Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nastia

Użytkownik
  • Postów

    381
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nastia

  1. dream*, teraz 100mg asertinu. Nie no cos tam dają mi leki, w porównaniu do początku roku jest znaczna różnica -wcześniej miałam jeden wielki atak paniki, ciagle myśli s., nie wychodziłam z domu, nie jadłam, nie mylam sie, nie spałam do rana i nic nie sprawiało mi przyjemności. Teraz mam obniżony nastroj ale jakoś funkcjonuje (raz lepiej raz gorzej), nie gnije w łóżku. Ale gdyby nie terapia to nie byłoby mnie tu..
  2. dream*, obecnie biorę 75 mg i dr powiedział, że przy takiej dawce pozostanę. Być może podniesie max do 100mg, ale na razie nie. Dawkę zwiększałam co kilka dni, najpierw 12,5mg, potem 25mg, 50mg i od kilku dni 75 mg - na noc, bo tj. napisałam w dzień mnie przymulało. W sumie zaczęłam brać 2 tygodnie temu. Co pewnie istotne - wcześniej już brałam stabilizator, Depakine i od razu wskoczyłam z niej na lamo. Aha, chcę jeszcze dodać, że regularnie chodzę na terapię, więc nie wszystko to zasługa leków.
  3. Wszędzie to na pewno nie byłeś No więc mamy odmienne zdania. Ja myślę, że motywacja takiego czynu jest bardziej złożona, nawet jeśli sam zainteresowany nie zdaje sobie z tego sprawy. Zgadzam się w zupełności. Ci, którzy tak uważają, to bagatelizujący ignoranci, nie mający pojęcia o realiach. Ale ja zupełnie nie miałam tego na myśli! Mam nadzieję, że nigdy nie stwierdzisz, że trzeba Że będziesz szukać pomocy do skutku, choć rozumiem, że można mieć tego i cierpienia serdecznie dość. Mam za sobą niejeden szpital i niejedną próbę terapii. Pamiętaj, że nie byłeś wszędzie, to niemożliwe Szkoda byłoby, aby osoba z tak inteligentnym i czarnym poczuciem humoru zabrała się z tego padołu do piachu.. obniżysz poziom IQ w naszym społeczeństwie i zmniejszysz populację o jedną fajną osobę, a tyle idiotów w naszym kraju. -- 01 sie 2014, 09:33 -- Ty każdą opinię odmienną od swojej uznajesz za bzdety?
  4. Hej :) Chciałam napisać, że biorę lamotyginę już 2 tygodnie (razem z Asentrą) i powiem, że nie mam już wybuchów złości i nie nakręcam się w nienawidzeniu - łatwiej mi zatrzymać się i reflektować; minęły kompletnie bardzo ostre napady paniki, które miałam codziennie i nie raz z tego powodu byłam na sorze (lęki mam nadal, ale nie napadowe i nie paniczne - po prostu mniej lub bardziej nasilone); huśtawki nastroju w ciągu dnia się zmniejszyły (co nie oznacza, że wyszłam z doła - po prostu mniej mną chwieje); zniknęła męcząca gonitwa myśli, myśli mi się wolniej-lepiej; przestały mi wypadać włosy (po zastąpieniu Depakiny). Wady: po zażyciu kręci mi się w głowie, jestem bardzo senna i mam problem z równowagą, więc biorę tylko na noc. Słynnej wysypki u mnie brak (ale zaczynałam od 12,5 mg), nie działa też w moim przypadku antydepresyjnie, jestem nadal przybita i przygnębiona.
  5. Odpisanie przez kogoś na to pytanie, będzie znaczyło że z jego "praktyką" jakoś kiepsko Słuszna uwaga Swoją drogą autor postu moim zdaniem w zawoalowany sposób szuka pomocy, tylko z jakichś powodów nie tam, gdzie trzeba, smutne
  6. monik90, rozumiem doskonale Twoje dylematy, bo sama nie raz takie miałam i miewam, w tym roku x razy jeździłam na interwencje na Kopernika, oraz na SOR -w dzien, w nocy.. I byłam 2 razy hospitalizowana. Powiem Ci jakie są realia i co Ci radzę. 1. Zadzwoń jutro na Kopernika i wpisz sie na listę oczekujących. Oddział afektywny jest rewelacyjny pod względem opieki lekarskiej, podejścia do pacjenta. Bardzo ludzko, bardzo z szacunkiem. Nawet jeśli trafisz ma chwile do innego szpitala to możesz sie przenieść na Kopernika, gdy nadejdzie Twój termin! 2. Zasady są takie, ze jak sie zgłosisz z myślami s. to dr dyżurny ma obowiązek znaleźć Ci miejsce -nawet pod Krakowem. Nie ma innej opcji. Ja zostalam poinformowana o tym -ze przyjedzie karetka i gdzieś napewno mnie zawiozą. Nie jest wiec tak, ze zostaniesz na lodzie -nie możesz "wybrzydzać" jeśli masz zagrożenie zycia -szpital beznadziejny czy nie to nieważne na początek -przynajmniej będziesz w bezpieczniejszym miejscu niż dom. Aha, ludzie nie w psychozie z myślami s. MOGĄ ODMÓWIĆ MIMO MYŚLI S. Ja mogłam. Nie wiem, jak jest z Chadem.. Ale moja rada -w tak złym stanie skorzystaj z tego!! W pierwszej kolejności polecam SOR na Rydygiera (bo tu jest jakaś szansa ze Cię od razu przyjmą; na Kopernika nie ma -nie zostawiają łóżek) 3. Byłam na Rydygiera. Fakt, ze tam są pacjenci różni, w ciężkich stanach -w psychozie, w paranoi, depresji, z nerwica, bywa, ze krzyczą. Ale tam jest paru bardzo dobrych lekarzy -dr J., dr W. Nawet jak dostaniesz innego prowadzącego to z nimi zawsze możesz pogadać na dyżurze. I są tam 3 kochane pielęgniarki, ciepłe bardzo i pomocne. Leki nie są wciskanie na sile, ze mną były omawiane, ja wspoldecydowalam. Tam tez sie zapisz w kolejkę. 4. Jeśli nie skorzystasz z powyższej opcji to idź prywatnie do lekarza który pracuje na Kopernika (lista jest w necie na str szpitala), mów ze b.pilne. Jest szansa ze Cię wkręcić szybciej na Kopernika. I da cos z lekow na przetrzymanie. Powodzenia i daj znac -- 31 lip 2014, 23:49 -- Nie przestaną, bo Twoim problemem jest ZAGROŻENIE ZYCIA. Fakt, realia są takie, ze prawdopodobnie zostaniesz zbagatelizowana przez dra na SORZE (ja słyszałam ze inni są bardziej chorzy niż ja itp..) ale chrzan to pieprzenie ile sie da i czekaj na psychiatrię. Moze chociaż lek da, porozmawia.
  7. zorzynek, Dziękuję za odpowiedzi :) Oprócz Ciebie znam tylko 2 osoby, które wyszły z BPD - jednej zajęło to prawie 5 lat, drugiej 8. Powiem Ci, że bardzo szybko poczułaś poprawę, i w samopoczuciu i w funkcjonowaniu. Ja zaczęłam terapię od grupowej 3 lata temu, a teraz trwam już 2 lata na indywidualnej u tej samej terapeutki. I ciągle nie jestem w stanie pracować (co nie znaczy, że nie zaczęłam podejmować takich prób - wcześniej wcale), nie jeżdżę pociągami itp. i ciągle czuję się generalnie kiepsko (choć pojawiają się lepsze momenty). Więc, co ze 20 lat mi terapia zajmie?? Jezu, mam nadzieję, że nie. Widzę, że Ty w młodym wieku zaczęłaś, myślę, że jakbym poszła na terapię od razu w wieku dwudziestu paru lat, gdy jeszcze byłam w stanie funkcjonować, to pewnie już bym się do tej pory z tego wygrzebała. Niestety moja ówczesna lekarka źle mnie zdiagnozowała i krytykowała moją chęć pójścia na terapię, że mi to nic nie da, nie pomoże. I stopniowo mi się coraz bardziej pogarszało, wypadłam z życia... W obecnej terapii oczywiście zauważam postępy - skończył się jadłowstręt (w co nie wierzyłam), inaczej patrzę na relacje z ludźmi, mam stałych znajomych, pierwszy raz jestem w stanie utrzymać stabilną relację z t. i lekarzem (wcześniej zrywałam kilka, kilkanaście razy!), naprawiłam relacje z rodziną i podstawowa sprawa - ŻYJĘ, bez terapii już by mnie nie było. Ale nadal źle się czuję...
  8. A to niby dlaczego..? Facet ją wyzywa, traktuje chamsko i w dodatku nie chce z tym nic zrobić, na próby rozmowy i zrozumienie ze strony żony reaguje atakiem, ma w dupie to, jak inni się z tym czują, nawet nie jest w stanie powiedzieć, o co chodzi, a do psychologa pójść nie chce. Krzyczy, popija, wyzywa. Kto tu jest draniem? Problemy ma każdy, zrozumiałe jest przejmowanie się pracą, śmiercią, odpowiedzialnością za rodzinę itd., ale przenoszenie tego na żonę i wyżywanie się na niej już raczej nie. Pomijając już to, że żona też ma problemy, nie on jedyny, a nie wygląda na zainteresowanego jej uczuciami.
  9. Hmm, ja napisałaś o Twojej rodzinie i dzieciństwie to bardziej dla mnie zrozumiała jest dla mnie Twoja postawa - zrozumiała, ale nie usprawiedliwiona. Jesteś zatem DDA i Twoje podejście do sprawy jest typowe dla dziecka z rodziny alkoholowej: - tłumaczysz chłopa mimo, że zachowuje się poniżej krytyki. Co z tego, że do tej pory BYŁ odpowiedzialny i dbający? BYŁ. Teraz jest teraz. I co z tego, że budujecie dom? Fajnie, tylko, że nie niweluje to jego chamskiego zachowania. Prawda? - "Myślę o swojej córce i o jej dobrze, wiem że taka atmosfera może na nią źle wpłynąć i tego chcę uniknąć, dlatego wole siedzieć cicho gdy on coś źle powie" - czyli jesteś bierna, unikająca, potulna jak owieczka, nie robisz nic. Jak córka podrośnie to może czuć do Ciebie narastającą nienawiść (którą pewnie będzie dusić w sobie wzorem mamy - a to prosta droga do depresji/nerwicy/autoagresji) za to, że przyzwalasz na takie zachowania, że przymykasz oko i zachowujesz się "jakby nigdy nic", że się podporządkowujesz "humorzastemu" (lub agresywnemu) ojcu. Poza tym dziecko nie jest głupie, myślisz, że wyczuwa, czy między rodzicami jest ok czy pozornie ok? Nie mówiąc już o tym, że ona się nauczy od Ciebie takiej postawy i prawdopodobnie sama będzie dawała sobą pomiatać. - "Sama wychowywana byłam w domu gdzie ojciec pił i robił awantury i wiem co czuje takie dziecko, jaki strach przed sobota, gdy tata znów się napił, moja mama nie umiała odpuścić i siedzieć cicho gdy ten coś powiedział i zawsze była wielka awantura" - no tak, to lepiej siedzieć jak mysz pod miotłą, masz rację.. Znam osoby DDA, których matki były jak potulne trusie i uwierz mi - z tego też nic dobrego dla dzieci nie wynikało. Bierna matka jest współwinna (przed swoim dzieckiem), uświadom to sobie. - "ja wole być cicho, powiedzieć co myślę o jego zachowaniu jak się uspokoi" - aha, czyli dajesz mu się powyżywać na sobie, aż się uspokoi..? Nieźle ma ten chłop z Tobą - "mąż także wie o tym, że nie pozwolę aby córka przeżywała to samo i ja nie będę znosić takiego traktowania..." - Co..? No przecież właśnie pozwalasz się mu tak traktować i ZNOSISZ. Zerknij choćby na swój cytat powyżej. -"wyzwiska na razie zniosę" - No to w końcu znosisz czy nie znosisz? I czy Ty w ogóle siebie "słyszysz"?? - "liczę, że mąż rozwiąże swój problem i zmieni się" - Widać, jak "przemyślałaś sobie" nasze posty.. Tak, tak, bądź nadal bierna i czekaj na cudowną samoistną zmianę męża. Z pokorą i cierpliwością. Nawet i rok, dwa, dziesięć lat. Sama absolutnie nic nie rób! Nic. Ufaj, że on coś ze sobą zrobi, nawet jak nie wykazuje żadnej inicjatywy - ufaj do skutku. Bądź bierna, ze stoickim spokojem znosząca kolejne wyzwiska, udawaj przed córką, że jest ok i módl się, aby Cię nie uderzył. I tłumacz go ciągle, na każdym kroku. Oczywiście gotuj mu też przepyszne obiady, co by utrzymywać dla dobra dziecka pozory szczęśliwej rodziny:) A, i jeśli jesteś wierząca to dziękuj Bogu, że mąż pije mniej niż żule z rynsztoku i że przynosi pieniądze do domu, a także módl się, aby Cię nie uderzył, a jeśli już - to żeby nie bolało za bardzo. A potem ufaj, że następny raz Cię nie uderzy. I tak za każdym razem! Abstrahując od Twojego męża, Tobie przydałaby się terapia i to bardzo, bo imo masz spory problem ze sobą. Jeśli sama nie chcesz iść, to nie naciskaj na męża, że pójdzie.
  10. Tak często wątpimy w altruizm i szczerość bliźnich, ale tacy, jak tu, udowadniają, że jednak jeszcze istnieje na świecie coś takiego -- 30 lip 2014, 09:47 -- Dokładnie. Nie zaufałabym terapeucie, który podszywa się pod pacjenta - czyli kłamie. Ktoś, kto tak robi, nie grzeszy również inteligencją, więc tym bardziej odpada. Jeśli sam się ogłasza na forach to znaczy, że klienci nie walą do niego drzwiami i oknami. Z jakiegoś powodu..
  11. Hej. Przykro mi z powodu Ciebie i Twojego męża... Ja uważam, że wszystko ma swoje konkretne powody. Skojarzenia mam takie: 1. Uaktywniły mu się zaburzenia osobowości, nerwicowe itp. Zazwyczaj dzieje się to we wczesnej dorosłości i potrafi mieć nagły początek (u mnie tak było). Jeżeli sam się nie chce leczyć, to sprawa jest kiepska. Zaburzeni zazwyczaj nie widzą problemu w sobie, szansa na wizytę u specjalisty jest dopiero wtedy, gdy cierpienie przerośnie. Ergo: na niego wpływu nie masz, ale masz na siebie i swoje decyzje. 2. Jak już inni pisali: możliwe, że dopadł go kryzys związany ze zbyt wczesnym wejściem w dojrzałą rolę: facet ma dopiero 23 lata, a ma już półtoraroczne dziecko (!), żonę, rodzinę, którą musi utrzymać. Być może go ta odpowiedzialność przerosła i nie wie, co z tym fantem zrobić, ale boi się do tego przyznać, może i przed samym sobą (duma i honor faceta). Może do niego dotarło, że jego rówieśnicy ciągle poznają różne atrakcyjne kobiety, dopiero próbują różnych związków, seksu, mają więcej okazji wyjścia na piwo czy gdziekolwiek z kumplami, są mniej uwiązani, kasę wydają tylko na siebie, a nie na rodzinę, a on? Może poczuł ochotę na taką wolność i sfrustrowany, że go to omija i się wyżywa na Tobie, że Ty "jesteś" ograniczeniem tej wolności. Jakby to "była" Twoja wina.. Z tym też nic nie zrobisz, jeśli chłop nie jest skory do rozmowy. 3. Jakkolwiek możesz nie przyjmować tego do wiadomości (jak większość kochających kobiet), to jest spore prawdopodobieństwo, że się zauroczył w jakiejś innej kobiecie. Która jest wolna, niezależna, nie wymaga jeszcze zobowiązań. On ma 23 lata! I może się czuć rozdarty, bo z jednej strony ona i pociągające beztroskie życie, a z drugiej strony żona i dziecko, odpowiedzialność.. Co z tym zrobić? Trudna sprawa. Więc jest sfrustrowany. Może swoim zachowaniem, nawet podświadomie, próbuje Cię zniechęcić do siebie, sprowokować do odkochania się w nim, do tego, abyś miała go dość i chciała odejść - wtedy to niejako Ty podejmiesz decyzję o rozstaniu, a nie on (i nie będzie miał poczucia winy). ->Próbując go nie denerwować, udobruchać, będąc rozumiejącą, itp. właściwie nasilasz problem. Facetów pociągają kobiety niezależne, takie o które trzeba zabiegać, które mają szacunek do siebie, a nie takie, które o nich (i ich łaskawość) zabiegają. Oni lubią zdobywać! Moje rady: jego nie zmienisz - sam Ci to powiedział! - możesz zmienić tylko siebie. Swoje podejście do tego, zachowanie wobec niego. Zastanowić się, czego w zaistniałej sytuacji chcesz (od siebie!). Czujesz do siebie szacunek...? Jesteś szczęśliwa i spełniona? Wiesz, że nie podejmując żadnych kroków i zmian jesteś współodpowiedzialna za narażanie dziecka na taką atmosferę..? Skoro on ma w dupie to, jak Wy się czujecie, to pomóż przede wszystkim sobie i dziecku. Pomysł z wybraniem się z resztą rodziny do terapeuty też jest dobry - bo wszystkich Was to dotyka, skoro on ma to gdzieś, to przynajmniej Wy możecie sobie poradzić z Waszymi emocjami i obrać jakąś strategię. Trzymaj się!
  12. Gratuluję sukcesu!! Mnie też zszokowało to 10 lat... Może dlatego, że sama nie mam już 20stu lat i po takim czasie nie byłabym już młoda, z mnóstwem perspektyw... A powiedz, po jakim czasie terapii czułaś się już jako tako, w miarę ok? (tzn. że więcej było dni dość dobrych) I po jakim czasie mogłaś funkcjonować na podstawowym poziomie (praca choćby na pół etatu lub studia, spotkania z ludźmi, wyjazd na wakacje)? Aha, i jeszcze: czy te 10 lat to było ciągiem u jednego terapeuty, czy policzyłaś wszystkie terapie razem? Przepraszam że tak zasypuję pytaniami, ale będę bardzo wdzięczna za odpowiedzi
  13. A pewnie, że zwierzęta mogą mieć emocjonalne zaburzenia A propos, uwielbiam http://www.youtube.com/results?search_query=dog+whisperer Dog whisperer, świetny człowiek, który ma rewelacyjne podejście do psów i pokazuje, że można pomóc
  14. Dokładnie. Jak się było w życiu często odrzucanym, także przez najbliższe osoby, to ma się głód miłości i zrozumienia. Trudno wtedy nie idealizować takiej osoby, nie zauroczyć się i nie chcieć przylgnięcia do kogoś, kto nam to wreszcie daje, takie niezwykłe i niespotykane się to się jawi. A zakochanie w wyraźnie starszej kobiecie (nie mówię o różnicy paru lat) to też może być nieświadome pragnienie bycia kochanym przez matkę. Ta kobieta zresztą sama ma takie skojarzenia względem autora postu, mówiąc niby żartobliwie o adoptowaniu go (czyli obsadzaniu w roli dziecka), więc coś jest na rzeczy moim zdaniem. Co nie zmienia faktu, że zapewne są pary, którym taki układ odpowiada i są szczęśliwi:) Każdy z nas coś tam sobie w związku kompensuje..
  15. Nie jestem co prawda kobietą 40+, ale wypowiem się, bo zdarzyło mi się mieć parę razy młodszego partnera (choć nie była to różnica większa niż 9 lat). Spotykałam się z nimi, bo ujęli mnie swoją osobowością, pociągali, dobrze mi się rozmawiało i nie miałam poczucia różnicy wieku, jak to czasem bywa - byli dojrzali, ogarnięci bardziej niż na swój wiek. Czasem ci starsi bywali bardziej niedojrzali. Niewielka różnica wieku dla mnie nie gra bardzo dużej roli pod warunkiem, że nie jesteśmy na kompletnie innych etapach życia, jeśli potrzeby i cele się mocno rozmijają. Dla mnie ważne jest, aby mężczyzna był dojrzały emocjonalnie, empatyczny, odpowiedzialny i... zdrowy psychicznie. Piszę szczerze. (i vice versa - sama z tego powodu, że zdrowa się teraz nie czuję, nie nadaję się obecnie do związku). Nie chciałabym być z kimś, kto ma problemy takiej natury i się nie leczy, nie pracuje nad sobą pod okiem specjalisty, nic z tym nie robi. Bo najzwyczajniej w świecie oznacza to poważne perturbacje w związku. Mam trochę wrażenie, że poza zauroczeniem nią jako kobietą widzisz w niej też jakby swoją opiekunkę - po pierwsze jest starsza (i moim zdaniem to nie jest przypadkowe - podobnie jak moje zauroczenia młodszymi), możesz się wygadać jej o Twojej chorobie, po drugie wygląda to trochę tak, jakbyś chciał leczyć siebie poprzez relację z nią, zakochanie, a to nie ta kolejność moim zdaniem - sam "powinieneś" (nie znoszę tego słowa, ale inne nie przychodzi mi teraz do głowy, sorry) najpierw być względnie stabilny (na tyle, na ile to jest możliwe w przypadku ChAD), aby dać kobiecie oparcie, poczucie bezpieczeństwa, zdrowe partnerstwo. Jak siebie oceniasz w tym zakresie na dziś? Nadajesz się na partnera czy bardziej na przyjaciela? Ja jak myślę o związku, którego z jednej strony pragnę, to zastanawiam się przede wszystkim, co JA mogę drugiej osobie dać i moją odpowiedź znam... Nie zmienia to faktu, że nie jestem tą kobietą i ona może mieć do Ciebie zgoła inne podejście
  16. Ze względu na trudne dzieciństwo psa uważam, że to drugie byłoby niekorzystne - może spowodować reaktywację traumy, dekompensację i konieczność długoterminowej psychoanalizy (a psy nie żyją nie wiadomo jak długo). Soft porno też nie jest dobre na dłuższą metę, bo pies się uzależni od masturbacji i będzie okupował komputer. Optymalna byłaby socjalizacja z sukami, oczywiście metodą stopniowej ekspozycji na erotyczne bodźce. A bardziej na poważnie - jasne, że na zwierzęta atmosfera domowa bardzo wpływa, moje koty były nerwowe, dość agresywne, chorowite i niestety krótko żyły.
  17. Z czym Wam dziewczyny jest najciężej obecnie? Mnie z cała gama ekstremalnie silnych emocji, których wyrażenie byłoby zupełnie nieadekwatne do danej sytuacji wiec cały wysiłek idzie na tłumienie tego, ale te emocje przebijają sie tak bardzo, jakby mi miały żyły pęknąc z ich natłoku włącza mi sie lęk, panika, liczne somatyczne objawy.. Wracam do domu i wyje, jest mi tak cieżko, ze chciałabym zniknąć.. Za tydzień terapia po długiej przerwie urlopowej i myśle, ze wychodzę z hibernacji w związku z tym i stad ten natłok tego, no ale wiedza jedno przeżywanie drugie..
  18. Hej, moim zdaniem Twój główny problem to samoocena, samoakceptacja, lękiem, a problem z odżywianiem to "tylko" pochodna tego, taki wierzchołek góry lodowej - zresztą sam widzisz powiązanie z dzieciństwem. W związku z tym uważam, że skupianie się na diecie, ćwiczeniach itp. nie rozwiąże problemu, to takie podcinanie chwastu, który ciągle odrasta. Idź na terapię:) Jeśli na NFZ to psychiatra może dać Ci skierowanie i być może jakieś leki, które choć trochę ograniczą nadmierny apetyt. -- 24 lip 2014, 12:03 -- A i jeszcze - polecam terapię przyczynową, w której przerabiasz emocje, rozumienie siebie, relacje z ludźmi kiedyś i teraz, a nie samą behawioralną skoncentrowaną na problemach z odżywianiem i kręceniem się wokół tego tematu oraz wykonywaniem zadań zalecanych przez terapeutę typu "niech Pan je 5 razy dziennie" i nic więcej, bez sięgania głębiej. Tacy terapeuci są o kant dupy potłuc. A jak Ci nie odpowiada psychiatra to idź do innego.
  19. Na jakiej podstawie tak sądzisz..? Mój osąd jest czysto emocjonalny, nie poparty żadnymi racjonalnymi argumentami, wynika chyba z zazdrości ponieważ osoby z borderline są jakby bardziej widoczne i przez to coraz więcej osób (psychiatrów , psychologów) się nimi zajmuje, można poczytać więcej publikacji o tym zaburzeniu niż np. o osobowości unikającej, bo unikający często cierpią w milczeniu,co nie znaczy że mniej, ale to tylko moje zdanie. Ok, masz oczywiście prawo do swojego zdania, ale uwierz... nie masz czego zazdrościć. Obiektywnie rzecz ujmując borderline jest zaburzeniem o wiele głębszym, na pograniczu psychozy, zdarzają się niektórym z nas halucynacje, urojenia czy też poważne tracenie kontaktu z rzeczywistością jak w schizofrenii, totalna zmiana obrazu siebie co kilka godzin czy minut, próby s., pocięte ciała, a do tego cały pakiet zaburzeń lękowych, depresyjnych, odżywiania. Jakby wszystkie pozostałe zaburzenia na raz.. W związku z tym wielu z nas jest częstymi pacjentami oddziałów zamkniętych. Funkcjonowanie wśród ludzi z tym wszystkim jest bardzo utrudnione lub kompletnie niemożliwe. Ja nie jestem aktualnie w stanie pracować, studiować, ze względu na moją chwiejność i lęki trudno mi utrzymać się gdzieś na dłużej. O dłuższym związku czy małżeństwie nie wspomnę. W związku z tym wszystkim wcale niekoniecznie terapeuci chętnie się podejmują leczenia, bo mają osobę skrajnie chwiejną, z tendencją do zrywania terapii x razy, mówiącą o samobójstwie, tnącą się, na przemian idealizującą terapeutę i nienawidzącą, manipulującą nawet nieświadomie. Sama doświadczyłam kilka razy odmowy podjęcia się terapii, a nawet zerwanie terapii ze strony lekarza, bo sobie nie radził. Znalezienie kompetentnej t. zajęło mi prawie dekadę... Poza tym terapia borderline trwa przeciętnie znacznie dłużej niż innych z.o., rzadko do 3 lat no i rokowania są mniej optymistyczne zazwyczaj. Takie są realia. Taki krzyż noszę na codzień, zazdrościć nie ma czego jak widzisz Ale ale.. ja myślę, że dla każdego jego cierpienie jest najgorsze w sensie tym, że jest JEGO. Ja przeżywam swoje, Ty swoje, a ktoś jeszcze co innego i w sumie co z tego, że inny ma (według nas, bo nie wiemy, co w głowie siedzi) lepiej czy gorzej. Trzeba się ze swoim własnym problemem uporać.
  20. Wypowiem się, bo byłam na 7F. No, to miałaś próbkę terapii analitycznej Jeśli dr miał ciemne włosy i oczy i był niewysoki to po opisie chyba wiem, z kim miałaś tę konsultację. Hmm, cóż Ci powiedzieć? Tam są różni terapeuci, jedni bardziej drudzy mniej aktywni, ale ogólnie zawsze więcej mówisz Ty. Najbardziej rozmowni są zazwyczaj lekarze stażyści. Terapeuty tam nie możesz sobie niestety wybrać ani zmienić, jeśli źle się czujesz w relacji z nim - możesz o tym jemu mówić. Ja po 7F zaczęłam kontynuować terapię w nurcie psychodynamicznym i o wiele wiele lepiej się w takiej relacji czuję, moja t. jest zaangażowana, ciepła i nie przysypia. -- 23 lip 2014, 14:25 -- Na kwalifikacjach bywają moim zdaniem nie tyle specjalnie niemili, co raczej konfrontujący bez owijania w bawełnę w dość oschły sposób czasem, aby zobaczyć, jaką pacjent ma możliwość wytrzymywania frustracji, bo na oddziale będzie w cholerę dużo sytuacji frustrujących. Dla kogoś, kto zbyt kiepsko z tym sobie radzi psychicznie, pobyt tam może wręcz zaszkodzić. -- 23 lip 2014, 14:40 -- Podczas całego pobytu brałam 75mg sertraliny. Nikt nigdy ze mną nie poruszał tematu farmakologii właściwie, nie naciskali na odstawianie czy zmniejszanie dawki, po prostu temat nie istniał:) Inni też łykali. Po leki tam zgłasza się samemu, nie wołają, więc jak zapomniałam, to nikt mnie nie upominał. A co do kwetiapiny - jako laik co prawda uważam, że taka dawka jest gigantyczna (mnie 10mg zwalało z nóg) i być może Ci ją zmniejszą jeśli uznają, że np. za bardzo Cię uspokaja, przymula, usypia albo odrywa od emocji, bo wtedy terapia nie ma sensu, trzeba być w miarę trzeźwym;) To nie jest tak, że oni przyjmują bardziej chorych, zupełnie nie. Podczas mojego pobytu były osoby i głęboko zaburzone, i całkiem nieźle funkcjonujące, które w życiu na oddziale zamkniętym nie były ani leków nie brały. Personel przede wszystkim patrzy na motywację, taką prawdziwą, a nie deklarowaną, na zdolność reflektowania i znoszenia frustracji na podstawowym poziomie. Co nie znaczy, że nie popełniają błędów - zdarzało się, że przyjmowały osoby kompletnie nie nadające się i nieraz sami przyznawali się do błędu i wypisywali, a z drugiej strony - mojej znajomej nie przyjęli, a dziewczyna była bardzo zmotywowana, po odmowie poszła na terapię i niedawno ją skończyła z ogromnym sukcesem :) Wniosek: na pewno nie można ich traktować jak wyrocznię, a oddział jako ostatnią deskę ratunku! Więc Twoje nastawienie, aby nie zrażać się ewentualną odmową i szukać innego terapeuty jest dobre:) Nie, chodzi o uzależnienie od benzodiazepin, narkotyków lub alkoholu. Od tego trzeba być czystym przez pół roku przed 7F.
  21. MistyDay, A może taka reakcja jest tylko przejściowa i warto się przemęczyć jeszcze parę dni? Może to minie. Ja pierwszego dwa dni po lamo też czułam się przybita i naćpana oraz zderzyłam się z framugą drzwi z powodu zaburzonej koordynacji Ale zaczyna być lepiej, na pewno czuję, że rozluźnia mnie ten lek, gdy biorę wieczorem przed snem, napięcie ze mnie schodzi w dużej mierze. Co do ataków paniki - przed braniem obecnego zestawu leków miałam je codziennie po kilka razy o sile takiej, że brałam codziennie benzo i wylądowałam w szpitalu. Teraz jest tak, że mniejszy lub silniejszy lęk czuję niemal nonstop, napięcie też, ale ostre ataki paniki, gdy totalnie wariowałam i kończyłam na pogotowiu, się skończyły - po dodaniu stabilizatora (do SSRI).
  22. Nastia

    moja żałosna poezja

    Skoro uważasz, że żałosna, to dlaczego publikujesz?
  23. Na jakiej podstawie tak sądzisz..?
  24. Chyba jest tak, jak z każdym lekiem - dla każdego co innego, nawet z ta samą diagnozą. Jeden z BPD ma głównie problem z kontrolą agresji lub autoagresji, inny z lękami, ktoś z bulimią.. i dlatego inne leki nam czasem służą. W moim przypadku zdecydowanie dominuje skłonność do głębokich depresji oraz lęków wszelkiego rodzaju o silnym natężeniu (nie wspominam o takiej oczywistości jak chwiejność). Brałam kiedyś oba te leki na raz (ale było to tak daaawno temu, że kompletnie nie pamiętam działania lamo i dlatego zapytałam tu na forum) i coś Ci powiem, ale podkreślam, że nie w celu nastraszenia Cię, absolutnie, ale abyś nie była zaskoczona, jeśli u Ciebie także się podobny skutek pojawi: po kilku dniach brania depy i lamo naraz wystąpiło u mnie nagle podwójne widzenie, potem poczwórne, po-ósme Stało się to na mieście i byłam wtedy totalnie przerażona (pomagało przykrycie jednego oka). ALE. Takie incydenty trwały w sumie góra tydzień i przechodziły po 15 min po podaniu leku, którego nazwy niestety nie pamiętam. Później nigdy się to nie powtórzyło, tylko na samym początku - i brałam ten zestaw dalej. Więc jakby co - luz
  25. Ja mam. Akurat odstawiłam Depakine na rzecz lamotryginy, czyli odwrotnie niż Ty Zrezygnowałam z Depakiny dlatego, że potwornie zaczęły mi po niej lecieć włosy, garściami, a poza tym piersi strasznie mnie bolały nonstop (chyba podwyższa prolaktynę). No i w moim przypadku nie było zauważalnych efektów w postaci zmniejszenia chwiejności. Ja z natury też chuda jestem, mam szybką przemianę materii, więc nawet Depakine nie dała rady mnie nic podtuczyć ani nawet zwiększyć apetytu (tzn. mam normalny), ale zaznaczam, że brałam teraz 600mg na dzień. Kiedyś dawno temu brałam ją w dawce 1500mg i wtedy przytyłam po dłuższym czasie ok.12kg. Plus był taki, że bardzo urosły mi cycki Dlaczego odstawiasz lamo? -- 22 lip 2014, 09:01 -- Po 3,5 miesiąca, zaczęłam świrować i trafiłam do szpitala nie zdziwiłabym się gdyby tak było też w tym przypadku. jestem rozchwiana emocjonalnie jak liść na jesiennym wietrze i tylko kwestią czasu jest to kiedy spadnę... no chyba, że stabilizator nastroju da tu radę. Ja byłam przygotowana na to, że podczas terapii będą ogromne kryzysy i że okresowo być może będę potrzebować szpitala i wcale nie będzie to znaczyć, że ta terapia jest niepomocna lub bezcelowa. I tak też się dzieje - w tym roku byłam w szpitalu już dwa razy (ten pierwszy raz po 1,5 roku terapii), po wyjściu kontynuowałam i kontynuuję leczenie u tej samej terapeutki - to jest jeden z moich sukcesów, efektów, bo wcześniej utrzymanie relacji tak długo (już 2 lata) było totalnie niemożliwe. Nie zrażajcie się więc do terapii takimi upadkami. Jedyne, co mnie rozczarowuje i wkurza to, że leczenie BPD trwa latami
×