Skocz do zawartości
Nerwica.com

aga25

Użytkownik
  • Postów

    137
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez aga25

  1. Pikpokis masz prawo ubierać się tak jak chcesz za to twój chłopak powinien to zrozumieć różne style to nic złego nawet jeśli powodują spięcia ale od Ciebie i od Twojego chłopaka zależeć będzie czy chcecie pielęgnować spięcia czy pogadacie i wyjaśnicie sobie co wam się podoba a co nie i dlaczego. Pisałam o tym wczoraj jeżeli w związku będzie pielęgnować się urazy, kłótnie itp to prędzej czy później nawet najzdrowszy związek się rozleci. Pikpokis po prostu porozmawiaj o tym z chłopakiem, powiedz mu, że nie czujesz się najlepiej kiedy narzuca ci swój sposób ubierania i zapytaj się go czy byłoby mu miło jeśli Ty byś mu kazała chodzić w tym co Ty chcesz a on nie chce. Poza tym nie ma sensu kłócić się o takie sprawy, zrób po swojemu akurat jeśli chodzi o ciuchy nie musisz konsultować się z nim. On też musi zaakceptować cię taką jaką jesteś. Mój Michał często przy zakupie ciuchu mi powtarza, "najważniejsze żeby mi się podobał" a nie jemu (i w odwrotnym kierunku to też działa). U mnie już od dłuższego czasu dobrze, myśli nie wracają jest chyba zwykły mały lęk o przyszłość (jak u każdego człowieka) ale zaczynam z życia wiele rozumieć i wreszcie czuję się zrelaksowana. Polecam to naprawdę fajne uczucie patrzeć na ludzi i świat który mnie otacza i akceptować go takim jakim jest bo to daje wolność. Marto skoncentruj się właśnie na tym zdarzeniu. Spróbuj wywołać uczucia i emocje, które cię wówczas ogarnęły. W nich znajdziesz odpowiedź na twoja blokadę. Wyrzuć je z siebie. Wiesz czego nie wolno robić, spychać bólu w nieświadomość bo on właśnie potem uaktywnia się w postaci obsesji. Niestety moja przyjaciółka też miała prawie identyczną sytuację co Ty. Facet ją zostawił po 3 latach wspólnego życia. Wiem, że był to dla niej koszmar. Długo nie mogła się otrząsnąć. Wiesz nigdy na 100% nie możesz być pewna, że sytuacja się nie powtórzy ale trzeba zaryzykować, żeby coś osiągnąć. Widzisz ta blokada spowodowana lękiem sprawiła, że nieświadomie wywołałaś powtórkę tej sytuacji z poprzedniego związku znów facet od Ciebie odchodzi (myślę jednak, że się wam ułoży i będziecie szczęśliwym małżeństwem ale teraz wszystko zależy od Ciebie, skoro kochasz twojego partnera i chcesz z nim być pokaż mu że Ci zależy, jeśli nawet przez chwilę nie będziecie razem nie trać nadziei, nie daj mu o sobie zapomnieć)
  2. Hej! Ja akurat miałam obsesję że nie kocham mojego ukochanego. Wyszłam z tego i zaczynam w końcu normalne życie. Natręctwa jak zwykle okazały się stekiem bzdur no ale żeby dojść do tego musiałam męczyć się ok roku. No więc wszystkie te obsesje to jak już pisałam w innym wątku temat całkowicie zastępczy, koncentrujemy się na temacie obsesji, które powodują u nas wiele cierpienia (powtarzamy nam dobrze znany stan z przeszłości) przez co odsuwamy od siebie właściwy problem na którym winniśmy się skupić a zatem na nas samych. Stokrotko proponuję ci taką metodę walki z tym świństwem kiedy nachodzą cię natręctwa, że nie możesz się z kimś spotkać to zapytaj siebie a to niby dlaczego miałabym nie chcieć skoro chcę? I sobie odpowiedz nikt prócz mnie samej nie może decydować co chcę a czego nie chcę robić. Mam prawo decydować z kim chcę być a z kim nie skoro chcę spotykać się z tym facetem najwyraźniej mi się podoba i dobrze mi z nim. Stokrotko a próbowałaś zrobić wokół siebie bałagan, po prostu rozrzucaj te serwetki byle gdzie a potem to posprzątaj przecież każdy od czasu do czasu robi wokół siebie nieporządek ale ten nieporządek nie sprawi, że twoje życie legnie w gruzach przecież zawsze możesz go posprzątać. Przestań przejmować się cudzymi opiniami, masz prawo być tym kim chcesz. Mam pytanie czy Ty w przeszłości byłaś traktowana w sposób przedmiotowy? Jeśli tak to masz już przyczynę dlaczego Ty również masz tendencje do traktowania ludzi przedmiotowo i warto to zmienić ale przyczyn twojego lęku nie szukaj w źle ułożonej serwetce albo w innych ludziach ale zajrzyj wewnątrz siebie, przypomnij sobie swoje dzieciństwo, otoczenie w którym dorastałaś tam znajdziesz źródło choroby. Trudne ale to jedyny sposób, że odzyskać wolność i chęć do życia.
  3. Pikpokis masz rację nasze uczucia są prawdziwe bo wypływają z naszego wnętrza tylko właśnie wiele niewyjaśnionych spraw, które co jakiś czas dają o sobie znać, nasze własne ogromne wymagania wobec siebie, których nie jesteśmy w stanie urzeczywistnić (np bycie ciągle szczęśliwym w związku) ta ciągła krytyka świata i ludzi, próby poprawiania innych i świata a nie siebie, uciekanie do świata nierealnego, który oddala nas od nas samych, wieczne użalanie się nad sobą (dobrze mi to wychodziło i rozumiem że było wynikiem przekonania, że ja nie jestem w stanie decydować o sobie i swoim otoczeniu i tu bingo właśnie wpadłam skąd to przekonanie się u mnie utrwaliło, otóż cały czas chciałam zmieniać swoją rodzinę i mi się nie udało, ojciec jaki był taki jest, mama jaka była taka jest itp a potem przeniosłam to na wszystko inne - i widzicie wystarczy poszukać w sobie źródeł natręctw). Mam bardzo dobrą informację z tego da się wyjść tylko trzeba drążyć i szukać przyczyn u siebie. Obsesje to temat zastępczy i nijak odnoszę się do rzeczywistości. Potwornie psują nastrój i porządnie wkurzają. To czego najbardziej się boimy to stanąć twarzą w twarz z samym sobą dlatego obsesje pomagają nam ten problem rozwiązać i angażują nas w jakieś chore analizy. Trudno nam się ich pozbyć ponieważ nie potrafimy albo nie ufamy naszym argumentom, które skutecznie by je obaliły dlatego powtarzajcie sobie że ufacie swoim decyzjom, wierzycie swoim uczuciom, potraficie zadbać o siebie, macie wpływ na wasze uczucia i wszystko czego chcecie czego pragniecie jak najbardziej wam się należy. Nie oglądajcie się na innych, brońcie swojego zdania, postępujcie zgodnie z waszym przekonaniem pomóc możecie sobie przede wszystkim sami.
  4. Marto masz wpływ na swoje życie, nie pozwól aby choroba zniszczyła to co jest dla Ciebie najpiękniejsze. Doświadczasz w tej chwili tego o co chodzi tej chorobie cierpienia, bólu i strachu radzę ci wziąść sprawy w twoje ręce tu chodzi o twoje życie rozumiesz, tu chodzi o twoje szczęście. Mam pytanie jaki jest twój partner? Jeśli uważasz że jest twoim przeciwieństwem to bardzo się mylisz. Jeśli tak bardzo chcesz być z nim tzn że posiada te cechy, na których ci najbardziej zależy. Usiądź spokojnie i się nad tym zastanów co jest takiego w nim co sprawia że tak ci dobrze z nim? Zrozumiałam w końcu, że faktycznie w związku dozwolone są wszystkie uczucia od nienawiści po miłość chodzi przede wszystkim o tym by tych złych emocji i uczuć nie pielęgnować zaś kłaść ogromny nacisk na rozwijanie pozytywnych emocji i uczuć.
  5. Hej! Marto a może zaproponuj datę ślubu w ten sposób nic nie stracisz możesz tylko zyskać uwierz mi. Mogę z całą pewnością potwierdzić, że natręctwa, które mnie nękały tak naprawdę wcale nie dotyczyły mojego Michała to była tylko zasłona dymna przed pytaniem jaka jestem i jaki jest mój świat? To co dziś sobie uświadomiłam to fakt, że mam wpływ na swoje życie, to ode mnie zależy czy będzie mi się w życiu powodzić czy uczynię siebie nieszczęśliwą. "Uszkodzony człowiek nie wie, jak żyć, gdy nie karmi się na zmianę lękiem, złością, nadzieją. Wyrwanie się z tego wzorca oznacza, że w jego miejsce powstanie pustka – musi zostać czymś zapełniona. A to oznacza konieczność podjęcia jakiejś aktywności. Człowiek, który ma dziury wewnętrzne, nie wie, jak się żyje „normalnie”. Spokój jest zagrażający. Paradoksalnie, bezpiecznie jest tylko, kiedy już jest źle. Wtedy nie ma napięcia, podświadomego oczekiwania, że nadejdzie cios. To jest charakterystyczne dla DDA, czyli dorosłych dzieci alkoholików, ale też dla wszystkich wychowanych w domach, w których panowało ciągłe napięcie. Dużo mi ta wypowiedź uświadomiła. Przede wszystkim zrozumiałam, że to co dzieje się ze mną, to jak się zachowuję, co robię jest moją decyzją. Mam wrażenie, że my wszyscy nieświadomie wprowadzamy się w stan napięcia bo wydaje nam się, że nie mamy wpływu na bieg wydarzeń. Otóż mamy. Marto jeszcze raz porozmawiaj ze swoim narzeczonym o waszym ślubie, ustalcie datę i weźcie ten ślub. Wiesz co zrozumiałam, że kurcze mam prawo czuć się bezpiecznie, mam prawo do tego by otaczał mnie spokój i radość i wiem, że będzie tak BO JA MAM NA TO WPłYW a miłość to nic innego jak codzienne zmaganie z życiem. Proszę was przestańcie zastanawiać się czy kochacie czy nie bo to jest bezsensu. Zastanówcie się czego chcecie od życia?, jakie są wasze marzenia? co cenicie u waszych partnerów?, co cenicie u siebie?, jakiej rodziny pragniecie spokojnej i szczęśliwej czy wiecznie zdenerwowanej i pogrążającej się w nieustanne problemy?.
  6. Hej! U mnie dobrze, zresztą już od dłuższego czasu nie mam myśli typu "nie kocham". Wiem, że to byłoby największe oszustwo w moim życiu gdybym posłuchała tych obsesji (może dlatego, że to jest oszustwo z tym walczymy). Chodzi o poznanie mechanizmów, które utrudniają nam odrzucenie tych fałszywych myśli. Ważną lekcją jest nauka zaufania do siebie, wiara w siebie, (wcale nie jesteśmy beznadziejni jak nam ktoś to wmawiał, a z czasem myśmy to zaczęli robić) acha i trzeba skupiać się na teraźniejszości, na tym co robimy w danej chwili bo to dostarcza nam informacji o nas samych. Kiedy robimy coś a myślami jesteśmy gdzieś w naszym świecie tak naprawdę umyka nam wiedza o nas. Chodzi o to, że gdy dryfujemy do naszego wymyślonego świata (w myśli) nie potrafimy określić czy to co robimy w danej chwili to robimy dobrze czy źle, w którym momencie idzie nam dobrze a kiedy troszkę gorzej, czy to co robimy sprawia nam satysfakcję czy nie a to istotna informacja. Podobnie jest z uczuciami, emocjami.
  7. Ważne wskazówki! Nie traktujcie miłości jako czegoś magicznego. Miłość to piękna sprawa ale objawia się w najzwyklejszym codziennym życiu. Każdy z nas dobrze wie co jest dla niego najważniejsze w życiu trzeba o to walczyć, pielęgnować. Ważna jest cierpliwość i wytrwałość. Nie muszę być cały czas uśmiechnięta i szczęśliwa ale to że od czasu do czasu mnie wszystko denerwuje nie oznacza, że nie kocham wręcz przeciwnie. Już sam fakt, że odczuwamy takie silne emocje nieważne czy są pozytywne czy negatywne świadczy o tym, że ta osoba nie jest nam obojętna, że to ktoś bardzo ważny dla nas.
  8. Hej! Marto pocieszę cię, bardzo chcesz z nim być bo czujesz że pasujecie do siebie chodzi o to byś to w sobie odkryła (dotyczy to nas wszystkich na forum). Przyjrzyj się cechom, które ci najbardziej imponują u niego a potem przyjrzyj się sobie. Zobaczysz, że te cechy, które ci się podobają masz również u siebie. Tylko być może w toku twojego życia nie miałaś możliwości ich rozwinąć bądź zostały stłumione. Ja to dopiero odkryłam u siebie niedawno. Wiesz wydaje mi się ale ze względu na to, że nie jestem Tobą nie mogę na 100% potwierdzić, że twoje zakochanie się w M tak do końca nie było przypadkowe. Odkryłaś w nim coś co do Ciebie bardzo pasuje. Nie dziwię ci się, że nosisz taki wielki ciężar na swoich plecach skoro właściwie nikt cię nie wspiera (prócz twojego M) tylko krytykuje za twoje uczucia zatem musisz wspierać się sama. Masz nas tutaj na forum. Ten list osoby duchownej był niestosowny, uważam, że nikt prócz Ciebie nie może decydować kogo możesz kochać a kogo nie. Napisałaś że twoja mama cierpiała na depresję hm a zastanawiałaś się dlaczego? Wiesz jest duże prawdopodobieństwo, że nerwice odziedziczyłaś po rodzicach. Ja tak właśnie mam. Zapamiętaj tu chodzi o twoje życie, sama go będziesz musiała go przeżyć nikt tego za Ciebie nie zrobi do ciebie więc należy decyzja z kim chcesz być, kogo chcesz kochać, gdzie chcesz mieszkać. Jesteś dorosła masz prawo układać sobie życie jak chcesz i z kim chcesz. Nerwica minie uwierzcie mi wczoraj zrozumiałam coś bardzo ważnego to co nas tak denerwuje i nie pozwala się wyluzować to nasze nadmierne oczekiwania w stosunku do siebie i do innych trzeba zaakceptować to co nas otacza takim jakim jest. Wczoraj poczułam w końcu ten luz. Musiałam jednak zrozumieć, że na ludzi nie wolno patrzeć jak na przedmioty (takiego sposobu postrzegania rzeczywistości się wyuczyłam). Człowiek to człowiek a nie rzecz, najdziwniejsze że taki sposób myślenia się wyuczyłam ale dopiero niedawno zrozumiałam, że tak patrzę na ludzi. Lucy wiesz już że chcesz być ze swoim chłopakiem, to jest ten którego kochasz. Obsesje to temat zastępczy. W przypadku nas na forum ważna jest przejście lekcji o nas samych, poznanie siebie bo niestety siebie albo nie znamy albo nie chcemy znać pytanie dlaczego? Bycie z drugą osobą wymaga odkrycia siebie taką jaką jesteś w rzeczywistości.
  9. Hej! Marto a zastanawiałaś się "kogo" to mogą być reakcje? Jakiej Marty to są reakcje? Wiecie chodzi o ustalenie w nas samych tych sił, które powodują konflikt. U mnie był to wyuczony smutas, nieszczęśnik, cierpiętnik kontra spokojna, uśmiechnięta i wesoła dziewczynka do której nie chciałam się przyznać. Właściwie to obsesje mi przeszły tzn już ich nie analizuję i jakby w głowie ucichło. Doszłam do wniosku, że szukam problemów tam gdzie ich nie ma. By zbudować trwały i zdrowy związek potrzebna jest właśnie cierpliwość i wytrwałość. Z przykrością stwierdzam, że winna swojej chorobie po części jestem ja sama, poświęciłam najlepszą część mojego życia na walkę z wiatrakami. Zresztą choroba jest bardzo sprytna jak już zauważyliście próbuje obrzydzić wam kogoś/coś co jest wam drogie i cenne. Za tą chorobą stoimy my sami, nasza niewiedza i wyuczone (nieprawidłowe) sposoby zachowania, postrzegania świata i ludzi. Zdaję sobie sprawę, że nim odzyskam wolność całkowitą (uwolnię się od tych właśnie wyuczonych sposobów patrzenia na świat i zachowania) jeszcze wiele lekcji nie ukrywam ciężkich przede mną ale czuję, że to mi się opłaca. To jest dla mnie dobre i zdrowe. U mnie 23 kwietnia się zaczęło. Marta a może twoje obsesje związane są ze zmianą miejsca zamieszkania. Wielu ludzi ma problem z przystosowaniem się do nowego miejsca, zwłaszcza że dla swojego M zrezygnowałaś z pracy, mieszkania, zostawiłaś przyjaciół rodzinę, spodziewałaś się, że będzie tak jak zaplanowałaś (rodzina, małżeństwo) a tu nadal wszystko po staremu. Wiesz zastanów się nad tym czy w obsesjach nie wyładowywujesz się na nim za to, że z twojej strony zrobiłaś bardzo wiele a on nadal ze swojej strony nie podejmuje decyzji.
  10. Marto ja miałam podobnie. W pewnym momencie czułam obrzydzenie do mojego ukochanego ale była we mnie jakaś siła, która mi mówi, że chcę i teraz dopiero rozumiem, co to za siła to ja prawdziwa (używam terminologii psychologicznej) się we mnie odezwała, ta moja "ja" którą stłamsiłam, znienawidziłam wyparłam z siebie bo warunki mnie do tego zmusiły. Trzymam mocno mojego Miśka i marzę o tym byśmy stworzyli fajny, zdrowy związek. Nie idę jednak po trupach do celu, szanuję decyzję innych. Marto wróć do dzieciństwa - to bardzo ważne. Zastanów się nad tym: Jakie są i były twoje relacje z rodzicami (zwłaszcza z ojcem), rodzeństwem (jeśli je masz), bliskimi. Czy był ktoś, kto cię skrzywdził słowem lub czynem? Czy zdarzyło ci się coś bardzo przykrego w życiu? Czy obecnie jest ktoś w twoim otoczeniu, kto ma na ciebie negatywny wpływ? Jaka jest twoja sytuacja w pracy tzn czy dzieje się w niej coś co cię przytłacza bądź stresuje? W jaki sposób wyrażasz uczucia otwarcie czy sprawia ci to trudność? Jaką jesteś osobą tzn otwartą czy zamkniętą w sobie? Co lubisz robić w czasie wolnym? Jakie jest twoje hobby? Czy masz śmiałość mówić swoje zdanie, wyrażać swoje poglądy? Jak odbierasz opinie innych tzn czy często kierujesz się ich zdaniem zamiast swoim? Nerwica to jedna z chorób duszy. Bardzo ważne by samemu nad sobą pracować. Wierz mi da się wyjść z tego tylko trzeba szukać źródeł tych natręctw w sobie i wokół siebie a przede wszystkim w przeszłości bo to ona kształtowała twoją dorosłość i sposób postrzegania ludzi i świata. Wyjdziemy z tego wszyscy. A jeszcze co do tego psychoterapeuty u którego byłaś ona musiała zrobić bardzo wąską specjalizację skoro może tylko rozpoznawać i leczyć (albo i nie) schizofreników - jednym słowem marny lekarz nie przejmuj się jej opiniami. Głowa do góry
  11. Hej! Vesana też mieszkam w Krakowie. Dzięki za informację nt lekarza. Na razie natręctw się uspokoiły ale wiecie jak to z nerwicą bywa, lubi wracać. Motylek wiesz co wydaje mi się, że te natręctwa, że nie kocham Michała kiedy się pojawiły też wynikały chyba z mojego ówczesnego przekonania, że my do siebie nie pasujemy bo on jest bardzo spokojnym, opanowanym, z ogromnym poczuciem humoru człowiekiem i bardzo odpowiedzialnym ale jakaś siła we mnie mówi mi, że to jest właśnie ten. Teraz na 100% jestem tego pewna. Mam w głowie obraz mnie jako wesołej, roześmianej dziewczynki, spokojnej i bardzo wrażliwej i trochę zwariowanej. Niestety, sytuacja w domu wymusiła na mnie bym stała się twarda i nieugięta, bym porzuciła swoją wrażliwość, swoje poczucie humoru, swoją radość bo przecież to oznaka "słabości" (już tak na szczęście nie uważam), wieczna krytyka, ciągłe narastające wobec mnie oczekiwania, krzyki, obelgi wszystko to sprawiło, że porzuciłam siebie taką jaką byłam naprawdę. Co ciekawe (to też jest już potwierdzone naukowo) zaczęłam ciągnąć do ludzi nie wrażliwych, zapatrzonych w siebie, próżnych (bo uważałam siebie za osobę nie zasługującą na miłość - niska samoocena). Na szczęście nic z tych znajomości nie wyszło, teraz widzę, że Bóg nade mną czuwał. Od czasu jak jestem z Michałem moje życie jest wspaniałe a wiecie dlaczego bo w nim odnalazłam tę drugą połówkę, która mnie doskonale uzupełnia. jestem wreszcie sobą. Otacza mnie spokój i bezpieczeństwo i bardzo ważna rzecz mogę realizować swoje marzenia. Michał bardzo mnie wspiera i myślę, że czuje moje wsparcie również. Nigdy nie chciałam być taką jaką byłam w rodzinnym domu. Bogu dziękuję, że jest ze mną. Teraz rozumiem o co chodzi z tymi mechanizmami obronnymi. Wypracowałam je w celu przeżycia w domu ale teraz ich już nie potrzebuję tylko, że one już się zadomowiły w moim mózgu. Nie muszę być nikim innym niż jestem w rzeczywistości i z tego się cieszę.
  12. Hej! Dziś może bardziej śmiesznie o jednej z moich obsesji. Przez przypadek obejrzałam sobie taką bajkę (może ją pamiętacie) "Było sobie życie" no więc są tam postacie tj bakterie, zarazki i co o zgrozo stwierdziłam że mój ukochany jest nawet do nich troszkę podobny no i się zaczęły lęki. Na szczęście śmieję się już z tego ale dzięki takim obsesjom widzę, że rzeczywiście szukamy tematów zastępczych. Te "tematy" oddalają nas od naszych prawdziwych problemów a więc od nas samych. Być może ze względu na to, że w związkach odkrywamy siebie przed drugą osobą a jak wiadomo "my" to temat dla nas samych tabu szukamy wszelkich możliwych powodów żeby uniknąć ujawnienia prawdziwych siebie. W moim przypadku to unikanie siebie objawiało się w: poprawianiu innych, krytykowaniu innych za to co robią bądź czego nie robią, bezlitosnym ocenianiu ludzi a nie ich zachowań (zauważcie jest różnica). Czyjeś problemy były ważniejsze od mojego bólu i cierpienia, mojej radości i szczęścia, od moich uczuć i pragnień. Tak teraz powoli dochodzę do wniosku, że u mnie problemem jest to czy potrafię żyć z kimś tak aby go nie krzywdzić (bo do tego się przyzwyczaiłam w domu). Gdzieś zapewne krząta się we mnie lęk przed tworzeniem stałego związku bo nie wiem czy będę na tyle odpowiedzialna i wytrwała w jego tworzeniu. Pocieszam się, że wielu tak ma i to nie tylko nerwicowcy. W tym momencie ważna dla mnie staje się moja odpowiedzialność i pytanie czy jestem odpowiedzialna? Uważam, że jestem ale ze względu na brak pewności siebie w tej materii sobie nie ufałam. Staram się to zmienić, jest wiele dowodów na to, że taka właśnie jestem może nie zawsze ale wiadomo człowiek nie jest doskonały. Uważam, że przejawem odpowiedzialności jest także walka z chorobą, przyznanie się do tego, że ma się nerwicę, chęć spojrzenia na życie bez lęku i w prawdzie. Miłość to codzienne życie - ważne by zdać sobie z tego sprawę, wzajemne się wspieranie, nie ubliżanie sobie, szanowanie siebie takim jakim się jest w rzeczywistości, akceptacja drugiej osoby wraz z jej światopoglądem, przyzwyczajeniami itp. Kiedy do siebie mamy ciągle o coś pretensje, albo sobie wyznaczamy bardzo rygorystyczne zasady to od innych również tego żądamy. Jeśli do siebie podchodzimy łagodnie i z ze "złotym środkiem" to do innych również. Ważne by mieć swój system wartości, swój światopogląd, swoje zdanie ale słuchać też innych co nie oznacza, że od opinii innych mamy być uzależnieni. Mieciu poruszył też bardzo ważny problem błędnego koła. Bardzo często czujemy się źle, płaczemy z powodu myśli itp dlatego kiedy mówimy, że jesteśmy szczęśliwi tak trudno nam w to uwierzyć chociaż tak jest w rzeczywistości. Pamiętajcie celem nerwicy jest destrukcja naszego szczęścia, choroba zrobi więc wszystko by zafałszować nasze przekonania dlatego nawet jeśli boicie się czułości nie unikajcie jej, oczywiście nie zawsze się ma na nie ochotę ale jeśli czujecie że chcecie się przytulić to to zróbcie nawet jakbyście mieli potem to 1000 razy analizować.
  13. Hej! Witajcie po weekendzie. Jak zwykle znów coś sobie uzmysłowiłam przede wszystkim fakt że temat kochania czy nie kochania to temat zastępczy. Tak naprawdę w obsesjach przynajmniej moich o Michała nie chodzi. Uzasadnię dlaczego otóż byłam w sobotę i w niedzielę w rodzinnym domu, jadąc autobusem modliłam się do Boga aby Michałowi nic się nie stało zaczęłam się bać że może mu się coś stać (to dobrze że się martwię bo to chociażby świadczy że kocham swojego lubego ale u mnie jak zwykle pojawiła się obsesja, panika że może stać mu się jakaś krzywda typu np wypadek - masakra prawie całą drogę chciało mi się beczeć, chciałam być już z powrotem z nim. W między czasie pojawiły się wszystkim nam z tego forum myśli czy kocham? Przyjechałam do domu i jak zwykle było po staremu mama się tylko ucieszyła że przywiozłam jej kwiatka na urodziny - jej zadowolenie akurat sprawiło mi przyjemność. Ojciec natomiast wolał pojechać sobie na ryby właściwie w sobotę z nim w ogóle się nie spotkałam. Ma mnie po prostu gdzieś przykre ale prawdziwe. Niedziela jakoś minęła. Kiedy wracała do Michała znów napadł mnie lęk ale zrozumiałam, że mówiąc o niekochaniu to dotyczy to mojego ojca a nie Michała. Dla każdego dziecka również kiedy to dziecko jest dorosłe ten brak miłości rodzicielskiej jest bólem. Przyznanie się do tego nie jest łatwe. Gdzieś nadal w mojej głowie siedzi że może się to zmienić i kiedy ścieram się z rzeczywistością to potwornie boli. Tak naprawdę chodzi o moje prawo do szczęścia. Jestem szczęśliwa tu i teraz ale mam gdzieś w głowie zakodowane to marzenie, że ja, mój ociec, mama, siostra będziemy szczęśliwi, że nasza rodzina nagle stanie się szczęśliwa - marzenie to prowadzi mnie do destrukcji bo wiem że to fałszywe myślenie. Jasne w jakiś sposób może i się zmienia nasze stosunki na lepsze ale nigdy nasza rodzina nie będzie szczęśliwa, za to moja z Michałem ma jak najbardziej realne taką się stać. Ważne dla mnie odkrycie to również fakt, że miłość to nie żadna magia ale to musiałam sobie sama z siebie wytłumaczyć. Miłość to najzwyklejsza codzienność, to te najdrobniejsze sprawy, słowa, gesty niestety moja codzienność z rodzicami była dość nieprzyjemna więc dziwnie się czuję kiedy jestem bezpieczna i spokojna. Witam nową forumowiczkę. Nie martw się, mnie również dopadła taka myśl na szczęście tylko bodajże przez jeden góra dwa dni ale też napędziła mi stracha. Zresztą to z pewnością jest choroba skoro objawy mamy podobne. Trzeba koncentrować się na swoim szczęściu, przestać żyć marzeniami skupić się na tym co dzieje się tu i teraz. Wyjdziemy z tego.
  14. Hej! Cicha i Pikpokis a zastanawiałyście się może nad tym, że może w rzeczywistości jesteście ciche, żartobliwe i spokojne ale ze względu na te wasze lęki wydaje wam się, że tak nie jest? Ja właśnie taka jestem na codzień. Jestem sobie szarą myszką i dobrze mi z tym. Nie leży w mojej naturze pchanie się na pierwszy front może to dobrze może to źle ale to mi nie przeszkadza lubię robić swoje i mieć swoje zdanie. Jak trzeba to walczę ale raczej cenię spokój i ciszę, która mnie teraz otacza, żadnych kłótni, wyzwisk, przedmiotowego traktowania, wiecznego krytykowania. Jak wam ktoś mówi że jesteście miłe, spokojne, z dużym poczuciem humoru to od razu konfrontujecie to z sytuacją w domu albo z nerwicą ale gdyby wasze otoczenie było bardziej przyjazne albo nie miałybyście nerwicy jakie byłybyście wtedy. Chodzi o to by poznać siebie takie jakie jesteście w normalnych warunkach. Normalne warunki dla mnie oznaczają kiedy czujecie się dobrze z samym sobą, kiedy nikt was nie gnębi, nie krytykuje, nie kłóci się z wami, kiedy się nie boicie. Cicha jeśli kłócisz się z bratem i czujesz, że masz rację to nie czuj się winna - masz prawo mieć swoje zdanie to do ciebie należy ocena czy jest ono trafne czy nie. Jeśli nie, to umiej przyznać się do błędu - to też ważna umiejętność. Muszę cię ostrzec to jest właśnie jedna z cech neurotyków kiedy oceniamy innych i pragniemy ich zmieniać a nie patrzymy na siebie. Pamiętaj innych nie zmienisz możesz zmienić tylko siebie. Rozumiem cię doskonale bo miałam tak samo też mówiłam mamie jaka ma być, tacie jaki ma być siostrze jaka ma być itp. aż w końcu zrozumiałam bardzo ważną sprawę, że takie podejście tak naprawdę oddala mnie od mnie samej. Zamiast rozwijać siebie chciałam rozwijać innych i kto na tym najwięcej stracił, oczywiście JA. Jesteś wspaniałą osobą, której naprawdę należy się choć trochę uwagi. Kochaj siebie taką jaką jesteś ale patrz na siebie całościowo a nie tylko przez pryzmat tego jaka jesteś w domu. Unikaj kłótni bo to tylko szarpie nerwy, pobudza stres poza tym kłócąc się z rodziną uczestniczysz w ich grze, która tak naprawdę niczemu nie służy chyba tylko pogłębianiu nerwicy. Spędzaj jak najwięcej czasu ze swoim ukochanym, pozwól mu być tym kim jest jak on pozwala tobie być tą osobą jaką jesteś w rzeczywistości. Piko ja też uwielbiam się wygłupiać kiedyś pamiętam że zaczęłam się śmiać w kościele bo ksiądz miał strasznie śmieszny głos (jestem osobą lubiącą się śmiać nawet z głupich kawałów - mam do tego prawo) potem czułam się winna, rozmyślałam jak będę postrzegana przez innych i widzisz tak naprawdę to poczucie winy wynikało z lęku o ocenę innych ludzi mam wrażenie, że u ciebie jest podobnie cały czas siebie kontrolujesz czy aby dobrze robisz, czy aby dobrze się zachowujesz cały czas jakbyś oczekiwała, że cię ktoś będzie krytykował za to jaka jesteś. Masz prawo być kim chcesz, zachowywać się jak chcesz, czuć co chcesz. Ty sama umiesz sobie wyznaczyć granice swojego postępowania. Mnie dziś naszły lęki bo mi się lekarstwa kończą i boje się że to cholerstwo wróci chociaż jak zwykle strach ma wielkie oczy i przesadzam.
  15. Hej! U mnie też było podobnie. Też w myślach o swoim ukochanym myślałam jak o potworze. Tak się zastanawiam, czy przypadkiem takich "potworów" łatwiej byłoby nam zaakceptować. Na szczęście ani trochę nie uważam, że mój Miśko jest jakimś "potworem" ta faza już minęła i była tylko w obsesjach ale to co przeżyłam nie życzę nikomu. Czytając tę książkę Karen Horney też wyczytałam tam zdanie, że neurotycy odmawiają sobie prawa do szczęścia, a kiedy są szczęśliwi na siłę wyszukują problemów. W moim wypadku też właśnie tak było. Kiedy ktoś mi mówił że jestem miłą, spokojną, wrażliwą osobą to jakoś nigdy nie wierzyłam bo od razu konfrontowałam siebie z domu a tam dawałam ostro popalić, kłóciłam się niemiłosiernie, wydzierałam się. Teraz sobie tak myślę i po co mi to było, wiem jednak, że jak najbardziej miałam prawo wkurzać się na rodziców bo w swojej roli zupełnie się nie sprawdzili. Moje życie to była raczej walka o przetrwanie niestety. W tej chwili jednak nie pielęgnuje w sobie żalu, złości do nich, uraz jednak pozostaje. Jeśli chodzi o mnie to chcę żyć inaczej i co najlepsze naprawdę żyję inaczej i bardzo mnie to cieszy. Jestem dumna z siebie, że potrafiłam stawić czoła chorobie i wychodzę na prostą bo obsesje zniknęły, a nawet jak się od czasu do czasu pojawią to już wrażenia na mnie nie robią, totalnie je olewam. Powoli zaczynam czuć tę wolność. Przede wszystkim chcę być taka jaka jestem w rzeczywistości. Przestałam wyobrażać siebie jako doskonałość bo taką nie jestem. Jestem zwyczajną dziewczyną, która uczy się kochać siebie rzeczywistą. Dobrze mi z tym. Są pewne sfery gdzie lęk nadal pozostaje ale i z tym będę musiała się zmierzyć.
  16. Piko wiesz faktycznie czasami rodzice straszą swoje dzieci większość w dobrej wierze. Najgorsze że w twojej sytuacji widząc obrzydliwy obraz w tv twoja mama zestawiła to z czymś przyjemnym - słodyczami. Z mojego doświadczenia też mam taką scenę która od czasu do czasu mi się przypomina, bo okropnie mnie przeraziła więc mogę tylko wysnuć tezę, o której czytałam, że mózg koduje najchętniej takie sytuacje, którym towarzyszą silne emocje. Być może lęki zaczęły się właśnie od tego momentu. Piszesz że rodzice cię bardzo kochają i ty również to super sprawa. Piko a czy twoi rodzice akceptują twojego ukochanego? Z tego co napisałaś jesteś bardzo przywiązana do rodzinki i być może fakt, że stajesz się dorosła a zatem będziesz musiała powolutku sama o sobie decydować tak cię przeraża. Może boisz się utraty tego dobrego kontaktu. Pomyśl nad tym. Wiesz o czym pomyślałam, że zastanawiając się nad wyglądem, charakterem naszych partnerów jakbyśmy nieświadomie oczekiwali, że ktoś nam powie np tak pasujecie do siebie, tak to przystojny facet itp, że ktoś nam będzie mówił jak mamy żyć ale prawda jest taka, że tylko do nas należy odpowiedź. Słuchaj siebie i uwierz sobie. Jeśli ciągle męczą cię kompleksy na temat swojego wyglądu to mogę ci podpowiedzieć tylko to co ja sobie powtarzam, że wygląd nie ma znaczenia dla mnie liczy się wnętrze, lubię kiedy ktoś jest interesujący może zaoferować coś więcej niż tylko "opakowanie". Bez względu na to jak wyglądamy, co umiemy, co czujemy mamy prawo czuć się wartościowe. Powoli do mnie dociera jak wielką krzywdę robiłam sobie wyszukując w sobie wady nie widząc zalet. Na szczęście lekcję zrozumiałam. Piko powtarzaj sobie, że zasługujesz na szacunek jak każdy inny. Jak już wcześniej napisałam tak naprawdę to ktoś z zewnątrz ustala kanony piękna i brzydoty a ja się pytam jakim prawem? Wciska się nam kit jakie powinnyśmy być, żeby podobać się innym. Traktuje się ludzi jak przedmioty. Podam przykład modelek najpierw zmusza się "ładne" (zdaniem zainteresowanych) dziewczyny do odchudzania a potem mówi im się, że wyglądają jak wieszaki, a co gorsze robi się retusz zdjęć gdzie te dziewczyny wyglądają inaczej niż w rzeczywistości. Pytam się was o czym to świadczy. Nie traktujmy siebie w ten sposób. Cieszmy się z tego jak wyglądamy, nie katujmy się kompleksami. Piko nie załamuj się. Wyjdziesz z tego. Cicha cieszę się, że umiesz to już pokonywać w sobie. Ważne jest zrozumienie źródeł tego cholerstwa. Twój brat nie powinien był cię traktować w ten sposób. Dla małego dziecka taki strach się utrwala, sama wiem to po sobie. Mam prośbę unikaj jak możesz tylko konfliktów rodzinnych, nie angażuj się w nie. Zrób to dla siebie. Mamy takie samo prawo do szczęścia jak ludzie, którzy potrafią być szczęśliwi. Ja powoli zaczynam wierzyć, że życie może być przyjemne, łatwe i szczęśliwe. Wam się też to uda.
  17. Hej! Gwarantuje wam że da się z tego wyjść. Tak jak wczoraj napisałam przez ostatni tydzień stawałam twarzą w twarz z nerwicą. Robie chyba kolejny krok naprzód. Myśli zniknęły nie wiem na jak długo ale mam nadzieję, że już na zawsze chociaż hm nie wiem. Ja już biorę 1/4 leku. Nerwica prowadziła ze mną "brudną grę". Uzmysłowiłam sobie że moje obsesje są dokładnym przeciwieństwem mojego systemu wartości. Przedstawię po krótce źródła moich obsesji. Zdrada - zawsze powtarzałam, że zdrady nie toleruję w związku bo godzi to w poczucie mojej godności no i co oczywiście w obsesjach widzę siebie "dającą" na prawo i lewo na dodatek z każdym napotkanym facetem - no toż to kompletny absurd, a wiecie dlaczego bo nigdy "taka" nie byłam (określiłabym siebie mianem purytanki hahahaha) jak próbowały mi wmówić natręctwa. Jestem osobą wstydliwą, nie lubię obnażać się przed ludźmi dowód jeśli ubiorę bluzkę z dekoltem już czuję się obnażona. Wspominałam wcześniej, że w pewnym momencie zaczęłam tworzyć swój własny świat. W "swoim" świecie byłam piękna, pociągająca wręcz kusicielka co spodobał mi się ktoś np piłkarz, aktor nawet polityk już z nim w myślach romansowałam. W tym właśnie widzę związek z tym lękiem że zdradzę najukochańszą dla mnie osobę. Konflikt był wynikiem ścierania się mojego prawdziwego "ja" (wstydliwej, nieśmiałej) z tą stworzoną w swojej głowie wymyśloną "ja". Jak zwalczyłam tę obsesję przede wszystkim zbadałam w sobie skąd to się u mnie wzięło, zaakceptowałam w sobie tę wstydliwość, nieśmiałość - taka jestem i dobrze mi z tym. Już nie chcę być idealna fu. Chcę być taka jaka jestem w rzeczywistości nawet jeśli jestem totalnie niedoskonała ale przynajmniej jestem człowiekiem rzeczywistym a nie jakimś sztucznie przeze mnie stworzoną przeze mnie smutną tak naprawdę doskonałością w mojej głowie. Zrobienie krzywdy - ta obsesja akurat dotyczy ściśle relacji z moimi rodzicami. Jestem typem buntownika tzn jeśli chodzi o moje sprawy rodzinne. Nigdy nie pochwalałam tego co dzieje się u mnie w domu. Ciągle ścierałam się z ojcem, matką często bywając wręcz wściekła na nich za to jacy są. Konflikt z rodzicami powodował u mnie poczucie winy (teraz wiem że miałam prawo się wkurzać) bo przecież to moja mama i tata. Znienawidziłam siebie za tą moją wybuchowość. Zresztą im stawałam się starsza tym bardziej czułam do siebie niechęć, nienawiść, czułam się beznadziejna, nie potrzebująca nikogo, dająca sama sobie świetnie radę, a tak naprawdę samotna i zagubiona. Wówczas nie wiedziałam jeszcze o syndromie DDA. Uciekałam w "swój" świat i naukę. W końcu najgorsza obsesja "że nie kocham" - moje cierpiące "ja" przecież nie zasługuje na szczęście (a to totalna bzdura) ale nieświadomie tak właśnie reagowałam na swoje szczęście poza tym strasznie wstydziłam się swojej rodziny, strach, że jak nie znajdę pracy to mój związek się rozleci (to chyba była wtedy moja obsesja ale nie była na tyle silna, żeby psuć moje samopoczucie), kompleksy na punkcie swojego wyglądu itp. No i witaj ataku obsesji. Jeszcze wygląd - to sprawa dla mnie marginalna. Przypomniałam sobie, że zawsze powtarzałam, że jak będę miała faceta to nie będzie podobny do mojego ojca no i na szczęście nie jest. Podobają mi się ludzie o ciekawych twarzach no a mój Michał ma niesamowite oczy a jak się śmieje to cieszy się całą buzią i to jest słodkie. Przede wszystkim kocham go za to jakim jest człowiekiem. Kocha mnie, szanuje, akceptuje i to jest dla mnie ważne. Poza tym wiem, że będzie super ojcem (mam takie przeczucie). A czy to się sprawdzi to zweryfikuje czas. Moja intuicja mówi mi że dokonałam trafnego wyboru. I wierzę w swoje uczucia, wierzę przede wszystkim sobie. Nie oglądam się na opinie innych. Pikpokis mam wrażenie, że ty siebie samą krytykujesz za swoje uczucia i zachowanie co przenosisz później na swojego chłopaka skąd się to u Ciebie wzięło? Cicha to zapewne kolejna obsesja. Mam nadzieję, że potrafisz już odseparowywać się od tych awantur w domu. Wiem jakie to ciężkie ale nie dawaj się wciągać w gry rodzinne. Damy radę!
  18. Wiesz Marto być może. Nie wiem jak z twoim poziomem akceptacji własnej osoby. U siebie zauważyłam, że nie bez znaczenia był wybór właśnie tego partnera z którym jestem. Przede wszystkim czuję, że my po prostu do siebie pasujemy. Może mamy odmienne poglądy na pewne sprawy ale ogólnie nasz związek jest harmonijny. Co ciekawe zauważyłam, że obsesje bądź w twoim wypadku blokady (też miałam ale ja idę zawsze pod prąd i im bardziej obsesje mówiły mi nie kocham tym bardziej lgnęłam do swojego ukochanego). W moim wypadku najprawdopodobniej obsesje o niekochaniu wynikały z odmawiania sobie prawa do własnego szczęścia. Już o tym pisałam ale przypomnę, że nerwica ujawniła mi się tzn obsesje zaatakowały mnie w momencie kiedy byłam bardzo szczęśliwa w swoim związku. Na szczęście nic się nie zmieniło. Jasne mnie też dopada czasami taka niechęć ale wiem, że to wynik zmęczenia walki z moimi natręctwami. Musiałam wiele sobie wyjaśnić. Taka autoanaliza też jest bardzo męcząca ale wychodzę na prostą. Coraz łatwiej mi walczyć z tym cholerstwem bo widzę gdzie leży ich absurd. Każdy z nas musi znaleźć źródło swoich lęków, żeby sobie z nimi poradzić. Poza tym dochodzi stres dnia codziennego to też ma wpływ na nasze samopoczucie.
  19. hej! Pierwszy raz w tym temacie. Kiedy czytam wasze posty to jakbym czytała o sobie. I zgadnijcie - tak miałam/mam nerwicę natręctw. Dzieciństwo kształtuje naszą dorosłość więc nad tym nie ma się co zastanawiać bo to prawda. Kiedy uświadomimy sobie, że to co nas dotknęło było złe i wcale nie było to spowodowane przez nas jak nam niektórzy wpajali przez całe życie następnym etapem jest odbudowa naszego poczucia własnej wartości. Pamiętajcie rodziców, bliskich, znajomych itp nie zmienicie możecie zmienić tylko siebie ale musicie chcieć. Nie bójcie się mówić o zranieniach ale też nie użalajcie się nad sobą. Pokochajcie siebie takimi jakimi jesteście, nie oszukujcie siebie, patrzcie prawdzie w oczy. Zaufajcie sobie i swoim uczuciom. Mi obsesje próbowały zepsuć mój związek, który jest dla mnie wspaniały. Dzięki mojej kochanej drugiej połówce uświadomiłam sobie w jakim wielkim zafałszowaniu żyłam wcześniej. Nie jest łatwo przejść z piekła do nieba. Po drodze trzeba odbudować siebie, odnaleźć swoje autentyczne ja ale warto. Zwyciężyłam obsesje ale musiałam stoczyć batalię z samą sobą ale naprawdę się opłacało. Nie bójcie się mówić o tym co was boli. Jak uważacie że coś jest złe to dla was to jest złe nie usprawiedliwiajcie zła. Ja np powiedziałam ojcu, że za to co zrobił a raczej nie zrobił powinien iść siedzieć ale teraz sobie myślę, że raczej wysłałabym go na terapię razem z moją mamą. Aha poczytajcie o syndromie DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików). Otworzy wam to oczy na wiele spraw.
  20. Hej! Fajnie, że forum już jest. Na razie się z nim oswajam. Doszłam do wielu ciekawych informacji o sobie samej. Miałam przez ostatni tydzień dość ciężki okres znów atakowały mnie myśli, czułam się totalnie zdezorientowana. Duży wpływ na moje samopoczucie było czytanie książki Karen Horney "Nerwica a rozwój człowieka". Być może to czego dowiedziałam się z tej książki o sobie bardzo mną wstrząsnęło. Otóż autorka zwróciła uwagę, że takie osoby jak ja (neurotyk) zwracają uwagę w życiu na sprawy błahe i marginalne w moim wypadku był to wygląd mojego partnera co najciekawsze obejrzałam wczoraj program Clever, gdzie robili doświadczenie, komu skłonni pomóc są faceci przy naprawie rowera "pięknej" blondynce w krótkich spodenkach czy niezbyt ładnej dziewczynie w dresie. I zgadnijcie co się okazało oczywiście pomoc dla seksownej blondynki przyszła od razu a dla tej w dresie jakoś nie. Strasznie się tym zbulwersowałam. Zrozumiałam, że takie podejście proponowane w tv, że trzeba być "pięknym" aby otrzymać pomoc jest strasznie płytkie, próżne i obrzydliwe tak właśnie obrzydliwe. Wyobraźcie sobie jak ludzie, którzy nie mają tych wychwalanych przez media przymiotów muszą się czuć, ile kompleksów to w nich może zrodzić, ile cierpienia. To mi uświadomiło jak moja obsesja na punkcie wyglądu jest mi obca. Dla mnie liczy się przede wszystkim wnętrze człowieka. Zakochałam się w moim Michale bo dostrzegłam w nim wspaniałego, czułego, troskliwego, wyrozumiałego, inteligentnego, radosnego człowieka. Do czasu pojawienia się moich obsesji wcale nie zwracałam uwagi na wygląd zewnętrzny bo dla mnie ma on właśnie marginalne znaczenie. Pytam siebie: Jak można oceniać człowieka czy się nadaje czy nie po wyglądzie? Cieszę się, że w człowieku potrafię dostrzegać bogactwo jego wnętrza a nie jego wygląd. Sama nie jestem pięknością ale jestem z tego dumna bo wiem że każdy jest tak samo wartościowy bez względu na to czy jest piękny czy brzydki (tu znów nasunęła mi się myśl, że tak naprawdę kanony piękności są nam narzucane z zewnątrz). Nie zmieniłabym nic w swoim wyglądzie. Cieszę się, że jestem taka jaka jestem. Czuję w sobie tę pewność siebie. Pikpokis właśnie doszłaś do pewnej bardzo cennej informacji. Skoro twój ukochany jest do Ciebie podobny charakterem może po prostu dlatego to cię denerwuje. Akceptujesz siebie? Jesteś dumna z siebie taką jaką jesteś? W tym tkwi odpowiedź na twoje natręctwa. Pisałam już o tym wcześniej ale napiszę raz jeszcze: My sami jesteśmy "katami" dla siebie. Tak bardzo nie akceptujemy siebie, że chcemy być kimś innym niż jesteśmy ale nie jesteśmy. Takie podejście prowadzi nas do samozniszczenia. Przykra prawda. Nie wolno nam się dać zwodzić obsesjom.
  21. Hej! Sopot jest super. Słuchajcie te nasze wszystkie obsesje dotyczące naszych partnerów tak naprawdę próbują nam wmówić, że my na nasze szczęście nie zasługujemy! Niestety to wynika właśnie z naszego rozwoju naszej osobowości. Pisałam o swoim świecie, w którym byłam doskonała, piękna itp te imaginacje dodawały mi pewności siebie, byłam dumna, że taka jestem tylko, że to nie byłam ja prawdziwa w rzeczywistości przeciętna dziewczyna z wieloma kompleksami. Zamiast rozwijać siebie taką jaką byłam naprawdę, swoje wnętrze, własne zainteresowania, rozwijałam wyimaginowaną postać, która nigdy nie istniała i istnieć nie będzie. To co napędza obsesje to właśnie ta nasza fałszywa duma, którą wyprodukowaliśmy w toku naszego życia, a która jest nieodłącznym elementem tej wyimaginowanej postaci. W zasadzie, żeby odzyskać prawdziwe "ja" należałoby wrócić do dzieciństwa i zmienić otoczenie na bardziej przyjazne niestety jest to nierealne. Przeszłości nie zmienimy. Aby zacząć żyć tu i teraz trzeba wziąć odpowiedzialność za siebie i wyprostować skrzywiony sposób postrzegania siebie i rzeczywistości, w której żyjemy. i koniecznie trzeba poszukać własnego ja takiego jaki on jest naprawdę a nie takiego jaki chcielibyśmy aby był. Ja i wiele innych osób tutaj na forum doświadczało uczucia, że jest "obok" tego co się wokół niego dzieje aby wrócić do prawdziwego życia warto wkroczyć do tego co się wokół nas dzieje.
  22. Kordianka w zasadzie masz rację. To poszukiwanie euforii bardziej mnie męczy niż same obsesje. Wierzę, że damy radę. Mam nadzieję że lepiej się czujesz. Znajdziesz i ty osobę, którą pokochasz szczerze ale nie zamykaj się w swoim świecie. Mój "własny" świat sprawia mi obecnie więcej krzywdy niż radości chociaż nawet i dawniej był tylko fortecą obronną.
  23. Hej! Witaj Marto szkoda, że to też cię dopadło ale nie martw się wyjdziesz z tego. Właśnie czytam książkę "Nerwica a rozwój człowieka". Doszłam do wątku, który moim zdaniem wielu z nas dotyczy. Chodzi oczywiście o wygląd. Karen Horney pisze "pozytywne cechy decydujące o tym, czy ktoś staje się obiektem uczucia drugiej osoby, są cechami osobowości, jednakże neurotyk jest wyobcowany ze swojego "ja" prawdziwego toteż nie interesuje się owym zamglonym obrazem swego wnętrza". Książka ta jest bardzo dokładną analizą osobowości neurotycznej. U mnie tak sobie. Wiem, że zły nastrój, nasilenie myśli ma związek z brakiem pracy. Mam nadzieję że ją w końcu znajdę.
  24. Hej! Witam was po długim weekendzie, który spędziłam z Michałem razem z moją rodziną. W zasadzie było świetnie tylko raz dopadła mnie obsesja na punkcie wzrostu mojego Miśka ale poza tym było super. Zaobserwowałam, że obsesje czy kocham czy nie prawie zanikają. Ze mną nie ma dyskusji jeśli mówię że kocham to tak jest. Natręctwa uwielbiają wykorzystywać sytuację kiedy jesteśmy zestresowani, zdenerwowani, przygnębieni warto o tym pamiętać. Poza tym jeśli chodzi o miłość bez intuicji i rozsądku nie da rady jej rozwijać kierując się bowiem stanami euforycznymi, o których pisał Kapralis - są one zbyt zmienne żeby móc na nich opierać związek. Piko spróbuj sobie wytłumaczyć sama skąd mogły wziąć się u Ciebie dane natręctwa. Nie spychaj ich w nieświadomość ale w spokoju zastanów się co mogło je spowodować każdą po kolei. W moim wypadku np obsesja na punkcie wzrostu wzięła się z kompleksu. Zawsze byłam nie wysoka. Pamiętam, że modliłam się o to by być wysoka. Nie jestem wysoka na szczęście Pan Bóg nie wysłuchał mojej modlitwy. Po pierwsze moi rodzice nie byli wysocy po drugie lata 80 w żywność nie obfitowały. W zasadzie moje 163 cm bardzo lubię i nie zamierzam się przejmować tym zresztą już od dawna się tym przestałam martwić no i co najważniejsze cm nie świadczą o człowieku. Kocham siebie taką jaką jestem. Piko pokochaj siebie taką jaką jesteś i pozwól innym być takim jakimi są.
  25. Hej! Kordianko przykro mi, że w ten sposób patrzysz na świat. Nie mówię że zawsze jest super ale od czasu do czasu naprawdę ten świat cieszy. Mam pytanie jak długo zamierzasz użalać się nad tym co "schrzaniłaś"? To już za tobą, to przeszłość teraz jesteś tu i teraz i możesz to pozytywnie wykorzystać a im dłużej rozpaczasz tym trudniej będzie ci wyjść z tego. Zastanów się czy taka wegetacja ma sens. Takie podejście prowadzi cię do autodestrukcji czy ty naprawdę chcesz całe życie spędzić w tym szklanym kloszu? Pomyśl czy w twoim świecie nie mak nikogo z kim mogłabyś porozmawiać, wyżalić się albo kto by potrzebował twojego wsparcia. Przejdź się do parku, po prostu gdziekolwiek. Nie pozwól aby CHOROBA zaciemniała ci rzeczywistość. Zapewne czytając nasze posty na tym forum zauważyłaś, że ta choroba skądś się wzięła warto nad tym się zastanowić. Założę się że byś sobie doskonale poradziła z nią gdybyś chociaż spróbowała - NAPRAWDE WARTO. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 8:37 am ] A co do postu Mariusza to podejście, które zaproponowałeś Lali jest niestety bardzo głupie. Jeśli Ty tak postępowałeś tzn że dałeś zgodę na bycie neurotykiem pełną parą - lepiej się nie angażować bo to wymaga wysiłku czyż nie. Otóż nie tędy droga. Warto pocierpieć czasem, żeby odkryć prawdziwe szczęście. Wierzcie mi z tej choroby się wychodzi ale trzeba w swoim sposobie postrzegania świata wiele wyprostować, wielu rzeczy się nauczyć, zrzucić z siebie to egocentryczne podejście za którym tak naprawdę kryje się lęk i niewiedza.
×