCA. Miałem parę razy takie przypadki, że serce waliło mi jak oszalałe, oczywiście nieregularnie i panika... Zazdroszczę tym, którzy tego dziadostwa nie mają (skurcze dodatkowe i częstoskurcze) - gdyby nie to to bym się już dawno z tej nerwicy wyleczył. A tak NIE MAM SIŁ JUŻ - lekki stres i już to SKUR...syństwo występuje. Dlatego nie jeżdżę nigdzie dalej - jutro spróbuję od dłuższego czasu wyjechać na odległość ok. 40-50km, wezmę tabletkę przeciwlękową w większej ilości i może to pozwoli mi się przełamać... bo z arytmią to się częściowo oswoiłem... gorzej, że przypomina o sobie hiperwentylacja (drętwienie rąk a w ostateczności to prowadzi do omdlenia - raz byłem bliski tego kiedy zdrętwiało mi CAŁE ciało).
  16. ad2008

    Nerwica a relaks

    Mnie tam też ciężko jest się zrelaksować ale na ogół wtedy kiedy chcę się zdrzemnąć w środku dnia Na szczęście nie mam zbyt często takich dni ale kiedy już chcę odpocząć i przysnąć na chwilę to odzywa się u mnie to g...ne serce, które kiedy nie jest obciążone wysiłkiem pod wpływem LEKKIEGO stresu wypada z rytmu. Te skurcze dodatkowe to jest dla mnie makabra i źródło problemów psychicznych. Chce się człowiek rozluźnić a tutaj lekki stres i co chwilę czuję te cholernie upierdliwe mocne łupnięcia w klatce piersiowej. Najlepiej to olać i coraz bardziej się do tego przyzwyczajam ale muszę być niemal w 100% spokojny żeby co 1-2 minuty nie czuć żadnego łupania.
  17. Co do tego gdzie się leczymy to ja straciłem nadzieję jeśli chodzi o darmowe leczenie. Byłem u dwóch lekarzy na Weigla ale bagatelizowali problem. Pani doktor na mój tekst o tym, że boję się przejść / jechać gdzieś dalej bo dopadnie mnie lęk i strach przed wystąpieniem arytmii to tylko słyszałem "no i co z tego? i co się stanie?" - tyle że arytmia przy sporym ciśnieniu i bardzo szybko bijącym sercem nie jest czymś co da się tak łatwo olać. Z kolei pan doktor przepisał mi Seroxat i Alprox doraźnie i powiedział żebym przyszedł za miesiąc do kontroli. Przyszedłem, powiedziałem że jest nieco lepiej ale lęki dalej są to usłyszałem "leki co mogły zrobić to zrobiły, trzeba iść do psychologa". A psycholog odsyła do psychiatry. Chodziłem też na psychoterapię ale 60zł za godzinę to był trochę za duży wydatek na dłuższą metę a poprawy nie było widać, choć pewnie parę tygodni to za mało... No ale... nie wiem co zrobić, gdzie iść - mam wrażenie że każdy psychiatra ma głęboko w d#$ie stan mojego zdrowia. Jeśli chodzi o spotkanie to jeśli będzie takowe a ja będę w jako-takiej formie to chętnie się zjawię... Tylko tak jak kiedyś pisałem - najlepiej spokojne miejsce bo z natury nie przepadam za miejscami w których pod sufitem unosi się obłok papierosowego dymu a do kolegi oddalonego o metr trzeba krzyczeć na cały głos. Teraz jest lato więc możliwości jest więcej no ale z chętnymi może być problem...
  18. Oj... napisałem posta ale nie wysłało... jakieś problemy techniczne. Jeszcze raz - w skrócie - jeśli będę w formie (!) to piszę się na to. Tyle, że - czytając poprzednie posty - fajnie by było gdyby to było jakieś spokojne miejsce w którym można normalnie porozmawiać o takich problemach nas nękających. Bez obawy o dziwne spojrzenia z sąsiedniego stołu...
  19. Jeżeli o mnie chodzi to pomaga mi ojciec. Matka mnie zupełnie nie rozumie ale już przyzwyczaiła się do tego, że nie wszystko jestem w stanie zrobić. Mój problem polega na tym, że boję się tego, że będę się ... bał a jeśli jestem mocno wystraszony to jestem w stanie się uspokoić tylko w domu. Dlatego panicznie boję się utknięcia w korku, zatrzaśnięcia w windzie (sporadycznie nimi jeżdżę - samej jazdy się nie bojąc tylko tego, że się nagle zatrzyma między piętrami) i matka właśnie tego nie rozumie. Wiele razy na mnie okropnie krzyczała kiedy mówiłem, że nie zawiozę jej do siostry (która akurat mieszka w takim miejscu że aby do niego dojechać popołudniu w dzień powszedni to trzeba odstać 20 minut w korkach - w jedną i drugą stronę). Siostra mnie rozumie od kilku miesięcy - sama miała ostatnio podobne problemy. Myślę, że poradziłbym sobie z tymi lękami gdyby nie to, że przypomina mi o nich moje @#$@#% serce - im większy strach - tym większa szansa na to, że wystąpi skurcz dodatkowy. Jeśli mam spokojne dni to może mi serce walić bardzo szybko i mocno i nic się nie dzieje ale po ciężkim tygodniu próg wystąpienia tych dolegliwości może się znacznie obniżyć i miałem już taki dzień, że serce chodziło mi jak rozklekotany silnik. Na szczęście to jest nic groźnego (byłem już u 4 kardiologów, EKG, echa serca, USG - żadnych nieprawidłowości tylko skurcze dodatkowe na tle nerwowym) ale tak czy inaczej każde takie wybicie serca z rytmu to poza domem spora dawka stresu - jeśli wystąpi kilka w ciągu kilku minut to jestem w błędnym kole a z tego niełatwo jest uciec... Duży stres - większa arytmia... makabra...
  20. Jeżeli chodzi o miejsce to jak pisałem - jak dla mnie łupanina uniemożliwiająca rozmowę w inny sposób niż na migi, obłok dymu papierosowego -> odpada (przy okazji szacunek dla ludzi którzy czerpią przyjemność z przebywania w takiej atmosferze - podziwiam ich za to - dla mnie to nic przyjemnego :) Fontanna na pl. 1 Maja - dobry pomysł ale pomysłu na lokal nie mam. Jest w pobliżu pub który założył mój znajomy ale nie wiem jak z wolnym miejscem w piątki... Piątek to jak wiadomo (niestety) dla wielu osób najlepszy dzień na wieczorne pogawędki dlatego ciężko będzie coś o tej porze ciekawego znaleźć... Miałem nadzieję, że coś wyjdzie w inny dzień tygodnia niż w piątek czy sobotę no ale nie będę już marudził bo każdemu w inny dzień bardziej lub mniej pasuje :)
  21. Ja zawsze biorę na serio jeśli coś jest już ustalone dlatego czekam na ostateczne potwierdzenie :)
  22. Dla mnie może być i Whiskey Bar, Różowa Pantera albo Czerwona Landrynka, byle dało się normalnie porozmwiać i oddychać :) Jak już się opisujecie to... niech będzie :) płeć: mężczyzna wiek: 27 kolor włosów: ciemny blond wzrost: 181 ubiór: jasna, brązowa kórtka, jasne spodnie imię: Piotrek
  23. Nie! O nową restauracyjkę o nazwie "Spiżarnia" :) Po sąsiedzku jest kolejny lokal znajomych w którym często goszczę, dodatkowo urządzony na staroświecką modłę, jeśli można tak napisać :) Kiedyś myślałem że dobra jest fontanna na pl. 1 Maja ale do czasu kiedy okazało się, że tam mnóstwo ludzi niekiedy stoi i czeka na kogoś Chociaż może... spróbować z tą fontanną - myślę, że biała kartka to wcale nie taki kiepski pomysł. Można nawet złożyć i jak będzie widać, że ktoś miętoli jakiś papierek to będzie wiadomo, że to jakiś psychol
  24. No super :) Dosyć często chodzę na Włodkowica ale do innej knajpki :) No i dobra znajoma prowadzi tam też restaurację wraz z synem i mężem. Haha, dobre :) Ja myślę, że wystarczy coś prostego jak np. biała kartka papieru A4.
×