Już dawno powiedziałabym o tym lekarzowi,ale mi wstyd. Lekarka widziała już moje blizny, nawet tego nie skomentowała. Dodatkowo boję się,że trafię do szpitala. W końcu zagrażam sobie...
Co do poczucia winy... To go nie ma. Nie widzę nic złego w tym,że czasem się... skaleczę. Wolę skrzywdzić siebie niż kogoś innego, ale to już ma związek z moimi psychozami. Terapię zaniedbałam, boję się tam iść, za dużo nieznanych ludzi. Byłoby idealnie gdyby ktoś mnie tam odprowadził. Nie wiem co robić, próbuję z tym walczyć, omijam wszystkie kioski, apteki, nawet połączenia typu ostrzówka do ołówka plus śrubokręt. Wracając do terapii. Mam strach iść do Opusu, bo nie chcę żeby skierowali mnie do jakiegoś strasznego miejsca typu szpital psychiatryczny w Starogardzie Gdańskim.
Na tę chwilę trzymam się dobrze. Z żyletką mam kontakt na co dzień, jest w skrobaku do szyb akwariowych,ale ona mnie nie kusi. Gorzej z tymi w kioskach. Dlatego je omijam. Podejrzewam,że gdybym mieszkała sama to już dawno bym pękła, a tak muszę się ukrywać przed mamą, co za tym idzie przed szpitalem. To jest jedyny powód jaki trzyma mnie w ryzach.