Skocz do zawartości
Nerwica.com

patologia

Użytkownik
  • Postów

    41
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez patologia

  1. Ta definicja potwierdza to co mówię, więc w czym problem? Cechy promowane przez społeczeństwo to cechy promowane przez społeczeństwo, w średniowieczu była to asceza i umartwienie, i co? Ci którzy umartwiali się nad marnością życia byli genetycznie lepsi? Nie. Byli dostosowani do jakiegoś tam wzorca, przez co zyskiwali jakieś tam społeczne bonusy. Co tu do rzeczy ma genetyka czy inna ewolucja. Siła fizyczna to cecha obiektywnie pozytywna bez względu na zapatrywania społeczne, to samo dotyczy zdrowia etc.. Nie chodzi o to, z resztą. Rozmowa się rozmywa to fakt, zatem uporządkujmy pewne sprawy. Twierdzisz, że istnieje coś takiego jak dobór naturalny wynikający z bezwzględnej ewolucji. Ewolucja tak, jak twierdzisz, dąży do „wygrania” genów lepszych, czyli ich przetrwania i rozwoju, geny słabsze w naturalny sposób mają wymrzeć, bo są „2/10”. Stąd też owy determinizm. I tyle, od samego początku odnosiłem się do tej tezy i prostymi przykładami staram się wykazać, że tak nie jest. Z kolei teraz przekręcasz, że to Ciebie nie interesuje, bo liczy się jakość, czyli fakt bycia atrakcyjnym dla większej ilości kobiet jest dla Ciebie wyznacznikiem sukcesu ewolucyjnego. To że ostatecznie, więcej genów przekaże człowiek z nizin a nie Bradd Pitt jest nieistotne, otóż z biologicznego punktu widzenia jest. Temat preferencji kobiecych celowo pominę, bo tak szczerze nie chce mi się o tym rozmawiać i nie do końca o to mi chodziło, ale generalnie prawda, skomplikowana sprawa i wszelkie czynniki mają tutaj wpływ, u mężczyzn z resztą podobnie. To co tutaj piszesz w niczym nie koliduje z tym co ja twierdziłem. Cechy promowane przez społeczeństwo są uzależnione od specyfiki tego społeczeństwa, takie cechy jak empatia i tolerancja, z punktu widzenia ewolucyjnego są zgubne dla jednostki, a Ty to uważasz za cechę silnych osobników, bo taki jest aktualny trend społeczny. Sam widzisz jakie to jest zmienne. Czy masz czy nie masz predyspozycji, możesz zostać wychowany w niemal dowolny sposób. Chodzi o to, że kwestia przetrwania genów jest uzależnione w zdecydowanej większości od naszego zdrowia fizycznego, tak było i tak będzie dopóki nie uda się zastąpić naszych ciał czymś innym. Toteż najważniejszymi cechami genetycznymi są te o podłożu fizycznym , choćby odporności na choroby etc.. Natura ma swoją autonomiczną „inteligencję” i wciąż działa wg archaicznych zasad. Jak i z kim przekażemy geny dalej, to już kwestie drugorzędne. A społeczeństwo będzie uznawać za wartościowe zarówno te cechy obiektywne, jak i wydumane przez nie, z którymi ewolucja biologiczna już nie ma nic wspólnego. Taka jest ich taktyka ekspansji, jest ona skuteczna i tyle w temacie. A to już nie moja wina, że to wszystko jest tak poukładane jak jest. Też chciałbym, żeby część bajek z dzieciństwa okazało się prawdą. No właśnie mówię, że Ty piszesz o czymś innym. I co z tego, że niziny są nieatrakcyjne dla wyżyn, gdyby istniał determinizm, niziny powinny wymierać, a doskonali mnożyć. Zupełnie świadomie. Tam była mowa, że gdyby pojawił się w naszych czasach i mógł korzystać z naszej wiedzy. Mniej wiedzieli bo nie mogli wiedzieć więcej, co nie oznacza, że nie mieli wyższego potencjału niż współcześni. No to potwierdzasz to co mówiłem i co rzeczywiście występuje. I oni właśnie osiągają ewolucyjny sukces, ale nie subiektywny sukces na poziomie towarzyskim czy szanowania w społeczeństwie, o który Tobie chodzi. No szwankuje, skoro to nie piękni, bogaci i doskonali tak czynią a jednostki zdemoralizowane, i względnie nieprzydatne społecznie. Raczej nie tyle szwankuje, co po prostu inne mechanizmy mają tutaj istotniejszą rolę. Wiem, że można, wiem, że ja tak potrafię, ale skąd mam wiedzieć czy to tak samo zadziała na Tobie? No ewolucyjnie nie przegrały, dopóki będą dalej przekazywać geny. A cała reszta to już kwestia jaki cel sobie obrałeś i czy go osiągnąłeś i co interpretujesz jako sukces czy klęskę w życiu, wpływ ma tutaj wszystko, nie tylko geny. Wypierają jeśli zajmują miejsca tych lepszych, jak w przypadku powojennej Polski np. Inna sprawa, że niemożliwym jest zaspokojenie potrzeby bycia kimś ważnym każdemu człowiekowi na świecie, co nie znaczy, że bycie ważnym jest zarezerwowane dla jakiejś grupy z konkretnym genotypem.
  2. To co tu piszesz absolutnie nie obala tego co ja twierdzę. Zauważasz, że geny dostosowują się do środowiska, to prawda. Po czym dalej pogrubionym drukiem mówisz, że to społeczeństwo jest wtórne do genów, a czymże jest społeczeństwo jak nie środowiskiem, w którym żyjemy? Oczywiście, że silne geny wygrywają ze słabymi, tylko, że wyznacznikiem siły genu a raczej całego kodu genetycznego, jest jego zdolność do ekspansji, która, jak zauważam, nie pokrywa się z cechami promowanymi przez społeczeństwo. Przede wszystkim cechy promowane przez społeczeństwo nabywa się przez wychowanie a nie predyspozycje genetycznie. Mam wrażenie, że nieporozumienie wynika z tego, że Ty patrzysz na zagadnienie całkowicie inaczej niż ja, dla Ciebie niemożność zdobycia laski 10/10 oznacza ewolucyjną klęskę i pod to dostosowujesz wszystkie tezy, podczas gdy ja patrzę na to bardziej pragmatycznie. Właśnie nie można, siła genów to zbiór cech obiektywnych, głównie fizycznych. A to co społeczeństwo akurat uznaje za pożądane jest kwestią subiektywną i zmienną na przestrzeni dziejów, społeczną właśnie. To samo z atrakcyjnością w oczach kobiet czy mężczyzn. Dokładnie, chodzi o przetrwanie i rozmnażanie, to jest podstawowy, podświadomy cel każdej jednostki. Choć jak widać, potrzeba rozrodu, może zostać stłumiona przez społeczne preferencję i o dziwo tyczy się to głównie tych z „lepszymi genami”. Cała reszta, łącznie z doborem jest kwestią społeczną, gdzie geny mogą nam ułatwić/utrudnić sprawę, ale jeżeli nie ma żadnych innych obiektywnych przeszkód typu trwałe kalectwo, niedorozwój, to mamy wpływ na nasze położenie, co wyklucza determinizm. Skoro nic nie potrafią, to zapłodnić również, więc wiadomo, a jakieś badania na ten temat? Bo generalnie obserwuje się większy przyrost wśród społecznych „nizin”. Ewentualnie te silniejsze rozmnażają się, a to które odkrywają coś po prostu odkrywają coś. http://www.prisonplanet.pl/nauka_i_technologia/wiodacy_genetyk_quotspada,p624447350 Środowisko, wygląda na to, że weryfikuje wszystko tak by było odwrotnie. I wychodzi na to, że pula genetyczna i jej siła tkwi gdzie indziej niż sądzisz. I wcale oczywistym nie jest, że to geny słabsze ulegają mocniejszym , a nie odwrotnie. One się po prostu mieszają, dosyć losowo, bo z ewolucyjnego punktu widzenia to nie ma znaczenia, co akurat jest ładne. No to sam widzisz, że ten bezwzględny dobór coś szwankuje. Częściowo zgoda, warunki mają ogromny wpływ na nasze położenie, warunki, wytworzone przez człowieka, przez człowieka mogą być zmienione lub zniszczone. Tylko, że też w tych warunkach, wyznacznikiem siły wcale nie jest atrakcyjność w oczach kobiet, one nie są tego warte, by tak się dla nich uprzedmiotawiać i robić wszystko, zmieniać siebie dla ich uwagi. To jest tylko niezaspokojona i dokuczliwa potrzeba bliskości, której można się wyzbyć i realizować się dalej w innym, bardziej produktywnym kierunku. To już jest sprawa indywidualna, czy warto czy nie. Istotne jako dowód, że: - Ilość zazwyczaj pokonuje jakość, - Jednostki rzekomo (z Twojego punktu widzenia) gorsze wypierają jednostki lepsze(w specyficznych warunkach ludzkiego społeczeństwa oczywiście, nie wiem jak to jest wśród innych gatunków). A z tych dwóch wniosków można wyciągać kolejne i odnośnie ewolucji, genów, doboru, determinizmu itd. , ale ta dyskusja i tak już zbyt mocno jest nabrzmiała.
  3. Nadużywasz nieumiejętnie słowa "bzdura". Zrozum na czym polega sukces ewolucyjny, przecież nie będę powtarzał za każdym razem. Te rzekome silne geny, jakoś mają problem z zdominowaniem puli genetycznej gatunku, mimo, że wg tego co mówisz, to właśnie one powinny się intensywniej rozprzestrzeniać. Niestety a czasami stety jest odwrotnie. I w przyrodzie czy w historii masz mnóstwo przykładów. Kolejna ważna rzecz, te podziały na lepszych i przeciętniaków to kwestie społeczne a nie genetyczne i przyczyny są tu różnorodne, również takie których nie da się przeskoczyć, jeśli chcemy żyć w cywilizacji, ale to nie oznacza skazania na zagładę przez ewolucję! Czy jakiś inny determinizm genetyczny. Ja śmiem twierdzić do tego z dużą dozą pewnośni, a nie, że coś mi się wydaje. Efekt, efektem, było różnie z tym. Ważne, że przyznałeś, że jednak nie chodzi o wyrywanie dup na odkrycia naukowe, więc seks nie jest najwyższym celem, dotyczy to zarówno jednostek wybitnych jak i przeciętnych. Ten kto nie osiąga nic może wciąż wygrać ewolucyjny wyścig, śmiejąc się z takich co jak mrówki pracują ciężko i się dorabiają, żeby wreszcie ich jakaś wymarzona księżniczka zechciała. I dla takich, taki koleś będzie zerem, żulem, leniem, lewusem i czym tam chcesz, ale to on posuwa ich księżniczki:D Rozumiem, że o takich lepszych genetycznie Ci chodzi. Albo o kogoś takiego http://www.anglia.today/biezace-wydarzenia/ma-40-dzieci-z-20-kobietami-zyje-z-benefitow-i-uwielba-grac-w-gta A to czy coś osiągasz czy nie, o ile brak obiektywnych przeszkód, zależy od woli. Bo osiągnąć coś a osiągnąć wszystko i być najlepszym, to jednak subtelna różnica, przy tym drugim predyspozycje i liczne inne czynniki są niezbędne. Kolega Ci przytoczył konkretny argument, a Ty na to, że to zupełnie nieistotne i tyle, no bez jaj. Nie zachowuj się jak przeciętna omnipotentna laska z badoo, która skwituje niewygodny argument emotką i sądzi, że wygrała dyskusję. Ogólnie cała ta rozmowa przestaje być poważna bo wygląda tak, że tylko bezrefleksyjnie przeczysz bez żadnych uzasadnień, niestety taka dyskusja traci sens.
  4. Ewolucyjny sukces polega na wydaniu jak najliczniejszego potomstwa i tyle, reszta "ewolucji" nie interesuje. Zatem "słaba" większość wygrywa ten wyścig. Proste jak uprawianie seksu. Sam fakt, że jest to większość już chyba o czymś świadczy, mimo, że ewolucja trwa miliardy lat. To już kwestia biegu wypadków, kiedy i czy będzie miała potrzebę by skorzystać ze swojej przewagi. Tutaj właśnie udowodniłeś, że Twoja teoria wynika głównie ze zgorzknienia. Nie chce mi się zaglądać w życiorysy wszystkich ludzi, którzy osiągnęli coś wybitnego w rozwoju cywilizacji, ale śmiem twierdzić, że przytłaczająca większość jednak dokonywała swoich odkryć z czysto aseksualnych pobudek. Nie chcę być złośliwy, więc na tym poprzestanę:) No pewnie i wszystko jasne. Skoro jesteś przekonany, że bzdura to po co w ogóle mam się wysilać? Zajrzyj do podręczników historii, może jak podejdziesz do tematu bez uprzedzeń, dostrzeżesz pewne prawidłowości.
  5. 3 wierszyki o pewnej wojence. Łatwo jest kochać lilie Siedząc w ciepłym domu Lecz ja lilie kocham szczerze Więc wśród lilii martwy leżę. My junacy, dzielne chłopaki Przeciw nam - cały świat My junacy pięknie umieramy Niech jest pięknie i sto lat. Św. Mikołaju obrońco nasz Przeklnij wrogów gdy ich zobaczysz A na nas lepiej nie patrz Nam od razu wybacz.
  6. Oj wierzę, doświadczyłem tego i nigdy więcej. Skutecznie się z tego wyleczyłem. W mojej definicji miłości, nie ma czegoś takiego jak potrzeby, że im więcej ich zostanie zaspokojonych tym większa będzie "miłość", co to za miłość kiedy nagle stracimy możliwość zaspokojenia tych potrzeb partnerki, wtedy znajdzie miłość gdzie indziej? Miłość to bardziej transcendentne doznanie w moim przypadku, choć dotyczy żywej osoby. Zawiera się w nim empatia, dążenie do stabilizacji, opiekunczość, silna chęć bycia razem i takie tam pierdoły. Dlatego strach szukać by nie trafić na idiotkę, bo wtedy takie doznanie może mi dać całkiem nietranscendentnie w dupę. Jest też inny rodzaj miłości, gdzie jest ona autentyczna, to miłość do spraw, które ze swojej natury nie mogą nas zawieść.
  7. Hitman, wszystko ładnie pięknie, teoria, którą przedstawiasz ma mocne podstawy i w ogóle, ale zauważ, że sukces ewolucyjny(który rzekomo ostatecznym celem każdego z nas) osiągają jednostki, które wg Twoich kryteriów są niedostosowane, patologiczne, ułomne, gorsze itd.. a nie najpiękniejsze księżniczki i ich samce alfa. Osobiście śmiem nawet twierdzić, że tak było właściwie od zawsze. Postęp wynika z tego, że wynalazki determinują kolejne wynalazki jakby same z siebie, a potrzeba ułatwienia sobie życia jest potrzebą samą w sobie bez seksualnych uzasadnień. Ludzka inteligencja wcale nie musi ewoluować razem z cywilizacją, stąd też ewolucja poprzez dobór i rozród "najlepszych" jednostek wcale nie musi być determinizmem, bo nie ma takiej potrzeby. Naukowcy starożytni z pewnością mieli podobne potencjały co Ci współcześni. Przykłady z historii, na potwierdzenie powyższych tez można tutaj wymieniać. Wątpię też, że np Pitagoras opracował swoje twierdzenie by zaimponować jakiejś uroczej greckiej dzierlatce, raczej była to jego wybitnie aseksualna potrzeba. Więc nie przekonuje mnie również argument, że ostatecznie cała ludzka aktywność sprowadza się do tego by sobie zamoczyć. . Taki Newton w ogóle nie dymał, więc po co on tak pchał ten świat do przodu? Co więcej, jeśli mówimy i ewolucji, to ona postępuje, ale raczej w odwrotnym kierunku. Ładnie to zostało przedstawione w filmie "idiokracja", i wiele na to wskazuje, że tak właśnie się dzieje. Ktoś powie, aa bo socjal, powszechny dostęp do tego i tamtego, tylko, że kiedyś zjawisko było nawet jeszcze bardziej powszechne. Płodzono dzieci na masową skalę, by któreś przetrwały, docelowo by pomagać rodzicom w ich niedoli. I o dziwo, taką taktykę obierały najniższe warstwy społecznie, mimo tak nieporównywalnie gorszych warunków życia w przeciwieństwie do ówczesnych elit. Argument, że rozwój medycyny i całej reszty świadczy o powszechnej ewolucji człowieka nie przekonuje mnie. Wynika to raczej z kumulacji zasobów. Co więcej, ostatecznie jednostki słabsze, w momentach pewnych przesileń, wypierają , często brutalnie, jednostki ewolucyjnie rzekomo lepsze. Kształci się kolejna kasta i znowu w łeb, i tak w kółko.
  8. Witam ponownie Ciężka praca i życie skutecznie ograniczają moją aktywność w internecie (choć przyznam, że w pewnym momencie już nie pamiętałem o tym wątku), ale do rzeczy. Widzisz Cognac, kiedy Ty pisałeś ten post, ja żyłem w ułudzie szczęścia,traktując po macoszemu dotychczasowe zasady co było kardynalnym błędem. Co do agresji, zgadzam się, generalnie chodzi o to by tłumić w sobie stany melancholijne, proaktywną postawą walczymy z tym długofalowo, z kolei jeśli dostaniemy dołka nagle, to można trochę się pod*urwić wykonując choćby ciężki trening, ew. zainteresować się polityką Przypomniałem sobie dziś o tym wątku i jednocześnie o tym, jak bardzo odszedłem od tych zasad, które faktycznie, gdybym się do nich stosował konsekwentnie również w chwilach próby, uchroniłiby mnie przed zbędnym cierpieniem. Dodam tylko, że tą chwilą próby było "zakochanie", wynikające chyba z zaczadzenia mózgu. JużTuByłem To nie jest ograniczanie własnej osoby w takim sensie jaki wynika z Twojego posta. Co więcej, dla takich ascetów jest to wręcz samodoskonalenie, oczywiście nie każdy aspekt tej metody, ale nie chodzi tu też o osiągnięcie stanu Nirwany. W istocie, próbujemy ograniczać naszą sferę emocji, ale umówmy się, u osób z nerwicą jest ona aż nadto rozwinięta i raczej przeszkadza nam w rozwoju niż pomaga. Nie chodzi tu też o to czy mamy ambitne plany czy też chcemy żyć skromnie. W tym stylu życia idziemy do przodu, odrzucając to czego i tak nie mamy. Zgadzam się, że jest to swego rodzaju wycofanie się, może nawet tchórzostwo wobec życia, ale czy lepsze jest popadanie w depresję, całkowita bezsilność i rozpacz? Przecież to tym bardziej nie popchnie nas do zmiany swojego położenia a zawsze można realizować się na innym polu. Powtórzę, tu nie chodzi o to by być szczęśliwym, szczęścię może przyjdzie, może nie. Radzić trzeba sobie tu i teraz, a żeby sobie radzić trzeba jakoś trzymać się w kupie. W każdym razie ja ponownie wprawiam się w stary rytm, bo było w sumie ok.
  9. Bzdura. W ogóle mi o to nie chodzi. Większe powodzenie? Ty poważnie mówisz? Sądzisz, że chłopakom jest równie łatwo jak dziewczynom? Mylisz się zasadniczno. Twierdzi, że miała 16 i że to była zupełna pomyłka, ale wstyd mi w ogóle o tym pisać.
  10. Ilu ludzi tyle opinii... Część już robi sobie z tego już jaja, w sumie nie powinno mnie to dziwić. Ja wiem, że jestem trochę niepoważny, jak już wspominałem w którymś poście czuję się jak Don Kichot, może nie tyle czuję się co w pewnym sensie jestem podobny do niego, bo on nie był świadomy otaczającej go rzeczywistości i tego mu zazdroszczę. Zaryzykuję. Postawiłem jej sprawę jasno. Mogła zwyzywać mnie od psycholi czy czegoś tam, mogła po prostu uciec, czy się obrazić lub wyśmiać. Zareagowała jakby jej zależało, mam nadzieję, że jest świadoma na co się pisze, że traktuje to poważnie bo ja tak.
  11. Tego się boję, ona, mam nadzieję, jest świadoma, co się stanie jeśli odwali taki numer. Czy ja aż tak dużo wymagam od życia, że chcę stworzyć z kimś niszę, z dala od tego całego brudu. To będzie najgorsze jeśli uwierzę, że z kimś coś takiego utworzyłem i ta osoba mnie zawiedzie, zniszczy to wszystko, zniszczy mnie i siebie. Jednocześnie ufam, że się mylisz, że to jeszcze nic nie oznacz, wszak zakładając cały czas jej prawdomówność - była wtedy sama, może liczyła na związki w tamtych dwóch przypadkach, może była na tyle głupia i naiwna, że uwierzyła, że jeśli zrobi to co oni chcą to będą razem? Nie mam pojęcia. W każdym razie nie chcę i nie mam siły się o to dopytywać.
  12. To jest tylko Twoja opinia, że to jest normalne, tyle samo warta co moja. Równie dobrze może się zmienić w kierunku dokładnie odwrotnym od tego, na który liczysz. Nie twierdzę, że obiektywnie trzeba to uznać za coś szczególnie oburzającego, ale właśnie obiektywnie. Moja mentalność być może i jest spaczona, lecz nie na tyle by nie próbować znaleźć sobie odpowiedzi, czy ja myślę dobrze czy źle. Chciałem tylko wskazać poziom mojej determinacji, a nie, że planuję ślub na tym etapie. Dla Ciebie może i tak. Chcę zaakceptować a raczej jakoś tak odsunąć poza margines, bo takich rzeczy nigdy nie zaakceptuję, uwierzyć, zaufać i się nie zawieść. Refren - Zrozumieć, ja tego nie zrozumię, ale jakoś to ogarnąć po prostu, jakoś starać się normalnie do niej podejść, mimo tych błędów, których, wierzę, że się wstydzi. MadGregor - o ile ona nie kłamie, to nigdy żadnego partnera nie zdradziła, te pustki to rzekomo po nieudanych związkach, gdzie miała niezbyt porządnych partnerów. Masz rację, boję się tego bardzo, nie boję się zawodu od ludzi, którzy mi nie są bliscy, ale ja pragnę jej mocniej i mocniej, gorszą rzeczą byłoby tylko jakby własna matka się mnie wyparła. Tak jak mówisz, tak i ja chcę by tak się stało. Co do pasowania, w jednych rzeczach pasujemy w innych różnimy, np. w kwestii muzyki to dwa różne światy:P Jeśli istnieje coś takiego jak gen zdrady, to gen zemsty też istnieje. Mi nie chodzi o dziewice, rozdziewiczyć to jak pstryknąć palcem, chodzi mi o bycie porządnym człowiekiem. Seks w związku jest rzeczą normalną, i do żadnej zarzutu o to mieć nie można. Ona niby nie zachowuje się lekkomyślnie, deklaruje mi bezwzględną wierność nawet gdy ośmieliłem się mówić szczerze i wszystko, to co mówię i tutaj. Twierdzi, że dręczyło ją sumienie z mojego powodu. Że nie chciała się chwalić tylko jasno przedstawić sytuację. Próbuje się jakoś tłumaczyć. Nie wiem co o tym sądzić. To jakie fakty chcesz znać na mój temat? Oprócz danych osobistych Dokładnie tak. Ta wściekłość trochę mi ustępuje, zaczynam inaczej na to wszystko patrzeć, na momenty nawet zapominam. Tu na prawdę nie chodzi o to, że ja jestem jakimś desperatem, że udało mi się złapać jedną i chcę ją usidlić. Nie mam problemu z atrakcyjnością, a ona nie jest wcale jakąś księżniczką z bajki, za to jest w moim typie. Czuję, że to jest coś więcej, na pewno coś więcej z mojej strony. ps. I nigdzie nie pisałem, że miało ją pół miasta, przynajmniej nic o tym nie wiem. Dziwi Was, że ja o takich sprawach chcę rozmawiać w internecie a nie z kimś w realu. Wyjaśniłem już w 1 poście dlaczego tak właśnie robię. Ja w mowie nie jestem w stanie powiedzieć tyle i jestem w stanie napisać.
  13. Myśl sobie co chcesz, walcz sobie z tym. Wmawiaj sobie, że to już normalne. Nie porównuj głupich spodni i uniwersytetów do takich spraw. Może w Twoim mniemaniu wszystko jest ok, ja nie mam Twojego mniemania. Psychopata to człowiek bez emocji, mnie emocje wypalają od środka. Zauważam podobieństwa, bo o nich zapominasz, o różnicach chyba nie muszę. To Twoja opinia, że przygodny seks nie niszczy człowieka. W tym, że ja to robiłem z nią z miłości, nie chciałem sobie poruchać. Równie dobrze mógłbym nie uprawiać i czekać do ślubu. Nie, to jestem w stanie zrozumieć. Sam przecież byłem w związku wcześniej. -- 06 lut 2015, 12:45 -- Czyli tak ogólnie to ja jestem ten zły a ona ta dobra. W sumie to może nawet lepiej. Tak jak mówiłem, jestem niedostosowany do rzeczywistości, selekcja naturalna zrobi resztę. Dzięki za rozmowę.
  14. Na samą myśl o tamtych konsensusach mam ochotę podpalić świat. Nie walnę w ryj za przeszłość, jak zazwyczaj zduszę to w sobie.
  15. Don Kamillo - na prawdę, chciałbym, żeby to było dla mnie takie proste.
  16. Zrozum, że równouprawnienie w tych sprawach to fikcja. Facetowi to zawsze ujdzie, kobiecie nie. Ja o tym nie zdecydowałem i nie wnikam czy to dobrze czy źle, tak po prostu jest, jakbyśmy sami siebie i pisma kobiece nam nie wmawiały. A co do tego, że kolesie się z niej śmiali, czy też "ładnie" potem opowiadali o wrażeniach w swoim gronie, to jest po prostu norma. Ja sam tak nie robię, ale znam takich ludzi i wiem jak to jest i często niestety, mimo niewyszukanego języka, to te lowelasy mają rację. Twoje kpiny i tworzenie teorii, że ja to wszystko kreuję sobie jako usprawiedliwienie, gdzie moim podstawowym celem jest po prostu znęcanie fizyczne na kimś jest próbą redukcji mojego człowieczeństwa. Dziwne stanowisko, czyli zaspokajanie huci z byle łajzą jest takie ludzkie i nowoczesne a agresja to takie już nieludzkie i w ogóle. Przypominam, że agresja tak samo jak popęd to instynkty, w gruncie rzeczy na jednym poziomie. Nie jestem z tego dumny, że ogarnia mnie chęć wyrzucenia swojego bólu na zewnątrz. Jednak powstrzymuję się od tego tak samo jak powstrzymałbym się od "wypełnienia pustki" losowym kutasem jakiegoś wesołka. Dlaczego mamy być częściowo ludźmi i częściowo zwierzętami, i dlaczego akurat seks tak a przemoc nie? Dlaczego należy uwzględniać Waszą wrażliwość na przemoc fizyczną a "naszej" już nie? -- 06 lut 2015, 11:11 -- Właśnie dlatego pytam, nie mam pojęcia jak się do tego odnieść. Może chodzi o pewien rodzaj prymitywnej męskiej dumy, nie twierdzę, że to ona jest nie w porządku. Ja jestem zagubiony po prostu. -- 06 lut 2015, 11:13 -- Symetria - nie pytałem jej, sama mi wyjaśniła dlaczego to zrobiła, co prawda w sposób enigmatyczny. Że chciała wypełnić pustkę i pożądanie. -- 06 lut 2015, 11:16 -- Zmęczona wszystkiem - nic nie mówiłem o przemocy psychicznej, nie uważam, że ona chciała mnie tym skrzywdzić. Krzywda zrobiła się sama, prawdopodobnie wbrew jej intencjom. -- 06 lut 2015, 11:18 -- Refren - ja chcę jej uwierzyć, bardzo chcę, bo mówiła prawdę i dochowała wierności swoim deklaracjom. -- 06 lut 2015, 11:19 -- by mówiła prawdę*
  17. Symetria Nic nie robię, nikomu nie pokazuję swojej pustki, no może tutaj, gdzie czuję się anonimowy, czekam aż sama przejdzie, tudzież spotka mnie w życiu coś co to zmieni, chwilowo zmieniła ona, potem wróciło to ze zdwojoną siłą. I am a legend - sugerujesz, że to co oni z nią robili było kochaniem się?
  18. Postawię pytanie może jeszcze inaczej. Czy moglibyście zaufać i pokochać kobietę, którq w przeszłości, nie znając jeszcze Was dała kilku kolesiom na jakichś tam imprezach, bo było jej akurat smutno i chciała wypełnić pustkę po podobno nieszczęśliwych związkach i poczuła pożądanie? Jak mi jest smutno to nie szukam dziewczyny, żeby ją wyruchać. Na Boga dla mnie to jest chore, co to za pustka, którą się wypełnia przygodnym seksem? Ja wiele razy czułem pustkę, teraz czuję ją szczególnie. Czemu ja mam usprawiedliwić takie zachowanie? Skoro mój smutek zostaje tylko dla mnie i siedzi we mnie aż sam zdechnie albo ja zdechnę.
  19. Na mnie nie trzeba było, sam ustaliłem sobie zasady w życiu. Właśnie tu jest problem, niby masz rację. Przecież ja dla nie istniałem wtedy tak samo jak istnieją jednorożce i vice versa. Ale ona sama niby czuje teraz wstyd, (czy to pod wpływem moich słów do niej, czy też czuła ten wstyd od zawsze i tylko sama siebie oszukiwała), a ja cierpienie jakby to nie było irracjonalne, to tak jest.
  20. Nie twierdzę, że to problem jest w niej, mną tylko targają wątpliwości. Możliwe, że problem jest całkowicie po mojej stronie - nawet by mi to ulżyło, że to ja nie jestem dostosowany do świata, możliwe, że powinienem się odstosować na dobre, bo na prawdę źle się czuję w takiej rzeczywistości.
  21. i am a legend, jesteś zmęczony. Symetria - zostawia, to prawda. Stąd przez wieki takimi właśnie metodami behawioralnymi uczono dzieci, co jest dobre a co złe. Ale uwierz, fizyczny zostawia ślad, a psychiczny jest zapaskudzonym oparzeniem, po którym wiadomo jakie blizny zostają. Temperament mi odpowiada, sam mam duży. Brak kontroli tego temperamentu, odzieranie się z godności - to mi przeszkadza. Sam siebie przeklinam, że to właśnie na niej mi zależy.
  22. Tak i będziesz jej współczuć, współczuj do woli. Ból fizyczny to nic, to muśnięcie pędzelkiem z piór najdelikatniejszego ptaka, w porównaniu do tego co potrafi dziać się w człowieku i czego nie widać na zewnątrz. Generalnie chodzi mi o to, czy to ma jakiś sens, czy ona mi mówi prawdę i błędach przeszłości o tym, że się tego wstydzi i cierpi z tego powodu. Wybaczyć tego nie wybaczę ani nie zapomnę, ale mógłbym jakoś się przekonać, że rzeczywiście mogę liczyć na nią. Ona nie tyle się egzaltowała swoimi doznaniami, co w ogóle poruszała ten temat i mnie pytała również. Czy ona sama siebie chciała oszukać, że to co robiła to nic złego i że ja może byłem taki sam?
  23. Candy 14, nie podaję żadnych danych, więc nic po tych szczegółach oprócz pewnego rozjaśnienia sytuacji Na-leśnik - oczywiście, że tak. Były to jednak różne bójki, nigdy z kobietami. W tamtym momencie, to ja byłem słabszy, byłem i jestem bardzo słaby obecnie. Nie śpię już drugą noc mimo, że pracuję po 12,5 godziny dziennie. Nie patrz na to przez pryzmat siły fizycznej bo nic ona tu nie znaczy.
  24. Poważne zamiary, ale nie chodzi o ślub, czy coś, chodzi i związek, a co dalej czas pokaże - na takiej zasadzie. I am a legend - twierdzisz, że miałem wtedy ochotę wyciąć jej w pysk bo jest słabsza. Mylisz się, nie o to chodziło, ja nie boję się dostać w pysk od silniejszego. To było moje cierpienie, chciałem jej pokazać ułamek tego co czułem wtedy, może nie tyle chciałem co po prostu wzburzona krew tego chciała. Przecież ostatecznie tego nei zrobiłem, nie obraziłem ani nie uderzyłem, bo mi zależy wciąż.
  25. Uprawialiśmy seks już od 4 spotkania, na prawdę nie mam z tym problemów, wręcz była zafascynowana. Ja mam ogromny temperament, potrafię to robić godzinami, ale mimo wszystko potrafię to kontrolować, dla mnie nie istnieje argument, że ona poczuła pożądanie i poszła z jakimś losowym pajacem, bo tak. Seks nie jest dla mnie najważniejszy, nie w jej przypadku. -- 05 lut 2015, 23:28 -- Nic nie będę precyzował bo są to dla mnie jeszcze niewyobrażalne poziomy bólu, których mam nadzieję nigdy nie doświadczę.
×